ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 marca 5 (125) / 2009

Magdalena Kempna-Pieniążek,

ROZWAŻNIE I ROMANTYCZNIE

A A A
Wydana pod znaczącym tytułem „Romantyzm, niedokończony projekt” książka Agaty Bielik-Robson jest zdecydowanie czymś więcej niż zbiorem esejów poruszających zagadnienia szeroko rozumianej nowoczesności, jej uwikłania w związki z tradycją romantyczną i konsekwencji tego uwikłania, jakie do dziś – a może właśnie dziś szczególnie – dają się odczuć w naszej kulturze. „Romantyzm, niedokończony projekt” to propozycja pewnego stylu myślenia. Propozycja, warto dodać, za którą stoi zaproszenie do dyskusji (czy też raczej do całego szeregu dyskusji), swoisty gest otwarcia się na wszelkie polemiki, uzupełnienia i reinterpretacje już podjętych wątków.

Gest otwarcia i zaproszenia jest tak wyrazisty może przede wszystkim dzięki samej strukturze książki Bielik-Robson. Podzielona na cztery części – „Rewizje”, „Agony”, „Aprecjacje” i „Interwencje” – gromadzi ona powstałe na przestrzeni kilkunastu lat i publikowane na łamach licznych czasopism eseje o różnorodnej tematyce, stylistyce i, jeśli można tak powiedzieć, „wadze”, ukazując je jako głosy w rozmaitych dyskusjach, na ogół komplementarne względem siebie nawzajem, często dowodzące ewolucji przemyśleń autorki na konkretne tematy. W świetle przedstawionych w książce tekstów sama Agata Bielik-Robson jawi się nie tylko jako myślicielka-filozofka, ale i jako świetna, operująca wyrazistym stylem publicystka, z ochotą, żywiołowością i swadą (ale i umiarem!) włączająca się w polemiki i dyskusje dotyczące między innymi feminizmu czy kultury masowej.

Filozofia uprawiana przez Bielik-Robson nie jest celem samym w sobie. To filozofia, która ma przede wszystkim służyć życiu (abstrahuję tu od jakże ciekawej dyskusji na temat tej frazy zawartej w tekstach poświęconych neonietzscheanizmowi), dlatego można – a nawet należy – z jej perspektywy uprawiać krytykę literacką (ciekawe interpretacje powieści Houellebecqa), wypowiadać się na temat kwestii pokoleniowych i czysto egzystencjalnych (artykuły o miłości czy śmierci). Czytając fragment błyskotliwej polemiki autorki z Michałem Pawłem Markowskim („Nasza mała destabilizacja. O nietzscheanizmie nieustraszonym na marginesie książki Michała Pawła Markowskiego Nietzsche. Filozofia interpretacji”), nie sposób oprzeć się wrażeniu, że nie tylko o kwestię interpretacji dorobku autora „Z genealogii moralności” w niej chodzi; dyskusja zdaje się dotyczyć samego kształtu filozofii. Bielik-Robson świadomie i konsekwentnie (potwierdza to kolejny esej, „Autoportret w nienietzscheańskim zwierciadle”) przeciwstawia się bowiem takiemu modelowi myślenia, w którym filozof jawi się jako „kontrkulturowy poeta albo gwiazda rocka, których zadaniem jest uchwycić to jeszcze nieuchwytne coś, co wisi w powietrzu i co nadaje kształtu teraźniejszości” (s. 129). W dowcipnie skonstruowanej przez Bielik-Robson wizji szarżująca współczesna humanistyka, zachwycająca się (zdaniem autorki – na ogół powierzchownie zinterpretowanymi) właściwościami stylu Nietzschego, której orędownikiem i – właśnie – „gwiazdą” okazuje się Markowski, przypomina malowanie na murach hasła Nietzsche rules i wydawanie książek pisanych „stylem nożownika, któremu roi się, że kiedy interpretuje, to wojuje” (s. 127).

Prowokacyjna, inkrustowana efektownym literackim stylem filozofia jest czymś, przed czym Bielik-Robson ostrzega z rozwagą i troską, świadoma tego, że nie tylko o jakąś abstrakcyjną dziedzinę nauki tu chodzi, ale o życie właśnie – o to, w jaki sposób jest ono interpretowane i postrzegane w swoich rozmaitych objawach. Dlatego też spora doza uwag krytycznych pada w „Romantyzmie…” nie tylko pod adresem Markowskiego, ale i na przykład „filozofującego sierpem i młotem” Slavoja Žižka, charakteryzowanego jako postać „zbyt inteligentna, by zbyć ją lekceważącą formułą szarlatana – ale zbyt widomie prowokacyjna, by można ją traktować poważnie i bez obiekcji zaprosić na salon, gdzie toczy się cywilizowana «konwersacja ludzkości»” (s. 295-296). Słoweński filozof jest tutaj przy tym zaledwie jednym z przykładów nierozważnego zdaniem autorki igrania z ideologiami. Innym przykładem okazuje się Kazimiera Szczuka, która „feministką została po to, by wymierzać «mistrzowskie» ciosy z wyżyn swego krytycznego logosu” (s. 372). Przytaczam tu co soczystsze fragmenty z tekstów autorki jedynie w celu zasygnalizowania żywiołowości jej stylu – żywiołowości, rzecz jasna, nieustannie poddawanej dyscyplinie rozsądku i merytorycznej spójności wypowiedzi. Rzeczywiste argumenty, jakie Bielik-Robson wysuwa względem teorii, z którymi dyskutuje, są bowiem ważkie i raz po raz poruszają kwestię niezwykle istotną: jakiej filozofii i jakiej humanistyki właściwie chcemy? A dyskutować wcale nie jest łatwo, o czym można się przekonać, czytając chociażby relację z polemiki ze Slavojem Žižkiem.

Rozwodzę się tutaj nad polemicznymi tekstami autorki, zgromadzonymi głownie w działach „Agony” i „Interwencje” dlatego, że to właśnie one najlepiej uwidaczniają ogromną żywotność zagadnień, o jakich pisze Bielik-Robson; zagadnień, które nie są bynajmniej jedynie domeną spekulacji zamkniętych w wieżach z kości słoniowej filozofów. Wszak na każdej z prawie pół tysiąca kart tej książki kryją się pytania o to, czym jest nowoczesność i kim jest człowiek nowoczesny, z jakimi problemami – obecnymi w życiu społecznym, kulturalnym, a niejednokrotnie i codziennym – przychodzi mu się zmagać, w jaki sposób próbuje dookreślić samego siebie i swoje miejsce w świecie.

Nowoczesność w ujęciu Bielik-Robson jest jednak w jakiś sposób szczególna, bo podszyta romantyzmem. Tytuł zbioru jej esejów stanowi oczywiście nawiązanie do słynnej rozprawy Habermasa „Modernizm – niedokończony projekt”. W odróżnieniu jednak od filozofa, który zastanawiał się głównie nad oświeceniem jako formacją niezwykle istotną dla rozwoju kultury zachodniej, Bielik-Robson poświęca uwagę romantyzmowi, a zwłaszcza jej odmianie brytyjskiej, choć oczywiście swoistymi punktami (negatywnego?) odniesienia są dla autorki także warianty niemiecki i polski. Co takiego znajduje Bielik-Robson u Brytyjczyków (i po części Amerykanów), czego nie ma w kontynentalnej odmianie myśli romantycznej? Autorka odpowiada na to pytanie we wstępie, posiłkując się takimi kategoriami jak „chytrość”, „spryt” czy „rozwaga”. Kilkakrotnie powraca w książce zaczerpnięte z tytułu powieści Jane Austen wyrażenie „rozważna i romantyczna”. Autorka odnosi je wręcz do samej siebie, w tytule wstępu do swojej książki akcentując oba człony Austenowskiej frazy: „I rozważna, i romantyczna”. Chodziłoby tu zatem o taką reinterpretację romantyzmu, która ujawniłaby tkwiącą w nim „rozważność” czy też „racjonalność” jego myśli. I to właśnie na gruncie brytyjskim Bielik-Robson znajduje możliwość spojrzenia na romantyzm jako na „niedokończony projekt innej nowoczesności”, dodając, że w gruncie rzeczy „romantyzm to nie eskapistyczne marzycielstwo, lecz, dokładnie odwrotnie: protest, mentalny bój, antyteza. To Blake’owska sztuka walki, której broń stanowią własne, zawsze tylko własne «strzały pragnienia»” (s. 17).

Opowiadając się za rewizją romantyzmu, autorka zdaje sobie doskonale sprawę z przeszkód, jakie muszą napotkać chcący wcielić ten postulat w życie na gruncie polskiej humanistyki. Dlatego też zabiera się do rzeczy systematycznie i rzetelnie, drążąc pisma zarówno polskich jak i zagranicznych autorów, pokazując, w jak wysokim stopniu żywioł romantyczny (lecz nie gorączka romantyczna!) przenika dzieła nawet tych twórców, którzy wydawali się jego największymi krytykami. Z perspektywy Bielik-Robson romantyczny jest więc nastawiony rewizjonistycznie względem epoki Stanisław Brzozowski, romantyczni są Marshall Berman, Walter Benjamin, a także Izajasz Berlin – „romantyk mimo woli”. Ba, romantyczny próbuje być nawet sam Habermas, choć temu akurat się nie udaje, gdyż szybko, „z automatyzmem wańki-wstańki powraca on do tego samego oświeceniowego optymizmu, który porzucił był na poziomie diagnozy” (s. 71).

Ogromna ilość perspektyw, z jakich Bielik-Robson patrzy na romantyzm jako na stałą podbudowę (albo przynajmniej jako na niedające się wymazać tło) kultury, jest być może największą zaletą jej książki. Od pewnego czasu wszyscy wiemy wszak, że z romantyzmem – mówiąc nieco kolokwialnie – „trzeba coś zrobić”. Może niekoniecznie takie „coś”, jakie zaproponowała Maria Janion w słynnej, wciąż cytowanej, chociaż chyba już nieszczególnie lubianej książce „Czy będziesz wiedział, co przeżyłeś?”. Może raczej „coś” podobne do tego, co osiągnął Charles Taylor, opierający na romantycznych ideałach swoją propozycję etyki autentyczności, omawianą szeroko przez Bielik-Robson w jednej z jej wcześniejszych książek, „Innej nowoczesności”. Strywializowany do bólu w szkolnych analizach, pokutujący wciąż jeszcze w Polsce w coraz bardziej karykaturalnych formach przywołujących na myśl jego wersję tyrtejsko-martyrologiczną, romantyzm domaga się reinterpretacji i rewizji, odsłonięcia jego ukrytego oblicza. Książka Bielik-Robson jest doskonałym dowodem na to, w jaki sposób ten „odmienny” romantyzm, niedokończony projekt „innej nowoczesności” wychyla się spoza zjawisk współczesnej kultury (zarówno tej „wysokiej”, jak i „niskiej”, choć podział ten autorka uznaje za sztuczny i niesprawiedliwy). Tym samym za pomocą swoich esejów Bielik-Robson zatacza szerokie horyzonty potencjalnej dyskusji na temat tego, „co z romantyzmem można jeszcze zrobić”.

Tym samym docieramy do kolejnego z powodów, dla których „Romantyzm, niedokończony projekt” można uznać za liczące ponad czterysta stron zaproszenie do dyskusji. Ostatni z esejów, napisany w sierpniu 2008 roku, kończy się wiele mówiącym skrótem-obietnicą „cdn.”. Swojej książce pragnie autorka nadać znamiona otwartości – zebrane w niej eseje postrzega jako pewien wyimek, część całości, która rysuje się może gdzieś w odległej przyszłości. A ponieważ Bielik-Robson nie boi się skojarzeń z kulturą popularną, pozwolę sobie sięgnąć po nie i ja. „Ciąg dalszy nastąpi” to wszak ulubiona formuła twórców seriali, którzy niejednokrotnie zawieszają akcję danego odcinka w najbardziej ekscytującym momencie, podtrzymując tym samym w widzach zainteresowanie i pragnienie zobaczenia tego, co „było/będzie dalej”. Eseje Bielik-Robson również „urywają się” w szczególnym momencie, intrygującym z perspektywy czysto intelektualnej. Oto horyzonty zostały zatoczone, pewna propozycja przedstawiona. Czym jednak wypełni się ta przestrzeń potencjalnej dyskusji? Jakimi jeszcze głosami, jakimi polemikami, jakimi interpretacjami?

Być może jednak ów ostatni dopisek „cdn.” należałoby odczytać inaczej. Może u Bielik-Robson jest podobnie jak u Wima Wendersa (swoją drogą również mocno uwikłanego w dialog z romantyzmem), który swoje doskonałe „Niebo nad Berlinem” zakończył podobną obietnicą kontynuowania wątków zawartych w filmie. Chociaż po kilku latach reżyser rzeczywiście nakręcił sequel swojego dzieła („Jak daleko, jak blisko”), w chwili premiery „Nieba nad Berlinem” niewielu krytyków zamierzało rozliczać twórcę z tej obietnicy. Film, którego struktura była z założenia epizodyczna, od początku do końca manifestował otwartość swojej formy. W tym sensie finalne „ciąg dalszy nastąpi” było zarówno obietnicą sequela, jak i sugestią, że „Niebo nad Berlinem” to tylko wyimek ze znacznie obszerniejszego traktatu, na który składają się – i składać się będą – kolejne dzieła twórcy, powracające wciąż do ulubionych i „niedokończonych” tematów. Zamykające ostatni esej „cdn.” Agaty Bielik-Robson, podobnie jak finał filmu Wendersa, jest obietnicą, ale i wyzwaniem. Obietnicą dlatego, że rozbudza ciekawość i pozostawia nadzieję na równie interesujący „ciąg dalszy”. Wyzwaniem dlatego, że – zważywszy na charakter propozycji dyskusji zawartych w esejach autorki – ów „ciąg dalszy” jest zaproszeniem do wspólnego wysiłku interpretacyjnego, do odkrywania kolejnych ścieżek „niedokończonego projektu romantyzmu”.
Agata Bielik Robson: „Romantyzm, niedokończony projekt”. „Universitas”, Kraków 2008.