ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (127) / 2009

Krzysztof Grudnik,

23. (PO)NOWOCZESNA KONDYCJA PRZESĄDU

A A A
Zabobony obecne są w kulturze od dawna. Jeśli włączyć w tę kategorię proces tabuizacji, charakterystyczny dla pierwotnej fazy rozwoju kulturowo-religijnego, określanej przez Freuda mianem animistycznej, to można zaryzykować stwierdzenie, że są one niemal tak stare, jak sama kultura. Podobnie jak ona, zabobony przechodzą wewnętrzne przeobrażenia. I choć na tym polu tradycja wydaje się czynnikiem niezwykle silnym, to przecież niektóre zabobony wygasają, a na ich miejsce pojawiają się nowe. Być może jest tak, że charakter wchodzącego do obiegu przesądu jest odzwierciedleniem charakteru czasów, w jakich dokonuje się to włączenie. Teza ta wymagałaby dogłębnych i szeroko zakrojonych studiów w ujęciu diachronicznym, które dalece wykraczają poza ramy tego tekstu. Zamiarem moim jest podjęcie tematu na sposób synchroniczny i wykazanie sposobów tworzenia, wprowadzenia do obiegu i funkcjonowania w nim – co określiłem ogólnie mianem kondycji – zabobony w kulturze (po)nowoczesnej.

Przykładem kondycji zabobonu w dobie (po)nowoczesności jest historia liczby 23. Najwcześniejszą wzmiankę ujmującą ją w tej kategorii odnajdujemy we wspomnieniach Roberta Antona Wilsona, który przywołuje innego amerykańskiego pisarza, Williama Burroughsa. Burroughs opowiadał Wilsonowi, jak w roku 1960 rozmawiał z niejakim kapitanem Clarkiem, który pochwalił się autorowi „Nagiego lunchu”, że pływa już 23 lata bez choćby jednego wypadku. Tego samego dnia statek Clarka odbił od brzegu i po przepłynięciu paru mil uległ awarii, na skutek której zatonął, a cała załoga – wliczając kapitana – zginęła. Później, gdy Burroughs rozmyślał nad tym zagadnieniem, spiker radiowy obwieścił, że w pobliżu Florydy rozbił się samolot. Pilotował go mężczyzna nazwiskiem Clark, a lot posiadał numer 23. Od tego czasu Burroughs – a za jego sprawą także Wilson – zaczął wynotowywać wszystkie przypadki pojawiania się liczby 23 w różnych, często zaskakujących sytuacjach. Katalog przypadków „niesamowitego” pojawienia się liczby 23 skwapliwie poszerzał Robert Anton Wilson. W napisanej wraz z Robertem Sheą trylogii „Iluminatus!” wyliczył szereg przykładów, skupiając się szczególnie na okolicznościach śmierci słynnych anarchistów.

Co ciekawe, o bardzo podobnym procesie pisał już w 1919 roku Zygmunt Freud w swojej rozprawie pod tytułem „Niesamowite”. Warto przywołać tu jej fragment: „[C]zynnik niezamierzonego powtórzenia sprawia, iż coś skądinąd niewinnego, staje się niesamowite i nieodparcie przywodzi na myśl ideę czegoś fatalnego, przed czym nie sposób uciec, choć w innej sytuacji w tych samych okolicznościach mówilibyśmy li tylko o «przypadku». Tak więc na przykład z pewnością mamy do czynienia z przeżyciem z gruntu obojętnym, kiedy w zamian za oddaną do szatni odzież otrzymujemy numerek z pewną liczbą – powiedzmy, że jest to liczba 62 – lub gdy przekonujemy się, że przydzielona nam na statku kabina nosi ten sam numer. Ale wrażenie to ulega zmianie, gdy oba te skądinąd obojętne fakty mają miejsce w bezpośrednim sąsiedztwie, tak że jednego i tego samego dnia kilkakrotnie mamy do czynienia z liczbą 62, gdy dane jest nam poczynić spostrzeżenie, że wszystko, co w jakiś sposób jest określone numerycznie – a więc adresy, numery pokojów hotelowych, numery wagonów itd. – stale przynosi nam ten sam numer, jeśli nie samodzielnie, to przynajmniej jako część składową. Uznajemy zatem, że jest to «niesamowite», jeśli zaś nie jesteśmy stuprocentowo uodpornieni na pokusy zabobonu, będziemy skłonni uważać, że ów uporczywy powrót danej liczby ma jakieś tajemne znaczenie”.

Nie ma większego znaczenia, czy wspomniane przez Burroughsa wydarzenia były jego autentycznymi przeżyciami, czy też mistyfikacją zainspirowaną tym szeroko już wtedy znanym tekstem niemieckiego psychoanalityka. Kluczowym elementem pojawiającym się zarówno w relacji Burroughsa, jak i w eseju Freuda jest powtórzenie. Niemożliwym jest nadanie specjalnej rangi liczbie, której pojawienie się – bez względu na to, w jak niecodziennych wystąpi okolicznościach – miałoby charakter jednorazowy. Dopiero powtarzanie, powielanie, czyli to, co stanowi podstawowy problem ponowoczesności, jest w stanie wytworzyć nowy zabobon. Przesądność, tak samo jak postmodernizm, podważa autentyczność jednostkowości i oryginalności.

Warto zwrócić uwagę na swoistą nieoznaczoność zabobonu w ujęciu (po)nowoczesnym. Jak wiemy, w teorii znaku de Saussure’a wprowadzone zostało rozróżnienie na element znaczony i znaczący – tradycyjne zabobony stanowią doskonałą egzemplifikację tego modelu. Czarny kot przebiegający drogę jest elementem znaczącym znaku, którego stroną znaczoną jest pech, nadchodzące nieszczęście. Bywają przesądy z jeszcze bardziej sprecyzowaną stroną znaczoną. Tymczasem zabobon (po)nowoczesny, taki jak liczba 23, pozbawiony jest elementu znaczonego. 23 to signifiant oderwane od signifié, znaczące nie odnoszące się do żadnego znaczonego. Znaczone można wskazać dopiero po fakcie, nie jest z góry ustalone, nie znany jest nawet jego charakter. Pojawienie się 23 może wieścić coś zarówno pozytywnego, jak i negatywnego, przez co wydaje się wykraczać poza tego typu dychotomie.

Mając kontakt z Kerrym Thornleyem i środowiskiem kalifornijskich libertarian, Wilson szybko zetknął się z dyskordianizmem, religią wymyślona głównie przez Grega Hilla pod koniec lat 50., która „opiera się na kulcie Eris, greckiej bogini chaosu i zniszczenia, zwanej w łacinie Discordią” (Robert Anton Wilson, „Kosmiczny spust”). Jedną z dyskordiańskich zasad jest „prawo piątek”, polegające na tym, że „wszystkie zjawiska zachodzą piątkami, lub są podzielne przez pięć, ewentualnie stanowią którąś potęgę piątki czy też w jakikolwiek inny sposób – wprost lub nie – łączą się z liczbą pięć” („Principia discordia”). Wkład Wilsona w rozwój dyskordiańskiej ateologii polegał na dodaniu analogicznego „prawa 23”, co zostało tym chętniej zaakceptowane, że 2 plus 3 daje 5, „nie trzeba było długo czekać, by dyskordianie zaczęli dopatrywać się wszędzie piątek i dwudziestek trójek”.

Celem zabiegu nie było, rzecz jasna, wytworzenie kolejnej zbiorowej paranoi. Chodziło o ukazanie tego, jak działają tak zwane tunele rzeczywistości. Twórcą koncepcji tuneli rzeczywistości był amerykański psycholog, ikona tamtejszej kontrkultury, Timothy Leary. Jego model opiera się na założeniu, że rzeczywistość zewnętrzna, w każdej sekundzie, bombarduje nasze receptory milionami informacji. Bezkrytyczny i całościowy odbiór wszystkich informacji wywołałby chaos i całkowicie zdezorientował nasze umysły. W związku z czym każdy z nas posiada specyficzny i indywidualny filtr, który dokonuje wstępnej selekcji bodźców dopuszczanych do naszej świadomości. Ogół potencjalnie odbieranych przez nas impulsów składa się na osobisty tunel rzeczywistości. Ponieważ tunel rzeczywistości jest konieczny, bo bez niego człowiek popadłby w obłęd, i ponieważ stanowi rodzaj mediacji między umysłem a rzeczywistością zewnętrzną, stawia w stan zagrożenia wszelką prawdę obiektywną. Jednakże stan zagrożenia nie oznacza negacji prawdy jako takiej. Niemożliwe jest doświadczenie całości prawdy, doświadcza się jedynie pewnego fragmentu i ta fragmentaryczność subiektywizuje prawdę. Dlatego jedna rzecz może być postrzegana na wiele sposobów, w zależności od filtrów percepcji konkretnej jednostki. W bardziej obrazowy sposób wyraził się kiedyś William Blake, mówiąc że „głupiec widzi inne drzewo niż mądry”.

Wilson odcina się od New Age’owych pomysłów całkowitego kreowania rzeczywistości. Tłumaczy to tak: „Cokolwiek się z tobą dzieje, zawsze znajdujesz się w tunelu rzeczywistości, który jest synergicznym wytworem wewnętrznego i zewnętrznego środowiska (nastawienia i otoczenia). Nie «tworzysz własnej rzeczywistości», jak to nam wmawia popmistycyzm, lecz masz na nią znaczny wpływ poprzez jej oceny i nadawanie «znaczenia» temu, co się dzieje” (Robert Anton Wilson, „Sex, narkotyki i okultyzm”). Teoretycznie nieskończona ilość możliwych odczytań rzeczywistości doprowadza do konkluzji, którą można ująć słowami: nic nie jest, wszystko tylko wydaje się być, co należy rozumieć w kategoriach nietzscheańskiego perspektywizmu, czyli zaniku kategorii faktu na rzecz dowartościowania kategorii interpretacji. O ile Nietzsche podkreślał, że nie ma prawdy o świecie, jest tylko prawda o języku, o tyle dla Leary’ego i Wilsona istnieje raczej prawda o tunelach rzeczywistości, których język jest komponentem. Co kształtuje tunele rzeczywistości? Najogólniej są to dwa czynniki: czynnik zewnętrzny w postaci kultury, w jakiej dorasta dana jednostka, oraz czynnik wewnętrzny, to jest doświadczenia, jakie stają się udziałem tej osoby. Bardziej szczegółowo: wszelkiego typu przekonania, wierzenia, przesądy, opinie, uprzedzenia, nadzieje, obawy, oczekiwania, wspomnienia i tak dalej. Niektóre elementy koncepcji tuneli rzeczywistości są obiektem badań współczesnej nauki. W psychologii i kognitywizmie występuje zjawisko efektu potwierdzenia, będącego tendencją do takiego doboru, bądź takiej interpretacji faktów, które potwierdzą wcześniejsze przekonania badanego. Także niedawne odkrycia neuropsychologii wskazują, że zdecydowana większość połączeń między neuronami prowadzi od obszarów odpowiadających za pamięć do obszarów odpowiedzialnych za wzrok, a nie – jak mogło by się wydawać – odwrotnie. W praktyce oznacza to, że ogromnie trudnym byłoby zobaczenie czegoś, co nie jest już wcześniej magazynowane przez nasz mózg lub nie składa się z elementów tam magazynowanych. Przekładając to na język Leary’ego: nie jest nam w prosty sposób dostępny świat wykraczający poza nasz tunel rzeczywistości. Ze względu na to, że czynniki go konstytuujące, czyli kultura i doświadczenie, mogą być i zwykle są zmienne w czasie, tunele rzeczywistości posiadają charakter dynamiczny. Tak długo, jak tylko ktoś poszerza lub zgłębia dostępny mu kontekst kulturowy oraz doświadcza nowych rzeczy i stanów, tak długo jego ogląd świata może ulegać zmianom.

Wprowadzenie do kultury motywu liczby 23 przez Burroughsa oraz spopularyzowanie jej przez Wilsona i dyskordian, stało się kontrkulturową operacją dekonstuującą z jednej strony samo zjawisko zabobonu, a z drugiej strony – w szerszym ujęciu – sposób działania (i jedną z możliwości przekształcania) tunelu rzeczywistości. Chodziło o wskazanie, że wiara w to, iż jakakolwiek liczba pojawia się w świecie i w naszym życiu częściej, niż inne, sprawi że wyczulimy nasze postrzeganie właśnie na tę liczbę, bagatelizując przy tym pojawianie się wszystkich innych. Wilson tak wyjaśniał to zjawisko: „Oświecenie dyskordiańskie osiągało się w chwili, kiedy pojmowało się, że skoro bogini Eris i «prawo piątek» nie są prawdziwe, to również wszystko inne nie jest prawdziwe. Umysł ludzki pomija większość z milionów sygnałów docierających doń co minutę, a z pozostałych tworzy struktury zgodne z uprzednio przyjętymi przekonaniami. Dlatego można wybierać posłuszne i uporządkowane sygnały, twierdząc, że wszystko jest tworem kosmicznej inteligencji, jak w tomizmie, można jednak równie dobrze wybierać sygnały chaotyczne, twierdząc, że Bóg jest szaloną kobietą, jak w dyskordianizmie. Mózg przystosuje dopływające sygnały do wcześniej dobranego systemu przekonań” (Robert Anton Wilson, „Kosmiczny spust”).

Widać wyraźnie, że taka kreacja zabobonu ma charakter parodystyczny. Wytworzenie przesądu związanego z liczbą 23 możliwe jest tylko dzięki braku wiary w przesąd. Paradoks ten leży u podstaw dystansu, jaki wytwarza się między podmiotem a zabobonem. Ponieważ zabobon posiada charakter irracjonalny, oglądany z dystansu wydaje się śmieszny. Powielenie danej konstrukcji z uwydatnieniem jej charakterystycznych cech, którym nadaje się rangę komiczną, to typowy dla orientacji postmodernistycznej zabieg parodii.