ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (128) / 2009

Katarzyna Górska,

ANIMACJA DLA POCZĄTKUJĄCYCH?

A A A
Nowości wydawnicze
Paul Wells jest profesorem w katedrze animacji na brytyjskim Loughborough University. Ukazująca się właśnie na naszym rynku nakładem PWN „Animacja” jest pierwszą z jego licznych poświęconych tej właśnie tematyce publikacji, która doczekała się polskiego tłumaczenia. Zgodnie z założeniem, propozycja ta ma być „profesjonalnym poradnikiem o tworzeniu animacji”.

Praktyczny charakter książki ma podkreślać już sama jej specyficzna budowa. Całość została podzielona na trzy części – pierwsza krok po kroku pokazuje, jak należy przystąpić do tworzenia animacji, druga poświęcona została omówieniu na podstawienie bogato ilustrowanych przykładów podstawowych technik tworzenia filmów animowanych, trzecia zaś ma za zadanie wskazać młodemu animatorowi właściwą drogę rozwoju kariery. Ułatwieniem w lekturze tej książki miała być, jak się wydaje, zastosowana szata graficzna. Treść podręcznika została podzielona między tekst główny, pełniący funkcję narracji właściwej, rozbudowane i często analityczne podpisy pod ilustracjami oraz ramki z dodatkowymi informacjami instruktażowymi czy wprowadzającymi kontekst historyczny. Co więcej, o tym, jak poruszać się po treści publikacji, instruuje czytelnika odpowiedni wstęp pt. (sic!) „Jak korzystać z tej książki”.

W czasie lektury okazuje się jednak, że graficzny podział tekstu wcale nie jest tak jednoznaczny i na przykład w ramkach zarezerwowanych dla informacji historycznych pojawiają się po prostu autorskie komentarze na temat jakiegoś zjawiska. Ponadto zagęszczenie tekstu i materiału ilustrującego zdecydowanie utrudnia lekturę. Wzrok czytelnika nieustannie odrywany jest od głównej treści przez piękne ilustracje, które na każdej stronie zajmują znacznie więcej miejsca niż tekst oraz przez pojawiające się co chwilę informacje dodatkowe. W wielu miejscach można odnieść wrażenie, że ilustracja jakiejś tezy tak wielką ilością zdjęć jest zbytnią fanaberią. Wszystko to sprawia, że ta właściwie niewielka rozmiarami, bo niespełna dwustustronicowa książka może się okazać naprawdę czasochłonną lekturą.

Kolejna wątpliwość, jaką rodzi takie opracowanie treści, dotyczy właściwego charakteru książki Wellsa. Czy naprawdę mamy do czynienia z poradnikiem lub podręcznikiem animacji? Jeśli tak, to przedstawiony materiał jest podawany w dość chaotyczny sposób, a jego autor najwyraźniej zakłada, że odbiorca posiada sporą wiedzę na omawiany temat. W wielu miejscach przytaczane są fakty historyczne, które bynajmniej nie służą wyjaśnianiu czegokolwiek. Weźmy na przykład opis „prehistorii” animacji: „Powstanie filmu rysunkowego zawdzięczamy eksperymentom nad technikami produkcji filmów kinowych. Już w roku 1798 Étienne Robertson stworzył fantasmagorię, skomplikowaną «latarnię magiczną» wyświetlającą obrazy, która następnie zainspirowała opracowanie takich urządzeń jak fenakistiskop, skonstruowany przez Plateau w roku 1833, zootrop Hornera z roku 1834, kinetoskop von Uchatiusa z 1854, fazmatrop Heyla z 1870 oraz praksynoskop Reynauda z roku 1877. Wszystkie te urządzenia w jakiś sposób umożliwiały projekcję ruchomych rysowanych obrazów” (s. 88). Po tak dokładnym wymienieniu istotnych dla animacji wynalazków nie następuje żadne stwierdzenie, które pomogłoby nam określić właściwy początek tej sztuki. Wells pozostawia ten problem na obrzeżach dyskursu i skupia się na praktycznych poradach adresowanych do młodych adeptów animacji.

Polskiemu czytelnikowi trudno będzie rozeznać się w bogatym materiale przykładowym przytaczanym przez Wellsa. Korzysta on ze zdjęć, rysunków, notatek i autorskich komentarzy twórców w większości amerykańskich i brytyjskich, których działania często nie są w Polsce w ogóle znane. Obok wielkich nazwisk w jego książce pojawiają się postaci odnoszące sukcesy w brytyjskiej reklamie czy w tworzeniu stron internetowych.

Niezwykle cenne jest przy tym spostrzeżenie autora dotyczące szerokiego zastosowania animacji. Już na początku Wells zwraca czytelnikowi uwagę, że „animacja jest jednym z najważniejszych aspektów kultury na świecie” (s. 6), a kolejne rozdziały jego książki są jedynie trafną egzemplifikacją tej tezy. Analizując sposoby tworzenia animacji, Wells sięga po przykłady z animowanych filmów krótko- i długometrażowych, przeznaczonych dla dzieci oraz dla dorosłego odbiorcy, korzysta ze wspomnianych już osiągnięć twórców reklam, witryn internetowych czy gier komputerowych, pokazuje udział animacji w produkcji tradycyjnych filmów. Posuwa się nawet do stwierdzenia o wyższości animacji nad kinem aktorskim i podkreśla jej „odrębność (…) jako formy, łatwo dostrzegalną niemal w każdej jej odmianie” (s. 10).

W świetle ustaleń Wellsa animacja zaczyna funkcjonować jak synteza sztuk, albowiem „stanowi najbardziej dynamiczną formę ekspresji dostępną twórczym ludziom. Jest ona interdyscyplinarną sztuką czerpiącą z rysunku, rzeźby, modelarstwa, performensu, tańca, technologii komputerowej, socjologii. Posługuje się odrębnym językiem, pozwalającym tworzyć sztukę niemożliwości, gdzie wszystko, co wyobrażalne, jest zarazem osiągalne” (s. 7).

Przywołany w książce materiał ilustracyjny pokazuje całe spektrum technologii i materiałów wykorzystanych do tworzenia animacji, łącznie z akwarelą czy własnoręcznie wyszywanymi przez artystów postaciami i przedmiotami. Przy tak szerokiej gamie zaprezentowanych technik i metod rodzi się pytanie o miejsce animacji w tradycyjnej klasyfikacji sztuk. Czy animacja jest filmem? Teoretycy kina od początku przyznawali jej specyficzne miejsce. Sytuowano ją na pograniczu malarstwa i filmu (Irzykowski, Ingarden), nigdy jednak nie wzbudzała szczególnego zainteresowania filmoznawców. Historycznie najstarsza odmiana animacji – filmy rysunkowe (kreskówki) często klasyfikowane były po stronie malarstwa. Jak się jednak okazuje, równie trudno jest umieścić animację w systemie tradycyjnych sztuk, jak i odmówić jej miana sztuki właśnie.

Wells jest profesorem w katedrze animacji – nawet takie stwierdzenie wydaje się jednak problematyczne. Gdzie bowiem powinna znajdować się taka katedra? W szkole plastycznej, filmowej, czy może w sąsiedztwie akademickiego filmoznawstwa? A może, biorąc pod uwagę współczesny stopień skomputeryzowania tej dziedziny, powinna wiązać się z sektorem informatycznym? Pewnym rozwiązaniem w zdefiniowaniu animacji na tle innych zjawisk współczesnej kultury może się okazać odwołanie do pojęcia nowych mediów. Ono także jednak, biorąc pod uwagę bogatą historię tej sztuki, nie wyczerpuje tematu.

Pojęcia animacji nie można sprowadzić do zagadnienia technik, za pomocą których w jej obrębie tworzy się kolejne dzieła. Za każdą bowiem maszyną stoi człowiek. O tym fakcie Wells nigdy nie zapomina. Większość jego uwag dotyczy samodoskonalenia przyszłego animatora. Autor daje zatem czytelnikom praktyczne rady, skąd czerpać pomysły na film, akcentując przy tym rolę własnych przeżyć i wspomnień. Skupia się na metodach i technikach, ale zaleca także ich indywidualny, dokonany zgodnie z predyspozycjami młodego artysty, dobór. Po lekturze jego poradnika animacja jawi się jako efekt często pracochłonnej zespołowej pracy, ale także jako dzieło sztuki, którego wizję na długo przed realizacją konkretny twórca nosi w sobie. Dawane przez Wellsa rady, takie jak: „Czerp inspiracje z otaczającego cię ruchu. Baw się i eksperymentuj. Stwórz własny styl (…). Cierpliwość jest cnotą. Baw się! Będzie to widoczne w twoich pracach” (s. 35) mogą brzmieć zbyt optymistycznie w konfrontacji z rzeczywistością.

Jeden z podrozdziałów książki poświęcony jest tworzeniu prostych animacji cyfrowych za pomocą programu Flash. Jego zaletą, jak twierdzi Wells, jest powszechna dostępność. W Polsce program ten powoli zyskuje popularność, lecz nasza sytuacja gospodarcza wyraźnie spowalnia ten proces (najnowsza wersja Flasha kosztuje obecnie od ok. 3 500 do 4 000 zł). Kolejnym według autora atutem programu jest fakt, że „filmiki zrealizowane we Flashu bywają wystarczająco małe, żeby można je spakować i wysłać pocztą elektroniczną” (s. 144). Niestety w Polsce zainteresowanie animacją nie przybiera takiej skali jak w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. W krajach tych powstają często grupy amatorskich twórców realizujących swoje filmiki tylko po to, żeby móc z innymi wymienić się opiniami na ich temat. W sieci funkcjonują już całe społeczności oparte na tego typu działalności. Możemy mieć jedynie nadzieję, że dzięki potędze nowych mediów dotrą one w miarę szybko także i do nas. Może za sprawą książek takich jak poradnik Wellsa zainteresowanie animacją w Polsce zwiększy się, a część miłośników filmów animowanych spróbuje swoich sił w tworzeniu tych małych dzieł sztuki.
Paul Wells: „Animacja”. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2009 [Seria Kreatywna].