ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (128) / 2009

Zuzanna Sokołowska, Michał Gayer,

W MACKACH KRWAWEJ JULKI

A A A
Zuzanna Sokołowska: Kiedy zdecydowałeś, że Twoja sztuka będzie próbą odczytywania na nowo historii, wydarzeń czy słów, które mogą w ogóle nie istnieć w świadomości otoczenia?

Michał Gayer: Właściwie to nigdy. Nie zastanawiałem się nad tym. Próbowałem to nazwać dopiero wtedy, kiedy musiałem po raz pierwszy opowiedzieć komuś o tym, co robię. Wcześniej po prostu często o tym myślałem, aż zaczęły powstawać pierwsze prace. To właściwie do tej pory jest dla mnie niejasne. To rodzaj naturalnego zachowania, robię to, co wiem, że muszę zrobić, bo inaczej czułbym się po prostu źle. Robiłem to od zawsze, już kiedy przyglądałem się reprodukcjom w podręcznikach, które miałem w podstawówce. Najbardziej uderzało mnie to, że wiedziałem, że powinienem mieć do tych książek i reprodukcji bezgraniczne zaufanie, bo przecież miałem się z nich uczyć. Z upływem czasu zdałem sobie jednak sprawę jaki to absurd. Żadna z reprodukcji nie musiała być prawdziwa, żadne zdanie nie musiało pokrywać się z prawdą czy rzeczywistością. Tekst jest zawsze taki sam, niezależnie od treści. Nie należy mu ufać tylko dlatego, że jest tekstem i został wydany. Nie dlatego, że kłamie, tylko dlatego, że nie można sprawdzić, czy jest rzeczywiście ważny. Zwłaszcza tekst dotyczący historii.

Zuzanna Sokołowska: Pamięć o Helenie Matejance, domniemanej śląskiej agentce gestapo, jest wciąż żywa. Jak narodził się pomysł stworzenia autografu Krwawej Julki, który swoją formą przypomina logo?

Michał Gayer: Myślałem, że nikt o niej nie pamięta. Autograf powstał właściwie jako jedna z kilku prac na temat Julki. Jest trochę absurdalny, bo nikt nie podpisuje się zniesławionym imieniem, ksywką wymyśloną przez psy gończe… Nauczyłem się podpisywać jako Krwawa Julka, później zrobiłem z podpisu projekt formy, która przypomina litery blokowe. Chodziło o to, żeby wysłać komunikat mówiący jasno: „uwielbiam Krwawą Julkę, jesteście przy niej malutcy i chodzicie bardzo niziutko”. Właśnie dlatego Autograf przypomina szyld. Szyldy, neony, reklamy świetlne umieszcza się wysoko, a ludzie pożądają rzeczy, których nazwy rozpoznają ponad swoimi głowami. Autograf miał zaistnieć w przestrzeni miasta, pojawiając się znikąd, bez uprzedzenia, jakby nagle się okazało, że Krwawa Julka ma się dobrze, jest bardzo bogata, w ogóle się nie starzeje, i na domiar złego wkracza na polski rynek. Możliwe, że ktoś czułby się w takiej sytuacji oszukany (gdyby zaistniała w rzeczywistości), tak samo jak ja, kiedy nie godzę się na to, co ktoś inny uważa za całkiem normalne… Helena Mateja surrealistycznie zrównałaby się z Marleną Dietrich. W mojej wyobraźni są mniej więcej równe, Marlena jest jednak o wiele piękniejsza, niestety. A jaki, twoim zdaniem byłby zapach perfum marki K.J.? Może na rynku jest jakaś namiastka?

Zuzanna Sokołowska: Wydaje mi się, że byłby to zapach mocny, dynamiczny ze zmysłową nutą jaśminu. Może stałby się tak kultowy jak Chanel no. 5". Istnieją sprzeczne teorie historyków i badaczy losów Krwawej Julki, które przedstawiają ją najczęściej jako zdrajczynię lub ofiarę manipulacji w szeregach Armii Krajowej i Gestapo. Czy Twoja praca może mieć wymiar nie tylko artystyczny, ale i historyczny?

Michał Gayer: Wymiar historyczny w ogóle dla mnie nie istnieje. Skoro w obiegu krążą sprzeczne teorie, to może raczej historia ma wymiar artystyczny. Niech krytycy sztuki zdecydują, która z teorii jest prawdziwa. Wiara w niezbite dowody to żart. Trochę przesadzam, ale każda historia, nawet całkiem świeża, jeśli jest szeroko dyskutowana, może mieć kilkanaście wersji. Moja praca nie może mieć wymiaru historycznego, nikt jej nie uzna za godną tego miana, z drugiej strony, dla mnie to porównanie nie jest w żaden sposób nobilitujące. Ignoruję historię.

Zuzanna Sokołowska: Czy postać Matejanki będzie Ci towarzyszyć w dalszych działaniach artystycznych?

Michał Gayer: Wciąż towarzyszy, choć dowiaduję się coraz więcej na jej temat i to może przeszkadzać, ponieważ mogłoby dojść do sytuacji, w której mając zbyt dużą wiedzę o Julce przestanę reagować na gorąco, a w mojej wyobraźni powstanie i utrwali się pojedynczy obraz. Nie chcę, żeby moje wyobrażenie na temat H. M. uległo syntezie, bardzo lubię chaos jaki panuje w jej historii. Nadal nie wpadłem na pomysł, który pozwoliłby mi zakończyć zabawę z Krwawą Lu.

Zuzanna Sokołowska: Twoje prace prezentowane w Galerii Sztuki Współczesnej BWA w Katowicach „Maszyna do pisania” i „The Code” są swoistą alegorią przepisywania i znaku, tworzą one jak gdyby osobny, fragmentaryczny metajęzyk, który koncentruje się na szczególe, detalu. Podobnie było w przypadku „Mango”. Czy posługiwałeś się jakąś klisza myślową?

Michał Gayer: Nigdy nie posługuję się niczym, raczej obserwuję. „Mango” przygotowałem na gorąco. Dałem się ponieść przypadkowi, który sprawił że pomiędzy zbiorem esejów na temat sztuki współczesnej a jakimś dziwnym internetowym tworem powstało połączenie. Ten twór to dziwny zbiór słów, raczej nie automatyczna translacja, ale coś związanego z rozwojem sieci… W każdy razie, to bezładna forma tekstowa, nie przekazująca nic, co można by nazwać informacją, kompletnie bez sensu. Przypadkowe połączenie miało miejsce kiedy wyszukiwarka wyświetliła adres strony z tą tekstową papką w odpowiedzi na słówko „ostensywny”, pochodzące z jednego z esejów Jacquesa Rancière’a. Postanowiłem udokumentować ten przypadek, zrobiłem tabelkę wyjaśniającą, jaką drogą nastąpiło połączenie. Podczas pracy powstała jeszcze fotografia niebieskiej butelki wody mineralnej z żółtą pianą zaschniętą na krawędzi, to prześmiewczy symbol zła, zagrożenia jakie czai się w tekście. Zdjęcie wyewoluowało potem zamieniając się w trującego, czarnego grzyba… Wykonana z kartonu „Maszyna do pisania” rodziła się także w odniesieniu do tekstu, jako antidotum.

Zuzanna Sokołowska: Intrygująca jest Twoja seria obrazów z „Czarnym karłem”? Ten motyw często powraca w Twojej twórczości.

Michał Gayer: Ten temat jest martwy, jak na razie… Namalowałem tylko trzy małe obrazy i zrobiłem dwie wlepki. To nie żadna obsesja. Czarny karzeł to gwiazda, która kurcząc się nieustannie przybiera na masie, jej gęstość rośnie. To bardzo złowrogi obraz śmierci. Czarny Karzeł jest groźny. Kojarzę go z Katowicami i Śląskiem. Czarny Karzeł na białym tle kojarzy mi się ze sztuką. Przez jakiś czas mieszkałem w centrum Katowic, wtedy właśnie malowałem Czarne Karły, wlepki, psiknąłem jakiś rysunek w przejściu podziemnym… Wlepki poświęcone Czarnemu Karłowi nawiązują do serialu Family Guy. A konkretnie do odcinka, w którym Śmierć łamie sobie nogę w kostce oraz do postaci Stewie’go, który wykrzykuje: „Victory is mine!” gdy udaje mu się w końcu zabić matkę…

Zuzanna Sokołowska: Jak wpłynęły na Twoje działania studia na katowickiej ASP?

Michał Gayer: Bardzo dobrą stroną studiów jest kontakt z ludźmi, możliwość przyglądania się temu, co robią. Jest u nas kilkoro naprawdę świetnych malarzy. Rozmowy z nimi, choć krótkie, są bardzo interesujące. To właśnie teraz pozwala mi ewoluować. Wcześniej pokonywałem bariery. Tradycyjna szkolna normalizacja panująca na pierwszych latach studiów zmusza do buntu. Późniejsze lata to próba samodzielności i asertywności, walka z silnymi osobowościami profesorów, przekonywanie ich do swoich pomysłów.

Zuzanna Sokołowska: Inspirują Cię inni artyści?

Michał Gayer: Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Jest bardzo wielu takich artystów. Niedawno zainteresował mnie Beuys. Wiąże się z tym pewna historia. Kiedyś w pociągu z Bartkiem Buczkiem przeglądaliśmy „Artforum”. To był numer z maja 2008. Trafiliśmy na zdjęcie Beuysa, na którym wyglądał jak Joker w wykonaniu Nicholsona. Miał na sobie płaszcz, kapelusz z szerokim rondem i uśmiechał się w specyficzny sposób, bardzo szeroko. Przetłumaczyłem napis, którym opisane było zdjęcie: „demokratie ist lustig” oznacza, że demokracja to zabawa, że jest śmieszna. Niedawno czytałem tekst, który opisywał Beuysa jako artystę grającego w życiu i sztuce różne role – gangstera, polityka, ktoś wspomniał o rockmanie… Z kolei Joker to połączenie masowego mordercy z artystą. Joker grał rolę artysty.

Zuzanna Sokołowska: Jak zawiązała się grupa artystyczna Ośmiornica, w której działasz?

Michał Gayer: To jest właściwie tylko nazwa dla tego, czym się staliśmy – gangiem, grupą ludzi pomagających sobie w rozwoju. Mogę liczyć zawsze na wsparcie pozostałych członków, jestem zobowiązany odpowiedzieć im tym samym. Warunkiem przynależności jest ciągły postęp, zbieżność wizji, działanie na rzecz Ośmiornicy. Kiedy kogoś odrzucaliśmy, to zazwyczaj dlatego, że nie wyobrażaliśmy sobie, by ta osoba pracowała na korzyść nas wszystkich.

Zuzanna Sokołowska: Opowiedz o pomysłach, które chciałbyś zrealizować.

Michał Gayer: Od długiego czasu nie myślałem o perfumach K. J., właściwie kiedyś mimochodem wspomniałem, że coś takiego mogłoby istnieć, potem zapomniałem o tym. To jest na pewno coś, co chciałbym zrobić. Lubię perfumy, zwłaszcza kiedy czuję je na ulicy, kiedy ktoś przechodzi. To będzie bardzo przyjemna praca i możliwe, że ostatnia na temat Matejanki.

Zuzanna Sokołowska: Dziękuję za rozmowę.