ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 maja 10 (130) / 2009

Przemysław Pieniążek,

MOCNE UGRYZIENIE NA DOBRANOC

A A A
Barrow to niewielka podbiegunowa miejscowość na Alasce. Każdego roku słońce zachodzi tu na cały miesiąc, a świat osnuwa nieprzenikniona czerń nocy. Część mieszkańców opuszcza na ten czas swoje sadyby, wyruszając w bardziej przyjazne i lepiej oświetlone rejony. Pozostali zostają, nie wiedząc, że jest to najgorsza decyzja w ich życiu.

Wszystko zaczyna się od trudnych do wyjaśnienia wydarzeń: makabrycznej śmierci psów zaprzęgowych, przerwania dopływu prądu na terenie całego miasteczka. Kiedy z ciemności wyłaniają się upiorne postacie, w zastraszającym tempie zabijające mieszkańców Barrow, szeryf Eben Oleuman (Josh Hartnett) razem z małżonką Stellą (Melissa George) i nieliczną grupką ocalałych stara się stawić im opór. Jednak ich szanse w starciu z wygłodniałymi wampirami wydają się nikłe. Zdesperowany Oleuman wprowadza w życie szaleńczy plan wyeliminowania przywódcy krwiożerczej sfory, Marlowe’a. Jednak cena, którą przyjdzie mu zapłacić za jego realizację, będzie bardzo wysoka…

Z zimną krwią

W 2002 roku scenarzysta komiksów Steve Niles oraz rysownik Ben Templesmith wspólnymi siłami powołali do życia trzyodcinkowy cykl zatytułowany „30 dni nocy”, który w okamgnieniu uzyskał status dzieła kultowego, doczekując się wielu graficznych kontynuacji i artystycznych przeróbek. Przejmująca, krwawa, lecz niepozbawiona czarnego humoru opowieść o grupce ludzi stawiających czoło podbiegunowym wampirom w niedługim czasie wzbudziła zainteresowanie przedstawicieli „fabryki snów”. W efekcie w 2007 roku na ekrany kin weszła adaptacja graficznej powieści. Film w reżyserii Brytyjczyka Davida Slade’a cieszył się pewnym powodzeniem, o czym mogą świadczyć nominacje do prestiżowej nagrody Saturn w kategoriach najlepszy horror oraz najlepsza charakteryzacja. O ile drugie wyróżnienie nie budzi żadnych wątpliwości, o tyle pierwsza nominacja wydaje się kontrowersyjna. Fabuła „30 dni mroku” (pod takim tytułem film wszedł na polskie ekrany) nie poraża bowiem oryginalnością, aczkolwiek oddziałuje klaustrofobiczną aurą stanu permanentnego osaczenia. Niestety, mniej więcej od połowy projekcji z filmu zaczyna wiać nie tyle mroźnym powietrzem, co nudą. Działalność bohaterów ogranicza się do zabawy w chowanego ze sztywnymi miłośnikami hemoglobiny, których zmysły na skutek niskiej temperatury uległy znacznemu przytępieniu. Resztę scen wypełnia krwawa jatka, odwołująca się do najbardziej okrutnych rozwiązań znanych z nurtu gore.

(Kontr)wywiad z wampirem

Do kogo zatem skierowana jest propozycja Davida Slade’a? Raczej nie do miłośników romantycznego etosu wampira utrwalanego przez powieściowy cykl „Kroniki wampirów” autorstwa Anne Rice. Także zwolennicy bardziej ambitnego nurtu kina wampirycznego poczują się rozczarowani. W „30 dniach mroku” nie ma miejsca na współczucie dla istot skazanych na wieczną potępieńczą egzystencję (czego przykładem był wzruszający żywot pary wampirów w „Zagadce nieśmiertelności” Tony’ego Scotta, 1983). Slade nie próbuje także wykorzystywać sztafażu horroru do przemycenia poważniejszych tematów, jak zrobił to Abel Ferrara w „Uzależnieniu” (1995), przyrównując wampiryzm do narkotykowego łaknienia, redukującego człowieka do poziomu bezwolnego zwierzęcia, czy jak David Cronenberg we „Wściekłości” (1977), gdzie metamorfoza Rose (w tej roli aktorka filmów dla dorosłych Marylin Chambers), będąca efektem eksperymentalnej operacji, staje się przyczynkiem do krytycznej dyskusji na temat skutków rozwiązłości seksualnej oraz ostrzeżeniem przed AIDS. Z całą pewnością dzieło Slade’a nie jest także idealnym prezentem dla zwolenników młodzieżowych horrorów spod znaku serialowych przygód „Buffy” oraz „Angela” czy pełnometrażowych produkcji pokroju „Zmierzchu” Catherine Hardwicke (2008), adaptacji pierwszego tomu wampirzej tetralogii Stephanie Meyer (kolejne tomy już stanowią obiekt wytężonej pracy scenarzystów), czy „Straconych chłopców” Joela Schumachera (1987), gdzie wampirza społeczność sportretowana została jako malownicza zbieranina skutecznie pokąsanych rockersów.

Dzieło Slade’a nie dowodzi subtelności w kreowaniu nastroju grozy oraz uczucia osamotnienia, która wyróżniała szwedzki „Pozwól mi wejść” Tomasa Alfredsona (2008), nastrojową i niepokojącą jednocześnie opowieść o przyjaźni pomiędzy szkolnym outsiderem i małą wampirzycą. Pozostaje także daleko w tyle za kameralnym „Cronosem” (1993), pełnometrażowym debiutem Guillermo del Toro, będącym opowieścią o skonstruowanym w XVI wieku tajemniczym urządzeniu, zapewniającym długie życie każdemu, kto wejdzie w jego posiadanie. Jak widać, „30 dni mroku” bardzo łatwo opisać przez negację. Ale niesprawiedliwością byłoby jednoznaczne skreślenie filmu Slade’a. Wnosi on przecież (niewielki co prawda, ale jednak) wkład w konstruowanie filmowego wizerunku nieumarłego krwiopijcy.

Drapieżcy w garniturach

Wampiry atakujące przerażonych mieszkańców Barrow to ciekawy przypadek zezwierzęconych nadludzi. Ich przywódca Marlow (w tej roli Danny Huston, syn amerykańskiej legendy, Johna Hustona) za życia z pewnością był człowiekiem ceniącym dobry gust, o czym świadczy jego ubiór. Poddani Marlowa posługują się dziwnym dialektem, choć umieją także naśladować ludzką mowę. Ludzie stanowią dla nich źródło pokarmu oraz satysfakcji z posiadanej władzy, o czym może świadczyć scena droczenia się z przerażoną ofiarą. Pod człowieczą powłoką skrywają się bezlitosne bestie o ostrych szponach i wrogo połyskujących czarnych oczach, kontrastujących z trupiobladym obliczem pokrytym zakrzepłą krwią. W walce z nimi nie sprawdzają się „tradycyjne” sposoby, takie jak krucyfiksy, woda święcona czy ekstrakt z czosnku. Lepsze efekty przynoszą zdecydowany cios siekierą, celny strzał lub pomysłowe wykorzystanie pługa.

Marlow (imię to brzmi trochę jak Barlow, nazwisko wampira z powieści „Miasteczko Salem” Stephena Kinga) oraz jego menażeria stanowią zaprzeczenie romantycznego wizerunku upiora (utrwalonego przez Klausa Kinsky’ego w „Nosferatu – wampir” Wernera Herzoga czy Gary’ego Oldmana w „Drakuli” Francisa Forda Coppoli), tworząc stado pariasów-myśliwych, którym daleko jednak do struktur opartych na systemie klanów oraz więzów krwi, jakie można było zaobserwować w trylogii „Blade” (1998-2004) czy dwóch pierwszych epizodach cyklu „Underworld” (2003-2006). Czy kolejny szkic do współczesnego portretu wampira oferuje coś więcej niż krwawe efekty specjalne i spływający posoką danse macabre?

Zew krwi

Spora dawka makabry oraz soczyste efekty gore pozwalają postawić dzieło Slade’a w jednym rzędzie z produkcjami takimi jak trylogia „Od zmierzchu do świtu” zapoczątkowana przez Roberto Rodrigueza i Quentina Tarantino (1996-2000) czy „Łowcy wampirów” Johna Carpentera (1998), z drugiej jednak strony – pokazują jego odrębność wynikającą z absolutnego braku dystansu i śmiertelnie poważnego tonu. Jedną z niewielu zalet filmu jest nastrojowa oprawa muzyczna autorstwa Briana Reitzella, podkreślająca wszechobecną atmosferę zaszczucia, grozy i beznadziei. W pamięci pozostają także zdjęcia Jo Willemsa, w szczególności sugestywne ujęcia wymarłego miasteczka oraz kadrowana z lotu ptaka scena walki ludzi z wampirami na ośnieżonych ulicach Barrow.

W przypadku produkcji Slade’a trudno mówić o dobrych kreacjach aktorskich, jednak Josh Hartnett, wcielający się w postać męża opatrznościowego miasteczka, wydaje się przekonujący, podobnie zresztą jak szczerzący sztuczne kły i permanentnie charkoczący Danny Huston. Tym, którym krwawa uczta przypadnie do gustu, warto polecić inspirowany sukcesem filmu oraz pozostałymi epizodami komiksu miniserial zatytułowany „30 Days of Night: Blood Trails” Victora Garcii (2007) oraz telewizyjną produkcję „30 Days of Night: Dust to Dust” w reżyserii Bena Ketai (2008). A jeszcze wcześniej – lekturę naprawdę świetnego komiksu. Osobom wrażliwym na widok szczodrze rozlewanej krwi (nawet tej syntetycznej) z całego serca – w którym póki co nie tkwi żaden osinowy kołek – odradzam.
„30 dni mroku” („30 Days of Night”) Reż.: David Slade. Scen.: Stuart Beattie, Brian Wilson. Obsada: Josh Hartnett, Ben Foster, Melissa George, Danny Huston. Gatunek: horror. Produkcja: Nowa Zelandia / USA 2007, 113 min.