ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (134) / 2009

Mikołaj Marcela,

CSI: CYNICZNA SERIALOWA INDOKTRYNACJA?

A A A
Podejmując temat roli muzyki w kinie oraz rozmaitych funkcji, jakie spełnia ona w całości dzieła filmowego, badacze na ogół przedmiotem analizy czynią całość ścieżki dźwiękowej. Dzieje się tak, ponieważ w filmie, jako pewnej zamkniętej całości, strona muzyczna jest integralną częścią obrazu i jak możemy przypuszczać, trudno mówić o jakiejkolwiek jej przypadkowości. Wydaje się, że rzecz ma się inaczej w przypadku seriali. Największego znaczenia nabiera w nich motyw przewodni, który staje się swoistym sygnałem danego programu.

Zdaję sobie sprawę, że mówienie o serialu telewizyjnym w odniesieniu do jego melodii przewodniej wydaje się czymś co najmniej karkołomnym, niemniej nie zaszkodzi spróbować. Interesują mnie przede wszystkim trzy serie „CSI” („CSI: Kryminalne zagadki Las Vegas”, „CSI: Kryminalne zagadki Miami”, „CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku”) i towarzyszące im trzy utwory grupy The Who (kolejno: „Who Are You?”, „Won’t Get Fooled Again” oraz „Baba O’Riley”). Jedną z przyczyn wyboru akurat tych utworów Brytyjczyków z pewnością mógł być fakt, że teksty The Who znakomicie wpasowują się w tematykę i charakter trzech serii o niezłomnych śledczych z CSI. Głośno wykrzykiwane przez wokalistę „I really wanna know who are you / C’mon tell me who are you?!” [„Naprawdę chciałbym wiedzieć, kim jesteś / No dalej, powiedz mi, kim jesteś!”] czy „We don’t get fooled again / don’t get fooled again, no, no!” [„Nie damy się znów oszukać / Nie oszukasz znowu nas, nie, nie!”] podkreślać mogą skrupulatność, determinację i nieomylność bohaterów jednych z najpopularniejszych seriali telewizyjnych ostatnich lat. Jeszcze dobitniej unaoczniają to fragmenty zaczerpnięte z utworu „Baba O’Riley”, stanowiące główny motyw muzyczny „CSI: NY”: „Out here in the fields / I fight for my meals / I get my back into living” [„Tam, wśród pól / Walczę o jedzenie / Przywracam siebie do życia”] i następujące po tym słowa „I don’t need to fight / To prove I’m right / I don’t need to be forgiven / Yeah, yeah, yeah, yeah, yeah!” [„Nie muszę walczyć / Aby udowodnić, że mam rację / Nie muszę prosić o przebaczenie”]. Choć teksty piosenek The Who doskonale oddają charakterystyczny klimat „CSI”, same w sobie wydają się mówić o wiele więcej o samych serialach, niż być może chcieliby ich twórcy. Sens zmienia się radykalnie, kiedy ulokujemy te krótkie fragmenty w całości znaczenia oraz w kontekście muzyki brytyjskiego zespołu...

Who Are You, CSI?

„CSI” zapoczątkował cały nurt seriali kryminalnych, których centrum tworzą laboranci i naukowcy rozpracowujący przy pomocy nauki najbardziej zawiłe zagadki i problemy, z jakimi może się zetknąć śledczy na swojej drodze do prawdy. „NCIS”, „Wzór” czy „Jedenasta godzina” to tylko kilka tytułów niezwykle popularnych serii telewizyjnych tego rodzaju. Kluczową kwestią jest tutaj wyznanie wiary („Wierzę w naukę!”), które gorliwie wypowiada detektyw Lindsay Monroe („CSI: NY”), przerażona widmem niemożności rozwiązania jednej z kryminalnych zagadek. Ta wiara, której konieczny fundament stanowi skrupulatność badań i szczegółowa analiza każdej drobiny miejsca zbrodni, wydaje się czymś nowym i swoistym dla seriali XXI wieku. W latach dziewięćdziesiątych jednym z głównych wymiarów popularnych seriali amerykańskich był aspekt metafizyczny czy wręcz nadnaturalny, który nierzadko okazywał się newralgiczny dla pomyślnego rozwiązania problemu (doskonale widać to w „Strażniku Teksasu”, ale także w „JAG: Wojskowym Biurze Śledczym”). W „CSI” wszystko, co niewyjaśnialne, pod wpływem nauki w „cudowny” sposób staje się wyjaśnialne: ewentualne duchy, diabły, demony czy zombie, które paradoksalnie najczęściej pojawiają się w serii „CSI: NY”, muszą uznać wyższość metod naukowych i zrezygnować ze swoich nadnaturalnych roszczeń.

Ta wiara w naukę (ale i powiązanie wiary i nauki), która zastępuje wiarę, jest jedną z konstytutywnych cech nowoczesności. Jej technika, oparta na procedurze śledztwa, funduje tak znamienny dla nowoczesności dyskurs ustalania „faktów”. Dzięki przejęciu techniki śledztwa, nauka staje się dyskursem uzurpującym sobie prawo do ustalania, czym jest prawda. Michel Foucault w „Nadzorować i karać” pisze, że „wielki nurt empirycznego poznania, które odkryło świat doczesnych rzeczy i wpisało je w porządek bezgranicznego dyskursu, stwierdzającego, opisującego i ustalającego fakty (i to w chwili, gdy Zachód zaczynał ekonomiczny i polityczny podbój tego świata) ma z pewnością swój model operacyjny w Inkwizycji – w tym niewątpliwie ogromnej wagi wynalazku, choć nasza świeżej daty wrażliwość strąciła go w mrok zapomnienia”.

Tak sprawne działania śledczych z CSI trudno wyobrazić sobie bez całego zaplecza nadzorującego i dyscyplinującego, o którym pisze w swojej książce autor „Archeologii wiedzy”. W pespektywie niezwykłej, wręcz totalnej ekonomii współczesnych seriali kryminalnych, głębi nabiera metafizyka szczegółu, w której istotna jest każda drobina świata, pojawiająca się tam, gdzie być jej nie powinno: „żaden szczegół nie jest obojętny, nie tyle jednak przez wzgląd na ukryty w nim sens, ile to, że wyznacza punkt, którego władza może się chwycić”.

Dotarcie do prawdy jest możliwe tylko w momencie, gdy skrupulatny wzrok śledczego natknie się na coś, co zaburza porządek oraz gdy to coś może on umieścić w szerszym kontekście – znaleźć jego miejsce w drobiazgowym archiwum, w którym władza zachowuje wszystkie informacje zdobyte w procesie intensywnej rejestracji i kumulacji dokumentów. Władza funkcjonuje efektywnie tylko wtedy, kiedy może dokładnie opisywać i skatalogować całą rzeczywistość – bez „władzy pisania” jest po prostu nieefektywna i bezradna.

Wyobraźmy sobie działanie CSI bez ich baz danych, permanentnego nadzoru monitoringu miejskiego, sieci telefonicznych, Internetu – bez całej totalnej inwigilacji nowoczesnego systemu. Instytucje typu CSI mogą działać sprawnie tylko dlatego, że są częścią władzy dyscyplinarnej, która, jak pisał Foucault, „ma być niczym spojrzenie bez twarzy, które przekształca całość ciała społecznego w pole percepcji: tysiące rozmieszczonych wszędzie oczu, ruchliwe i gotowe na zawołanie punkty obserwacyjne”. Jeśli w odniesieniu do osiemnastowiecznego Paryża, o którym pisał autor „Archeologii wiedzy”, czy nawet do zachodnich metropolii XX wieku czuć było w takiej diagnozie nutę wyolbrzymienia i nieuzasadnionego lęku wobec władzy, dzisiaj jest ona aktualniejsza niż kiedykolwiek.

W tej pespektywie wręcz niesamowicie brzmią dwa pierwsze wersy utworu „Who Are You?”, stanowiącego motyw przewodni „CSI: Kryminalnych zagadek Las Vegas”. Przypomnijmy: całość piosenki The Who zaczyna się od dziwacznych słów „I woke up in a Soho doorway / A policeman knew my name” [„Obudziłem się na progu domu w Soho / Policjant znał moje imię”]. Wprawdzie utwór „Who Are You?” doczekał się między innymi interpretacji autobiograficznych, zacytowany fragment tekstu wydaje się jednak jak najbardziej znamienny dla całej twórczości Brytyjczyków i sam w sobie jest znaczący. Zauważmy, że choć bohater piosenki pyta sam siebie kilkadziesiąt razy, kim jest, policjant wie to od samego początku, od momentu przebudzenia pytającego. Czy zatem odpowiedź na w kółko powtarzane pytanie: „Who are you? Who, who, who, who?” [„Kim jesteś? Kim, kim, kim, kim?”] nie brzmi: „Go, ask CSI!” [„Idź zapytać CSI!”]?

(We) Won’t Get Fooled Again?

Gerard Jones w „Killing Monster” przytacza najnowsze badania amerykańskie, według których to strach przed przemocą przykuwa nas do seriali detektywistycznych i kryminalnych. Podświadomie kochamy te programy, bo prezentują one świat przeciwny do tego, jaki pokazywany jest nam w serwisach informacyjnych. Jedną z ich najistotniejszych cech jest niezmienny tryumf cnoty i zwycięstwo głównych bohaterów walczących po stronie dobra (w jednym z odcinków „CSI: Miami” porucznik Caine, zapytany przez przerażoną prostytutkę z Węgier: „Good or bad America?”, z łagodnym uśmiechem na twarzy odpowiada: „Good America”). Innym powodem, dla którego potrzebujemy sterylnego, pełnego żywych kolorów świata „CSI: Miami”, jest chaotyczna rzeczywistość zglobalizowanego świata, w którym brak jakichkolwiek punktów orientacyjnych czy miejsc zaczepienia. To ona rodzi potrzebę ciągłego oglądania procesu eliminowania wszelkich nieczystości moralnych z tkanki naszego społeczeństwa oraz przywracania ładu społecznego. Z przyjemnością śledzimy rewolucję naukową, która nareszcie usuwając wszelkie niepewności i przeszkody, potrafi dotrzeć do prawdy i nieomylnie wskazać sprawcę złamania prawa.

Trik polega na tym, że chcemy wierzyć w nową władzę, która w sposób bezstronny i przy użyciu neutralnej aparatury naukowej uczyni naszą rzeczywistość lepszym miejscem. Problem w tym, że tekst „Won’t Get Fooled Again”, stanowiący motyw przewodni „CSI: Miami”, zwraca uwagę na coś zgoła odmiennego. Negując możliwość jakiejkolwiek rewolucji w nowoczesnym ukonstytuowaniu, którego istota tkwi w nieustannej rewolucji jako zerwaniu i ponownej konstrukcji, o czym pisał Marshall Berman, Brytyjczycy wskazują przede wszystkim na niemożność przewalczenia tego samoreprodukującego się systemu. Widać to w drugiej części tekstu: „There's nothing in the street / Looks any different to me / And the slogans are replaced, by-the-bye / And the parting on the left /Is now the parting on the right / And the beards have all grown longer overnight / I'll tip my hat to the new constitution / Take a bow for the new revolution / Smile and grin at the change all around me / Pick up my guitar and play / Just like yesterday / Then I'll get on my knees and pray / We don't get fooled again / Don't get fooled again, no, no!” [„Na ulicach nie dzieje się nic / Nie widać żadnej zmiany / A slogany zostały, nawiasem mówiąc, zmienione / Linia podziału po lewej / Jest teraz linią podziału po prawej / A przez noc urosły tylko brody / Ukłonię się nowej konstytucji / Skłonię się nowej rewolucji / Uśmiechnę się i wyszczerzę na widok zmian wokół mnie / Chwycę gitarę i będę grać / Tak jak wczorajszego dnia / I wtedy upadnę na kolana, modląc się, abyśmy / Nie dali się znów oszukać / Nie dali oszukać się znów, nie, nie!”]. Wieńczące utwór „Meet the new boss / Same as the old boss” [„Poznaj nowego szefa / Jest taki sam, jak poprzedni”] unaocznia jedynie fakt, że jesteśmy bezbronni wobec mechanizmów władzy ukierunkowanej w głównej mierze na utrzymanie porządku przez likwidowanie wszystkiego tego, co może mu zagrażać, przy pomocy reguł prawa i efektów prawdy.

Oglądając którąkolwiek z serii „CSI”, znów dajemy się nabrać, bo zaczynamy wierzyć w ten świat absolutnego porządku, w którym nie występują żadne luki. A może oglądamy, bo chcemy wierzyć w rzeczywistość, w której władza, dzięki nauce dostarczającej nam prawdy, zapewnia funkcjonowanie prawa i daje nam poczucie normalności i bezpieczeństwa? Bez wątpienia tego rodzaju iluzja jest nie mniej pociągająca niż zawsze kolorowy (aż do przesady) i tętniący luksusowym życiem świat Florydy, jaki roztacza przed nami seria „CSI: Miami”.

Fight to Prove You’re Right

Wbrew przewodniemu motywowi serii „CSI: Kryminalne zagadki Nowego Jorku”, śledczy muszą walczyć i udowadniać, że mają rację. Więcej nawet: chodzi o to, żeby przekonać nas do tego, że mają rację i że ich działania są dla nas korzystne (wskaźniki oglądalności serialu wskazują, że się im to udaje). Składa się na to wiele czynników, z których najważniejsze to zapewne dostarczane za jego pomocą poczucie bezpieczeństwa oraz wskazanie na naukę i wiedzę jako na punkty oparcia w chaotycznym świecie ponowoczesnym.

Jednak cały czar iluzji pryska pod ciężarem muzyki The Who. W pewnym sensie dekonstruuje ona misterną ideologię propagowaną za pośrednictwem serialu. Jest z pewnością coś cynicznego w wyborze twórczości ojców punka na podstawę ścieżki dźwiękowej do tego rodzaju filmu – zespołu, który jako jeden z pierwszych zasłynął niesłychaną muzyczną i sceniczną agresją swojej muzyki. Wygląda to tak, jakby twórcy serialu puszczali do nas oko i mówili: wiemy, że tak nie jest, ale musicie w to uwierzyć, aby wszystko funkcjonowało tak, jak funkcjonuje. Pamiętajmy o tym, że The Who to czołowi kontestatorzy konsumpcyjnej kultury i związanej z nią jałowości egzystencji, krytycy bezczynności charakterystycznej dla „kanapowego” stylu życia w postmodernistycznym świecie. A swego rodzaju hymnem sprzeciwu wobec wszystkich tych zjawisk był przecież właśnie utwór „Baba O’Riley”. Tymczasem rzeczywistość prezentowana w trzech seriach „CSI” wydaje się ekstraktem tego, przeciw czemu walczyły środowiska twórcze u schyłku lat sześćdziesiątych – ze swoją sterylnością, przepychem i nieustannym kontaktem z bogatą elitą społeczeństwa na ogół przykrywa autentyczny obraz Ameryki i jej problemów.

Być może kluczową kwestią jest ta, o której napomknął w swojej książce Gerard Jones. Seriale kryminalne są jednym z najważniejszych produktów popkulturowych, których zasadniczą rolą jest dostarczać materiału do fantazjowania. Fundamentalną funkcją popkultury nie jest ujawnianie, lecz maskowanie – pokazywanie nie tego, jak jest, ale tego, jak być powinno. Jej zadaniem nie jest rewolucja, lecz właśnie zachowanie systemu w jego obecnym kształcie. Dlatego w swej istocie popkultura jest konserwatywna. Chce, abyśmy uwierzyli, bo bez tego nie jest możliwe funkcjonowanie świata w jego obecnej formie. Ale pomimo najlepszych chęci, czasem zdarza się, że coś wystaje spod niej, niszcząc całą przyjemność iluzji. Myślę, że w przypadku serii CSI tak jest z jej muzycznymi motywami przewodnimi. Popkultura wydaje się mówić: „I don’t need to fight / To prove I’m right / I don’t need to be forgiven”. Nie zapominajmy jednak, że jak w większości tekstów The Who, tak i tutaj czai się ostrze ironii, jeśli nie zabójcze, to na pewno zdradzieckie dla fantazmatycznej rzeczywistości popkultury...
„Kryminalne zagadki Las Vegas” („CSI: Crime Scene Investigation”). Reż.: Lou Antonio, Quentin Tarantino i in. Scen.: Ann Donahue i in. Obsada: William Petersen, Marg Helgenberger, Gary Dourdan. Gatunek: serial kryminalny. USA 2000-2009. „Kryminalne zagadki Miami” („CSI: Miami”). Reż.: Daniel Attias i in. Scen.: David Black i in. Obsada: David Caruso, Emily Procter, Adam Rodriguez. Gatunek: serial kryminalny. USA 2002-2009. „Kryminalne zagadki Nowego Jorku” („CSI: NY”). Reż.: Emilio Estevez i in. Scen.: Gary Sinise, Ann Donahue i in. Obsada: Gary Sinise, Melina Kanakaredes, Anna Belknap. Gatunek: serial kryminalny. USA 2004-2009.