ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (55) / 2006

Krzysztof Ociepa,

UROKI AUTOREKLAMY

A A A
Film biograficzny jest gatunkiem bardzo popularnym w Ameryce. Kraj o tak krótkiej historii potrzebuje wybitnych jednostek, których życie ilustrowałoby wyjątkowość amerykańskiego doświadczenia, rekompensując przy okazji kompleksy, jakie mają Amerykanie wobec starszych kultur. Amerykański kult indywidualizmu sprawia, że zamiast historycznych eposów, w których najczęściej mamy do czynienia z bohaterem zbiorowym, publiczność za oceanem woli oglądać indywidualne przeżycia jednostki rzucone na tło wydarzeń historycznych. W klasycznej formule gatunku prezentowany życiorys miał zazwyczaj stanowić ilustrację american dream. Od jakiegoś czasu amerykański film biograficzny zaczyna odchodzić od tej typowo ilustracyjnej formuły. Twórców od prostej ilustracji bardziej pociągają powikłane koleje życia i problemy z psychiką, jakie stają się udziałem wybitnej jednostki. Wystarczy przypomnieć „Piękny umysł”, „Sylwię” czy „Nixona”.

„Capote” bliski jest tej tendencji, jednak głównym tematem filmu jest powstawanie książki. Twórcy prezentują widzom sześcioletni okres pracy pisarza uwieńczony wydaniem jego największego dzieła – „Z zimną krwią” – historii morderstwa, jakiego dokonali dwaj recydywiści na rodzinie Clutterów. Jako temat filmu, proces twórczy sprawdza się znakomicie, a w szczególności w przypadku biografii artystów plastyków lub muzyków. Widz na bieżąco może śledzić kolejne etapy powstawania dzieła, a na koniec podziwiać jego ostateczny kształt. W przypadku biografii pisarza rzecz wydaje się trudniejsza. Jeśli ktoś nie czytał książki to nie wie, że spędził właśnie dwie godziny obserwując geniusza tworzącego arcydzieło. Jakby tego było mało, „Z zimną krwią” jest dziełem wyjątkowo niepodatnym na takie zabiegi. Powieść ma charakter reportażowy, narrator ukrył się całkowicie za postaciami i można powiedzieć, że czytając ją niewiele dowiadujemy się o autorze. Capote świadomie zredukował rolę narratora, aby skontrastować temat bestialskiego mordu z chłodnym i pozbawionym emocji tonem całej opowieści. Dlatego zamiast niezwykłych momentów natchnienia proces twórczy zostaje utożsamiony z docieraniem do kolejnych szczegółów zdarzeń, które miały związek ze śmiercią Clutterów. Spotkania Capote’a z osobami bezpośrednio związanymi ze sprawą morderstwa, skontrastowane są ze scenami, w których pisarz odgrywa rolę duszy towarzystwa nowojorskiej elity. Jakby reżyser chciał widzom zasugerować, że to właśnie wielkomiejska społeczność jest jego naturalnym żywiołem, zaś wysłuchiwanie zwierzeń prowincjuszy, którzy mają coś do powiedzenia na interesujący go temat – to ciężka praca.

Można się zastanawiać, czy taki proces twórczy jest wartościowym materiałem na film, jednak reżyser wyraźnie chciał być wierny faktom. Problemem są konsekwencje tego zabiegu dla całej fabuły. Proste dotarcie do prawdy o tamtych wydarzeniach nie świadczy wcale o geniuszu autora „Z zimną krwią”. Reżyser nie potrafił przekonać widzów, że oto byli świadkami narodzin arcydzieła. Zamiast tego widz dostaje pomysły do rozważań na temat moralności pisarza wykorzystującego cudze nieszczęście do realizacji własnych ambicji artystycznych. Capote okłamuje skazańca czekającego na wykonanie wyroku śmierci, zwodzi, dając nadzieję, że autentycznie interesuje się losem morderców Clutterów. A kiedy rzeczywiście próbuje pomóc, wynajmując adwokata, miejscowy przedstawiciel prawa upomina go, żeby nie wtrącał się do nie swoich spraw. Jednak bierność pisarza wobec zdarzeń była przede wszystkim efektem przyjętej postawy obserwatora zdarzeń a nie ich kreatora. Czy taka postawa jest moralna? Czy Capote miał prawo wykorzystywać ludzi dla zrealizowania swojego celu? Na te pytania widz musi sobie sam udzielić odpowiedzi. Finałowe sceny filmu świadczyłyby o tym, że pisarz czuł się w jakimś stopniu współodpowiedzialny za ludzi, którzy byli pierwowzorami bohaterów jego powieści.

Można by powiedzieć, że to wszystko, jeśli chodzi o przekaz myślowy filmu. Pozostał tylko bohater, którego portret jest największą wartością tego obrazu. Swoją sławę Capote zawdzięczał w tym samym stopniu literaturze co umiejętnościom autokreacyjnym. Barwność postaci pisarza i jego aktorskiego wcielenia ratuje film przed nijakością. Philip Seymour Hoffman był murowanym kandydatem do tegorocznego Oscara za pierwszoplanową rolę męską. Na drugim planie brylują Chris Cooper i Catherine Kelner. I to wszystko, bo „Capote” – wbrew temu co twierdzą niektórzy – jest tylko kolejną poprawnie zrealizowaną hollywoodzką biografią. Twórcom udało się narobić takiego szumu jakbyśmy rzeczywiście mieli do czynienia z dziełem wyjątkowym, ale w sumie nie ma się czemu dziwić – nakręcili film o człowieku, który był specjalistą od autoreklamy.
„Capote” (Capote) Reż.: Bennett Miller Scenariusz: Dan Futterman (na podstawie książki Geralda Clarke) Występują: Philip Seymour Hoffman, Catherine Keener, Clifton Collins Jr. Gatunek: dramat. USA 2005, 116 min