ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (137) / 2009

Maciej Malicki,

TAKIE TAM

A A A
232.
PRZECENA DLA ŁABĘDZI – 1 ZŁ.
[napis w witrynie piekarni przy bochenkach chleba (od Jasia Trzupka via Ewa)]


233.
– Musimy kąpać kota w nizoralu.
– Dlaczego?
– Ma uczulenie.
– Na co?
– Na sierść.


234.
– Chodź, pójdziemy do parku.
– I co będziemy tam robili?
– A usiądziemy se na ławce.


235.
– Mój tata ma sztuczną protezę oka.


236.
– Kota nie można wyśmiać. Psa tak. Opierdolisz go, wykpisz, podkuli ogon i spierdoli. Kot nie.


237.
Przewodnicy po Auschwitz często, prowadząc grupę, idą tyłem, przodem do zwiedzających. I tak było tego dnia. Przewodnik mówi: „to jest brama, nad nią słynny napis”. Słyszy szmerek. Odwraca się. Nie ma napisu. Zapomniał, że oddano go do konserwacji.


238.
Pewnego dnia jeden z oprowadzających zaproponował: „a teraz wejdziemy do krematorium od tyłu”.


239.
– Miałem grupę starszych osób. W pewnej chwili czuję, że ktoś mnie łapie za łokieć. Staruszka. Patrzy na mnie i pyta: „przepraszam pana, czy dzisiaj krematorium jest czynne?”.


240.
Dla tak zwanych „początkujących”, na pierwszy raz, przewodnicy przeznaczają trzy godziny. Na Auschwitz i Birkenau.


241.
Napis ze smażalni „Rybka” w Ustce: CZYNNE OD OTWARCIA DO ZAMKNIĘCIA.
[od Rybki]


242.
– Wiersze są po to, żeby je czytać – powiedział Andrzej.
– Nie. Wiersze są po to, żeby je pisać – odpowiedziałem.


243.
– Mój kolega z gruby popełnił samobójstwo. Był ostatni dzień w pracy. Żegnał się. Chodził w batach po łaźni i biurach [taki zwyczaj na dzień przed przejściem na emeryturę]. I raptem w którymś z urzędniczych pokoi uświadomiono mu, że jest w błędzie, dowiedział się, że musi przepracować jeszcze cztery lata. Coś tam doliczono. Nie ważne. Wrócił do domu, zamknął się w garażu, który od środka podpalił. Ale go odratowano. Za tydzień, w tym samym garażu, powiesił się. Miał pięćdziesiąt dwa lata.
[opowiedział Dziku]


244.
– Jesteś głuchy – powiedział Mecenas.
– Nie. Zapaliłem papierosa i zwiększyło mi się ciśnienie w uszach – zaprotestował Ryba.


245.
– Czuję głód dopiero wtedy, kiedy zaczynam jeść.


246.
– Najlepsze zdjęcia zrobiłem, kiedy nie miałem aparatu fotograficznego. Teraz się nie rozstaję. Kilka dni temu, w Warszawie, na skrzyżowaniu Jana Pawła Drugiego z Solidarności, pasami szło dwóch facetów. Dźwigali coś w rodzaju lektyki, no, noszy, na których leżał wieniec, nie wieniec. Już chciałem ich pstryknąć, kiedy zauważyłem idącego za nimi robotnika z gigantyczną rurą na plecach. Naprawdę monstrualną. Z dziesięć osób by do niej wlazło. Musiała być lekka, ze styropianu, plastiku, albo innego sztucznego tworzywa.
[Damian K.]