ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 października 19 (139) / 2009

Katarzyna Górska,

NIE BUDŹCIE GO ZE SNU… O „ŚNIONYCH FILMACH PIOTRA DUMAŁY”

A A A
Nowości wydawnicze
Z okazji premiery swojego najnowszego filmu na Festiwalu Era Nowe Horyzonty Piotr Dumała stwierdza, że w jego dziełach „Nie ma już śnionych filmów. Rzeczywistość przerosła sny”. Jednak Jerzy Armata w książce poświęconej twórczości filmowca przekonuje, że „jego kino animowane w dużym stopniu wypływa właśnie ze snów” (s. 7). Marcin Giżycki poszerzał tę śnioną twórczość także o dzieła literackie artysty. W książce „Nie tylko Disney” pisał: „Dumała opowiada nam (…) sny i w prozie, i w filmach” („Sny Piotra Dumały”, [w:] „Nie tylko Disney. Rzecz o filmie animowanym”, Warszawa 2000, s. 101). Czy odcięcie się Dumały od sennych inspiracji oznacza w twórczości filmowca koniec przygody z animacją i literaturą? Czy to jakiś kryzys twórczy, czy raczej początek nowej drogi artysty?

Książka Jerzego Armaty pt. „Śnione filmy Piotra Dumały” jest próbą scharakteryzowania pewnych ogólnych tendencji w dotychczasowej twórczości Dumały oraz wskazania nowych dróg rozwoju. To poważna analiza i interpretacja wielu dokonań twórcy. Autor nie skupia się jednak na samym tylko dorobku artysty, na jego „sennej twórczości”, lecz przybliża czytelnikowi Dumałę jako człowieka i artystę. Armata stara się pokazać szczerość i naturalność dzieł filmowca, wypływającą z dystansu wobec własnych dokonań. Ta ogólna intencja znajduje swoje uzasadnienie nie tylko w szkicu Armaty na temat Dumały, ale także w obszernym fragmencie rozmowy autora z artystą oraz w wyborze opowiadań samego reżysera.

„Piotr Dumała to jeden z najlepiej znanych za granicą polskich twórców animacji” (s. 7) – przekonuje Jerzy Armata. Na dorobek reżysera składa się dziewięć autorskich filmów animowanych i kilkadziesiąt – również autorsko traktowanych – zleceniowych miniatur: telewizyjnych blackoutów, czołówek programów i festiwali, reklam, klipów, animacji do spektakli teatralnych. Sam twórca przyznaje, że bycie „Artystą” nie jest w jego życiu jakimś świadomy projektem, czy kwestią autokreacji. „Artystą bywa się podskórnie” – przyznaje Dumała. Dodaje również, że to, iż zajmuje się w życiu głównie animacją, wynika z takiego, a nie innego rozplanowania czasu, który może poświęcić na własną twórczość: „Wszyscy w tej chwili ogromnie gonimy, mamy problem z małą ilością czasu i to, na co go przeznaczamy, właściwie decyduje o tym, kim jesteśmy. Możemy ten sam czas przeznaczyć na coś innego i przestajemy być tym kimś, kim bylibyśmy, gdybyśmy ten czas wykorzystali inaczej, na jakieś inne kreowanie siebie, emanowanie z siebie czymś innym” (s. 17). Konsekwencja i systematyczność pozwala Dumale tak wykorzystywać swój czas, że stał się autorem dzieł powszechnie docenianych.

Wybierając animację jako rodzaj artystycznego wyrazu, Dumała ma świadomość, że decyduje się na dziedzinę niezwykle wymagającą i czasochłonną. Na zrealizowanie swojego szesnastominutowego dokumentu o praskim pisarzu („Franz Kafka”, 1991) potrzebował dwóch lat. Stworzenie półgodzinnej animowanej ekranizacji „Zbrodni i kary” (2000) zajęło mu blisko pięć lat. Dumała przyznaje, że „twórczość to jest przyjemność, ale i tyranie. Gdy mam zrobić animację czy jakiś rysunek, to muszę sobie założyć swego rodzaju chomąto i ciągnąć ten wóz, aż go dociągnę do wyznaczonego celu” (s. 21).

Mozolna i czasochłonna jest także wybrana przez artystę technika tworzenia filmów. Mając świadomość powolności zadeklarowanej metody twórczej, Dumała stwierdza, że: „Jak się w ciągu dnia zrobi sekundę, to już nieźle” (s. 22). Omawiając swoją debiutancką animację („Lykanotropię”, 1981), artysta przyznaje: „wymyśliłem technikę skrobania na szybach. Białą farbą malowałem szyby, a później wydrapywałem na nich obrazki rylcem” (s. 34). To jednak nie koniec eksperymentowania artysty z nietypową techniką tworzenia animowanych ilustracji. W 1984 roku po raz pierwszy „Dumała zastosował technikę płytek gipsowych, której już pozostanie wierny we wszystkich filmach «poważnych», a nawet w niektórych zleceniowych” (s. 9). Reżyser przyznaje, że taką technikę odkrył przypadkowo.

Zainteresowanie twórcy podejmowaną w swych dziełach tematyką nie jest już sprawą przypadku. Mimo iż jest głównie artystą obrazu, Dumała nie rezygnuje ze znaczenia słowa. Większość filmowych inspiracji czerpie z literatury, co więcej, zapisuje również swoje pomysły narracyjne (opublikowane w książce Armaty jako opowiadania). Przyznaje, że: „Zawsze marzyło mi się napisanie powieści. Miałem wrażenie, że pod skórą powieści jest wizja plastyczna” (s. 26). Literackość i filmowość w jego twórczości ciągle się uzupełniają. Jerzy Armata stwierdza, że filmy Dumały „mają korzenie literackie, nawet gdy nie są ekranizacjami utworów literackich, zachowują literacki charakter” (s. 9). Inni krytycy z kolei dodają, że opowiadania artysty są w jakimś stopniu animacjami. Dwie dziedziny sztuki, które przecież nigdy sobie nie były wrogie, w twórczości Dumały wspaniale koegzystują. Artysta szuka uniwersalnych prawd o świecie zarówno w przestrzeni słowa, jak i wprawianego w ruch obrazu.

Dumała przyznaje, że w jego biografii da się wskazać pewne przełomowe etapy: moment, kiedy zaczynał zupełnie przypadkiem studia na Wydziale Konserwacji Dzieł Sztuki warszawskiej Akademii Sztuk Pięknych, okres, gdy w Pracowni Grafiki Filmowej profesora Daniela Szczechury udało mu się zrealizować swój animowany debiut, wreszcie przełom w pracy nad animacją („«Zbrodnia i kara» (…) to kres moich animacji”; s. 44-45) i skierowanie zainteresowań na film aktorski.

Również przygoda Dumały z rzeźbą nie jest bez znaczenia dla jego filmów animowanych. Jest to szczególnie istotne, kiedy zwróci się uwagę na sposób wykorzystania światła w jego projektach: „Moje rzeźbienie przeniosło się (…) do moich rysunków. Rysuję, jakbym rzeźbił na płasko, tzn. nie chodzi mi o samą czynność rzeźbienia, tylko o widzenie obrazów trójwymiarowo. Staram się je tak oświetlać, jakbym oświetlał bryły. Moje postaci to często nos, ucho, palec, a reszty się domyślamy. Takie trochę rembrandtowskie światło, mówiąc umownie. Zawsze fascynowało mnie w filmie oświetlenie. I dlatego też lubię filmy czarno-białe, gdzie światło jest ważniejsze od tego, co jest oświetlone” (s. 38). Fascynacja światłem i głębią powierzchni ma także przełożenie na najnowsze zainteresowania artysty.

Atmosferę starego filmu – niemego kina i czarnobiałej taśmy – Dumała próbuje odtworzyć w swoich eksperymentach z filmem aktorskim. Przyznaje, że: „«Las», ostatni mój film, jest czarno-biały. Jest oświetlony tak, jak się oświetlało w filmach przedwojennych. To kino lat dwudziestych, trzydziestych”. Zainteresowanie niemym etapem w historii kina sprawia, że artysta jest szczególnie wyczulony na estetykę konkretnego obrazu-kadru. Takie plastyczne zaangażowanie w kompozycję przestrzeni wydaje się o wiele łatwiejsze do osiągnięcia w filmie animowanym, w dodatku w pełni autorskim. W takim przypadku filmowiec w pełni panuje nad animowanym obrazem. W sytuacji pracy, a właściwie współpracy przy filmie aktorskim podobny efekt nie jest już tak łatwy do osiągnięcia.

Zaangażowanie się Piotra Dumały wyłącznie w film aktorski jest dla polskiej animacji niewątpliwie ogromną stratą. Nie będzie już „śnionych” animacji tego artysty. Jednak ten etap w jego twórczości był także dojrzewaniem do formy o wiele bardziej wymagającej. Dla samej kinematografii to przekwalifikowanie jest oczywiście cenne, ponieważ dzięki niemu ma szansę wybrzmieć problem znaczenia treści i formy w filmie. „Twórcy filmów animowanych, którzy przechodzą do fabuły – zauważa Armata – mają jeden niezaprzeczalny walor: oni cały czas dokładnie pamiętają o tym, że film jest sztuką wizualną, że trzeba opowiadać obrazem, że narrację może prowadzić strona wizualna. Oni cedzą słowa i to jest bardzo ważne, bo my jesteśmy tak skonstruowani, że w kinie przede wszystkim widzimy, potem dopiero słyszymy. I to jest niezwykle cenne, ponieważ w tworzonych przez nich filmach aktorskich niebagatelną rolę odgrywa plastyka, tak jak w kinie animowanym, w którym jest niezwykle istotna” (s. 47). Wkraczając w obszar tradycyjnego filmu aktorskiego, Dumała daje widzowi szansę dostrzeżenia immanentnej plastyczności, która tkwi w obrazie od początku historii kina, a którą coraz częściej zasłaniają nam zabiegi digitalizacji dzieła filmowego, będące wobec owej plastyczności czymś wtórnym.
„Śnione filmy Piotra Dumały”. Red. J. Armata. Korporacja Ha!art, Kraków 2009.