WŁADCA MARIONETEK
A
A
A
Giullio Andreotti to jedna z najważniejszych postaci włoskiego życia politycznego XX i początku XXI wieku. Siedmiokrotny premier, wielokrotny minister, dożywotni senator, czołowy polityk Chrześcijańskiej Demokracji. Na scenie politycznej obecny od zakończenia II wojny światowej po dzień dzisiejszy. Tak nietuzinkowa postać w tak rozpolitykowanym kraju jak Włochy musiała się w końcu doczekać filmowego portretu.
Biografie filmowe od jakiegoś czasu mocno rozczarowują. Wystarczy wspomnieć hagiograficzny dyptyk poświęcony Ernesto Che Guevarze autorstwa Stevena Soderbergha, prześmiewcze portrety Richarda Nixona i George'a W. Busha wyreżyserowane przez Olivera Stone'a czy biograficzną galanterię w postaci znanych gwiazd popkultury (Coco Chanel, Edith Piaf). Na tle tych filmów „Boski” jawi się jako pozycja odmienna i odświeżająca skostniałe ramy gatunku.
Zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że na decyzje przywódcy światowego mocarstwa największy wpływ mają urazy, jakie wyniósł z dzieciństwa, zaś powodem powstania znakomitych piosenek, malarstwa i literatury jest zawsze załamanie nerwowe będące efektem zawodu miłosnego. Paolo Sorrentino odchodzi od modelu biografii naznaczonej piętnem nauk Freuda. Nie pada tutaj ani jedno słowo o dzieciństwie Andreottiego (Toni Servillo). Oglądając film, miałem nieodparte wrażenie, że premier Włoch urodził się jako zgrzybiały starzec pozbawiony przeszłości. Federico Fellini opisał kiedyś Andreottiego takimi słowami: „jest strażnikiem czegoś cennego, kimś, kto musi mieć dostęp do jakiegoś obcego wymiaru, do którego nie mamy dostępu”. I rzeczywiście, w „Boskim” Andreotti przez cały czas pozostaje tajemnicą. Zamiast udzielać odpowiedzi i ferować wyroki, reżyser woli mnożyć pytania i niedopowiedzenia, potęgując tym samym aurę dwuznaczności spowijającą bohatera.
Najbardziej zapadł mi w pamięć widok twarzy Andreottiego. To właściwie nie twarz, a raczej maska, na której próżno by się doszukiwać nie tylko oznak uczuć, ale i w ogóle jakiegokolwiek komunikatu. Andreotti robi wrażenie nieobecnego, zamkniętego w sobie, a czasem wręcz pozbawionego kontaktu z rzeczywistością. Przechadza się korytarzami swojego pałacu ze wzrokiem utkwionym w podłodze i wygląda jak osoba o bardzo zawężonym polu widzenia. Momentami jego zachowanie sugeruje wręcz bardzo ograniczony kontakt ze światem. To jednak tylko pozór – rozmówcy Andreottiego zawsze mogą liczyć na celną ripostę z jego strony. Ostatnie słowo w rozmowie zawsze należy do premiera Włoch. Z czasem widz może zacząć o nim myśleć jako o człowieku znającym odpowiedź na każde pytanie. Andreotti ogarnia całość, nie musi wszystkiego widzieć, żeby wszystko wiedzieć i przewidzieć. Nie musi też zachowywać się jak inni politycy; jego spokój wydaje się cechą wręcz dziwaczną na włoskiej scenie politycznej, pełnej trybunowych krzykaczy. W wywiadach prasowych reżyser filmu zwraca uwagę na charakterystykę Andreottiego autorstwa Oriany Fallaci. Włoska dziennikarka dostrzegła pod postacią zgarbionego starca, pełnego kurtuazji, ciepła i poczucia humoru, władzę krępującą „człowieka przy pomocy jedwabnych wstążek uroku i inteligencji”.
Andreotti w filmie Sorrentino to błyskotliwy umysł zamknięty w ciele starca, osobowość wyraźnie górująca nad otoczeniem. Reszta polityków robi wrażenie bandy krzykaczy nie zasługujących na stanowiska, jakie przyszło im piastować. Gdy w parlamencie wybucha awantura, Andreotti nie tylko nie bierze w niej udziału, ale zwyczajnie nie zwraca uwagi na to, co się dzieje dookoła. Jakby czekał, aż ostygną emocje i górę wezmą zdrowy rozsądek i logika – przymioty, których nigdy mu nie brakowało. Scena ta wygląda trochę jak metafora jego życia. Niezależnie od zakrętów historii, Andreotti zawsze wracał na szczyt władzy. A właśnie dążenie do posiadania władzy jest treścią życia polityków w „Boskim”. Próżno szukać w tym filmie konfliktu idei, programów politycznych i wizji świata. Polityka zeszła na drugi plan, a właściwie została zastąpiona przez pozory polityki – im większa awantura, tym większe wrażenie, iż rzecz się rozgrywa o sprawy niezwyklej wagi. Bezlitosna walka o władzę ma na celu tylko zakamuflowanie pozorności politycznego konfliktu między zwaśnionymi stronami. W gruncie rzeczy dla wszystkich uczestników sporu władza staje się środkiem do pomnożenia zysków wynikających z jej piastowania.
W tej grze Andreotti wyraźnie góruje nad swoimi przeciwnikami doświadczeniem, wiedzą i niesłychaną odpornością na kolejne porażki. W przeciwieństwie do innych polityków łasych na duże pieniądze, nie rozprasza własnej uwagi pogonią za dobrami doczesnymi. Ważna jest dla niego sama władza; nie odczuwa potrzeby czerpania z jej tytułu dodatkowych profitów. Jest prawdziwym „władcą marionetek”, ma do dyspozycji kilku wiernych pretorianów, zawsze gotowych do wypełnienia jego rozkazów. Niejako na marginesie sam bohater wspomina o przepastnym archiwum, służącym mu pomocą, gdy musi przywołać do porządku ludzi sprawiających problemy. Deklaracja ta nie jest jednak poparta żadnymi dowodami, a wręcz zostaje podana w wątpliwość. Jeden z członków frakcji Andreottiego decyduje się na „dezercję” i nie spotyka go za ten czyn żadna kara. Sugestie reżysera wyraźnie wskazują na inny niż deklarowany przez polityka sposób rozprawiania się z niewygodnymi osobami. Jeśli ktoś zaczyna przeszkadzać albo robi się zbyt dociekliwy, najczęściej spotyka go kara fizycznej eliminacji. Porachunki polityczne na Półwyspie Apenińskim załatwia się bardzo często za pośrednictwem zorganizowanych grup przestępczych. Idąc tym tropem, Sorrentino formułuje oskarżenie pod adresem swojego bohatera, mającego rzekomo robić interesy z mafią. W rzeczywistości Andreottiemu niczego nie udowodniono, ale wątpliwości były ogromne i rzuciły cień na jego długoletnią działalność polityczną.
W „Boskim” jesteśmy obserwatorami żmudnego procesu sądowego, mającego udowodnić powiązania Andreottiego ze światem przestępczym. Reżyser nie żywi wątpliwości co do tego, że jego bohater nie ma czystego sumienia, a jego długoletnia obecność na włoskiej scenie politycznej możliwa była tylko dzięki przychylności mafijnych bossów. Jak na ironię, oskarżenie to pozwala znowu wyeksponować wielkość Andreottiego. Ponad siedemdziesięcioletni starzec wywiódł w pole cały włoski wymiar sprawiedliwości: komisja śledcza przesłuchiwała go dwadzieścia sześć razy i za każdym razem zarzuty były oddalane. Premier Włoch nagle okazuje się niezwykle twardym graczem, do końca walczącym o swoje dobre imię. Na drugi plan schodzą prawda i moralność. Na pytanie, czy Andreotti rzeczywiście był powiązany z mafią, można by odpowiedzieć jego własnymi słowami: „Sytuacja była nieco bardziej skomplikowana”. Resztę widz musi sam sobie dopowiedzieć.
Reżyser zresztą nie ułatwia sprawy, lepiąc swoją opowieść z elementów różnego pochodzenia. Mamy w „Boskim” do czynienia zarówno z paradokumentalną relacją, jak i z obrazami sugerującymi subiektywny punkt widzenia (w dosłownym tych słów znaczeniu). Co tu jest prawdą, a co filmowym zmyśleniem lub wyobrażeniem postaci? Czy zresztą rozważania o prawdzie i zmyśleniu w przypadku akurat tego filmu mają w ogóle sens? „Boski” to przecież dzieło odmawiające widzowi odpowiedzi na pytanie o to, kim w gruncie rzeczy jest człowiek, z którym właśnie spędził ponad półtorej godziny w ciemnej kinowej sali.
Uciekając od jednoznacznych rozstrzygnięć, twórcy postawili na widowisko, wykorzystując szereg chwytów formalnych zazwyczaj pomijanych przez autorów filmów biograficznych, obierających najczęściej konwencję quasi-realistyczną, z wszelkimi jej zastosowania konsekwencjami. W „Boskim” wszystko idzie jakby na przekór tej konwencji: postacie są często przerysowane i groteskowe, żywo gestykulują, wypluwając z siebie potok słów, kiedy indziej zaś ich ruch ukazywany jest w zwolnionym tempie. Montaż miejscami zamienia film w efektowny wideoklip, ikonografia pełnymi garściami zaczerpnięta została z westernu i filmu gangsterskiego, ale znajdą się tu także i nawiązania do malarstwa renesansowego, na czele z „Ostatnią wieczerzą” Leonarda da Vinci, częste operowanie kontrapunktem wizualno-dźwiękowym oraz stop-klatką. Wszystko to składa się na dzieło o charakterze niemalże operowym. Sorrenti stworzył filmowe widowisko, którego atrakcje potrafią przykuć do ekranu nawet widza niezainteresowanego światem smutnych mężczyzn w czarnych garniturach. To niewątpliwie duży atut tego filmu, gdyż widz nieorientujący się w świecie polityki zazwyczaj gubi się w gąszczu nazwisk i zdarzeń. „Boski” jest zatem filmem umiejętnie łączącym walory widowiska z funkcją poznawczą.
Biografie filmowe od jakiegoś czasu mocno rozczarowują. Wystarczy wspomnieć hagiograficzny dyptyk poświęcony Ernesto Che Guevarze autorstwa Stevena Soderbergha, prześmiewcze portrety Richarda Nixona i George'a W. Busha wyreżyserowane przez Olivera Stone'a czy biograficzną galanterię w postaci znanych gwiazd popkultury (Coco Chanel, Edith Piaf). Na tle tych filmów „Boski” jawi się jako pozycja odmienna i odświeżająca skostniałe ramy gatunku.
Zdążyłem się już przyzwyczaić do tego, że na decyzje przywódcy światowego mocarstwa największy wpływ mają urazy, jakie wyniósł z dzieciństwa, zaś powodem powstania znakomitych piosenek, malarstwa i literatury jest zawsze załamanie nerwowe będące efektem zawodu miłosnego. Paolo Sorrentino odchodzi od modelu biografii naznaczonej piętnem nauk Freuda. Nie pada tutaj ani jedno słowo o dzieciństwie Andreottiego (Toni Servillo). Oglądając film, miałem nieodparte wrażenie, że premier Włoch urodził się jako zgrzybiały starzec pozbawiony przeszłości. Federico Fellini opisał kiedyś Andreottiego takimi słowami: „jest strażnikiem czegoś cennego, kimś, kto musi mieć dostęp do jakiegoś obcego wymiaru, do którego nie mamy dostępu”. I rzeczywiście, w „Boskim” Andreotti przez cały czas pozostaje tajemnicą. Zamiast udzielać odpowiedzi i ferować wyroki, reżyser woli mnożyć pytania i niedopowiedzenia, potęgując tym samym aurę dwuznaczności spowijającą bohatera.
Najbardziej zapadł mi w pamięć widok twarzy Andreottiego. To właściwie nie twarz, a raczej maska, na której próżno by się doszukiwać nie tylko oznak uczuć, ale i w ogóle jakiegokolwiek komunikatu. Andreotti robi wrażenie nieobecnego, zamkniętego w sobie, a czasem wręcz pozbawionego kontaktu z rzeczywistością. Przechadza się korytarzami swojego pałacu ze wzrokiem utkwionym w podłodze i wygląda jak osoba o bardzo zawężonym polu widzenia. Momentami jego zachowanie sugeruje wręcz bardzo ograniczony kontakt ze światem. To jednak tylko pozór – rozmówcy Andreottiego zawsze mogą liczyć na celną ripostę z jego strony. Ostatnie słowo w rozmowie zawsze należy do premiera Włoch. Z czasem widz może zacząć o nim myśleć jako o człowieku znającym odpowiedź na każde pytanie. Andreotti ogarnia całość, nie musi wszystkiego widzieć, żeby wszystko wiedzieć i przewidzieć. Nie musi też zachowywać się jak inni politycy; jego spokój wydaje się cechą wręcz dziwaczną na włoskiej scenie politycznej, pełnej trybunowych krzykaczy. W wywiadach prasowych reżyser filmu zwraca uwagę na charakterystykę Andreottiego autorstwa Oriany Fallaci. Włoska dziennikarka dostrzegła pod postacią zgarbionego starca, pełnego kurtuazji, ciepła i poczucia humoru, władzę krępującą „człowieka przy pomocy jedwabnych wstążek uroku i inteligencji”.
Andreotti w filmie Sorrentino to błyskotliwy umysł zamknięty w ciele starca, osobowość wyraźnie górująca nad otoczeniem. Reszta polityków robi wrażenie bandy krzykaczy nie zasługujących na stanowiska, jakie przyszło im piastować. Gdy w parlamencie wybucha awantura, Andreotti nie tylko nie bierze w niej udziału, ale zwyczajnie nie zwraca uwagi na to, co się dzieje dookoła. Jakby czekał, aż ostygną emocje i górę wezmą zdrowy rozsądek i logika – przymioty, których nigdy mu nie brakowało. Scena ta wygląda trochę jak metafora jego życia. Niezależnie od zakrętów historii, Andreotti zawsze wracał na szczyt władzy. A właśnie dążenie do posiadania władzy jest treścią życia polityków w „Boskim”. Próżno szukać w tym filmie konfliktu idei, programów politycznych i wizji świata. Polityka zeszła na drugi plan, a właściwie została zastąpiona przez pozory polityki – im większa awantura, tym większe wrażenie, iż rzecz się rozgrywa o sprawy niezwyklej wagi. Bezlitosna walka o władzę ma na celu tylko zakamuflowanie pozorności politycznego konfliktu między zwaśnionymi stronami. W gruncie rzeczy dla wszystkich uczestników sporu władza staje się środkiem do pomnożenia zysków wynikających z jej piastowania.
W tej grze Andreotti wyraźnie góruje nad swoimi przeciwnikami doświadczeniem, wiedzą i niesłychaną odpornością na kolejne porażki. W przeciwieństwie do innych polityków łasych na duże pieniądze, nie rozprasza własnej uwagi pogonią za dobrami doczesnymi. Ważna jest dla niego sama władza; nie odczuwa potrzeby czerpania z jej tytułu dodatkowych profitów. Jest prawdziwym „władcą marionetek”, ma do dyspozycji kilku wiernych pretorianów, zawsze gotowych do wypełnienia jego rozkazów. Niejako na marginesie sam bohater wspomina o przepastnym archiwum, służącym mu pomocą, gdy musi przywołać do porządku ludzi sprawiających problemy. Deklaracja ta nie jest jednak poparta żadnymi dowodami, a wręcz zostaje podana w wątpliwość. Jeden z członków frakcji Andreottiego decyduje się na „dezercję” i nie spotyka go za ten czyn żadna kara. Sugestie reżysera wyraźnie wskazują na inny niż deklarowany przez polityka sposób rozprawiania się z niewygodnymi osobami. Jeśli ktoś zaczyna przeszkadzać albo robi się zbyt dociekliwy, najczęściej spotyka go kara fizycznej eliminacji. Porachunki polityczne na Półwyspie Apenińskim załatwia się bardzo często za pośrednictwem zorganizowanych grup przestępczych. Idąc tym tropem, Sorrentino formułuje oskarżenie pod adresem swojego bohatera, mającego rzekomo robić interesy z mafią. W rzeczywistości Andreottiemu niczego nie udowodniono, ale wątpliwości były ogromne i rzuciły cień na jego długoletnią działalność polityczną.
W „Boskim” jesteśmy obserwatorami żmudnego procesu sądowego, mającego udowodnić powiązania Andreottiego ze światem przestępczym. Reżyser nie żywi wątpliwości co do tego, że jego bohater nie ma czystego sumienia, a jego długoletnia obecność na włoskiej scenie politycznej możliwa była tylko dzięki przychylności mafijnych bossów. Jak na ironię, oskarżenie to pozwala znowu wyeksponować wielkość Andreottiego. Ponad siedemdziesięcioletni starzec wywiódł w pole cały włoski wymiar sprawiedliwości: komisja śledcza przesłuchiwała go dwadzieścia sześć razy i za każdym razem zarzuty były oddalane. Premier Włoch nagle okazuje się niezwykle twardym graczem, do końca walczącym o swoje dobre imię. Na drugi plan schodzą prawda i moralność. Na pytanie, czy Andreotti rzeczywiście był powiązany z mafią, można by odpowiedzieć jego własnymi słowami: „Sytuacja była nieco bardziej skomplikowana”. Resztę widz musi sam sobie dopowiedzieć.
Reżyser zresztą nie ułatwia sprawy, lepiąc swoją opowieść z elementów różnego pochodzenia. Mamy w „Boskim” do czynienia zarówno z paradokumentalną relacją, jak i z obrazami sugerującymi subiektywny punkt widzenia (w dosłownym tych słów znaczeniu). Co tu jest prawdą, a co filmowym zmyśleniem lub wyobrażeniem postaci? Czy zresztą rozważania o prawdzie i zmyśleniu w przypadku akurat tego filmu mają w ogóle sens? „Boski” to przecież dzieło odmawiające widzowi odpowiedzi na pytanie o to, kim w gruncie rzeczy jest człowiek, z którym właśnie spędził ponad półtorej godziny w ciemnej kinowej sali.
Uciekając od jednoznacznych rozstrzygnięć, twórcy postawili na widowisko, wykorzystując szereg chwytów formalnych zazwyczaj pomijanych przez autorów filmów biograficznych, obierających najczęściej konwencję quasi-realistyczną, z wszelkimi jej zastosowania konsekwencjami. W „Boskim” wszystko idzie jakby na przekór tej konwencji: postacie są często przerysowane i groteskowe, żywo gestykulują, wypluwając z siebie potok słów, kiedy indziej zaś ich ruch ukazywany jest w zwolnionym tempie. Montaż miejscami zamienia film w efektowny wideoklip, ikonografia pełnymi garściami zaczerpnięta została z westernu i filmu gangsterskiego, ale znajdą się tu także i nawiązania do malarstwa renesansowego, na czele z „Ostatnią wieczerzą” Leonarda da Vinci, częste operowanie kontrapunktem wizualno-dźwiękowym oraz stop-klatką. Wszystko to składa się na dzieło o charakterze niemalże operowym. Sorrenti stworzył filmowe widowisko, którego atrakcje potrafią przykuć do ekranu nawet widza niezainteresowanego światem smutnych mężczyzn w czarnych garniturach. To niewątpliwie duży atut tego filmu, gdyż widz nieorientujący się w świecie polityki zazwyczaj gubi się w gąszczu nazwisk i zdarzeń. „Boski” jest zatem filmem umiejętnie łączącym walory widowiska z funkcją poznawczą.
„Boski” („Il Divo”). Scen. i reż.: Paolo Sorrentino. Obsada: Toni Servillo, Paolo Graziosi, Anna Bonaiuto. Gatunek: dramat biograficzny. Produkcja: Francja / Włochy 2008, 110 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |