ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (142) / 2009

Joanna Soćko,

OGLĄDAMY SIĘ

A A A
Wysublimowane naukowe sentencje w bezpośrednim zestawieniu z banałem codziennego życia dają efekt komiczny. Podobnie jak groteskowe postacie rodzące się na styku młodości i starości, głupoty i inteligencji, wiary i ateizmu. Woody Allen nie zawodzi swojej widowni: absurdalny humor filmowego narratora podszyty jest jak zawsze bystrą obserwacją, która nabiera dodatkowego znaczenia w przypadku nowego dzieła twórcy, „Jakby nie było”.

Głównym bohaterem filmu jest Borys (Larry David) – aspołeczny pesymista w podeszłym wieku korzystający z każdej okazji, by za pomocą wymyślnych słów podzielić się swoimi spostrzeżeniami o przypadkowości życia, bezsensie świata i ludzkiej głupocie. Swój światopogląd komunikuje zarówno rozmówcom, jak i publiczności, albowiem – jak zdarzało się to już u Allena – główny bohater zdaje sobie sprawę z obecności widza. Znamiennym wydaje się jednak to, że burzący czwartą ścianę kina Borys jest naukowcem, który zajmuje się fizyką kwantową, co stawia w jego przypadku akt obserwacji w zupełnie nowym świetle. „Czy słyszałeś kiedykolwiek o zasadzie nieoznaczoności Heisenberga?” – pyta swego rozmówcę Melody (Evan Rachel Wood), młodziutka i naiwna żona Borysa – „Nie wiesz, że obserwator wpływa na przebieg eksperymentu?”.

Nie tylko wpływa! Według tzw. „kopenhaskiej” interpretacji teorii Heisenberga, jedynie obserwator może sprawić, że wynik eksperymentu w ogóle zaistnieje: „Nic nie jest rzeczywiste, jeżeli nie patrzymy, i przestaje być rzeczywiste, gdy tylko przestajemy patrzeć” (J. Gribbin: „W poszukiwaniu kota Schrödingera. Realizm w fizyce kwantowej”. Poznań 1997, s. 165). Można więc po raz kolejny sparafrazować Kartezjusza: „Ogląda się mnie, więc jestem”. Ten radykalny wniosek, wysnuty z zasad fizyki kwantowej, implikuje kolejne pytania: jeżeli bowiem do istnienia niezbędny jest obserwator, to kto obserwuje obserwatorów? Byłoby tu miejsce na Byt Wszechwiedzący – na Boga, jednak Jego rolę przejmuje kino, a wykonawcą tej roli jest właśnie Borys, który pod wieloma względami stanowić może alter ego reżysera: „Mój geniusz polega na tym, że widzę pełen obraz” – mówi bohater „Jakby nie było”. Rzeczywiście, pozostałe postacie nie zdają sobie sprawy z istnienia widza, Borys natomiast nie tylko ma świadomość bycia obserwowanym – sugeruje wręcz, że jest w stanie obserwować swą publiczność: „Jest tam widownia pełna ludzi, którzy na nas patrzą” – mówi swoim kolegom, wskazując na kamerę – „niektórzy jedzą popcorn, niektórzy dziwnie się gapią…”. Wygłasza też do widzów monolog, który świadczyć ma o tym, że wie, lepiej niż oni sami, na czym polega ich życie oraz na czym opierają się ich zwyczaje.

Roszcząc sobie prawo do „widzenia całościowego”, Borys nie wpisuje się jednak w wizerunek Boga – stanowi Jego zaprzeczenie. Kulejący, autorytatywny i cyniczny niczym dr House, Borys nie znosi życia (choć lęka się śmierci), wyznaje pogląd, że ludzie są nieuleczalnie spaczeni („u podstaw wszystkich wielkich ideologii leży fałszywe przekonanie o tym, że człowiek z natury swej jest uczciwy”) i na pewno nie jest skory do objawiania swej wiedzy prostaczkom, o czym świadczyć może jego ostentacyjnie okazywana pogarda wobec wszystkich, którzy choć w najmniejszym stopniu obnażą swoją głupotę. To on jest obserwatorem i to on dyktuje warunki, bo przecież „to, co zachodzi, zależy od obserwacji”, jak twierdzi Heisenberg („Fizyka a filozofia”, Warszawa 1965, s. 33). Dlatego też wszyscy członkowie konserwatywnie chrześcijańskiej rodziny Celestine, którzy zjawiają się w domu Borysa, porzucają swój dotychczasowy tryb życia na rzecz jego przeciwieństwa. „Tato, tam nikogo nie ma” – mówi Melody do swego modlącego się ojca i wskazuje na niebo. Orientacja tej ewentualnej, horyzontalnej obserwacji (niebo – ziemia) zostaje zmieniona na wertykalną (widzowie – bohaterowie), co sprawia, że kino jawi się jako samowystarczalne uniwersum.

Jakby nie było to opowiedziane, nie da się ukryć, że wszystko już oglądaliśmy – sceptyczny, choć dowcipny starszy mężczyzna i naiwna, niedoświadczona dziewczyna, czyli zabawny romans na tle Nowego Jorku, do którego Allen wraca po swoich europejskich wojażach. Widzieliśmy już w jego wykonaniu walkę z religijnymi stereotypami, satyryczne obnażanie ludzkich ułomności czy też burzenie czwartej ściany. Ale to przecież my jesteśmy obserwatorami działalności Woody’ego Allena – czy nie takiego filmu się spodziewaliśmy?
„Jakby nie było” („Whatever Works”). Scen. i reż.: Woody Allen. Obsada: Larry David, Evan Rachel Wood, Patricia Clarkson. Gatunek: komedia. Produkcja: Francja / USA 2009, 92 min.