ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 grudnia 23 (143) / 2009

Paweł Miech,

MYŚL POD LUPĄ

A A A
Zdania, akapity, rozdziały książek i artykułów to przestrzenie, z których wyłaniają się nieskończone wręcz ilości sensu. Procesowi temu (jak i jego wytworom) poświęca się w sumie bardzo mało uwagi. Jest to naturalnie zrozumiałe w sytuacji komunikacyjnego chaosu, jaki jest charakterystyczny dla świata kultury w ogóle, a dla współczesnej humanistyki w szczególności. Wydaje się, że uchwycenie sensów całości dzieł jest dziś niemożliwe. Wymagałoby to stania się człowiekiem jednej książki, a tego jak trafnie zwraca uwagę św. Tomasz, należy się strzec. W takim razie znacznie rozsądniejszym postępowaniem byłoby wzięcie jednej jedynej myśli pod lupę i dokładne jej obejrzenie. Spróbowalibyśmy wtedy rozciąć tą myśl na drobne elementy i połączyć ją z wycinkami wyrwanymi z innych całości. A najciekawiej byłoby połączyć pewien wycinek danej myśli z najistotniejszym dla każdego fragmentem całościowego sensu – z własnym mówieniem i myśleniem.

Branie myśli pod lupę, oglądanie jej pod mikroskopem, sprawdzanie jej wewnętrznej struktury jest aktywnością charakterystyczną dla prawdziwie filozoficznego komentarza. Komentarz tego rodzaju kwitł w pięknych i zupełnie dziś dla nas egzotycznych czasach średniowiecza. Egzotyczność średniowiecza wynika z charakterystycznego dla tej epoki niedostatku sensu. Znaczenia „było” bowiem wtedy relatywnie mało, we współczesnych fabrykach sensu produkuje się go każdego dnia nieskończenie więcej niż wyprodukowano przez całe średniowiecze. Pamiętajmy, że średniowiecze to czasy, gdy filozof był tylko jeden i pisano go zawsze przez duże F (przywilej dziś nikomu niedostępny). Otóż właśnie ten niedostatek sensu zrodził praktykę pełnej koncentracji klasztornej kontemplacji. Rozproszenie było w tym przypadku niemożliwe, nie istniał tak uciążliwy dziś dla nas problem: czym się dziś zająć, co dziś przeczytać? Praktyka kontemplacji wyrażała się w godnych podziwu klarownych i jasnych komentarzach. Spróbujmy niejako pod prąd ogólnej tendencji do pobieżnej lektury zająć się w tym miejscu takim właśnie wyciszonym i skupionym „klasztornym” komentarzem.

Komentarz ten będzie komentarzem refleksyjnym i skoncentrowanym na pewnej jednostce sensu. Będzie on miał dwa wektory. Po pierwsze będzie zorientowany na krótki odcinek myślenia kogoś innego, który to odcinek będzie próbował przyswoić, przepracować, połączyć z innymi fragmentami. Orientację tą możemy nazwać orientacją przedmiotową. Z drugiej strony będzie on też w miarę możliwości refleksyjny. Refleksyjność będzie polegała na namyśle nad samą aktywnością komentowania. Aktywność ta jest bowiem przecież sama w sobie ciekawym przedmiotem namysłu.

Filozofem przez duże F stanie się dla mnie Michel Foucault, który podczas jednego z wykładów w College de France stwierdza (cytuję w tłumaczeniu angielskim): „In any case it seems to me that the dimension of what is to be done can only appear within a filed of real forces, that is to say within a field of forces that cannot be created by a speaking subject alone and on the basis of his words, because it is a field of forces that cannot in any way be controlled or asserted within this kind of imperative discourse” (M. Foucault: “Security, Territory, Population – Lectures at College de France 1977-1978”. Przeł. G. Burchell, Palgrave-Macmillan 2007, s.18).

Pierwszą reakcją po przeczytaniu cytatu może być odczucie dysonansu i nieciągłości. Pewien określony rytm mojej własnej wypowiedzi został w jakiejś mierze zaburzony przez intruzję elementu obcego językowo i tematycznie. Wstawianie cytatów tak, by nie budziły w czytelnikach tego dysonansu jest generalnie trudną sztuką, nieprawdaż? Otwarte pozostaje pytanie, czy jest to w ogóle możliwe. Na pewno trzeba jakoś czytelników przygotować na to, że zaraz pojawi się coś obcego, nie minimalizuje to jednak efektu obcości.

Przejdźmy jednak do samego sensu zacytowanej małej całości. Fragment ten dotyczy pytania: co ma być zrobione? Pytanie to jest (dosyć nietypowo) ujmowane jako wymiar, który może się pojawić w obrębie pewnego pola. Jak możemy się domyślać, pole to ma pewną strukturę jest w pewien sposób zorganizowane. Wymiar tworzony przez pytanie „co jest do zrobienia” jest zapewne jednym z wielu wymiarów tworzących to pole. Jakie byłyby tutaj te inne wymiary? Być może jest to pytanie traktujące zacytowaną myśl zbyt dosłownie. Myśl owa ma wszak charakter metafory. Przywykliśmy do tego, by nie traktować metafor zbyt poważnie. Pewne pytania są wobec metafor niestosowne. Czy pytanie o inne wymiary pola o którym mówi Foucault jest tego rodzaju niestosownym pytaniem? Jeśli niestosowne są pytania, na które trudno udzielić sensownej odpowiedzi – jest ono takie, przynajmniej na razie, na razie bowiem nie da się na nie sensownej odpowiedzi udzielić. Możliwe jednak, że odpowiedź zostanie zasugerowana, jeśli przyjrzymy się dokładniej temu, jakie pole ma Foucault na myśli. Chodzi mu mianowicie o pole realnych sił, które nie mogą być wykreowane przez mówiący podmiot. Jakie inne wymiary mogą pojawić się w tak rozumianym polu realnych sił? Może (rozumując na zasadzie analogii) wymiar tego, co jest właśnie robione, albo wymiar tego, co postrzegane, tudzież wymiar tego, co ukrywane?

Spróbujmy oddalić się jednak od literalnego sensu konkretnych elementów danej myśli. Koncentracja na elementach bez odniesienia do całości wydaje się być bezcelowa. Spróbujmy więc – jeśli to możliwe – zapytać o sens całości tego małego fragmentu. Chodzi w nim pewnie o to, że nasze myślenie o tym, co powinno być zrobione jest usytuowane w pewnej przestrzeni sił, nad którymi nie mamy panowania. Innymi słowy, za każdym razem gdy zaczynamy myśleć o tym, co powinniśmy zrobić, znajdujemy się w pewnej sytuacji bynajmniej nie przez nas ustalanej. Wyznaczając sobie cele (odpowiadanie na pytanie: co powinienem czynić jest bowiem wyznaczaniem sobie partykularnych celów), jesteśmy zawsze pod wpływem pewnych zewnętrznych czynników. Tak ujęta myśl ma dwie implikacje: pesymistyczną i optymistyczną. Optymistyczny wymiar przedstawionej myśli wiąże się z zawartą w niej sugestią, iż myślenie o tym, co powinno zostać zrobione samo też jest pewną siłą. W takim razie myślenie to ma pewien potencjał sprawczy, może być źródłem pewnej zmiany w obrębie całości. Z drugiej strony pesymistyczny wymiar przedstawionej myśli wiąże się z sugestią, iż myślenie to jest tylko jedną z wielu sił, inne siły ograniczają więc ten potencjał. W jakich relacjach pozostaje ono do innych tego typu sił? Tego przedstawiony fragment nie rozstrzyga, odsyłając w ten sposób do innych wycinków tej samej pracy, czyli wykładów w College de France. Być może pojawią się w nim wyjaśnienia tego dylematu, możliwe jednak, że się nie pojawią, na pewno jednak kiedy zagłębimy się w całość zupełnie zapomnimy o postawionym teraz pytaniu. Po tym przeglądzie całości zacytowanej myśli (nie dzieła) Foucaulta możemy wrócić do wcześniejszego pozornie niestosownego pytania.

Jakie dokładnie siły mogłyby pojawić się w obrębie pola o którym mowa? Może chodzi tutaj o siłę inercji? Jeśli wierzyć Wikipedii w Philosophiæ Naturalis Principia Mathematica Newtona siła ta jest definiowana następująco: “The vis insita, or innate force of matter is a power of resisting, by which every body, as much as in it lies, endeavors to preserve in its present state, whether it be of rest, or of moving uniformly forward in a straight line”. Gdybyśmy spróbowali odczytać myśl Foucalta przez pryzmat zacytowanej definicji inercji Newtona, otrzymalibyśmy całkiem ciekawą całość. Otóż nasz namysł nad kwestią „co jest do zrobienia” dokonuje się zawsze w obrębie pewnego pola, w obrębie którego najważniejszą siłą jest siła inercji. Siła ta odpowiada za to, iż życie jednostek płynie po tej linii która stawia najmniejszy opór czyli po linii prostej. Życiowe linie proste to te linie, które są wyznaczane przez różnorodne czynniki determinujące to kim się staniemy. Czynniki te są częścią niezależnej od nas sytuacji, w którą stajemy się uwikłani przychodząc na świat. Pozycja społeczna naszych rodziców, ich ambicje z nami związane, poziom ich zamożności, szkoła, do której zostaliśmy przydzieleni, liceum i uniwersytet, do którego uczęszczaliśmy. Wszystkie te instytucje są źródłami naszej wewnętrznej dynamiki, budzą one w nas pewne pragnienia, wpajają pewne schematy działania, nawyki. Nadają nam one pewien ruch i decydują o trajektorii naszej egzystencji. (Nawiasem mówiąc, właśnie inercją jest tradycja w porównaniu z rewolucją. Pielęgnujący tradycję konserwatyzm w takim ujęciu byłby pewnym zestawem mechanizmów, które próbują zachowywać istniejące pole sił w niezmienionej postaci. Rewolucja natomiast byłaby próbą przeobrażenia istniejącego pola sił w radykalnie nowy sposób.)

Wszystkie omówione elementy pola tworzą więc pewne pole sił, w obrębie którego stawiamy sobie czasem (w sumie dość rzadko) pytanie: co powinienem zrobić? Pytanie to jest właściwie pytaniem o to, jak zmienić wpojoną nam siłę inercyjną, która pcha nas w określone rejony świata, mimo że właściwie my sami wolelibyśmy być może potoczyć się zupełnie gdzie indziej. Co ważne, pytanie to ma sens jedynie w obrębie tego opisanego pola decydującego o naszej osobistej czysto subiektywnej inercji. Jest to pytanie, które stawiamy sobie na ogól wtedy, gdy chcemy lub musimy dodać do ogólnego repertuaru sił pchających nas w różne strony pewną siłę zasadniczo odmienną, mianowicie siłę naszego ja. Czasem (dość rzadko) zdarzają się bowiem takie momenty, że konieczne jest podjęcie jakiejś decyzji, skupienie energii na jednym obszarze, na jednej sferze doświadczenia. Wtedy właśnie uświadamiamy sobie, że istnieje w obrębie pola naszego doświadczenia pewien wymiar szczególny, a mianowicie jakieś odmienne od tła coś, jakieś ja, które czegoś chce.

Musimy w tym miejscu stwierdzić, że fragment Foucaulta został kompletnie zanieczyszczony elementami mu obcymi, a spora ilość pojęć, które się w komentarzu pojawiły jest naszemu obiektowi badawczemu zupełnie obca. Lupa naszego komentarza jest więc zabrudzona odpadami zalegającymi po produkcji sensu na własny użytek. Oko spoglądające przez lupę jest okiem jakiegoś ściśle określonego ja. To oko musi się w końcu zamknąć, przypomina wtedy okrągłą czarną kropkę.