ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (144) / 2009

Roksana Ziora-Krysa,

ROZRACHUNEK Z PRZESZŁOŚCIĄ

A A A
Powieść Dana Lungu „Jestem komunistyczną babą!” czyta się jednym tchem – z pobłażliwym uśmiechem na ustach, ale i nutką żalu do głównej bohaterki. Dla Emilii Apostoae komunizm był życiową drogą, podczas gdy inni marzyli, by z niej zejść. Bohaterka – prosta, silna kobieta z rumuńskiej wsi, jest przykładem klasycznego homo sovieticus. Ukochała sobie ustrój ze wszystkimi jego wadami. Wraz z końcem komunistycznego reżimu skończył się dla niej najlepszy okres w życiu. Teraz z trudem przyjdzie jej się zmagać z nowym, demokratycznym ustrojem, w którym nic nie jest takie, jakie być powinno, w niczym nie potrafi znaleźć sposobu na dalsze życie – życie po komunizmie.

Poznajemy Emilię z dwóch stron – jako dorosłą kobietę, troskliwą matkę i żonę, oraz jako młodą, energiczną dziewczynkę, pomagającą nie bez grymasu ugniatać rodzicom kiziak na opał i marzącą o wielkim świecie, jakim wydawało jej się miasto. Przeszłość i przyszłość Emilii przeplatają się ze sobą, ukazując historię szczęśliwego dziecka komuny i kobiety, w której głęboko zakorzenione wspomnienia minionego szczęścia nie pozwalają normalnie funkcjonować w trudnej, nowej codzienności. Emilia nie toczy jednak indywidualnej, wewnętrznej walki z przeszłością, nie boi się przyznawać do tego, że drzemią w niej widma komunizmu. Mamy dyskusję pokoleń – jej córka, Alice, nie potrafi pojąć zamiłowania matki do upadłego systemu, ku jej rozczarowaniu emigruje z kraju, wychodzi za mąż za Kanadyjczyka, pozbawiając tym samym Emilię wszelkich złudzeń – nie zostaje inżynierem w fabryce podobnej do tych, w którym niegdyś ona sama pracowała ku chwale ojczyzny, doskonale się przy tym bawiąc, wyrabiając normę przed czasem, czując się zupełnie bezpieczną, a przy tym mając wcale niezłe zarobki. Mrok komunizmu jakby jej nie dotykał, nie odczuwała strachu, który jednak panował, cichego terroru, któremu społeczeństwo było poddawane, nie ulegała ponuremu nastrojowi, który kładł cień na cały naród. Była szczęśliwa i nagle, wraz z rewolucją i nastaniem demokracji – została wyszarpana ze swojego ukochanego, idealnego środowiska i osadzona w czasach, w których nie potrafi sobie radzić i w które najchętniej na powrót wprowadziłaby komunistyczny system.

To, co zaskakuje w powieści, to spora dawka humoru, z jaką Lungu opisuje Rumunię za rządów Nikolae Ceausescu. Rumunię pogrążoną w okowach komunizmu, zastraszoną, nieprzyjazną. Rumunię, w której nie da się żyć. Nie ma jednak w powieści przygnębiających opisów zastraszanego społeczeństwa, a wręcz przeciwnie – zamiast tego Lungu serwuje sporą porcję radości, szczęścia i niemal absurdalnej beztroski. Autor w postaci Emilii daje nam żywe świadectwo kształtowania się świadomości jednostki w obliczu reżimu, mimo całego swego zła dającego szczęście i poczucie spełnienia, którego nie można odnaleźć w pozornie wolnym kraju. Pozornie, bo jednak wolność, którą daje Emilii nowy ustrój, wydaje się ją jeszcze bardziej ograniczać, głównie finansowo. Ponadto nowe czasy, w które Emilia została rzucona, sprawiają, że staje się ona zupełnie niesamodzielna, upośledzona względem rzeczywistości, po nieudanym przeszczepie serca, jakim był dla niej komunizm. Autor ukazuje dramat jednostki odgórnie sterowanej przez system, jednak doskonale radzącej sobie w swojej roli oddanego obywatela, wzorowej pracownicy, członkini partii, a przy tym kobiety szczęśliwej prostym, małowymagającym szczęściem.

Nie ulega jednak wątpliwości, że autor absolutnie nie przedstawia apoteozy systemu komunistycznego. Nie ocenia jednoznacznie, nie ukazuje nam bezkrytycznego uwielbienia ustroju, mimo że właśnie taką postawę reprezentuje sobą główna bohaterka. Jest to jednak postawa indywidualna, osobista, która nie znajduje poparcia w żadnym innym bohaterze. Środowisko, w jakim Emila żyje, jest całkowicie przeciwne komunizmowi, choć Emilia silnie stara się argumentować jego zalety. Nikt jednak nie daje się przekonać, co sprawia, że kobieta czuje się wyobcowana i zupełnie nierozumiana.

Tym, co przykuwa uwagę w książce, jest ponadto postać małej Emilii. Ożywia ona narrację, sprawia, że nie tylko poznajemy skargi i zażalenia jej dorosłej postaci, ale także błyskotliwe uwagi, pełne dziecięcej naiwności i humoru, jednak doskonale oddające zmiany, jakie mają zachodzić w państwie. Mała Mica, dziecko komuny, wychowywana w biedzie i niedostatku, jest szczęśliwa. Szeroko otwartymi oczami obserwuje świat, który choć pogrążony w trudnych czasach – daje jej nadzieję i marzenia. Dziewczyna dąży do ich realizacji, a Lungu doskonale przedstawia nam ewolucję jej psychiki, podatnej i łatwej do modelowania przez system. Dzięki cioci – kobiecie z miasta, wielkiego świata – guru swoich dziecięcych lat, jak się okaże – tak dalekiej od ideału, Mice udaje się wyrwać z ciasnego, ograniczającego ją wiejskiego życia wprost do centrum cywilizacji, które miało być jej Eldorado. I faktycznie – udaje jej się stać się pełnoprawną obywatelką miasta, co jednak zawdzięcza nie sobie, a komunizmowi, bo – jak powie – to komunizm zrobił z niej miastową. Widać więc, że już od dziecka osobowość Emilii była kształtowana nie tyle dzięki swoim własnym predyspozycjom, ile dzięki temu, co dawał jej ustrój, w który silnie się zakorzeniła, któremu pozostawała wierna na przekór wszystkiemu, w który była ślepo zapatrzona.

Książka tylko z pozoru jest miła, lekka i przyjemna. Przystępny język, łatwy w odbiorze, doskonale dostosowany do wymogów tematycznych, nieskomplikowani bohaterowie, zbita, prosta fabuła są tylko przykrywką dla prawdziwego sensu, jaki niesie za sobą powieść Lungu. „Jestem komunistyczną babą!” – wyznanie kobiety zagubionej w świecie, w którym doskonale powinna się odnajdywać, rozbrzmiewa zarówno dumą, jak i rozpaczą. Bo czy warto przyznawać się do tego, że lepiej było w czasach, które pozostawiły stale jątrzące się rany? A może to wołanie o pomoc w pozbyciu się toksycznego uczucia? Te pytania Lungu stawia czytelnikowi, by sam, w swoich obiektywnych odczuciach, nie tyle ocenił Emilę, co ustosunkował się do historii, wyzbył się bezkrytycyzmu i przyznał, że wakacje co roku, fryzjer raz w miesiącu, tanie paliwo i mięso załatwiane „na lewo” nie były tym, czego człowiek oczekuje od państwa.

Nie ma więc w powieści apologii komunizmu. Jest po prostu inne spojrzenie w przeszłość, trudną, ciemną i nieprzyjazną, która nie dla wszystkich była taka sama. Dlatego książka jest autentyczna, ukazuje skrajnie różne sposoby postrzegania jednej rzeczywistości i jednego systemu, wspólnego dla wszystkich, a jednak dzielonego poprzez odmienne sposoby jego odbioru. Nie narzuca czytelnikowi sposobu myślenia, ale nakłania do zajęcia jakiegokolwiek stanowiska. I to jest właśnie powód, dla którego warto po nią sięgnąć – niejednoznaczność i pozostawienie czytelnikowi wyboru to jej główne zalety. Drugą pozytywną stroną powieści jest fakt, że w tak ciekawy, humorystyczny sposób można wyrazić to, co z założenia ma pejoratywne skojarzenia. Lungu daje nam mistrzowską, kształcącą lekcję historii – ciekawą, zabawną i przede wszystkim – zastanawiającą.
Dan Lungu: „Jestem komunistyczną babą!”. Przeł. Joanna Kornaś-Warwas. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2009 [seria: Inna Europa, inna literatura].