1 marca 5 (221) / 2013
Próbując pisać o wierszach Andrzeja (jestem zaszczycony, że z tej klasy gentlemanem jestem „po imieniu”; w poprzednim zdaniu nie ma cienia kokieterii, żadnych koterii), czuję się jak chłopiec z witką w dłoniach, próbujący zrobić zamach na poziomkowy okop. A przecież wiadomo, że zając o wiele przyjemniej czuje się w poziomkach.
o czym opowiem nie będzie moimi słowami ale spodobała mi się mocna prostota ich wyznań
Debiutancki tom Urszuli Kulbackiej, mimo iż utkany jest z bardzo dobrze nam znanych z dyskursu o ciele wątków i motywów, stanowi dosyć intrygującą i zarazem niepokojącą opowieść o tym, co „dzieje się gdzieś w ciepłym mięsistym wnętrzu”, o tym, z czym ciało miało do czynienia i w jaki sposób to, z czym miało do czynienia, pamięta.
Zgodnie ze współczesną dewizą, że najważniejsze jest spalanie kalorii, Bartosz Sadulski postanawia odchudzić poezję z wysokokalorycznego języka depresji, z metafizycznych warstw tłuszczu i pożywnych metafor.
Minimalistyczna antypoezja Grzegorza Kwiatkowskiego zawiera charakterystyczne dla dzieciństwa połączenie naiwności z okrucieństwem. Geometria świata Kwiatkowskiego jest prosta: twój ból = mój uśmiech, twoja śmierć = moje szczęście.