ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lutego 4 (148) / 2010

Łukasz Iwasiński,

KRÓTKO I TREŚCIWIE

A A A
Przegląd płyt sceny elektronicznej
Four Tet „There is Love in You”. Domino, 2009.

Kieran Hebden już w wieku 25 lat miał na koncie kilka płyt z przyzwoitym postrockowym zespołem Fridge, kolejne z kolorową emotronicką pod szyldem Four Tet, a także wyśmienity improwizowany projekt z legendą jazzowej i soulowej sceny, perkusistą Stevem Reidem. Ponadto, remiksy dla Aphex Twina, Radiohead, Battles. „There is Love in You” zgrabnie łączy kilka podjętych przez niego na wcześniejszych albumach wątków. Mamy tu motoryczne, a zarazem abstrakcyjne konstrukcje, zawieszone między krautrockiem i współczesnym r`n`b, ozdobione ocieplającymi klimat, poszatkowanymi, kobiecymi wokalizami; bardziej taneczne, beatowe formy; minimalistyczne, syntezatorowe transy, jak i echa melancholijnego postrocka. Surowe, kwaśne brzmienia i misterna, pełna smaczków produkcja nie powinny fanów artysty zaskakiwać.



Blockhead „The Music Scene”. Ninja Tune, 2009.

Osadzone na hiphopowej rytmice kolaże to jeden z najprężniejszych nurtów we współczesnej muzyce elektronicznej. Tak oto w dobie wysypu innowatorów tej sytlistyki na rynku pojawia się nowy album jednego z pionierów instrumentalnych beatów. Album o tyle symptomatyczny, że doskonale pokazuje, jaka przepaść dzieli pionierów abstract hip hopu i młodych beatmakerów (których czołowym przedstwicielem jest Flying Lotus). Na tle dokonań tych ostatnich muzyka Blockheada wypada dość miałko, a przede wszystkim wtórnie. Co prawda posklejana jest sprawnie, a autor dba o zróżnicowanie materiału, jednak nie udaje mu się wyjść poza downtempowo/ breakbeatową sztampę. Jako niezobowiązujący muzak płyta sprawdza się dobrze, ale na żadne głębsze estetyczne czy emocjonalne doznania nie ma co liczyć.




<Mapstation „The Africa Chamber”. Scape, 2009.

Stefan Schneider to ważna figura na scenie niemieckiego postrocka i nowej elektroniki (m.in. basista Kreidlera i To Rococo Rot, współtwórca formacji September Collective). W ramach swego solowego projektu, Mapstation, artysta z wielkim smakiem serwuje analogowe, leniwe snujące się plamy i pasaże, nierzadko naznaczając całość delikatną ambient-dubową pulsacją i uszlachetniając akustycznymi ornamentami. „The Africa Chamber” przynosi jednak nieco inne klimaty. Autor flirtuje tu z afrykańskim etno, łącząc intymną elektronikę z plemiennymi polirytmiami czy plumkaniem kalimb. Płyta wpisuje się w ścieżkę lounge'owych etno-stylizacji rozwijaną przez czołowych producentów od lat, by wspomnieć „My Life in the Bush of Ghosts” Briana Eno i Davida Byrne'a albo serię „Secret Rhythms” Burnta Friedmana i Jakiego Liebezeita. Schneider podejmuje tę tradycję w typowy dla siebie minimalistyczny, pełen ciepła i elegancji sposób. Pyszne.