ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 marca 6 (150) / 2010

Maciej Woźniak,

CYRKIEL CZASU

A A A
Raz Dwa Trzy, „Skądokąd”, 4everMusic, 2010.
Tytuł nowej płyty Raz Dwa Trzy brzmi jak wzięty od Białoszewskiego i dobrze oddaje drogą przebytą przez zespół od początku kariery. Przejrzysta, akustyczna struktura utworów pozwala zobaczyć otwarty w muzyce cyrkiel, który czuwa nad obwodem zataczanych przez nią okręgów. „Skądokąd” nie przebija ani aranżacyjnego wyrafinowania „Niecudu”, ani rockowej werwy „Trudno nie wierzyć w nic”, ale słychać na nim, że 20 lat istnienia zespołu narastało raczej jak słoje w drzewie niż droga wykreślana przy linijce.

Przeczytałem ostatnio, że nie ma już legendarnego, „artystycznego” IX piętra w zielonogórskim akademiku „Wcześniak”, gdzie grupa dawała pierwsze występy na wiosnę 1990 roku, bo socjalistyczne budownictwo ma w nieładnym zwyczaju pękać i gmach trzeba było skrócić od góry. Raz dwa Trzy wygrało latem tegoż roku Festiwal Piosenki Studenckiej w Krakowie, ale już wtedy trzymało się z dala od typowego stylu rodem z akademików lat 70. i 80. Nie było to wyzwanie w rodzaju tych, jakie poezji Polkowskiego rzuciła poezja Świetlickiego, ale jakieś drzwiczki z tektury zostały otwarte. Docenił to Wojciech Waglewski, pisząc na okładce pierwszej płyty zespołu, że ucieka on w popłochu przed muzyką studencką, która – nie odmawiajmy sobie przyjemności i zacytujmy mistrza – „trafia zawsze do serca, tylko najczęściej zupełnie niepotrzebnie przez uszy”. Warto przypomnieć także inne – prorocze, jak się potem okazało – wskazania Waglewskiego: pomysł na swingujące brzmienie, przemyślana skromność użytych środków („nikt w tej grupie nie robi więcej niż potrafi”) oraz teksty, w których liryce udaje się uniknąć „rozmemłania”. Jeśli po 20 latach istnienia Raz Dwa Trzy skąd spotyka gdzieś dokąd, to właśnie tam.

Złożywszy trybut Osieckiej i Młynarskiemu, zespół po siedmiu latach wraca z autorskim materiałem i okazuje się, że tamte dwa albumy nie rzuciły na niego cienia. Grupa niewiele sobie robi z raptownie zdobytej popularności, nie zauważyłem Adama Nowaka pośród gwiazd tańczących na lodzie, a wyśpiewanie kanonicznych fraz autorstwa dwojga pomnikowych postaci polskiej piosenki nie wpłynęło na jego teksty, które nie są już tak sympatycznie autystyczne jak były, ale ich ewolucja od sowizdrzalskich liryków (nawołujących, by ruszyć księżyc kolanem, albo raportujących o perypetiach z talerzykiem) ku łagodnie moralizującym przypowieściom i delikatnej kresce w scenkach rodzajowych (ksiądz na zydelku nie jest Czarną Inez, nawet mimo sutanny) odbywa się własnym torem. Słuchając kawałków ze „Skądokąd”, fajnie jest pobawić się w znajdywanie im odpowiedników na poprzednich płytach. Zadziorne i luzackie „Tylko we mgle człowiek” czy „To wszystko, co niezrozumiałe” to spadkobiercy chwytliwego „Czekam i wiem”. Szermujące epickim oddechem „Upał roztamia granice miasta” nawiązuje do podobnego (choć tu prowincja, a tam metropolia) „W wielkim mieście”, a w mniej oczywisty sposób – przez kontrast między nerwowym rytmem i szerokim gestem melodii – do „Tylko nie płyń tą rzeką”. W tekstach Nowak też obrabia swoje motywy obsesyjne. Skupione na detalu i z proustowskim zacięciem rekonstruujące tu i teraz, „Oto papieros w dłoni” nawiązuje do podobnej poetyki w „Jestem tylko przechodniem”. Wspinające się na filozoficzne palce, by rzucić okiem na człowieczą marność „Tylko we mgle błądzi człowiek” to kontynuacja „Mógłbyś temu zaprzeczyć”. Powtarzają się także – sygnalizując trzeci obok nadziei i miłości element nośny światopoglądu Nowaka – motywy religijne (np. w odegranym z rockowym nerwem „Zgodnie z planem”) oraz problem swoistej obosieczności słów („każde się z prawdą może minąć, każde by prawdy mogło strzec”), powodującej brak koordynacji między słowem a ciałem, między językiem a światem.

Pewnie trochę zanudzam szczegółami, ale tak się składa, że w muzyce Raz Dwa Trzy jest cyrkiel kreślący także moje życie: kiedy ukazał się pierwszy, winylowy album grupy „Jestem Polakiem”, urodził mi się syn, a pierwszy koncert w życiu, który zobaczył jako sześciolatek, to był występ zespołu w płockim III Liceum. Od tego czasu Olek jest oddanym fanem grupy i wszystkie jej płyty (żaden inny wykonawca nie jest skompletowany) stoją w domu na półce. Dlatego całkiem mi po drodze i z sentymentalną nutą na „Skądokąd” (poświęcone ojcu Adama Nowaka „Już”, które jest pogodną elegią napędzaną rytmem reggae, mógłbym dedykować swojemu tacie), i z przeniesieniem ciężaru akcji na prowincję (nawet obowiązkowi „Policjanci” tym razem szwendają się w wyraźnie niezurbanizowanym bezkresie), i z pewnym spadkiem muzycznej witalności właściwym wiekowi średniemu (przewaga temp raczej leniwych, jak w balladowym „Dalej niż sięga myśl” czy w snującym się delikatnym brzmieniowym dymem „Oto papieros w dłoni”). Pewnie, że szkoda dawnego animuszu w muzyce i surrealnej brawury w tekstach, ale takie są prawa cyrkla rysującego kolejny, szerszy niż dotąd okrąg.