
GOD-ART
A
A
A
Nowości wydawnicze
„Czym jest sztuka?” – pytał Godarda Louis Aragon w swym słynnym eseju opublikowanym w latach 60. na łamach „Les Lettres françaises”, po czym sam odpowiadał: „Sztuka dzisiejsza – to Jean-Luc Godard”. Powstałą niespełna pięćdziesiąt lat po publikacji Aragona pracą, Ewa Mazierska podtrzymuje tę tezę i dowodzi jej słuszności. Autorka nazywa Godarda największym żyjącym reżyserem na świecie i ostatnim z wielkich twórców zachodniego kina, uosobieniem całej współczesnej kultury z wszystkimi jej problemami i paradoksami… I konsekwentnie uzasadnia te stwierdzenia na każdej z ponad trzystu stron swej książki „Pasja. Filmy Jean-Luca Godarda”.
Już na początku książki Mazierska zauważa, że w ostatnim czasie legenda Godarda ożyła na nowo. Nic dziwnego – w 2010 roku reżyser obchodzi osiemdziesiątą rocznicę urodzin i świętuje pięćdziesiąt lat od swego pełnometrażowego debiutu fabularnego, czołowego arcydzieła francuskiej Nowej Fali „Do utraty tchu”. Z tej okazji we Francji wydana została dziewięćsetstronicowa monografia pióra Antoine’a de Baecque’a. To bardzo chwalebne, że ten szczególny rok uczczono również w Polsce pełną retrospektywą Godarda w ramach festiwalu Era Nowe Horyzonty oraz powstałą na zlecenie jego organizatorów monografią reżysera. Wspaniale, że zgodziła się ją napisać Ewa Mazierska, wybitna filmoznawczyni, obecnie wykładająca na Wydziale Dziennikarstwa i Mediów University of Central Lancashire w Wielkiej Brytanii, autora takich prac, jak: „Człowiek wobec kultury: James Ivory i jego filmy”, „Uwięzienie w teraźniejszości i inne postmodernistyczne stany: twórczość Wong Kar-Waia”, czy „Słoneczne kino Pedra Almodóvara”. Szkoda tylko, że jest to pierwsza od czterdziestu lat polska publikacja całkowicie poświęcona tej żywej legendzie kina. Przez prawie pół wieku tematu twórczości Godarda w polskiej krytyce filmowej (na skalę większą niż kilkustronicowy artykuł) nie poruszano. Być może było to spowodowane tym, że – jak zauważa Mazierska – jest on wprawdzie jednym z najważniejszych reżyserów w historii kina, lecz zarazem twórcą kompletnie nieznanym szerszej publiczności, a w szczególności publiczności polskiej. „Do utraty tchu” to chyba jedyny film Godarda oglądany w Polsce; „Szalony Piotruś” (1965), „Alphaville” (1965) czy „Pogarda” (1963) to już dzieła znane wyłącznie z tytułów. Późniejsze filmy twórcy w świadomości Polaków, nawet tych zainteresowanych kinem, w zasadzie nie istnieją. Co ciekawe, nie jest to wynikiem ignorancji polskiej publiczności (która być może i tak odrzuciłaby Godarda jako twórcę dzieł zbyt hermetycznych i trudnych w odbiorze, nie dostała jednak nawet takiej szansy), lecz decyzji „odgórnych”, za których sprawą większość filmów reżysera nie była w Polsce eksploatowana na żadnym polu. Godard przez kilkadziesiąt lat pozostawał więc nad Wisłą wielkim nieznanym.
Głównym atutem książki Mazierskiej jest zatem jej niezaprzeczalna pionierskość, chęć poruszenia tematu zarówno w polskim kinie oraz filmoznawstwie, jak i na polskim rynku wydawniczym praktycznie nieistniejącego od czasu, kiedy w 1970 roku Konrad Eberhardt napisał swą entuzjastyczną pracę wydaną w formacie broszury, zatytułowaną po prostu „Jean-Luc Godard”. Autorka jako pierwsza w Polsce ujmuje filmografię Godarda holistycznie, dokonuje periodyzacji twórczości reżysera, wskazuje charakterystyczne cechy każdego z okresów i określa jego miejsce i znaczenie w całej filmografii twórcy. Konrad Eberhardt nie miał takiej możliwości, rozpracowywał Godarda, kiedy pierwszy etap jego twórczości ledwo się domykał. Natomiast Tadeusz Lubelski – autor najobszerniejszej polskiej publikacji na temat francuskiej Nowej Fali, o którym Mazierska wspomina w swej pracy, a który pisząc swą książkę w 2000 roku mógł już pokusić się o chronologiczne uporządkowanie dzieł Godarda, nie podjął nawet takiej próby, tłumacząc, iż nie jest w stanie przebrnąć przez późniejszą niż nowofalowa twórczość reżysera.
Stała się więc Mazierska odkrywczynią Godarda dla Polaków. Bycie jedynym odkrywcą i związany z tym brak konieczności mierzenia się z tekstami konkurencyjnymi daje bez wątpienia duży komfort. Z drugiej jednak strony, próba stworzenia świadectwa dzieła życia tak ważnego reżysera, świadectwa, które tworzyłoby pewną całość, ze świadomością, że będzie to jedyne takie źródło na polskim rynku, niesie ze sobą dużą odpowiedzialność. Na szczęście Mazierska udźwignęła ten ciężar i wyszła z tej próby obronną ręką. „Pasja…” to przejrzyste, zrozumiałe, analityczne studium nad Godardem – jego twórczością oraz biografią. To pierwsza publikacja w Polsce także pod tym względem. Nikt wcześniej nie opisywał życiorysu reżysera – trudno jest odnaleźć we wcześniejszych tekstach jakiekolwiek wzmianki odnośnie jego pochodzenia, dzieciństwa czy życia małżeńskiego, a przecież biografia tego twórcy jest nierozerwalnie złączona z jego kinem, jego życie prywatne stanowi przedłużenie zawodowego. Sam reżyser mawiał: „Nie ma różnicy pomiędzy moimi filmami, a moim życiem”. Autorka słusznie ukazuje więc Jeana-Luca Godarda nie tylko jako reżysera, ale i człowieka, a ponadto krytyka, teoretyka i historyka kina.
Książka Mazierskiej jest prawdziwym podręcznikiem twórczości francuskiego autora, co więcej, podręcznikiem nie tylko dla filmoznawców, ale i dla szerokiej publiczności. Napisana bardzo przystępnym językiem, daje możliwość zapoznania się z tym twórcą także laikom, którzy być może po jej przeczytaniu zechcą sięgnąć po filmy Godarda. Jedyne, czego brakuje tej publikacji, to tytułowej pasji. Mazierska podchodzi bowiem do tematu dość chłodno. Nie jest, rzecz jasna, koniecznością poetyzowanie na temat Godarda na wzór wspomnianego już Louisa Aragona i jego słynnego eseju, niemniej jednak odrobina emocji mogłaby tę książkę ożywić. Oczywiście i bez tego czyta się ją lekko i z zainteresowaniem, bo tak też została napisana, zarzut ten nie jest zatem wielkiej wagi.
Inną, równie niewielką wadą „Pasji…” jest brak konkluzji, konkretnego podsumowania całości pracy. Sama autorka nazywa ją „wstępem do Godarda” i w nawiązaniu do tego sformułowania można powiedzieć, iż temu wstępowi zabrakło zakończenia, rozdziału, który zgrabnie zamykałby temat. Poza tym książce Mazierskiej zarzucić niczego nie można. Nawet asekuracyjne wytłumaczenia autorki umieszczone już we wstępie, jakoby zabrakło jej czasu i miejsca na szerszą kontekstualizację kina Godarda, że opierała się głównie na materiałach anglosaskich i że pominęła pewne wątki, wydają się bezzasadne. Owszem, publikacja Mazierskiej to zaledwie „Godard w pigułce”, ale przecież nie sposób inaczej zmieścić osiemdziesięciu lat życia i pięćdziesięciu lat działalności zawodowej na trzystu stronach książki.
Pomimo koniecznych skrótów, „Pasja…” jest świetnym źródłem wiedzy o Godardzie, zachowującym chronologię wykładem-rzeką. Autorka traktuje dorobek reżysera kompleksowo, przedstawia jego filmografię jako pewną całość – zbiór bardzo bogaty, różnorodny, lecz jednocześnie bardzo spójny. Odkrywa w ten sposób przed czytelnikami paradoks jego twórczości. Jest to bowiem twórczość eksperymentatora, artysty ciągle poszukującego nowych form wypowiedzi, próbującego różnych technik, konwencji, estetyk, starającego się na rozmaite sposoby dotrzeć do granic kina, który jednocześnie poprzez niezmienność swych zainteresowań pojęciem realizmu filmowego, polityką, miłością, naturą kina i sztuki w ogóle, przez swoją niechęć do narracyjności, wpisywanie siebie w tekst filmowy, zmuszanie widza do porzucenia biernego oglądania i zachęcanie do samodzielnego konstruowania znaczeń, zachowuje ciągłość swego stwarzanego na przestrzeni półwiecza dzieła.
Mazierska wskazuje liczne związki między poszczególnymi filmami Godarda, nie tylko w postaci bezpośrednich cytatów z treści, ale także nawiązań w warstwie muzycznej, wizualnej… Udowadnia, że dopiero poznanie całej, obszernej twórczości reżysera umożliwia pełne zrozumienie jego poszczególnych filmów, zarówno tych będących zapowiedziami, szkicami do filmów następnych, jak i dzieł stanowiących kontynuacje, przedłużenia poprzednich. Wszystko, co tworzył, odnosiło się do czegoś innego, było z czymś innym powiązane, nie tylko w ramach jego własnej twórczości, lecz w obrębie całej kultury i sztuki: filmu, literatury, malarstwa, plastyki i muzyki. Dlatego też Mazierska upatruje w Godardzie prekursora postmodernizmu. Znajduje klucz do jego myślenia właśnie w tej filozofii. Nawet rewolucyjną fazę twórczości reżysera, jego lewactwo wymierzone w ideologię konsumpcji i społeczeństwa spektaklu, proponuje odczytywać przez pryzmat nie marksizmu, a właśnie postmodernizmu.
Warto zauważyć, że okres rewolucyjny – przygodę Godarda z Grupą Dżigi Wiertowa – wpisuje się w lata 1969–73, czyli między daty wyprzedzające rozprzestrzenienie się postmodernizmu na szeroką skalę. Dlatego też należy w tym miejscu nadmienić rzecz niezmiernie ważną, o ile nie najważniejszą w kontekście książki Mazierskiej. Chodzi mianowicie o to, jaki wizerunek Godarda autorka kreuje na kartach swej pracy. Jean-Luc Godard jest dla Mazierskiej nie tylko niezależnym, hermetycznym artystą, najbardziej radykalnym twórcą Nowej Fali, dzięki któremu karierę zrobiło pojęcie kina autorskiego. Nie jest nawet kapłanem kina, jak nazywał go Eberhardt. Dla autorki „Pasji…” Godard jest Kopernikiem w dziejach filmu, żywym rozdziałem w jego historii; jak sama stwierdza, cała dzisiejsza kinematografia to kino po Godardzie. Nie znaczy to, że jego twórczość jest zamkniętym rozdziałem – artysta wciąż tworzy i dopóki będzie żył, będzie realizował filmy, ponieważ życie i kino to dla niego to samo, poza kinem nic się nie liczy. Mazierska przytacza w swej książce wypowiedź samego Godarda na ten temat: „Użyję tych samych słów, co Picasso (…): «będę malował, póki malarstwo mnie nie odrzuci». Ja próbuję robić to samo w kinie: kontynuując pracę, dopóki nie odrzucą mnie ruchome obrazy. Nie publiczność i nie przemysł filmowy – ten już dawno ze mnie zrezygnował. Ale iść tak daleko, aż ekran powie nie”. Stwierdzenie „kino po Godardzie” oznacza, że jest on reżyserem, który doszedł do granic kina, a więc każde następne pokolenie twórców musi określać się wobec jego dzieł – może do nich nawiązywać bądź z nimi polemizować, naśladować je lub przekraczać, jak pisze Mazierska: wybrać drogę „postmodernistów oporu” bądź „postmodernistów reakcji”, ale nie może pozostać wobec nich obojętnym. Bernardo Bertolucci, David Lynch, Quentin Tarantino, Lars von Trier, Jerzy Skolimowski oraz całe rzesze współczesnych reżyserów nie istniałyby, gdyby nie Jean-Luc Godard – nie tylko artysta, lecz także wysokiej pozycji historyk i teoretyk kina, uznany za największego mędrca i językoznawcę tej dziedziny sztuki, obdarzony przy tym ogromną dozą autoironii i dystansu do samego siebie. Człowiek, którego najprościej można określić słowami, iż Godard to kino, a kino to Godard.
Już na początku książki Mazierska zauważa, że w ostatnim czasie legenda Godarda ożyła na nowo. Nic dziwnego – w 2010 roku reżyser obchodzi osiemdziesiątą rocznicę urodzin i świętuje pięćdziesiąt lat od swego pełnometrażowego debiutu fabularnego, czołowego arcydzieła francuskiej Nowej Fali „Do utraty tchu”. Z tej okazji we Francji wydana została dziewięćsetstronicowa monografia pióra Antoine’a de Baecque’a. To bardzo chwalebne, że ten szczególny rok uczczono również w Polsce pełną retrospektywą Godarda w ramach festiwalu Era Nowe Horyzonty oraz powstałą na zlecenie jego organizatorów monografią reżysera. Wspaniale, że zgodziła się ją napisać Ewa Mazierska, wybitna filmoznawczyni, obecnie wykładająca na Wydziale Dziennikarstwa i Mediów University of Central Lancashire w Wielkiej Brytanii, autora takich prac, jak: „Człowiek wobec kultury: James Ivory i jego filmy”, „Uwięzienie w teraźniejszości i inne postmodernistyczne stany: twórczość Wong Kar-Waia”, czy „Słoneczne kino Pedra Almodóvara”. Szkoda tylko, że jest to pierwsza od czterdziestu lat polska publikacja całkowicie poświęcona tej żywej legendzie kina. Przez prawie pół wieku tematu twórczości Godarda w polskiej krytyce filmowej (na skalę większą niż kilkustronicowy artykuł) nie poruszano. Być może było to spowodowane tym, że – jak zauważa Mazierska – jest on wprawdzie jednym z najważniejszych reżyserów w historii kina, lecz zarazem twórcą kompletnie nieznanym szerszej publiczności, a w szczególności publiczności polskiej. „Do utraty tchu” to chyba jedyny film Godarda oglądany w Polsce; „Szalony Piotruś” (1965), „Alphaville” (1965) czy „Pogarda” (1963) to już dzieła znane wyłącznie z tytułów. Późniejsze filmy twórcy w świadomości Polaków, nawet tych zainteresowanych kinem, w zasadzie nie istnieją. Co ciekawe, nie jest to wynikiem ignorancji polskiej publiczności (która być może i tak odrzuciłaby Godarda jako twórcę dzieł zbyt hermetycznych i trudnych w odbiorze, nie dostała jednak nawet takiej szansy), lecz decyzji „odgórnych”, za których sprawą większość filmów reżysera nie była w Polsce eksploatowana na żadnym polu. Godard przez kilkadziesiąt lat pozostawał więc nad Wisłą wielkim nieznanym.
Głównym atutem książki Mazierskiej jest zatem jej niezaprzeczalna pionierskość, chęć poruszenia tematu zarówno w polskim kinie oraz filmoznawstwie, jak i na polskim rynku wydawniczym praktycznie nieistniejącego od czasu, kiedy w 1970 roku Konrad Eberhardt napisał swą entuzjastyczną pracę wydaną w formacie broszury, zatytułowaną po prostu „Jean-Luc Godard”. Autorka jako pierwsza w Polsce ujmuje filmografię Godarda holistycznie, dokonuje periodyzacji twórczości reżysera, wskazuje charakterystyczne cechy każdego z okresów i określa jego miejsce i znaczenie w całej filmografii twórcy. Konrad Eberhardt nie miał takiej możliwości, rozpracowywał Godarda, kiedy pierwszy etap jego twórczości ledwo się domykał. Natomiast Tadeusz Lubelski – autor najobszerniejszej polskiej publikacji na temat francuskiej Nowej Fali, o którym Mazierska wspomina w swej pracy, a który pisząc swą książkę w 2000 roku mógł już pokusić się o chronologiczne uporządkowanie dzieł Godarda, nie podjął nawet takiej próby, tłumacząc, iż nie jest w stanie przebrnąć przez późniejszą niż nowofalowa twórczość reżysera.
Stała się więc Mazierska odkrywczynią Godarda dla Polaków. Bycie jedynym odkrywcą i związany z tym brak konieczności mierzenia się z tekstami konkurencyjnymi daje bez wątpienia duży komfort. Z drugiej jednak strony, próba stworzenia świadectwa dzieła życia tak ważnego reżysera, świadectwa, które tworzyłoby pewną całość, ze świadomością, że będzie to jedyne takie źródło na polskim rynku, niesie ze sobą dużą odpowiedzialność. Na szczęście Mazierska udźwignęła ten ciężar i wyszła z tej próby obronną ręką. „Pasja…” to przejrzyste, zrozumiałe, analityczne studium nad Godardem – jego twórczością oraz biografią. To pierwsza publikacja w Polsce także pod tym względem. Nikt wcześniej nie opisywał życiorysu reżysera – trudno jest odnaleźć we wcześniejszych tekstach jakiekolwiek wzmianki odnośnie jego pochodzenia, dzieciństwa czy życia małżeńskiego, a przecież biografia tego twórcy jest nierozerwalnie złączona z jego kinem, jego życie prywatne stanowi przedłużenie zawodowego. Sam reżyser mawiał: „Nie ma różnicy pomiędzy moimi filmami, a moim życiem”. Autorka słusznie ukazuje więc Jeana-Luca Godarda nie tylko jako reżysera, ale i człowieka, a ponadto krytyka, teoretyka i historyka kina.
Książka Mazierskiej jest prawdziwym podręcznikiem twórczości francuskiego autora, co więcej, podręcznikiem nie tylko dla filmoznawców, ale i dla szerokiej publiczności. Napisana bardzo przystępnym językiem, daje możliwość zapoznania się z tym twórcą także laikom, którzy być może po jej przeczytaniu zechcą sięgnąć po filmy Godarda. Jedyne, czego brakuje tej publikacji, to tytułowej pasji. Mazierska podchodzi bowiem do tematu dość chłodno. Nie jest, rzecz jasna, koniecznością poetyzowanie na temat Godarda na wzór wspomnianego już Louisa Aragona i jego słynnego eseju, niemniej jednak odrobina emocji mogłaby tę książkę ożywić. Oczywiście i bez tego czyta się ją lekko i z zainteresowaniem, bo tak też została napisana, zarzut ten nie jest zatem wielkiej wagi.
Inną, równie niewielką wadą „Pasji…” jest brak konkluzji, konkretnego podsumowania całości pracy. Sama autorka nazywa ją „wstępem do Godarda” i w nawiązaniu do tego sformułowania można powiedzieć, iż temu wstępowi zabrakło zakończenia, rozdziału, który zgrabnie zamykałby temat. Poza tym książce Mazierskiej zarzucić niczego nie można. Nawet asekuracyjne wytłumaczenia autorki umieszczone już we wstępie, jakoby zabrakło jej czasu i miejsca na szerszą kontekstualizację kina Godarda, że opierała się głównie na materiałach anglosaskich i że pominęła pewne wątki, wydają się bezzasadne. Owszem, publikacja Mazierskiej to zaledwie „Godard w pigułce”, ale przecież nie sposób inaczej zmieścić osiemdziesięciu lat życia i pięćdziesięciu lat działalności zawodowej na trzystu stronach książki.
Pomimo koniecznych skrótów, „Pasja…” jest świetnym źródłem wiedzy o Godardzie, zachowującym chronologię wykładem-rzeką. Autorka traktuje dorobek reżysera kompleksowo, przedstawia jego filmografię jako pewną całość – zbiór bardzo bogaty, różnorodny, lecz jednocześnie bardzo spójny. Odkrywa w ten sposób przed czytelnikami paradoks jego twórczości. Jest to bowiem twórczość eksperymentatora, artysty ciągle poszukującego nowych form wypowiedzi, próbującego różnych technik, konwencji, estetyk, starającego się na rozmaite sposoby dotrzeć do granic kina, który jednocześnie poprzez niezmienność swych zainteresowań pojęciem realizmu filmowego, polityką, miłością, naturą kina i sztuki w ogóle, przez swoją niechęć do narracyjności, wpisywanie siebie w tekst filmowy, zmuszanie widza do porzucenia biernego oglądania i zachęcanie do samodzielnego konstruowania znaczeń, zachowuje ciągłość swego stwarzanego na przestrzeni półwiecza dzieła.
Mazierska wskazuje liczne związki między poszczególnymi filmami Godarda, nie tylko w postaci bezpośrednich cytatów z treści, ale także nawiązań w warstwie muzycznej, wizualnej… Udowadnia, że dopiero poznanie całej, obszernej twórczości reżysera umożliwia pełne zrozumienie jego poszczególnych filmów, zarówno tych będących zapowiedziami, szkicami do filmów następnych, jak i dzieł stanowiących kontynuacje, przedłużenia poprzednich. Wszystko, co tworzył, odnosiło się do czegoś innego, było z czymś innym powiązane, nie tylko w ramach jego własnej twórczości, lecz w obrębie całej kultury i sztuki: filmu, literatury, malarstwa, plastyki i muzyki. Dlatego też Mazierska upatruje w Godardzie prekursora postmodernizmu. Znajduje klucz do jego myślenia właśnie w tej filozofii. Nawet rewolucyjną fazę twórczości reżysera, jego lewactwo wymierzone w ideologię konsumpcji i społeczeństwa spektaklu, proponuje odczytywać przez pryzmat nie marksizmu, a właśnie postmodernizmu.
Warto zauważyć, że okres rewolucyjny – przygodę Godarda z Grupą Dżigi Wiertowa – wpisuje się w lata 1969–73, czyli między daty wyprzedzające rozprzestrzenienie się postmodernizmu na szeroką skalę. Dlatego też należy w tym miejscu nadmienić rzecz niezmiernie ważną, o ile nie najważniejszą w kontekście książki Mazierskiej. Chodzi mianowicie o to, jaki wizerunek Godarda autorka kreuje na kartach swej pracy. Jean-Luc Godard jest dla Mazierskiej nie tylko niezależnym, hermetycznym artystą, najbardziej radykalnym twórcą Nowej Fali, dzięki któremu karierę zrobiło pojęcie kina autorskiego. Nie jest nawet kapłanem kina, jak nazywał go Eberhardt. Dla autorki „Pasji…” Godard jest Kopernikiem w dziejach filmu, żywym rozdziałem w jego historii; jak sama stwierdza, cała dzisiejsza kinematografia to kino po Godardzie. Nie znaczy to, że jego twórczość jest zamkniętym rozdziałem – artysta wciąż tworzy i dopóki będzie żył, będzie realizował filmy, ponieważ życie i kino to dla niego to samo, poza kinem nic się nie liczy. Mazierska przytacza w swej książce wypowiedź samego Godarda na ten temat: „Użyję tych samych słów, co Picasso (…): «będę malował, póki malarstwo mnie nie odrzuci». Ja próbuję robić to samo w kinie: kontynuując pracę, dopóki nie odrzucą mnie ruchome obrazy. Nie publiczność i nie przemysł filmowy – ten już dawno ze mnie zrezygnował. Ale iść tak daleko, aż ekran powie nie”. Stwierdzenie „kino po Godardzie” oznacza, że jest on reżyserem, który doszedł do granic kina, a więc każde następne pokolenie twórców musi określać się wobec jego dzieł – może do nich nawiązywać bądź z nimi polemizować, naśladować je lub przekraczać, jak pisze Mazierska: wybrać drogę „postmodernistów oporu” bądź „postmodernistów reakcji”, ale nie może pozostać wobec nich obojętnym. Bernardo Bertolucci, David Lynch, Quentin Tarantino, Lars von Trier, Jerzy Skolimowski oraz całe rzesze współczesnych reżyserów nie istniałyby, gdyby nie Jean-Luc Godard – nie tylko artysta, lecz także wysokiej pozycji historyk i teoretyk kina, uznany za największego mędrca i językoznawcę tej dziedziny sztuki, obdarzony przy tym ogromną dozą autoironii i dystansu do samego siebie. Człowiek, którego najprościej można określić słowami, iż Godard to kino, a kino to Godard.
Ewa Mazierska: „Pasja. Filmy Jean-Luca Godarda”. Korporacja ha!art. Kraków 2010.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |