ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (168) / 2010

Luiza Stachura,

ONIRYCZNE BEZKRÓLEWIE

A A A
Niepostrzeżenie przeobrazić się w kuglarza słowa, zręcznego iluzjonistę, twórcę o niebywałej sile oddziaływania na odbiorcę to niespełnione, jak się zdaje, marzenie (prawie) każdego artysty. Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że powoływanie światów do autonomicznego istnienia za pomocą paru jedynie słów w najnowszej polskiej literaturze współczesnej udaje się najlepiej Magdalenie Tulli. Drogą wytyczoną przez autorkę „Trybów” podąża stosunkowo niewielu pisarzy. Jednym z nich jest Andrzej Grodecki, którego dwanaście opowiadań zebranych w tomie o magnetycznym tytule „Iluzje” właśnie ukazało się na polskim rynku wydawniczym.

Pierwszy utwór wchodzący w skład „Iluzji”, „Anioł”, przenosi nas w sferę religii, dotykając tak delikatnej kwestii, jak istnienie… aniołów. Może anioł, którego widzieli mieszkańcy pewnego plemienia w amazońskiej dżungli, to efekt zbiorowej hipnozy albo religijnej ekstazy? „Projekt Imberga” z kolei porusza zagadnienie (nie)powtarzalności świata, (nie)powtarzalności gestów. Trzecie opowiadanie, „Gabriel”, podejmuje jedno z odwiecznych marzeń człowieka: móc ujrzeć twarz Boga. „Podróż do kresu kresu” (aluzja do Louisa-Ferdinanda Céline’a nie jest przypadkowa) eksploatuje motyw podróży, ale swoiście potraktowanej – główny bohater poszukuje takiego „końca”, „kresu”, za którym nie ma już nic więcej. Innymi słowy – autor pragnie wykroczyć poza ludzkie pojmowanie „kresu” (człowiek, jak się zdaje, nie jest w stanie wyobrazić sobie definitywnego końca). Dwa kolejne utwory („Spotkanie z Robinsonem” oraz „Świat według Czyngis-chana”) sięgają po wątki quasi-historyczne – pierwszy oscyluje wokół pustelnictwa, drugi zaś penetruje granice świata (nawiązując do słynnego stwierdzenia Ludwiga Wittgensteina: „Granice mojego języka wyznaczają granice mojego świata”). Chyba najlepsze opowiadanie w całym zbiorze to „Koszmary niedoszłego pana C”. Autor reinterpretuje motyw sennych mar – czy koszmary senne miewają… koszmary? W „Biografii Józefa Knechta” Grodecki podejmuje temat kreacji, tworzenia ludzkich życiorysów, a tym samym stwarzania tyleż nowego człowieka, ile nowego quasi-bytu z papieru, ze słów. Opowiadanie „Pomocnicy Pana Boga” zanurzone jest silnie w immaterializmie i rozwija zagadnienie percypowania rzeczywistości. W „Snajperze” Andrzej Grodecki między innymi redefiniuje nie tyle pojęcie śmierci, ile personifikację Śmierci (jej atrybuty, powinności, zadań). Natomiast w „Uśmiechach Hypnosa” pisarz dokonuje reinterpretacji motywu życia snem. Zamykające zbiór opowiadanie „Zegar wieczności” przede wszystkim dotyka kwestii istnienia, a szczególnie nieodłącznego elementu egzystencji – przemijania.

W utworach szczecińskiego pisarza fikcyjność, pozorność rzeczywistości i życia kieruje uwagę odbiorców ku instancji sprawczej, ku domniemanemu Stwórcy. Tajemniczy Absolut, demiurg jawi się jako mglista i niepojęta siła, której bliżej jednak do ułomnego rzemieślnika, niepanującego w pełni nad stworzonym dziełem, niż do wszechwładnego i wszechmocnego Stworzyciela. Kto zatem kieruje losami świata, kto pociąga za sznurki, kto (albo co) jest motorem wszelkiego działania? Mogłabym zaryzykować twierdzenie, że w „Iluzjach” czynnikiem wpływającym na kształt świata i kierunek, ku któremu podąża rzeczywistość, jest… demoniczna „istota” ukryta w każdym z nas – samoświadomość.

Andrzej Grodecki zabiera czytelnika w podróż do światów niemożliwych, czyli takich, w które trudno nam uwierzyć albo w których istnienie nie chcemy wierzyć, bowiem boimy się tego nieokreślonego i niepokojącego dryfowania między snem a jawą. Oczywiście, o ile życie nie jest snem, a jawa to nasza tymczasowa rzeczywistość, póki nie odnajdziemy innej albo póki ktoś nas nie zabierze do alternatywnych światów. Jak się wydaje, w opowiadaniach Grodeckiego nie tyle liczy się fabuła (zazwyczaj postrzępiona, fragmentaryczna, alogiczna, o wielu niespodziewanych zwrotach akcji), ile balansowanie nad przepaścią, której esencją jest… oniryczna kraina. Innymi słowy – światy tworzone, kreowane, powoływane do istnienia przez Grodeckiego umiejscowić można na subtelnej, efemerycznej granicy między snem a jawą.

Bohaterowie (i zazwyczaj narratorzy) opowiadań zebranych w tomie „Iluzje” Andrzeja Grodeckiego są wyalienowani, narcystyczni, zamknięci w swoim świecie, w świecie własnej duszy, przeglądają się w zwierciadłach swoich myśli i uczuć, nie wykraczając poza rzeczywistość nakreśloną i wyznaczoną przez ich filozoficzne dywagacje. Dokonują permanentnej autoanalizy, uciekają jednak przed dookreśleniem, (do)powiedzeniem ostatniego słowa o sobie, zupełnie jakby obawiali się spojrzeć prawdzie w oczy. Łudzą się, że przebywają w świecie sennych rojeń, że są mieszkańcami onirycznego królestwa, gdy tymczasem większość z nich przypomina tyleż somnambulików, ile chorych psychicznie. Bohaterowie Grodeckiego chcieliby wyrwać się spod władzy nieuchwytnego Stwórcy i spod wpływu nieokreślonej siły sprawczej, ale w pewnym momencie uzmysławiają sobie własną słabość czy w zasadzie bezbronność. Nie można uciec od przeznaczenia, a każda rejterada przed demonami, które tkwią w nas, jest czynem daremnym.

Paradoksalnie słabość kilku spośród dwunastu opowiadań Andrzeja Grodeckiego tkwi w ich długości. Gdyby autor zdecydował się „nie przegadać” swoich utworów, wówczas silniej oddziaływałyby na odbiorcę, niepokojąc go, poruszając, nie pozostawiając obojętnym. Świetnym przykładem jest króciutkie opowiadanie (szkic?, obrazek?, senny miraż?) „Koszmary niedoszłego pana C”. Trudno także oprzeć się też wrażeniu, iż centralni bohaterowie opowiadań Andrzeja Grodeckiego obdarzeni zostali przez autora nadmiernie filozoficzną naturą. Sprawiają wrażenie przeintelektualizowanych samotników, mizantropów. Czytają z jednej strony dzieła Jorge’a Luisa Borgesa, z drugiej – Louisa-Ferdinanda Céline’a. Przebywają w świecie przypominającym rzeczywistość wykreowaną w utworach Brunona Schulza. Nie obcy jest im Albert Camus. Andrzej Grodecki na niemal każdym kroku zaznacza swoje lekturowe fascynacje, co czasami może irytować i nużyć (szczególnie gdy w większości opowiadań pojawia się nazwisko Borgesa).

„Iluzje” to niewątpliwie interesująca proza, podejmująca wątek niełatwy zarówno dla twórcy, jak i dla odbiorcy. Zanurzenie się w oniryczne światy, permanentne odcinanie (się) od rzeczywistości na rzecz penetrowania labiryntu własnej duszy i konfrontacja z demonami ukrytymi w nas samych to tematy ryzykowne. Nie każdy potrafi unieść potencjał tkwiący w tak zarysowanej problematyce. Andrzej Grodecki częściej wygrywa, ale czasami nie potrafi uchronić się od popadnięcia w pustosłowie. Niemniej jednak opowiadania składające się na „Iluzje” mogą stanowić asumpt do intrygujących rozważań nad ludzką kondycją i przyczynić się do pogłębionej autorefleksji odbiorcy.
Andrzej Grodecki: „Iluzje”. Wydawnictwo Forma, Stowarzyszenie OFFicyna. Szczecin, Bezrzecze 2010 [seria: KWADRAT].