OTOCZENI OBRAZAMI
A
A
A
Czym jest obraz? – to pozornie proste pytanie nie przestaje nastręczać badaczom licznym trudności. Kanoniczne definicje są zbyt wąskie, by pomieścić wytwory sztuki współczesnej, powstające zaś – okazują się tak szerokie, że obrazem, w znaczeniu przynależności do sztuki, może okazać się wszystko. Podobna sytuacja powtarza się zresztą w wielu dziedzinach humanistyki, by wymienić choćby próby zdefiniowania literatury i literackości. Ile osób, tyle poglądów – a pytania mnożą się i mnożą… Myślimy obrazowo czy językowo? Czym obrazowanie poetyckie różni się od prozatorskiego? Czy za podziwianą przez nas fotografią wciąż stoi talent jej twórcy, czy też lepsze parametry komputera, za pomocą którego poprawiono mało ciekawe ujęcie? Czy zmiany tego typu mają zwykle jedynie charakter kosmetyczny, czy oznaczają całkowitą operację plastyczną? Czy możliwe i w ogóle potrzebne jest usuwanie obrazów z naszej rzeczywistości na rzecz słowa i prawdy (jak postulował już Platon)? Jakie szkody może wyrządzić nam galopująca wizualizacja rzeczywistości? Czym grozi zalew obrazów? I przede wszystkim, czy można na te pytania odpowiedzieć jednoznacznie? Negatywna odpowiedź na to ostatnie mogłaby właściwie zamknąć wszelkie rozważania, jednak dociekliwość i pragnienie nazywania wszelkich zjawisk leżą w ludzkiej naturze zbyt głęboko, byśmy mogli zamilknąć.
Odpowiedzi na te i na wiele innych pytań próbują zatem udzielić autorzy tekstów zamieszczonych w tomie „Obrazy i obrazowanie w dobie mediów elektronicznych”. Książka jest pokłosiem konferencji pod tym samym tytułem, zorganizowanej w listopadzie 2008 roku w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Zgromadzone w trzech blokach tematycznych teksty dotyczą bardzo zróżnicowanych zagadnień. Od obrazowego poznania i różnych aspektów badań tej kategorii, prób wyznaczenia granic dzieła sztuki, zmieniających się teorii obrazu, pojęcia medium i intermedium (cz. I – „Poznanie obrazowe”), poprzez zacieranie realności we współczesnej sztuce wizualnej, przedstawiania niewidzialnego i niewyrażalnego, specyfikę nowych środków wyrazu w dobie nieopanowanego rozwoju techniki (cz. II – „Reprezentacja versus symulacja”), aż po dokumentalny i narracyjny charakter fotografii, prawdę i teatralność sztuki (cz. III – „Między dokumentem a kreacją”).
Wielość zagadnień i wyzwań podjętych przez autorów tekstów sprawia, że tom oscylując wokół jednego kluczowego tematu, jest zarazem niezwykle różnorodny. Taki jest także materiał, na którym pracują autorzy. Znajdziemy tu zarówno interpretacje dzieł dawnych, jak i najnowszych eksperymentów. W ciekawy sposób odczytywane są na przykład sensy poszczególnych części i całości „Drzwi gnieźnieńskich”, dzieła, które – wydawałoby się – już dawno doczekało się całkowitego rozczytania znaczeń. Autor tej próby – Maciej Kociuba – pokusił się także o reinterpretację tak bardzo obrośniętego interpretacjami obrazu, jak „Las Meninas”. Obok niej spotykamy się natomiast z próbami rozczytania prac Katarzyny Majak, Patrycji Orzechowskiej, czy znanego, ale nadal zaskakującego i nie do końca zrozumianego, Krzysztofa Wodiczki.
Czym jest obraz? Gdzie jest obraz?
Status współczesnej sztuki jest niepewny. Przede wszystkim – by ująć rzecz najprościej – nie wiemy, co sztuką jest, a co nie. Choć wielu z nas nie potrafi się do końca z tym pogodzić, przestało już chodzić o ustalenie sztywnych ram, które pozwoliłby odrzucać te wytwory i gesty, które się w nich nie mieszczą. Naprawdę fascynujące jest raczej to, jak bardzo sztuka rozszerzyła swoją działalność. Jak zagarnęła na swoją korzyść różne surowce, materiały, przestrzenie… W sytuacji, w której powstają rzeźby z gumy do żucia, obrazy przedstawiające na pierwszy rzut oka tylko nieokreślone kształty, fotografie wyświetlane na budynkach, czy dzieła sztuki konceptualnej, znika potrzeba tworzenia definicji – oto wszystko może być sztuką i wzbogacać nie tylko ją, ale i naszą codzienność. Jak wielokrotnie zauważano, niesie to za sobą także zagrożenie, że sztuka bezpowrotnie straci swoją wyjątkowość. Definicje i konceptualizacje dają nam poczucie bezpieczeństwa, stawiają nas w pozycji nadrzędnej względem dzieł. Ich brak, wraz z towarzyszącym mu poczuciem niewiedzy i niepewności, jest nie tylko odzwierciedleniem współczesności, ale i – na co wydają się zwracać uwagę twórcy omawianej książki – szansą. Dla autorów tekstów zawartych w „Obrazach i obrazowaniu” nie wydaje się on stanowić problemu, dlatego wybierają do interpretacji dzieła trudne i problematyczne, stawiające odbiorcę w sytuacji tyleż zaskoczenia i konfuzji.
Wiele tekstów w omawianym tomie doskonale uwidacznia to, co właściwie już od dawna stało się w sztuce faktem. Od odbiorcy wymaga się więcej. Usytuowana wobec pustej, nieczytelnej, tudzież niewyraźnej powierzchni dzieła, wyobraźnia czytelnika w pierwszym rzędzie musi pracować na rzecz uzupełnienia tego, czego na obrazie nie ma (zob. tekst Małgorzaty Jankowskiej zatytułowany „Obrazy niewidzialnego i niewidzialne obrazy”). Wiadomo wszak nie od dziś, że estetyczne tajemnice i tzw. przedstawiania niewyrażalnego bywają szczególnie pociągające. Rozpoznanie to należałoby być może uzupełnić innym, nieco bardziej trywialnym, ale niezwykle ważnym dla współczesności: tajemnicę musimy najpierw odnaleźć w zalewie obrazów miałkich, przetwarzanych miliony razy, atakujących nas na każdym kroku. Dziś prawie każdy może próbować być artystą i często otrzymuje ten status dzięki dobrej reklamie, czy zapotrzebowaniu na przekaz prosty, nie obciążający, albo tylko prześmiewczy, karykaturalny, ale nie wnoszący niczego poza tym. Na szczęście, wciąż nie każdy może być artystą dobrym i wyjątkowym – w świecie, w którym widzieliśmy już niemal wszystko, nie wszystko jest niezwykle łatwe.
Internet, multimedia…
„Ten stary świat, uobecniony w postaci »dialogu z historią rzeźby, dawnymi klasycznymi formami: obeliskiem, popiersiem, pomnikiem konnym«, nie jest wcale światem zużytym czy wyczerpanym. Przeciwnie, jest jedynie niewiarygodny, choć niesie ze sobą pamięć duchowości, która nabrała wigoru w świecie Internetu” (s. 118) – na takie słowa, stanowiące komentarz do myśli Magdaleny Wicherkiewicz, natrafić można w tekście Anny Markowskiej. Zatrzymajmy się przy nich na chwilę. Z jednej strony, jest to oczywiście optymistyczne, że „stara” sztuka nie umiera, że spoglądamy na nią inaczej, reinterpretujemy ją, odświeżamy, nadajemy kolory czarnobiałym filmom, że jest ona coraz bardziej dostępna. Równocześnie rodzi to jednak – przynajmniej we mnie – pewną obawę i melancholię. Nie tylko zalewa nas bowiem fala wszechobecnych i rozprzestrzenianych za pośrednictwem Internetu obrazów, ale atakują nas one także z kubków, mydeł, szamponów, papierowych serwetek z reprodukcjami dzieł autorstwa wybitnych twórców itd. Utrata aury w dobie mechanicznej reprodukcji? Z pewnością, ale nie zmienia to mojej niechęci do picia kawy z Klimta czy trzymania długopisów w Van Goghu, wynikającej pewnie z nostalgicznej niezgody na fakt, że obrazy utraciły dziś moc i potęgę, o których czytamy w tekstach Hansa Beltinga czy Davida Freedmana Ciekawe, że w „Obrazach i obrazowaniu” brak wartościowania. Nie mówi się o niepokojących skutkach „zwrotu piktoralnego”, na przykład tych widocznych w dydaktyce, gdzie jasne stało się, że obrazowanie to nie zawsze prostsza i lepsza droga zrozumienia. Nie chodzi o to, by przekreślać wartość współczesnej sztuki wizualnej – to wszak nasza rzeczywistość, w której warto świadomie egzystować – ale o to, by rozpatrywać sztukę w nieco szerszej, kulturowej, a więc czasem i wartościującej, perspektywie.
Z drugiej strony – być może nowe media asystują przy narodzinach nowych tajemnic, innej „aury”? Ciekawe zjawisko współczesnej sztuki stanowią na przykład wszelkie pokazy multimedialne, łączące w sobie efekty świetlne, dźwiękowe, obrazowe, syntetyzujące przeróżne media i angażujące przy tym niemal wszystkie zmysły odbiorcy. Dla prób ich analiz nie mogło zabraknąć miejsca w pokonferencyjnym tomie. Ich świeżość, złożoność i multimedialność oraz towarzyszący im specyficzny klimat sprawiają jednak, że wciąż wymykają się interpretacjom, że – na szczęście? – wciąż pozostają zagadką. Lektura tomu „Obrazy i obrazowanie w dobie mediów elektronicznych” rodzi zatem nie tylko poznawczą przyjemność, ale i – wiele podobnie ambiwalentnych odczuć, wiele pytań. Część kwestii pozostała bez rozwiązania, wciąż brakuje terminologii, definicji, narzędzi, a sztuka audiowizualna rozwija się tak prężnie, że nie sposób za nią nadążyć – i nie zmieniają tego nawet, jak się zdaje, liczne w książce odwołania interdyscyplinarne, choćby do analiz Paula Ricoeura. Może zatem tak właśnie ma pozostać, może nienazwanie ma być częścią tej sztuki? W tej perspektywie zróżnicowana tematyka kolejnych tekstów stanowi duży atut omawianej książki. Pokazuje ona, jak wiele złożonych kwestii łączy się z zagadnieniem obrazów, jak wiele z nich wymaga rozwinięcia, a wreszcie – jak wiele jeszcze pracy przez przyszłymi interpretatorami procesów i efektów obrazowania.
Odpowiedzi na te i na wiele innych pytań próbują zatem udzielić autorzy tekstów zamieszczonych w tomie „Obrazy i obrazowanie w dobie mediów elektronicznych”. Książka jest pokłosiem konferencji pod tym samym tytułem, zorganizowanej w listopadzie 2008 roku w Akademii Sztuk Pięknych w Katowicach. Zgromadzone w trzech blokach tematycznych teksty dotyczą bardzo zróżnicowanych zagadnień. Od obrazowego poznania i różnych aspektów badań tej kategorii, prób wyznaczenia granic dzieła sztuki, zmieniających się teorii obrazu, pojęcia medium i intermedium (cz. I – „Poznanie obrazowe”), poprzez zacieranie realności we współczesnej sztuce wizualnej, przedstawiania niewidzialnego i niewyrażalnego, specyfikę nowych środków wyrazu w dobie nieopanowanego rozwoju techniki (cz. II – „Reprezentacja versus symulacja”), aż po dokumentalny i narracyjny charakter fotografii, prawdę i teatralność sztuki (cz. III – „Między dokumentem a kreacją”).
Wielość zagadnień i wyzwań podjętych przez autorów tekstów sprawia, że tom oscylując wokół jednego kluczowego tematu, jest zarazem niezwykle różnorodny. Taki jest także materiał, na którym pracują autorzy. Znajdziemy tu zarówno interpretacje dzieł dawnych, jak i najnowszych eksperymentów. W ciekawy sposób odczytywane są na przykład sensy poszczególnych części i całości „Drzwi gnieźnieńskich”, dzieła, które – wydawałoby się – już dawno doczekało się całkowitego rozczytania znaczeń. Autor tej próby – Maciej Kociuba – pokusił się także o reinterpretację tak bardzo obrośniętego interpretacjami obrazu, jak „Las Meninas”. Obok niej spotykamy się natomiast z próbami rozczytania prac Katarzyny Majak, Patrycji Orzechowskiej, czy znanego, ale nadal zaskakującego i nie do końca zrozumianego, Krzysztofa Wodiczki.
Czym jest obraz? Gdzie jest obraz?
Status współczesnej sztuki jest niepewny. Przede wszystkim – by ująć rzecz najprościej – nie wiemy, co sztuką jest, a co nie. Choć wielu z nas nie potrafi się do końca z tym pogodzić, przestało już chodzić o ustalenie sztywnych ram, które pozwoliłby odrzucać te wytwory i gesty, które się w nich nie mieszczą. Naprawdę fascynujące jest raczej to, jak bardzo sztuka rozszerzyła swoją działalność. Jak zagarnęła na swoją korzyść różne surowce, materiały, przestrzenie… W sytuacji, w której powstają rzeźby z gumy do żucia, obrazy przedstawiające na pierwszy rzut oka tylko nieokreślone kształty, fotografie wyświetlane na budynkach, czy dzieła sztuki konceptualnej, znika potrzeba tworzenia definicji – oto wszystko może być sztuką i wzbogacać nie tylko ją, ale i naszą codzienność. Jak wielokrotnie zauważano, niesie to za sobą także zagrożenie, że sztuka bezpowrotnie straci swoją wyjątkowość. Definicje i konceptualizacje dają nam poczucie bezpieczeństwa, stawiają nas w pozycji nadrzędnej względem dzieł. Ich brak, wraz z towarzyszącym mu poczuciem niewiedzy i niepewności, jest nie tylko odzwierciedleniem współczesności, ale i – na co wydają się zwracać uwagę twórcy omawianej książki – szansą. Dla autorów tekstów zawartych w „Obrazach i obrazowaniu” nie wydaje się on stanowić problemu, dlatego wybierają do interpretacji dzieła trudne i problematyczne, stawiające odbiorcę w sytuacji tyleż zaskoczenia i konfuzji.
Wiele tekstów w omawianym tomie doskonale uwidacznia to, co właściwie już od dawna stało się w sztuce faktem. Od odbiorcy wymaga się więcej. Usytuowana wobec pustej, nieczytelnej, tudzież niewyraźnej powierzchni dzieła, wyobraźnia czytelnika w pierwszym rzędzie musi pracować na rzecz uzupełnienia tego, czego na obrazie nie ma (zob. tekst Małgorzaty Jankowskiej zatytułowany „Obrazy niewidzialnego i niewidzialne obrazy”). Wiadomo wszak nie od dziś, że estetyczne tajemnice i tzw. przedstawiania niewyrażalnego bywają szczególnie pociągające. Rozpoznanie to należałoby być może uzupełnić innym, nieco bardziej trywialnym, ale niezwykle ważnym dla współczesności: tajemnicę musimy najpierw odnaleźć w zalewie obrazów miałkich, przetwarzanych miliony razy, atakujących nas na każdym kroku. Dziś prawie każdy może próbować być artystą i często otrzymuje ten status dzięki dobrej reklamie, czy zapotrzebowaniu na przekaz prosty, nie obciążający, albo tylko prześmiewczy, karykaturalny, ale nie wnoszący niczego poza tym. Na szczęście, wciąż nie każdy może być artystą dobrym i wyjątkowym – w świecie, w którym widzieliśmy już niemal wszystko, nie wszystko jest niezwykle łatwe.
Internet, multimedia…
„Ten stary świat, uobecniony w postaci »dialogu z historią rzeźby, dawnymi klasycznymi formami: obeliskiem, popiersiem, pomnikiem konnym«, nie jest wcale światem zużytym czy wyczerpanym. Przeciwnie, jest jedynie niewiarygodny, choć niesie ze sobą pamięć duchowości, która nabrała wigoru w świecie Internetu” (s. 118) – na takie słowa, stanowiące komentarz do myśli Magdaleny Wicherkiewicz, natrafić można w tekście Anny Markowskiej. Zatrzymajmy się przy nich na chwilę. Z jednej strony, jest to oczywiście optymistyczne, że „stara” sztuka nie umiera, że spoglądamy na nią inaczej, reinterpretujemy ją, odświeżamy, nadajemy kolory czarnobiałym filmom, że jest ona coraz bardziej dostępna. Równocześnie rodzi to jednak – przynajmniej we mnie – pewną obawę i melancholię. Nie tylko zalewa nas bowiem fala wszechobecnych i rozprzestrzenianych za pośrednictwem Internetu obrazów, ale atakują nas one także z kubków, mydeł, szamponów, papierowych serwetek z reprodukcjami dzieł autorstwa wybitnych twórców itd. Utrata aury w dobie mechanicznej reprodukcji? Z pewnością, ale nie zmienia to mojej niechęci do picia kawy z Klimta czy trzymania długopisów w Van Goghu, wynikającej pewnie z nostalgicznej niezgody na fakt, że obrazy utraciły dziś moc i potęgę, o których czytamy w tekstach Hansa Beltinga czy Davida Freedmana Ciekawe, że w „Obrazach i obrazowaniu” brak wartościowania. Nie mówi się o niepokojących skutkach „zwrotu piktoralnego”, na przykład tych widocznych w dydaktyce, gdzie jasne stało się, że obrazowanie to nie zawsze prostsza i lepsza droga zrozumienia. Nie chodzi o to, by przekreślać wartość współczesnej sztuki wizualnej – to wszak nasza rzeczywistość, w której warto świadomie egzystować – ale o to, by rozpatrywać sztukę w nieco szerszej, kulturowej, a więc czasem i wartościującej, perspektywie.
Z drugiej strony – być może nowe media asystują przy narodzinach nowych tajemnic, innej „aury”? Ciekawe zjawisko współczesnej sztuki stanowią na przykład wszelkie pokazy multimedialne, łączące w sobie efekty świetlne, dźwiękowe, obrazowe, syntetyzujące przeróżne media i angażujące przy tym niemal wszystkie zmysły odbiorcy. Dla prób ich analiz nie mogło zabraknąć miejsca w pokonferencyjnym tomie. Ich świeżość, złożoność i multimedialność oraz towarzyszący im specyficzny klimat sprawiają jednak, że wciąż wymykają się interpretacjom, że – na szczęście? – wciąż pozostają zagadką. Lektura tomu „Obrazy i obrazowanie w dobie mediów elektronicznych” rodzi zatem nie tylko poznawczą przyjemność, ale i – wiele podobnie ambiwalentnych odczuć, wiele pytań. Część kwestii pozostała bez rozwiązania, wciąż brakuje terminologii, definicji, narzędzi, a sztuka audiowizualna rozwija się tak prężnie, że nie sposób za nią nadążyć – i nie zmieniają tego nawet, jak się zdaje, liczne w książce odwołania interdyscyplinarne, choćby do analiz Paula Ricoeura. Może zatem tak właśnie ma pozostać, może nienazwanie ma być częścią tej sztuki? W tej perspektywie zróżnicowana tematyka kolejnych tekstów stanowi duży atut omawianej książki. Pokazuje ona, jak wiele złożonych kwestii łączy się z zagadnieniem obrazów, jak wiele z nich wymaga rozwinięcia, a wreszcie – jak wiele jeszcze pracy przez przyszłymi interpretatorami procesów i efektów obrazowania.
„Obrazy i obrazowanie w dobie mediów elektronicznych”. Red. Violetta Sajkiewicz. Muzeum Śląskie – Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach. Katowice 2010.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |