ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 listopada 22 (190) / 2011

Przemysław Pieniążek,

PRZYPADEK MICHAELA M.

A A A
Od ponad trzydziestu lat pozostaje w ścisłej czołówce Czarnych Ludów, z powodzeniem przerażających oraz fascynujących kolejne pokolenia fanów filmowego horroru. Jest swoistym symbolem amerykańskiej wigilii Wszystkich Świętych, sprawnie napędzającym polimedialną koniunkturę na opowieści o morderczych szaleńcach. Wreszcie, jest enigmą ukrytą za białą, wypraną z jakichkolwiek emocji maską stanowiącą swoiste zwierciadło, w którym przeglądają się najmroczniejsze aspekty podświadomości samych widzów. W czym tkwi źródło niesamowitej żywotności Michaela Myersa – posępnego żniwiarza, którego halloweenowe psikusy zdecydowanie odbiegają od powszechnie przyjętych norm?

Gdy piekło wraca do domu

Olbrzymi sukces „Egzorcysty” Williama Friedkina (1973), jak również skrajne reakcje widzów adaptacji powieści Williama Petera Blatty’ego, sprawiły, że wielu producentów uważniej zaczęło spoglądać na możliwości oferowane przez filmowy horror. Jednym z tych producentów był Irwin Yablans, w którego głowie narodził się zarys fabuły o psychopacie eliminującym z grona żywych opiekunki do dzieci. Wedle początkowych planów, film miał stanowić luźną kontynuację „Czarnych świąt” Boba Clarka (1974) – dreszczowca opowiadającego o bożonarodzeniowych zmaganiach mieszkanek stancji z pałającym żądzą (mordu) stalkerem. Niestety, okrojony budżet planowanej produkcji wymusił redukcję czasu akcji do jednej doby, ale za to bardzo szczególnej – przypadającej na święto Halloween. Autorami scenariusza zostali John Carpenter, któremu w udziale przypadł także stołek reżysera, oraz jego ówczesna sympatia, Debra Hill. Razem stworzyli postać złowieszczego Michaela Audreya Myersa – milczącego mordercy, który po trwającej kilkanaście lat odsiadce w zakładzie dla umysłowo chorych (gdzie jako sześciolatek trafił po zasztyletowaniu w wigilię Wszystkich Świętych swojej siedemnastoletniej siostry, Judith) decyduje się opuścić nienawistne mury i wrócić do rodzinnego Haddonfield w stanie Illinois, gdzie rusza tropem Laurie Strode, młodej opiekunki do dzieci, nieświadomej rodzinnej więzi łączącej ją z zamaskowanym socjopatą. Kreując postać Michael Myersa (którego personalia Carpenter „pożyczył” od europejskiego dystrybutora swojego „Ataku na posterunek 13”), amerykański reżyser odwołał się do swoich wspomnień z młodości. Pierwsze dotyczyło szkolnej wycieczki do zakładu dla obłąkanych w Kentucky, gdzie przyszły autor „W paszczy szaleństwa” spotkał dwunastoletniego, zamkniętego w sobie chłopca o przerażającym, pełnym utajonej furii spojrzeniu. Drugie dotyczyło filmu „Istota z innego świata” Christiana Nyby’ego (1951), zimnowojennego klasyka SF, którego remake Carpenter zrealizował trzydzieści jeden lat później. Wszak zwalisty i bladolicy przybysz polujący na załogę stacji polarnej, noszący w dodatku uniform przypominający roboczy kombinezon, z miejsca budzi skojarzenia z rzeźnikiem z Haddonfield.

Będąc wielkim fanem Alfreda Hitchcocka, ze szczególnym uwzględnieniem „Psychozy” (1960), Carpenter zaproponował rolę Laurie stawiającej pierwsze kroki w branży filmowej Jamie Lee Curtis, córce Janet Leigh – odtwórczyni postaci Marion Chambers, pamiętnej „prysznicowej” ofiary Normana Batesa. Curtis oraz przyszły weteran cyklu, Donald Pleasence (wcielający się w postać Sama Loomisa, psychiatry Myersa i jego nieustępliwego tropiciela) w znaczący sposób przyczynili się do sukcesu tej niezależnej, unikającej dosadności na rzecz umiejętnego budowania suspensu produkcji. Kosztujące 325 tysięcy dolarów „Halloween” (1978) do ubiegłego roku przyniosło na całym świecie dochód w wysokości ponad dwustu milionów dolarów, trafiając w 2006 roku na listę National Film Registry Amerykańskiej Biblioteki Kongresu, zawierającą tytuły stanowiące celuloidowe dziedzictwo kultury Stanów Zjednoczonych. Jednak olbrzymi sukces komercyjny dzieła od początku szedł w parze z dość ambiwalentną reakcją zachodniej krytyki (szczególnie tej z kręgów feministycznych), z jednej strony atakującej dzieło Carpentera za jego formalny sadyzm oraz ideologiczny mizoginizm, z drugiej – wskazującej na wyrazistą postać protagonistki jako jedynej osoby zdolnej stawić zaciekły opór boogeymanowi, którego postać odtwarzali w filmie Nick Castle, Tony Moran oraz sam John Carpenter. Wielu filmoznawców do dziś upatruje w „Halloween” wykładnię reaganowskiej polityki rodzinnych wartości, dostrzegając w postaci Michaela Myersa symbol surowego strażnika moralności (któremu niedługo potem przyszli w sukurs Pamela i Jason Voorhees), przykładnie karzącego rozwiązłą, nieodpowiedzialną młodzież za jej ekscesy.

Karnawał śmierci

Popularność filmu rozsupłała worek z potencjalnymi kontynuacjami zbrodniczych perypetii Michaela Myersa, który od początku lat osiemdziesiątych powracał jeszcze kilkukrotnie. Zrealizowane w oparciu o scenariusz sprawdzonego duetu Carpenter-Hill oraz niebagatelny w porównaniu do pierwszej części budżet w wysokości 2,5 miliona dolarów „Halloween 2” Ricka Rosenthala (1981) ukazuje wydarzenia rozgrywające się dokładnie w chwili zakończenia pierwszej części. Tym razem polem walki z Michaelem (Dick Warlock) staje się teren szpitala, do którego trafiają Laurie (w tej roli ponownie Jamie Lee Curtis) oraz doktor Loomis, pragnący raz na zawsze powstrzymać ucieleśnienie Zła. Początkowo film wzbudził mieszane reakcje krytyków, wskazujących na liczne nielogiczności fabuły oraz wtórność pomysłu. Co ciekawe, po latach opinie te uległy zaskakującej zmianie; zaczęto opiewać poziom napięcia oraz zachowanie ducha oryginału przy jednoczesnym wkraczaniu na nowe terytorium estetyczne. Novum było efektem ingerencji Johna Carpentera w zrealizowany materiał na etapie jego postprodukcji. Wtedy bowiem twórca „Mgły” dokonał kilku zasadniczych zmian, mających na celu podniesienie poziomu „soczystości” filmu, dzięki czemu zaklasyfikowano go do nurtu splatter movie. W 1982 roku dzieło Rosenthala zdobyło nominację do Nagrody Saturna dla najlepszego filmu (wygrał jednak „Amerykański wilkołak w Londynie” Johna Landisa) oraz dla Donalda Pleasence’a w kategorii najlepszego aktora (statuetka trafiła jednak do Harrisona Forda za „Poszukiwaczy zaginionej Arki” Stevena Spielberga). Recepcji „Halloween 2” towarzyszyła także aura kontrowersji z powodu dokonanego w tym czasie podwójnego morderstwa, którego sprawca wzorował się na modus operandi Michaela Myersa.

Po dramatycznym finale drugiej części wszystko wskazywało na to, że barwny żywot zamaskowanego nożownika dobiegł końca. Fakt ten zdawał się potwierdzać obraz „Halloween 3: Sezon czarownic” Tommy’ego Dee Wallace’a (1982), który z poprzednimi epizodami dzielił już wyłącznie tytuł, aczkolwiek uważni widzowie mogli dostrzec postać Michaela Myersa pojawiającą się na ekranie telewizora, emitującego… film Johna Carpentera. Jednak opowieść o szaleńcu produkującym halloweenowe maski z wszczepionymi weń śmiercionośnymi chipami nie spełniła pokładanych w niej oczekiwań, pomimo nie najgorszych wyników kasowych oraz zróżnicowanych opinii filmoznawców, z których część zwróciła uwagę na widoczną w dziele krytykę wielkich korporacji oraz amerykańskiego konsumpcjonizmu. Pociągnęło to za sobą decyzję jednego z dotychczasowych producentów cyklu, Moustaphy Akkada, który postanowił powrócić do sprawdzonego schematu oraz przywrócić do fabuły czwartej części cyklu postać Michaela Myersa.

Człowiek, który nie umiera nigdy

Stęsknieni za bezlitosnym nożownikiem fani serii otrzymali upragniony prezent w postaci „Halloween 4: Powrotu Michaela Meyersa” Dwighta H. Little (1988), który przyniósł pewną niewielką, aczkolwiek istotną zmianę. Na pierwszy plan poprawnie skonstruowanej dramaturgii twórcy filmu wysunęli bowiem perypetie siedmioletniej sieroty, córki Laurie Strode, Jamie (Danielle Harris), ściganej przez psychopatycznego wuja (George P. Wilbur), który pomimo bolesnych doświadczeń z ogniem (ukazanych w drugiej części „Halloween”) jeszcze raz wymknął się objęciom śmierci. Na uwagę zasługiwała przede wszystkim ostatnia scena, w której mała bohaterka opuszcza łazienkę z zakrwawionymi nożycami, stając się tym samym nowym czarnym charakterem. Jednak widmo przedwczesnej emerytury milczącego mordercy przekreślił kolejny odcinek sagi pod tytułem „Halloween 5: Zemsta Michaela Myersa” w reżyserii Dominique Othenin-Girard (1989). W filmie tym zaskakujący finał poprzedniej części zgrabnie wytłumaczono psychicznym impulsem, który chwilowo pozbawił Jamie poczytalności, przekształcając ją w narzędzie woli powracającego w rodzinne strony socjopaty (w którego wcielił się Don Shanks), standardowo robiącego użytek ze swojej imponującej siły oraz broni białej.

Swoistą formą odświeżenia cyklu miało być „Halloween 6: Przekleństwo Michaela Myersa” Joe Chapelle’a (1995), ostatnia odsłona cyklu z udziałem Donalda Pleasence’a, którego pamięci film poświęcono. W tym miejscu warto wspomnieć, że początkowo scenarzysta filmu, Daniel Farrands, pracował nad projektem „Halloween 666: Korzenie Michaela Myersa”, ukazującym źródła nieśmiertelności postrachu Haddonfield oraz motywację jego morderstw. Wiele z tych rozwiązań uwzględniono w ramach ostatecznej wersji filmu. Jednym z nich była teza, że jako dziecko Michael napiętnowany został starą celtycką klątwą (zwaną Przekleństwem Ciernia), sprawiającą, że kierowany morderczym szałem chłopiec miał konsekwentnie eliminować wszystkich członków swojej rodziny (niezależnie od stopnia pokrewieństwa), by wraz ze śmiercią ostatniego krewnego / krewnej zaznać spokoju (najpewniej w śmierci), przekazując brzemię kolejnemu nieszczęśnikowi. Niestety, oryginalny zamysł Farrandsa, próbującego stworzyć dzieło utrzymane w okultystycznym klimacie „Dziecka Rosemary” Romana Polańskiego (1968), przegrał z mniej wysublimowaną wizją Chapelle’a, przekształcającego skrypt w fundament krwawego teatrzyku makabry z udziałem złowieszczych, zakapturzonych „oszołomów” traktujących Myersa jako narzędzie swoich partykularnych interesów. Do czasu jednak – sprytnie wymykając się swoim prześladowcom oraz dotychczasowym „zleceniodawcom”, Michael (George. P. Wilbur) odchodzi bowiem w nieznane, pozostawiając za sobą przelaną krew, rozpacz i złe wrażenie.

Wiem, co zrobiłaś w minione Halloween

Z okazji zbliżającego się dwudziestolecia realizacji pierwszej części cyklu pojawiły się informacje, że John Carpenter ponownie stanie za kamerą, kręcąc „rocznicowy” segment kultowej serii. Największą orędowniczką tego przedsięwzięcia była sama Jamie Lee Curtis, której zależało na zgromadzeniu oryginalnej ekipy tworzącej ów klasyk slasher movie. Jednak zbyt duże wymagania finansowe oraz tak zwany „czynnik ludzki” (kłótnie Curtis z potencjalnym scenarzystą, Kevinem Williamsonem) sprawiły, że pomysł na „Halloween 7: Zemsta Laurie Strode” pośrednio spalił na panewce. Powstał bowiem alternatywny skrypt autorstwa Roberta Zappii oraz Matta Greenberga (przeredagowany później przez Williamsona), ignorujący wydarzenia przedstawione w czwartej, piątej oraz szóstej odsłonie serii, koncentrujący się przede wszystkim na ponownym, niezwykle krwawym spotkaniu Michaela (Chris Durand) z Laurie, która pod zmienionym nazwiskiem żyje w miasteczku Summer Glen, pracując jako dyrektor prywatnej szkoły średniej, samotnie wychowując nastoletniego syna, Johna (debiutujący na dużym ekranie Josh Hartnett).

„Halloween: 20 lat później” Steve’a Minera (1998) okazał się dużym sukcesem frekwencyjnym, na pierwszy rzut oka stanowiącym godne zwieńczenie familijnej wendetty Michaela Myersa. A jednak… W zrealizowanym cztery lata później dziele Ricka Rosenthala, noszącym znamienny podtytuł „Zmartwychwstanie”, widz dowiaduje się, że po ostatnim spotkaniu z „braciszkiem” Laurie popadła w skrajną katatonię, trafiając do zamkniętego zakładu, gdzie (pod)świadomie oczekuje kolejnej konfrontacji z Michaelem. Wszak okazało się, że dekapitując w finale poprzedniej części zamaskowanego mordercę, Laurie uśmierciła medyka, którego Myers zawczasu przebrał w swój roboczy kostium. Rzecz jasna wypatrywane spotkanie dochodzi do skutku, dzięki czemu Laurie definitywnie żegna się ze swoją publiką, zaś Michael (Brad Loree), bawiąc w okolicy, postanawia odwiedzić swoje dawne włości, które nieoczekiwanie zostały zaanektowane przez twórców interaktywnego reality show. Poczuwając się do obowiązków dawno nie widzianego gospodarza, Myers wita intruzów w niezmiennie ujmujący dla siebie sposób i chociaż w finale ląduje na stole patologa, to ostateczne wystawienie aktu zgonu okazuje się bardziej niż problematyczne. Otwarte zakończenie ósmej części, będącej artystycznym i finansowym fiaskiem, nie skusiło potencjalnych kontynuatorów tematu. Czym innym jednak okazała się możliwość odświeżenia klasycznego filmu Johna Carpentera.

Michael: Portret seryjnego mordercy

Zbrutalizowane do granic możliwości nowe wersje „Teksańskiej masakry piłą łańcuchową”, „Piątku trzynastego” czy „Koszmaru z ulicy Wiązów” pokazały, że Hollywood lubi sięgać do sprawdzonych patentów. Ten sam los nie ominął także „Halloween”. Początkowo możliwością realizacji remake’u zainteresowany był ponoć sam Oliver Stone, choć ostatecznie bardziej atrakcyjny wydał mu się temat zamachu na World Trade Center. Z kolei wytwórnia Dimension Studios, odwołując się do względnej popularności crossoveru „Freddie vs Jason” Ronny’ego Yu, snuła wizję filmu, w którym Michael Myers stanąłby do walki z Pinheadem, charyzmatycznym przywódcą cenobitów z nie mniej kultowej serii „Hellraiser”. Nie brakowało także informacji o planach prequela, roboczo zatytułowanego „Halloween: Brakujące lata”. Jednak dopiero ekscentrycznemu muzykowi Robowi Zombie, wielkiemu miłośnikowi horrorów oraz reżyserowi bezkompromisowych dreszczowców („Dom tysiąca trupów”, „Bękarty diabła”), udało się wprowadzić dotychczasową historię nożownika z Haddonfield w zupełnie nowy wymiar.

„Pobłogosławiony” przez samego Johna Carpentera, Zombie w latach 2007-2009 zrealizował własny, utrzymany niemalże w konwencji torture porn dyptyk o Michaelu Myersie, koncentrując się na trudnym dzieciństwie dziesięcioletniego (anty)bohatera (w tej roli Daeg Faerch), sprawcy okrutnego mordu na partnerze matki, Ronniem (William Forsythe), swojej siedemnastoletniej siostrze, Judith (Hanna R. Hall), jej chłopaku, Steviem (Adam Weisman) oraz swoim szkolnym prześladowcy, Michaelu Wesleyu (Daryl Sabara). Reżyser w kliniczny, szalenie chłodny i opresyjny sposób ukazał wieloletnią izolację Michaela (w dorosłą postać mordercy dwukrotnie wcielił się zapaśnik Tyler Mane) oraz jego „terapię” pod okiem Samuela Loomisa (Malcolm McDowell), próbując dotrzeć do korzeni zła tkwiących w chorym umyśle Myersa.

Według Johna Carpentera, Michael stanowi ucieleśnienie destrukcyjnego aspektu sił natury, której nie sposób obłaskawić ani ostatecznie pokonać. Daniel Farrands przekonywał, że Myers jest raczej ofiarą potężniejszych od siebie żywiołów, którym nie potrafi się przeciwstawić. Z kolei Dominique Othenin-Girard próbowała pokazać go jako jednostkę wewnętrznie skonfliktowaną, posiadającą również bardziej emocjonalne oblicze. Podobnie w ujęciu Zombie’ego Michael nie jest typowym Czarnym Ludem; to raczej przyczajony drapieżnik, żyjący w ludzkim ciele, przez lata tłumiący w sobie nienawiść i gotowość do rozpętania krwawego pandemonium. Z drugiej strony jednak, trudno jednoznacznie ustalić motywację jego chęci odnalezienia Laurie (Scout Taylor-Compton). W równym stopniu mogło tu chodzić o żądzę mordu, jak i braterską miłość. Doskonaląc projekt swojej maski (będącej odbiciem jego pozornie martwej duszy), Myers udowadnia, że wszelkie jego poczynania mają ukryty, jemu tylko znany sens. Pozbawione wyrazu białe oblicze nabiera cech czystego płótna, na którym widz może swobodnie nakreślić mapę najciemniejszych aspektów osobowości Michaela Myersa, a po części także swoich własnych lęków, tłumionych frustracji, egzystencjalnych rozczarowań czy mizantropijnych nastrojów.

Co go nie zabije…

Chociaż przesycone werystycznymi scenami przemocy oraz patologii dzieła Roba Zombie spotkały się z umiarkowanym entuzjazmem ze strony fanów i krytyków, pozycja Michaela Myersa na niwie kultury popularnej wydaje się niezachwiana. Jest przecież bohaterem cyklu książek (filmowych nowelizacji i tytułów inspirowanych serią), komiksów czy niezliczonych kolekcjonerskich gadżetów (plakaty, kostiumy, figurki, breloczki), jak również podmiotem filmowych, literackich, muzycznych czy graficznych aluzji oraz intertekstualnych nawiązań. Chociaż w finale uwspółcześnionego „Halloween II” Myers na dobre (sic!) rozstał się z życiem, nadal pojawiają się plotki na temat możliwości realizacji trzeciej, trójwymiarowej odsłony reboota, która miałaby zawitać na ekranach kin w październiku 2012 roku. Wszak Michael Myers niezmiennie pozostaje wdzięcznym przykładem miejskiej legendy, elementem nowożytnej mitologii. A mity, pomimo nieustannych przemian, są przecież nieśmiertelne.