
IDEA W PRZESTRZENI DESIGNU?
A
A
A
W zgodzie z najnowszym trendem najnowocześniejszych metod urban geography – dziedziny zajmującej się między innymi badaniem terenów miejskich pod względem planowania nowych budynków i infrastruktury – wyróżnić można dwie istotne płaszczyzny, na których możliwa staje się rewitalizacja. Są to przestrzeń i architektura. W tej niezwykłej kontaminacji zasadniczą rolę w tworzeniu nowych produktów miejskich (mieszkań, działek, ulic etc.), usług i systemów suburbiów odgrywa design.
W swoistym traktacie krytycznym „Wrzask w przestrzeni. Dlaczego w Polsce jest tak brzydko?” kategoria designu nie tyle zmaterializowana została w tytułowym „wrzasku”, co znalazła się w potrzasku przestrzeni. Jakiego rodzaju to „potrzask”? Autor książki, Piotr Sarzyński, proponuje nam kilka definicyjnych przybliżeń. W jednej z nich napotkać można ów tradycyjny, stary, swojski brud i bałagan, który kumulując brzydotę nowej generacji, pokrywa tę starą niczym warstwa świeżej farby. W znacznie szerszej charakterystyce brzydota zmieniła kostium ze zgrzebnego, lokalnego na barwny, pseudoeuropejski – co w kolejnym recyclingu powyższych kategorii ujawnia szpetotę naturalną, przesuwającą się w kierunku kiczu i karykatury piękna. W ostatecznym rozrachunku pozoruje bogactwo, piękno, nowoczesność i bliskość wielkiego świata. Autor definiuje jej obecność, twierdząc, że jest ona nie tyle nawet gorsza, co groźniejsza, a to głównie z powodu swej nienaturalności; Sarzyński podkreśla, że w ten sposób osłabia ona naszą czujność, ponieważ udaje coś, czym w istocie nie jest. Ta niepokojąca wizja przyczynia się do sytuacji, w której nawet wandalizm jawi się jako bardziej postępowy. W celu przybliżenia tytułowej brzydoty autor proponuje „parszywą piętnastkę” składników z pogranicza tego, co szpetne i tego, co kwalifikuje się do „postępowego wandalizmu”. Wypunktowane propozycje to między innymi: worki ze śmieciami – zazwyczaj czarne lub niebieskie, zlokalizowane w przydrożnych rowach, lasach, na skrajach osiedli; nieporządek i „wrzask” urbanistyczny – wypadkowa siła architektów nieliczących się z przestrzenią, w której stawiają oni coraz to nowe, agresywne, przeskalowane, ignorujące otoczenie budynki; bazgroły – napisy i bohomazy, tyleż szumnie, co niesłusznie etykietowane zbyt często jako graffiti; mozaika billboardów czy citylightów; brudne i obskurne dworce kolejowe; podwórka zapaskudzone przez właścicieli psów; wszelkie odgradzania i ogrodzenia – mury, siatki, płoty; bazary i targowiska; wielkopłytowe elewacje; „neogargamele” – którymi aktualnie są centra i galerie konsumpcji; domy z katalogów – czyli gotowe projekty, miejskiej mieszanki hybrydyzowanych dworków czy willi; rodzaj elewacji winylowej znany jako siding; dzikie parkingi zagospodarowane na peryferiach miasta; kostka „Bauma” – nie tyle ze względu na względy estetyczne, co na liczbę jej zastosowań; dekory – kiczowate „upiększania” przestrzeni prywatnej i publicznej. W przedstawionych powyżej elementach szczególnie intrygować może punkt drugi, w którym autor umieścił tytułowy „wrzask”.
Wściekłość i wrzask?
Jaki zatem jest wrzask polskiej przestrzeni miejskiej? Powyższe wyliczenie pozostawia niesmak i budzić może zniechęcenie. Co więcej, ukazuje ono wyłącznie potworną niekonsekwencję działania polskich urban plannerów, a do tego nad wyraz przeciążoną swobodę w konstruowaniu architektonicznych instalacji, zwłaszcza w budownictwie. Szczególnie w tym aspekcie trudno byłoby nie zgodzić się z autorem, który pozwala sobie na iście apokaliptyczną diagnozę – na naszych oczach umiera miasto przyjazne, wygodne, ładne. Jak sądzi, obecnie budujemy miasta w cieniu zdeformowanego osiedla społecznego, rozwijając amorficzne i ułomne, acz funkcjonalne struktury podmiejskie. Nic dziwnego, że centra miast porażają kakofonią kształtów, form i kolorów. Efektem tego są połączenia paropiętrowych, ceglanych budynków ze szklistymi wieżowcami banków czy aluminiowych siedzib zamożnych firm. Dalsza topografia przytłacza szarym i brudnym ciągiem gmachów upadłych fabryk, hut i innych postindustrialnych z(a)bytków.
Co zatem zrobić z polską przestrzenią miejską, która zdaje się tkwić w tytułowym wrzasku? Powyższe pytanie poddaje w wątpliwość tezę Henri Lefebvre w książce „Writings on cities”, (Blackwell Publishers, Oxford, 2000), według którego zmiana przestrzeni postindustrialnego miasta zlokalizowana jest między konceptem a transformacją. Jednak czy „polskie rewitalizacje” byłyby w stanie sprostać takiemu wyzwaniu i zasmakować architektoniczno-urbanistycznej równowagi?
Autor rozprawy nie zaprzecza. Owszem, podejmuje się różne próby ratowania przyjaznego i ładnego miasta, głównie przez odwoływanie się do historii. Odnawia się place, ulice, wprowadza się nowe techniki budowlane. Pomimo to, wraz z suburbanizacją następuje dezurbanizacja, czyli zamieranie życia w centrach miast. Urbanistyka przeżywa kryzys… tylko czy aby na pewno możemy to stwierdzić z niezachwianym przekonaniem?
Post-industrial-ny image/b>
Za doskonały przykład projektowania i rewitalizowania przestrzeni, z której w pozytywnym znaczeniu można czerpać i eksponować jej walory, uznać można Katowice, w których coraz częściej widzi się miasto w trakcie przemian. Podobnie jak Berlin, tak i centrum „Metropolii Silesia” stara się w atrakcyjny sposób włączyć w rytm postindustrialnych zmian. Nie można zaprzeczyć – jeszcze chwilę temu Katowice były postrzegane jako miasto na poły martwe, dotknięte problemami ekonomiczno-społecznymi, stanowiącymi efekt przekształceń związanych z szeroko pojmowanym paradygmatem industrializacji. Jednak dzięki podejmowanym procesom rewitalizacji katowickie tereny zaczynają się zmieniać. Choć trudno o jednolitość w odnawianiu i swoistą konsekwencję „stanu umysłu” architektów, urban plannerów czy deweloperów, to i tak wizerunek wyraźnie się poprawia. Pytanie „dzięki czemu?” może okazać się zbędne, gdyż – jak potwierdza Marcin Doś („Indonature”, Bytom, 2009), autor licznych eskapad po górnośląskich terenach postindustrialnych – wystarczy pójść na spacer, żeby zrozumieć, co wyróżnia Górny Śląsk i Katowice spośród innych regionów i miejscowości. Właśnie industrialny i postindustrialny charakter.
Miejski designto design w znaczeniu dziedziny urban studies, gdzie nie funkcjonuje on jako element stylizacji, lecz jako sztuka miejska. Katowicki design to „dizajn” specyficzny – świadomie powtarzam nazwę i zmieniam zapis, by zwrócić uwagę na jego lokalność, pewien rodzaj zamkniętej formy niespotykanej w innych miastach. To swoista strategia, która operuje projektami artystycznymi, wdrażając je w przestrzeń i architekturę. Estetyka dymiących kominów, estetyka pomarańczowej od rozgrzanej stali łuny, estetyka hałd, pustostanów i pokopalnianych szybów – reprezentuje dizajn Katowic w nowym opakowaniu: zrewitalizowanej przeszłości w przyszłości.
Design vs. Dizajn
Jeszcze niedawno design traktowano jako luksus, który konotował produkt z „wyższej półki” i eksponował niepohamowane przeobrażenie idei. Aktualnie design jest strategią działania – raz jeszcze odwołując się do przykładu Katowic, powiedzieć można, że pozwolił on na wyjście z galerii na miasto i do miasta. W efekcie architektoniczne mury, budynki czy struktury ulic stały się galerią sztuki. Autor „Wrzasku w przestrzeni” pyta, czy malowanie po murach to sztuka. Z jednej strony, jak sądzi, architektura przypomina odzieżową modę, istnieje haute couture miejskiej przestrzeni – śmiałe, niezwykłe realizacje, powstające nie tyle z myślą o masowym stosowaniu, co jako wizytówki estetyczne miasta. Z drugiej strony, jeśli tego rodzaju estetyka pogarsza miasto, zawłaszczając je i traktując architekturę jako „arche-tekturę”, to streetart czy graffiti skazane będą na krytykę lub, co gorsza, dewastację.
Istnieje jeszcze „trzeci sens” (w znaczeniu, jakie wyrażeniu temu nadał w „L'aventure sémiologique” Roland Barthes) percepcji artystycznych i „dizajnerskich” manifestacji w przestrzeni i architekturze. To koncepcja miasta rozszerzonego, w którym artyści tworzą dla mieszkańców ulic, budynków, dzielnic nowe platformy reprezentacji i autoprezentacji. Chcą włączyć zarówno mieszkańców, jak i przechodniów w aktywne relacje z designem, sztuką, artystą, architekturą, nowym, wykreowanym produktem.
Design w ogóle czy dizajn Katowic to doświadczenie, ale też – według wicemarszałka Województwa Śląskiego, Mariusza Kleszczewskiego (http://www.silesia-europa.pl/index.php?jezyk=pl&grupa=9&dzi=1316172840&art=1316178577&id_menu=81) – sposób radzenia sobie z problemami i znajdowania najlepszych rozwiązań nastawionych na różnorodnych użytkowników przestrzeni. Ponadto design pobudza myślenie projektowe w mieście „o mieście” zgodne z amerykańską maksymą „A Better place for live”. Ujmowanie designowi ciężaru ekskluzywności, inspirowanie się industrialną architekturą takich polskich miast, jak Katowice, kompilowanie tych szczegółów w coraz bardziej postindustrialne „rzeczywistości” i oczywistości – prowadzić ma użytkowników do nowej ery przemysłu, jaką określić chciałabym tutaj mianem przemysłu kreatywnego. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, czy design to słuszna strategia rozwoju miasta i kierunek przemian. „Wrzask w przestrzeni” otwiera perspektywę, w której możliwy jest sens pytania o designerskie instalacje w polskich miastach, mające sprzyjać nowemu wizerunkowi architektonicznej struktury. Myśl o designie zwraca się do wnętrza, ku zagadnieniom pochodzenia i przeznaczenia danych obszarów do „korekty”: zarówno w wymiarze osobistym, anonimowym, jak i powszechnym. Być może dla Sarzyńskiego zmaganie się z diagnozą opóźnień w architekturze, niekonsekwencji w wykonaniu i stosowaniu form pociąga za sobą gest konceptualizacji naszej przynależności do miejsca i jego dziejów. W ten sposób to swego rodzaju przymus opowiadania o mieście/miastach w celu uzupełnienia luk związanych z dramatem ich użyteczności. Doprowadza to do sytuacji – jak pisze autor – w której najbardziej wypada nam chwalić się przed światem tym, co powstało w czasach tak dziś flekowanego socjalizmu. Co więcej, jak zauważa wspólnie z krytykiem architektury Jarosławem Trybusiem, niewiele miast na świecie ma na przykład doskonałe realizacje w stylu późnego modernizmu. W związku z tym konkluzja problemu znajduje się być może we wspomnianej przez autora wypowiedzi Dąbrowskiego – ważne, by nie zacierać granicy pomiędzy tym, co robimy teraz a tym, co pozostawiła nam historia. Niezależnie od tego, czy uzna się taką wizję przyszłości za ograniczenie, czy odkryje się w niej twórczy potencjał istotne pozostaje wezwanie Dietera Ramsa, owa niepodważalna zasada postindustrialnej urbanistyki: dobry dizajn przyjazny dla środowiska.
W swoistym traktacie krytycznym „Wrzask w przestrzeni. Dlaczego w Polsce jest tak brzydko?” kategoria designu nie tyle zmaterializowana została w tytułowym „wrzasku”, co znalazła się w potrzasku przestrzeni. Jakiego rodzaju to „potrzask”? Autor książki, Piotr Sarzyński, proponuje nam kilka definicyjnych przybliżeń. W jednej z nich napotkać można ów tradycyjny, stary, swojski brud i bałagan, który kumulując brzydotę nowej generacji, pokrywa tę starą niczym warstwa świeżej farby. W znacznie szerszej charakterystyce brzydota zmieniła kostium ze zgrzebnego, lokalnego na barwny, pseudoeuropejski – co w kolejnym recyclingu powyższych kategorii ujawnia szpetotę naturalną, przesuwającą się w kierunku kiczu i karykatury piękna. W ostatecznym rozrachunku pozoruje bogactwo, piękno, nowoczesność i bliskość wielkiego świata. Autor definiuje jej obecność, twierdząc, że jest ona nie tyle nawet gorsza, co groźniejsza, a to głównie z powodu swej nienaturalności; Sarzyński podkreśla, że w ten sposób osłabia ona naszą czujność, ponieważ udaje coś, czym w istocie nie jest. Ta niepokojąca wizja przyczynia się do sytuacji, w której nawet wandalizm jawi się jako bardziej postępowy. W celu przybliżenia tytułowej brzydoty autor proponuje „parszywą piętnastkę” składników z pogranicza tego, co szpetne i tego, co kwalifikuje się do „postępowego wandalizmu”. Wypunktowane propozycje to między innymi: worki ze śmieciami – zazwyczaj czarne lub niebieskie, zlokalizowane w przydrożnych rowach, lasach, na skrajach osiedli; nieporządek i „wrzask” urbanistyczny – wypadkowa siła architektów nieliczących się z przestrzenią, w której stawiają oni coraz to nowe, agresywne, przeskalowane, ignorujące otoczenie budynki; bazgroły – napisy i bohomazy, tyleż szumnie, co niesłusznie etykietowane zbyt często jako graffiti; mozaika billboardów czy citylightów; brudne i obskurne dworce kolejowe; podwórka zapaskudzone przez właścicieli psów; wszelkie odgradzania i ogrodzenia – mury, siatki, płoty; bazary i targowiska; wielkopłytowe elewacje; „neogargamele” – którymi aktualnie są centra i galerie konsumpcji; domy z katalogów – czyli gotowe projekty, miejskiej mieszanki hybrydyzowanych dworków czy willi; rodzaj elewacji winylowej znany jako siding; dzikie parkingi zagospodarowane na peryferiach miasta; kostka „Bauma” – nie tyle ze względu na względy estetyczne, co na liczbę jej zastosowań; dekory – kiczowate „upiększania” przestrzeni prywatnej i publicznej. W przedstawionych powyżej elementach szczególnie intrygować może punkt drugi, w którym autor umieścił tytułowy „wrzask”.
Wściekłość i wrzask?
Jaki zatem jest wrzask polskiej przestrzeni miejskiej? Powyższe wyliczenie pozostawia niesmak i budzić może zniechęcenie. Co więcej, ukazuje ono wyłącznie potworną niekonsekwencję działania polskich urban plannerów, a do tego nad wyraz przeciążoną swobodę w konstruowaniu architektonicznych instalacji, zwłaszcza w budownictwie. Szczególnie w tym aspekcie trudno byłoby nie zgodzić się z autorem, który pozwala sobie na iście apokaliptyczną diagnozę – na naszych oczach umiera miasto przyjazne, wygodne, ładne. Jak sądzi, obecnie budujemy miasta w cieniu zdeformowanego osiedla społecznego, rozwijając amorficzne i ułomne, acz funkcjonalne struktury podmiejskie. Nic dziwnego, że centra miast porażają kakofonią kształtów, form i kolorów. Efektem tego są połączenia paropiętrowych, ceglanych budynków ze szklistymi wieżowcami banków czy aluminiowych siedzib zamożnych firm. Dalsza topografia przytłacza szarym i brudnym ciągiem gmachów upadłych fabryk, hut i innych postindustrialnych z(a)bytków.
Co zatem zrobić z polską przestrzenią miejską, która zdaje się tkwić w tytułowym wrzasku? Powyższe pytanie poddaje w wątpliwość tezę Henri Lefebvre w książce „Writings on cities”, (Blackwell Publishers, Oxford, 2000), według którego zmiana przestrzeni postindustrialnego miasta zlokalizowana jest między konceptem a transformacją. Jednak czy „polskie rewitalizacje” byłyby w stanie sprostać takiemu wyzwaniu i zasmakować architektoniczno-urbanistycznej równowagi?
Autor rozprawy nie zaprzecza. Owszem, podejmuje się różne próby ratowania przyjaznego i ładnego miasta, głównie przez odwoływanie się do historii. Odnawia się place, ulice, wprowadza się nowe techniki budowlane. Pomimo to, wraz z suburbanizacją następuje dezurbanizacja, czyli zamieranie życia w centrach miast. Urbanistyka przeżywa kryzys… tylko czy aby na pewno możemy to stwierdzić z niezachwianym przekonaniem?
Post-industrial-ny image/b>
Za doskonały przykład projektowania i rewitalizowania przestrzeni, z której w pozytywnym znaczeniu można czerpać i eksponować jej walory, uznać można Katowice, w których coraz częściej widzi się miasto w trakcie przemian. Podobnie jak Berlin, tak i centrum „Metropolii Silesia” stara się w atrakcyjny sposób włączyć w rytm postindustrialnych zmian. Nie można zaprzeczyć – jeszcze chwilę temu Katowice były postrzegane jako miasto na poły martwe, dotknięte problemami ekonomiczno-społecznymi, stanowiącymi efekt przekształceń związanych z szeroko pojmowanym paradygmatem industrializacji. Jednak dzięki podejmowanym procesom rewitalizacji katowickie tereny zaczynają się zmieniać. Choć trudno o jednolitość w odnawianiu i swoistą konsekwencję „stanu umysłu” architektów, urban plannerów czy deweloperów, to i tak wizerunek wyraźnie się poprawia. Pytanie „dzięki czemu?” może okazać się zbędne, gdyż – jak potwierdza Marcin Doś („Indonature”, Bytom, 2009), autor licznych eskapad po górnośląskich terenach postindustrialnych – wystarczy pójść na spacer, żeby zrozumieć, co wyróżnia Górny Śląsk i Katowice spośród innych regionów i miejscowości. Właśnie industrialny i postindustrialny charakter.
Miejski designto design w znaczeniu dziedziny urban studies, gdzie nie funkcjonuje on jako element stylizacji, lecz jako sztuka miejska. Katowicki design to „dizajn” specyficzny – świadomie powtarzam nazwę i zmieniam zapis, by zwrócić uwagę na jego lokalność, pewien rodzaj zamkniętej formy niespotykanej w innych miastach. To swoista strategia, która operuje projektami artystycznymi, wdrażając je w przestrzeń i architekturę. Estetyka dymiących kominów, estetyka pomarańczowej od rozgrzanej stali łuny, estetyka hałd, pustostanów i pokopalnianych szybów – reprezentuje dizajn Katowic w nowym opakowaniu: zrewitalizowanej przeszłości w przyszłości.
Design vs. Dizajn
Jeszcze niedawno design traktowano jako luksus, który konotował produkt z „wyższej półki” i eksponował niepohamowane przeobrażenie idei. Aktualnie design jest strategią działania – raz jeszcze odwołując się do przykładu Katowic, powiedzieć można, że pozwolił on na wyjście z galerii na miasto i do miasta. W efekcie architektoniczne mury, budynki czy struktury ulic stały się galerią sztuki. Autor „Wrzasku w przestrzeni” pyta, czy malowanie po murach to sztuka. Z jednej strony, jak sądzi, architektura przypomina odzieżową modę, istnieje haute couture miejskiej przestrzeni – śmiałe, niezwykłe realizacje, powstające nie tyle z myślą o masowym stosowaniu, co jako wizytówki estetyczne miasta. Z drugiej strony, jeśli tego rodzaju estetyka pogarsza miasto, zawłaszczając je i traktując architekturę jako „arche-tekturę”, to streetart czy graffiti skazane będą na krytykę lub, co gorsza, dewastację.
Istnieje jeszcze „trzeci sens” (w znaczeniu, jakie wyrażeniu temu nadał w „L'aventure sémiologique” Roland Barthes) percepcji artystycznych i „dizajnerskich” manifestacji w przestrzeni i architekturze. To koncepcja miasta rozszerzonego, w którym artyści tworzą dla mieszkańców ulic, budynków, dzielnic nowe platformy reprezentacji i autoprezentacji. Chcą włączyć zarówno mieszkańców, jak i przechodniów w aktywne relacje z designem, sztuką, artystą, architekturą, nowym, wykreowanym produktem.
Design w ogóle czy dizajn Katowic to doświadczenie, ale też – według wicemarszałka Województwa Śląskiego, Mariusza Kleszczewskiego (http://www.silesia-europa.pl/index.php?jezyk=pl&grupa=9&dzi=1316172840&art=1316178577&id_menu=81) – sposób radzenia sobie z problemami i znajdowania najlepszych rozwiązań nastawionych na różnorodnych użytkowników przestrzeni. Ponadto design pobudza myślenie projektowe w mieście „o mieście” zgodne z amerykańską maksymą „A Better place for live”. Ujmowanie designowi ciężaru ekskluzywności, inspirowanie się industrialną architekturą takich polskich miast, jak Katowice, kompilowanie tych szczegółów w coraz bardziej postindustrialne „rzeczywistości” i oczywistości – prowadzić ma użytkowników do nowej ery przemysłu, jaką określić chciałabym tutaj mianem przemysłu kreatywnego. Nie ma jednej odpowiedzi na pytanie, czy design to słuszna strategia rozwoju miasta i kierunek przemian. „Wrzask w przestrzeni” otwiera perspektywę, w której możliwy jest sens pytania o designerskie instalacje w polskich miastach, mające sprzyjać nowemu wizerunkowi architektonicznej struktury. Myśl o designie zwraca się do wnętrza, ku zagadnieniom pochodzenia i przeznaczenia danych obszarów do „korekty”: zarówno w wymiarze osobistym, anonimowym, jak i powszechnym. Być może dla Sarzyńskiego zmaganie się z diagnozą opóźnień w architekturze, niekonsekwencji w wykonaniu i stosowaniu form pociąga za sobą gest konceptualizacji naszej przynależności do miejsca i jego dziejów. W ten sposób to swego rodzaju przymus opowiadania o mieście/miastach w celu uzupełnienia luk związanych z dramatem ich użyteczności. Doprowadza to do sytuacji – jak pisze autor – w której najbardziej wypada nam chwalić się przed światem tym, co powstało w czasach tak dziś flekowanego socjalizmu. Co więcej, jak zauważa wspólnie z krytykiem architektury Jarosławem Trybusiem, niewiele miast na świecie ma na przykład doskonałe realizacje w stylu późnego modernizmu. W związku z tym konkluzja problemu znajduje się być może we wspomnianej przez autora wypowiedzi Dąbrowskiego – ważne, by nie zacierać granicy pomiędzy tym, co robimy teraz a tym, co pozostawiła nam historia. Niezależnie od tego, czy uzna się taką wizję przyszłości za ograniczenie, czy odkryje się w niej twórczy potencjał istotne pozostaje wezwanie Dietera Ramsa, owa niepodważalna zasada postindustrialnej urbanistyki: dobry dizajn przyjazny dla środowiska.
Piotr Sarzyński: „Wrzask w przestrzeni. Dlaczego w Polsce jest tak brzydko?”. Polityka Spółdzielnia Pracy. Warszawa 2012 [Biblioteka „Polityki”].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |