ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 kwietnia 7 (199) / 2012

Luiza Stachura,

PASTELOWE ANIOŁY ILUZJI

A A A
Misternie wytworzoną przez holenderskiego pisarza i podróżnika Ceesa Nootebooma ramą kontekstową „Utraconego raju” są portrety i wizerunki aniołów w sztuce, zwłaszcza malarskie oraz literackie, ze szczególnym uwzględnieniem „Raju utraconego” Johna Miltona. Artystyczno-intelektualne rusztowanie, na którym wzniesiona została opowieść, jest dość ryzykownym konstruktem, głównie ze względu na współczesne, popkulturowe przetwarzanie oraz multiplikowanie obrazów anioła. Holenderski pisarz nie wychodzi zwycięsko z anielskiej batalii, seraficznej żonglerki XXI wieku. Upadek rozpoczyna się w połowie ckliwego monologu jednej z dwóch centralnych postaci „Utraconego raju” – Almy.

Alma decyduje się wraz z przyjaciółką Almut na wyjazd do Australii. Dziewczyny wybierają nieprzypadkowo ten rejon świata. Wielkim ich marzeniem, niedoścignionym snem jest bowiem odkrycie i uchwycenie Australii – świata à rebours, fikcji, przestrzeni Innego. Kontynent australijski jawi się Almie i Almut jako kraina, w której przetrwała „epoka snów”, czyli mityczność, tyleż atawizm, ile magiczność pierwotności. Innymi słowy, z punktu widzenia dziewcząt Aborygeni przechowują w sobie cząstkę „epoki snów”, raju utraconego i uświęcają australijską ziemię, która pod wpływem ich oddziaływania staje się swoistą mistyczną enklawą, przestrzenią tajemnicy i niezrozumiałych rytuałów. Zaczarowany, zaklęty w wyobrażeniach kobiet świat autochtonów skontrastowany musi zostać z rzeczywistością. Podróż do Australii staje się zatem wędrówką od cudownych dziewczęcych rojeń i fantazji do mało atrakcyjnych realiów.

I wszystko byłoby dość oczywistą quasi-przypowieścią, gdyby wariantu podróży inicjacyjnej autor nie podważył dwoma elementami. Pierwszy z nich to gwałt. Alma została zgwałcona i to było powodem, dla którego Almut zdecydowała, że obie muszą spełnić swoje wspólne pragnienie odnalezienia „epoki snów”. Tym samym podróż do Australii to nie tyle wyprawa ku dorosłości, ile próba odzyskania utraconej niewinności i dziewczęcości, przymiarka do rekonstrukcji świeżości i witalności. Drugim elementem, rozbijającym strukturę opowieści, jest wątek około pięćdziesięcioletniego krytyka literackiego, Erika Zondaga, poszukującego ożywczego powiewu anielskiej kobiecości (i kobiecej anielskości). Drogi Zondaga oraz Almy dwukrotnie się zazębiają. Oba spotkania oprawione zostały przez autora w anielskie skrzydła. To zdecydowanie najsłabszy punkt historii, zbliżający utwór Nootebooma do kiczowatego romansu z autotematyzmem w tle. Ograny chwyt, przynoszący niewiele czytelniczej satysfakcji dla odbiorców wymagających czegoś więcej niż ckliwego, nostalgicznego i krótkiego pobytu w namiastce raju.

Pierwsza część „Utraconego raju”, gdy narratorką jest Alma, jawi się jako estetyczno-oniryczna iluzja, zmysłowa, introspektywna podróż, momentami nawet psychodeliczna. Pojawia się styl eseistyczny, reportażowy, niekiedy liryczny, poetycki, głównie jednak typowy dla „intymistyki” – konfesyjny. Jednakże to metafikcyjne i autotematyczne rozważania w prologu, epilogu oraz na początku drugiej części, tuż przed wprowadzeniem wątku Zondaga, stanowią ramę kompozycyjną utworu. Drugą odsłonę książki holenderskiego pisarza inaugurują rozważania trzecioosobowego narratora nad tworzeniem opowiadania – kreowaniem świata, wydobywaniem z rzeczywistości odpowiednich elementów i składaniem ich w historyjkę. Motyw wytwarzania świata literackiego pojawi się w sposób mglisty w prologu (kiedy to narrator-pisarz będzie w samolocie przyglądał się kobiecie), by w pełni zaprezentować się w epilogu, gdy nasz przewodnik po drugiej części utworu pożegna pierwowzory Almy oraz Zondaga, podążając za nowo napotkanymi osobami (czyli nową opowieścią), w kierunku Moskwy. Tym samym można przypuszczać, że pierwszoosobowa narracja w części pierwszej „Utraconego raju” została spreparowana przez nadrzędnego narratora-demiurga. Innymi słowy, intymna spowiedź Almy może być jedynie wariantem, potencjalnym konfesyjnym wyznaniem jakiejkolwiek innej młodej kobiety napotkanej przez pisarza-obserwatora.

Żongluje narrator (autor?) prototypami postaci, wskazując na przypadkowość w doborze bohaterów wykorzystywanych do zapełnienia schematów fabularnych. Problem polega na tym, że Nooteboom nie jest przekonujący – jego utwór rozpływa się, rozmazuje w mglistej możliwości. Pastelowe anioły stwarzają iluzję intelektualnej głębi i artystycznej samoświadomości. W efekcie większość czytelników wyczyta tylko historię o niespełnionej miłości, przelotnym romansie pod anielskimi skrzydłami. Szkoda, że autor albo nie zrezygnował z natrętnego wpisywania do opowieści aniołów, albo nie pokusił się tyleż o ich dekonstrukcję, ile grę z ich tradycyjnymi wizerunkami. Tymczasem kontekst(y) stanowi(ą) jedynie atrakcyjną dekorację – śliczną, urokliwą oprawę. I nic więcej. Potencjał nie został wykorzystany.

Cees Nooteboom jest podobno jednym z najwybitniejszych holenderskich pisarzy, w dodatku często wymieniany w gronie pretendentów do literackiej Nagrody Nobla. Taka rekomendacja w XXI wieku wcale nie jest gwarancją wysokiej jakości literatury, o czym świadczy „Utracony raj” – pastelowy malunek, niebezpiecznie zbliżający się do kiczowatej historyjki. Jak wydmuszka – z zewnątrz fascynujące, w środku, gdy przyjrzeć się wnikliwiej, puste.
Cees Nooteboom: „Utracony raj”. Przeł. Łukasz Żebrowski. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2012 [seria: Don Kichot i Sancho Pansa].