ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 kwietnia 8 (200) / 2012

Mirella Siedlaczek-Mikoda,

POGRĄŻONY W LETARGU

A A A
Stereotypowy detektyw czy policjant ma około pięćdziesiątki, najczęściej przekroczył smugę cienia, ma nadwagę, gdyż brak czasu i stres sprzyjają zajadaniu problemów (może z wyjątkiem komisarza Brunettiego, któremu kilogramów przysparza wspaniała kuchnia żony), nie może pochwalić się udanym życiem rodzinnym, bywa rozwiedziony, jeśli ma dziecko, to nie potrafi się z nim porozumieć.

Na tym tle bohater kryminału Thomasa Engera wyróżnia się oryginalnością – jest dziennikarzem, wracającym do zawodu po dwuletniej przerwie spowodowanej tragicznym wydarzeniem, które na zawsze zniszczyło jego rodzinę. Kiedyś komponował, odnosił sukcesy zawodowe, dziś interesuje się najpierw zabezpieczeniami przeciwpożarowymi pomieszczenia, w którym ma przebywać. Taki początek wraz z tajemniczym prologiem intryguje czytelnika, który oczekuje przecież w pierwszym rozdziale ofiary, potem śledztwa, wreszcie wskazania mordercy, wymierzenia sprawiedliwości. Tymczasem „Letarg” jest pierwszą powieścią z zapowiadanego na sześć części cyklu – jak głosi notka na okładce, prawa do ekranizacji całości zostały już sprzedane norweskiej wytwórni specjalizującej się w adaptacji kryminałów – nosi więc w sobie zalążki dalszych części.

Przypominam sobie wywiad, którego król Szwecji udzielił polskiej prasie krótko przed wizytą w Warszawie; przyznał w nim, że oczywiście słyszał o Stiegu Larssonie, ale trylogii „Millenium” nie czytał. Gorzki obraz Szwecji wyłaniający się z kart bestselleru raczej nie koresponduje z reprezentacyjną rolą monarchy. W ogóle powieści, których akcja toczy się w uznawanych za szczęśliwe, bo dostatnie, spokojnych, wręcz nudnych państwach skandynawskich są raczej ponure. Z mitu niewiele zostało: otwartość zmaga się z ksenofobią, polityka społeczna nie radzi sobie z pomocą zagubionym, którzy łatwo stają się wykluczonymi, a więc wymarzonymi ofiarami.

Sądząc książkę po okładce, na której oprócz wykrzywionej w grymasie twarzy umieszczono czterech zamaskowanych mężczyzn rzucających kamienie, powinniśmy się spodziewać opowieści o karze wymierzanej zgodnie z tradycją. Nie wiem, czy autor okładki nie dokończył lektury książki, czy celowo zaproponował ilustrację niezgodną z treścią, aby skłonić potencjalnego czytelnika do lektury. Zdarzyło mi się pisać o konsekwentnie kiczowatej szacie graficznej serii „Ze strachem” (sam tytuł serii nawiązuje do tanich powieści sensacyjnych popularnie nazywanych „z jamnikiem”, „z kluczykiem”, których okładki były albo czarno-białe, albo wręcz przeciwnie krzycząco kolorowe). Sądzę, że pastiszowość okładki powieści popularnej jest wręcz oczywista.

Przedstawiony na niej Henning Juul liczy na spokojny powrót do pracy, w której jednak sukces liczy się ilością kliknięć danego artykułu, a zatem bardziej niż wcześniej goni za sensacją i tematem, który można rozwijać przez kilka dni. Tym razem taką szansę daje odnalezienie potwornie okaleczonych zwłok atrakcyjnej studentki scenopisarstwa. Poza okolicznościami zbrodni – czyli ukamienowaniem i odciętą dłonią, istotny okazuje się oddźwięk środowiska studenckiego. Koledzy Henrietty składają kwiaty pod jej zdjęciem, zostawiają liściki, płaczą i nader chętnie wypowiadają się do kamery. Spośród tłumu „żałobników” Henning wyjawia dziwnie zachowującą się, przestraszoną Anette, która zostawia mniej banalną od innych wiadomość. Postanawia pójść tym tropem, tym bardziej, że nikt spośród śledczych czy dziennikarzy nie zwrócił na nią uwagi. Głównym podejrzanym staje się chłopak zamordowanej Mahmoud Mahroni – Pakistańczyk. Policja podąża za motywem rytualnego zabójstwa – kary za zdradę według szariatu, co jest tym bardziej prawdopodobne, im więcej wiadomo o samej ofierze – atrakcyjnej, inteligentnej flirciarze. Alibi Mahroniego okazuje się wysoce niewiarygodne, zaś jego brat zostaje zamordowany w przerwie rozmowy z Henningiem, który nie wierzy w hipotezę policji. Aby jego śledztwo mogło posuwać się do przodu, potrzebuje wskazówek i informacji niedostępnych dziennikarzom, ma jednak swojego informatora, z którym dzieli się podejrzeniami i zyskuje potwierdzenie niektórych domysłów.

Kontakty z policją utrudnia niechęć Henninga do oficera prowadzącego śledztwo – Bjarnego Broglanda, niechęć datująca się na czasy podstawówki. Powrót do pracy utrudniają także roszady w redakcji – jego dawna stażystka Heidi Kjus została szefową działu, aktualny partner jego byłej żony Nory – jego współpracownikiem. To wszystko blednie jednak wobec traumy, z której nie może się wydobyć. Autor umiejętnie stopniuje napięcie od mrocznego prologu, w którym sięga do jednego z najbardziej zakorzenionych lęków – przed uwięzieniem, pogrzebaniem żywcem, poprzez bolesne spotkanie z Norą, aż do ostatniej strony, na której zapowiada się kontynuację wątku – celowo nie rozwijam, szkoda zepsuć pomysł Engera. W tytułowym letargu tkwi Juul, w nieco odmiennym stuporze jego matka, prawdopodobnie świadomie wpędzająca się w alkoholizm i Ingvild Foldvik, żona promotora pracy dyplomowej Henriette, ofiara gwałtu. Zapowiadana cykliczność daje szansę na wydostanie się z stanu półżycia, półśmierci.

Przywykliśmy, że kryminały dotykają, niejako przy okazji, problemów współczesnego społeczeństwa, sugerując na przykład, że za zbrodnią kryje się nietolerancja wobec obcych, rozwarstwienie społeczne. Tym razem patrzymy na zbrodnię oczami dziennikarza brukowca, czyli zatrzymujemy się na twarzach znajomych, żeby znaleźć tych, którzy wypadną w prasie dramatycznie. Ważna jest relacja i emocje, które budzi: sztucznie wywołane poczucie zagrożenia (w podtekście: już nikt nie jest bezpieczny), niechęci względem obcych (to na pewno zrobił jej narzeczony – imigrant), sentymentalizmu (była taka młoda i utalentowana).

Czytając „Letarg”, najpierw rozrysowałam wzajemne powiązania bohaterów, aby nie pogubić się, jak podejrzewałam, w czekającym nie gąszczu egzotycznych nazwisk, potem na bieżąco robiłam punktowy plan wydarzeń, który niezwykle łatwo podzielił mi się na klasyczne części – wstęp, rozwinięcie, kulminacja, zakończenie. Chciałam w taki szkolny sposób zobaczyć, jak zbudowana jest ta powieść – wniosek: jest niezwykle precyzyjna, uporządkowana, nie ma zbędnych bohaterów, którzy plączą się po powieści, wręcz odwrotnie można przewidzieć, kto pojawi się w dalszych częściach. Nie jest to kryminał otwierający nowy rozdział w historii tego gatunku, zapamiętam go raczej jako udaną próbę stworzenia powieści według wzoru, wpisania się w pozytywnie rozumiany schemat.
Thomas Enger: „Letarg”. Przeł. Iwona Zimnicka. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2012 [seria: Ze strachem].