ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 czerwca 11 (203) / 2012

Weronika Górska,

FUNERALIS BEZ POMPY

A A A
Hanna Dikta mieszka w Piekarach Śląskich. Jest żoną, matką dwóch córek i nauczycielką języka polskiego. Przed kilkoma laty zaczęła się pojawiać na warsztatach i konkursach literackich, najpierw lokalnych, później również ogólnopolskich. Niebawem zdobyła liczne nagrody i wyróżnienia, jej wiersze zaczęły być publikowane w prasie literackiej. Dynamiczny rozwój poetki szybko zaowocował wydaniem debiutanckiego tomu „Stop-klatka”.

Dawid Jung nazywa twórczość Hanny Dikty dojrzałą poezją funeralną. Autorka „Stop-klatki” pisze o śmierci bez patosu, bez ogólników, bez uskarżania się na jej nieuchronność. Eschatologiczne refleksje nasyca silnymi emocjami, lecz są to emocje przepuszczone przez sito literackości. Każdy wiersz stanowi sugestywną scenę, obraz ze zindywidualizowaną bohaterką w roli głównej.

Znaczna część utworów Hanny Dikty opisuje umieranie matki – zarówno to dosłowne, fizyczne, jak i to metaforyczne, polegające na zbudowaniu dojrzałości oraz odrębności przez córkę. Nie jest to z pewnością bezbolesny i szybki zabieg, gdyż „Pomarańczowa kreska pępowiny wciąż nie pozwala / uciec z tamtego obrazu” („Na pierwszym planie”), a jej zrywanie rozpisane jest na wiele wierszy i wiele lat. Ambiwalentne uczucia, żywione do rodzicielki, mieszaninę miłości, tęsknoty, ale również żalu i gniewu, kobiecy podmiot tomu porządkuje i oswaja poprzez różnorodne strategie. Próbuje wymazać matkę z pamięci, pozbyć się przedmiotów, które o niej przypominają: „Zniszczyłam już twoje okulary i Biblię” („Na pierwszym planie”), nieraz wręcz bezcześci wspomnienie o niej: „Pozwalam ptakom brudzić grób” („Na pierwszym planie”). Przestaje również respektować surowe rodzicielskie nakazy i zakazy, funduje sobie drobne przyjemności: „Dzisiaj pierwszy raz rozpuściłam włosy, zjadłam czekoladę, / nie dzieląc się z bratem” („Odcinanie”). Wreszcie szuka ratunku w kulturze i konwencji, „czyta powieści bez końca, / żeby nie zwariować” („Na dobre”), a także porównuje własną sytuację z sytuacją książkowych postaci. Szczególnie sugestywne wydaje się nienachalne nawiązanie do „Blaszanego bębenka”: „W ciele trzydziestolatki zabawna karlica, / która nadal siedzi okrakiem na trumnie, / budzi bębnem matkę” („Stop-klatka”).

Dorastanie, splecione nierozerwalnie z odcinaniem pępowiny, odbywa się równie brutalnie: „Wyrzuciłam patykowate / dziewczynki na wrotkach”(„Na dobre”), a jednak nie bez sentymentu za odrzuconą tożsamością dziecka: „Długo patrzyłam na jej przestrzelone / plecy w wełnianym płaszczyku, niebieską rękawiczkę, / rzuconą mi przez ramię na szczęście”(„Kiedyś po ciebie wrócę”).

Tworząc dojrzałą, ustabilizowaną osobowość, bohaterka tomu Dikty, zgodnie z teoriami genderowymi, wykształca w sobie zarówno cechy kobiece, jak i męskie. Mimo że „maluje rzęsy” („Mężczyzna z lustra”), ma też w sobie siłę i stanowczość „twardego faceta” („Mężczyzna z lustra”). Wie, że musi go sama w sobie wykształcić, gdyż panowie, których spotyka, nie są dojrzali ani odpowiedzialni: „upychali pod smokingami proce i krótkie spodenki” („Mężczyzna z lustra”). Nie raz też krzywdzili bohaterkę, gdy nie miała jeszcze odwagi, aby się zbuntować, jasno określić, czego sobie życzy, a czego nie: „Nie protestowałam, gdy wjeżdżali we mnie samochodzikami na baterie” („Mężczyzna z lustra”). Dlatego też najlepiej liczyć głównie na samą siebie.

Bardzo interesujące okazują się nawiązania poetki do książek, filmów, obrazów. Aluzje do dewizy Scarlett O’Hary: „Pomyślę o tym jutro” („Lunaparki”) czy do ubezwłasnowolnienia pacjentów szpitala psychiatrycznego z „Lotu nad kukułczym gniazdem” („W kolejce po lobotomię”) nadają wierszom autorki „Stop-klatki” dodatkowego smaczku, pozwalają na wielopoziomową interpretację. Zarazem jednak wiersze te, odczytane bez kontekstu kulturowego, pozostają pełnoprawnymi i wyrazistymi treściowo utworami.

Jak zauważył Dawid Jung, w poezji Hanny Dikty miłość do sztuki wiąże się nierozerwalnie z szaleństwem. Alternatywny świat „rozczarowanej (…) / ciasnym gorsetem pani od polskiego”, która „maluje Słoneczniki / śliną na kasowniku” („Kochała tylko van Gogha”) czy miłosne ekscesy Paula Gauguina („List do Paula Gauguina”) pokazują rozterki wrażliwej, nieprzystosowanej do mieszczańskiego społeczeństwa jednostki, nie uciekając się zarazem do pensjonarskiej egzaltacji sylwetką artysty.

„Stop-klatka” to bardzo dojrzały, przemyślany debiut, obok którego nie sposób przejść obojętnie. Zapis oswajania traumy śmierci, dorastania, poczucia wyobcowania i nieudanych związków w wydaniu Hanny Dikty okazuje się nasycony silnymi emocjami, a zarazem doskonały artystycznie. Pozostaje czekać w napięciu na kolejne książki autorki.
Hanna Dikta: „Stop-klatka”. Wydawnictwo „Zeszyty Poetyckie”. Gniezno 2012.