HOTEL PRZEMIENIENIA
A
A
A
Na pozór nic ich nie łączy. Evelyn Greenslade (Judi Dench), niedawno owdowiała gospodyni domowa, za wszelką cenę stara się rozpocząć nowy rozdział w swoim życiu. Douglas (Bill Nighy) i Jean (Penelope Wilton) Ainslie, małżeństwo z niespełna czterdziestoletnim stażem, uciekają od rodzinnych kłopotów zakłócających im wizję spokojnej, godnej emerytury. Przechodzący w stan spoczynku sędzia Graham Dashwood (Tom Wilkinson) pragnie wrócić do kraju swojej młodości oraz do osoby, o której nigdy nie potrafił zapomnieć. Zrzędliwa Muriel Donnelly (Maggie Smith) niecierpliwie czeka na operację stawu biodrowego, która zakłada jednak konieczność podróży do kraju budzącego w bohaterce wyraźną niechęć. Madge Hardcastle (Celia Imrie) gotowa jest rzucić się w wir spontanicznej przygody, licząc na znalezienie bogatego męża, zaś liniejący playboy Norman Cousins (Ronald Pickup) nie ustaje w kolejnych podbojach, podświadomie marząc o trwałym, dojrzałym związku.
Wszystkich (może poza drobnymi wyjątkami) skusiła wizja niezapomnianych wakacji w hotelu Marigold położonym w malowniczych zakątkach indyjskiego Udajpuru. Kiedy jednak siedmioro brytyjskich seniorów przybywa na miejsce, okazuje się, że egzotyczna placówka najlepsze lata ma już dawno za sobą. Widoczne rozczarowanie zagranicznych gości bynajmniej nie zraża młodego hotelarza Sonny’ego Kapoora (Dev Patel), który niezłomnie wierzy w to, że budynek odzyska jeszcze utracony splendor. Najpierw jednak musi przekonać do tego swoją matkę (Lillete Dubey), gotową zamknąć niedochodowy interes oraz, co gorsza, patrzącą nieprzychylnym okiem na uczucie syna do pięknej Sunainy (Tena Desae).
John Madden, twórca uhonorowanego siedmioma Oscarami „Zakochanego Szekspira” (1998) oraz wywiedzionego z prozy Louisa de Bernièresa „Kapitana Corelliego” (2001), sięgnął tym razem po powieść „These Foolish Things” Debory Moggach, angielskiej pisarki oraz scenarzystki, nominowanej do nagrody BAFTA za skrypt do „Dumy i uprzedzenia” w reżyserii Joe Wrighta (2005). Literacka kanwa posłużyła Brytyjczykowi do opowiedzenia ciepłej, słodko-gorzkiej przypowiastki o poszukiwaniu spełnienia (w szerokim tego słowa rozumieniu), jakie może zaoferować spontaniczna zmiana dotychczasowego modelu życia lub, po prostu, bliskość drugiego człowieka. Siłą napędową akcji „Hotelu Marigold” jest dialog, nawiązywany przez bohaterów w różnorodnych towarzyskich konfiguracjach. Szczera rozmowa z nowo poznanymi uczestnikami wywczasu staje się katalizatorem jednostkowych refleksji, ale także bodźcem do podjęcia przełomowych decyzji, odsłaniających ludzką potrzebę bycia akceptowanym, kochanym, rozumianym czy pożądanym. Chociaż scenariusz Ola Parkera nie oferuje widzom złożonej analizy psychologicznej (wszak film Maddena jest kameralną, pozbawioną większych ambicji odmianą komedii romantycznej), to adaptacja powieści Moggach broni się rzetelnymi kreacjami przypadającymi w udziale najlepszym brytyjskim aktorom (nieco) starszego pokolenia.
Kilkakrotnie współpracująca wcześniej z Maddenem Judi Dench przekonuje swoją niewymuszoną elegancją oraz naturalnością, z jaką wciela się w postać ciepłej i życzliwej kobiety po przejściach, sporadycznie pełniącej rolę narratorki filmu. Niezawodny Tom Wilkinson nadaje swojemu Dashwoodowi prawdziwie elegijny rys, nie popadając jednak w melodramatyczność. Trudno nie docenić także kameralnego występu Maggie Smith, aktorki niewątpliwie charakterystycznej, tym razem grającej stetryczałą seniorkę o jawnie rasistowskich poglądach, którą pomimo licznych przywar można polubić. Ciekawy ekranowy duet stworzyli Bill Nighy oraz Penelope Wilton, wcześniej występujący razem w parodii „Wysyp żywych trupów” (2004) Edgara Wrighta. Chociaż odtwórca roli wampira Viktora z serii „Underworld” oraz kalmarogłowego Davy’ego Jonesa z cyklu „Piraci z Karaibów” doskonale sprawdza się w rolach twardych osobników, tym razem zaskakuje kreacją sympatycznego, choć stłamszonego przez apodyktyczną żonę pana w średnim wieku. W niczym nie ustępuje mu uroczo zołzowata Penelope Wilton, znana z allenowskiego „Wszystko gra” (2005) oraz z „Dziewczyn z kalendarza” (2003) Nigela Cole, w którym notabene grała u boku Celii Imrie. Z kolei ta ceniona brytyjska aktorka idealnie wczuła się w postać wciąż atrakcyjnej, choć odczuwającej upływ czasu Madge, pragnącej odnaleźć miłość swojego życia.
Kiedy z udziału w filmie zrezygnował sędziwy Peter O’Toole, powstały wakat chętnie wykorzystał Ronald Pickup – król Sharaman z „Księcia Persji: Piasków czasu” (2010) Mike’a Newella – zjednując sobie sympatię widzów dystansem, z jakim zaprezentował się w roli zażywnego lowelasa. Na uwagę zasługuje również stricte komediowy występ Deva Patela, odtwórcy tytułowego bohatera „Slumdog. Milionera z ulicy” (2008) Danny’ego Boyle’a. Dwudziestodwuletni dziś brytyjski aktor hindusko-indiańsko-gudżarackiego pochodzenia przekonująco zagrał marzyciela (choć, kiedy trzeba, twardo stąpającego po ziemi), wyznającego prostą, acz przyświecającą całemu filmowi zasadę, mówiącą, że wszystko zawsze dąży do szczęśliwego finału. A jeśli w danej chwili sprawy nie wyglądają dobrze, to znaczy, że koniec po prostu jeszcze nie nadszedł. Natomiast towarzyszące aktorowi Tena Desae oraz Lillete Dubey, znana z „Monsunowego wesela” (2001) Miry Nair, swoim udziałem nadały dziełu prawdziwie bollywoodzkiego posmaku.
„Hotel Marigold” to kolorowa, aromatyczna, może nieco zbyt stereotypowa pocztówka z romantycznych wakacji, na której marginesie przemycono kilka oczywistych spostrzeżeń na temat odwiecznych ludzkich pragnień i obaw, jak również inspiracji oraz klisz ujawniających się w kontakcie z odmienną kulturą. Egzotyczną aurę przenikającą dzieło Johna Maddena podkreślają wystylizowane zdjęcia autorstwa Bena Davisa, mającego w swoim dorobku pracę na planie „Tamary i mężczyzn” (2010) Stephena Frearsa czy „Kick-Ass” (2010) Matthew Vaughna. Niemałą zasługę w przykuwaniu uwagi widza mają także niebanalne, przesycone nutą Orientu pasaże skomponowane przez Thomasa Newmana. Wszystko to sprawia, że najnowszy film reżysera „Długu” (2010) to, pomimo obiecującego początku, zaledwie poprawne kino rozrywkowe. Jedynie solidne aktorstwo oraz zacna oprawa audiowizualna ratują dzieło przed ostatecznym osunięciem się w kinematograficzny niebyt pod zbyt wielkim ciężarem nagromadzonych w nim truizmów. Szkoda.
Wszystkich (może poza drobnymi wyjątkami) skusiła wizja niezapomnianych wakacji w hotelu Marigold położonym w malowniczych zakątkach indyjskiego Udajpuru. Kiedy jednak siedmioro brytyjskich seniorów przybywa na miejsce, okazuje się, że egzotyczna placówka najlepsze lata ma już dawno za sobą. Widoczne rozczarowanie zagranicznych gości bynajmniej nie zraża młodego hotelarza Sonny’ego Kapoora (Dev Patel), który niezłomnie wierzy w to, że budynek odzyska jeszcze utracony splendor. Najpierw jednak musi przekonać do tego swoją matkę (Lillete Dubey), gotową zamknąć niedochodowy interes oraz, co gorsza, patrzącą nieprzychylnym okiem na uczucie syna do pięknej Sunainy (Tena Desae).
John Madden, twórca uhonorowanego siedmioma Oscarami „Zakochanego Szekspira” (1998) oraz wywiedzionego z prozy Louisa de Bernièresa „Kapitana Corelliego” (2001), sięgnął tym razem po powieść „These Foolish Things” Debory Moggach, angielskiej pisarki oraz scenarzystki, nominowanej do nagrody BAFTA za skrypt do „Dumy i uprzedzenia” w reżyserii Joe Wrighta (2005). Literacka kanwa posłużyła Brytyjczykowi do opowiedzenia ciepłej, słodko-gorzkiej przypowiastki o poszukiwaniu spełnienia (w szerokim tego słowa rozumieniu), jakie może zaoferować spontaniczna zmiana dotychczasowego modelu życia lub, po prostu, bliskość drugiego człowieka. Siłą napędową akcji „Hotelu Marigold” jest dialog, nawiązywany przez bohaterów w różnorodnych towarzyskich konfiguracjach. Szczera rozmowa z nowo poznanymi uczestnikami wywczasu staje się katalizatorem jednostkowych refleksji, ale także bodźcem do podjęcia przełomowych decyzji, odsłaniających ludzką potrzebę bycia akceptowanym, kochanym, rozumianym czy pożądanym. Chociaż scenariusz Ola Parkera nie oferuje widzom złożonej analizy psychologicznej (wszak film Maddena jest kameralną, pozbawioną większych ambicji odmianą komedii romantycznej), to adaptacja powieści Moggach broni się rzetelnymi kreacjami przypadającymi w udziale najlepszym brytyjskim aktorom (nieco) starszego pokolenia.
Kilkakrotnie współpracująca wcześniej z Maddenem Judi Dench przekonuje swoją niewymuszoną elegancją oraz naturalnością, z jaką wciela się w postać ciepłej i życzliwej kobiety po przejściach, sporadycznie pełniącej rolę narratorki filmu. Niezawodny Tom Wilkinson nadaje swojemu Dashwoodowi prawdziwie elegijny rys, nie popadając jednak w melodramatyczność. Trudno nie docenić także kameralnego występu Maggie Smith, aktorki niewątpliwie charakterystycznej, tym razem grającej stetryczałą seniorkę o jawnie rasistowskich poglądach, którą pomimo licznych przywar można polubić. Ciekawy ekranowy duet stworzyli Bill Nighy oraz Penelope Wilton, wcześniej występujący razem w parodii „Wysyp żywych trupów” (2004) Edgara Wrighta. Chociaż odtwórca roli wampira Viktora z serii „Underworld” oraz kalmarogłowego Davy’ego Jonesa z cyklu „Piraci z Karaibów” doskonale sprawdza się w rolach twardych osobników, tym razem zaskakuje kreacją sympatycznego, choć stłamszonego przez apodyktyczną żonę pana w średnim wieku. W niczym nie ustępuje mu uroczo zołzowata Penelope Wilton, znana z allenowskiego „Wszystko gra” (2005) oraz z „Dziewczyn z kalendarza” (2003) Nigela Cole, w którym notabene grała u boku Celii Imrie. Z kolei ta ceniona brytyjska aktorka idealnie wczuła się w postać wciąż atrakcyjnej, choć odczuwającej upływ czasu Madge, pragnącej odnaleźć miłość swojego życia.
Kiedy z udziału w filmie zrezygnował sędziwy Peter O’Toole, powstały wakat chętnie wykorzystał Ronald Pickup – król Sharaman z „Księcia Persji: Piasków czasu” (2010) Mike’a Newella – zjednując sobie sympatię widzów dystansem, z jakim zaprezentował się w roli zażywnego lowelasa. Na uwagę zasługuje również stricte komediowy występ Deva Patela, odtwórcy tytułowego bohatera „Slumdog. Milionera z ulicy” (2008) Danny’ego Boyle’a. Dwudziestodwuletni dziś brytyjski aktor hindusko-indiańsko-gudżarackiego pochodzenia przekonująco zagrał marzyciela (choć, kiedy trzeba, twardo stąpającego po ziemi), wyznającego prostą, acz przyświecającą całemu filmowi zasadę, mówiącą, że wszystko zawsze dąży do szczęśliwego finału. A jeśli w danej chwili sprawy nie wyglądają dobrze, to znaczy, że koniec po prostu jeszcze nie nadszedł. Natomiast towarzyszące aktorowi Tena Desae oraz Lillete Dubey, znana z „Monsunowego wesela” (2001) Miry Nair, swoim udziałem nadały dziełu prawdziwie bollywoodzkiego posmaku.
„Hotel Marigold” to kolorowa, aromatyczna, może nieco zbyt stereotypowa pocztówka z romantycznych wakacji, na której marginesie przemycono kilka oczywistych spostrzeżeń na temat odwiecznych ludzkich pragnień i obaw, jak również inspiracji oraz klisz ujawniających się w kontakcie z odmienną kulturą. Egzotyczną aurę przenikającą dzieło Johna Maddena podkreślają wystylizowane zdjęcia autorstwa Bena Davisa, mającego w swoim dorobku pracę na planie „Tamary i mężczyzn” (2010) Stephena Frearsa czy „Kick-Ass” (2010) Matthew Vaughna. Niemałą zasługę w przykuwaniu uwagi widza mają także niebanalne, przesycone nutą Orientu pasaże skomponowane przez Thomasa Newmana. Wszystko to sprawia, że najnowszy film reżysera „Długu” (2010) to, pomimo obiecującego początku, zaledwie poprawne kino rozrywkowe. Jedynie solidne aktorstwo oraz zacna oprawa audiowizualna ratują dzieło przed ostatecznym osunięciem się w kinematograficzny niebyt pod zbyt wielkim ciężarem nagromadzonych w nim truizmów. Szkoda.
„Hotel Marigold” („The Best Exotic Marigold Hotel”). Reżyseria: John Madden. Scenariusz: Ol Parker. Obsada: Judi Dench, Bill Nighy, Penelope Wilton, Tom Wilkinson, Maggie Smith, Celia Imrie, Ronald Pickup, Dev Patel, Tena Desae, Lillete Dubey. Gatunek: komediodramat. Produkcja: Wielka Brytania 2012, 124 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |