
KRAJ ALKOHOLAMI PŁYNĄCY...
A
A
A
Jeśli wierzyć Wydawcy (W.A.B.), Mo Yan – autor przetłumaczonej nie tak dawno na język polski powieści „Kraina wódki” jest „pisarzem wybitnym, docenianym nie tylko w Chinach. Zagraniczna krytyka zgodnie uważa go za największy talent współczesnej literatury chińskiej, podkreśla drapieżność jego obserwacji oraz zadziwiającą fascynację krajem, którego nie zdecydował się opuścić”. Trudno wyciągać wnioski w oparciu o jedną książkę, ale wydaje mi się, że w Polsce twórczość Yana nie zyska aż tak szerokiego grona wielbicieli. Powiedzmy jednak na wstępie: mimo iż w pewnym sensie mamy tu do czynienia z narracją przewidywalną czy – jak mniemam, pomimo starań autora – taką, która daje się łatwo (być może nazbyt łatwo) „oswoić”, „Kraina wódki” nie jest powieścią „tradycyjną. Najkrócej rzecz ujmując, Mo Yan skroił prozę o postmodernistycznych proweniencjach, będącą piorunującym połączeniem elementów spod znaku kryminału i romansu z zabarwioną groteską konwencją oniryczną. Dzięki specyficznie budowanej lirycznej narracji, przynajmniej we fragmentach, książkę tę czyta się nie tyle nawet jak surrealistyczną opowieść o Chinach lat 90. XX stulecia, co jak kilkuwątkową bajkę (przeznaczoną niekoniecznie tylko dla dorosłych). Zresztą alkoholowa tematyka sprzyja kompozycji luźnej i poszatkowanej. Wszak „dzięki alkoholowi (...) umysł wpada w trans, uwalnia się od wszelkich ograniczeń, reguł i zasad. W naturze alkoholu leży nieskrępowana wolność, a alkoholowy temperament oznacza mówienie wszystkiego, na co przyjdzie ochota”.. I o to, jak sądzę, chodziło autorowi: o wyzwolenie się ze sztywnych ram konwencji i swobodę wypowiedzi (wszak wiadomo, że pijanemu wybacza się więcej).
Na pierwszy rzut oka fabuła powieści jest prosta. Śledczy do zadań specjalnych – Ding Gou’er – otrzymał polecenie udania się do stolicy krainy zwanej Alkoholandią w celu przeprowadzenia dochodzenia w sprawie zbrodniczego procederu handlowania, gotowania i zjadania małych chłopców przez wysokie kadry kierownicze. Dingowi w owym prowincjonalnym miejscu, gdzie bez względu na wiek zamiast herbaty pije się rozmaite rodzaje alkoholi, przydarzają się dziwne rzeczy, które z powodzeniem potraktować można jako wytwory majaczeń poalkoholowych. Ding bowiem nie trzeźwieje ani na chwilę. Odurzony wyszukanymi trunkami i niezwykłymi potrawami, daje się wreszcie namówić na wzięcie udziału w kanibalistycznych praktykach.
„Krainę wódki” można z powodzeniem – jak chce wielu recenzujących tę powieść zagranicznych krytyków – czytać jako polemikę ze współczesnym ustrojem politycznym Chin. Ale – moim zdaniem – powieść Mo Yana ma ambicje uniwersalistyczne i w tym przede wszystkim tkwi, jak sądzę, źródło wysokich notowań tej książki na światowym rynku wydawniczym. Opowiada o tym, co znamienne dla nowoczesnej rzeczywistości (bez względu na długość i szerokość geograficzną): biedzie, zdeprawowaniu, permanentnemu alkoholizmowi, potrzebie docenienia i akceptacji.
Związki picia z pisaniem zostały już w literaturze ograne na wiele sposobów. Chiński pisarz stwierdza zresztą: „Początkowo sądziłem, że nie będę miał kłopotów z pisaniem o alkoholu – w końcu byłem kilka razy w życiu pijany – lecz gdy zabrałem się do pracy, natrafiłem na całe mnóstwo rozmaitych trudności i komplikacji. W relacji między człowiekiem a alkoholem mieszczą się wszystkie sprzeczności, zachodzące w procesie rozwoju ludzkiej egzystencji i wszelkie możliwe aspekty tych sprzeczności – gdybym dysponował większym talentem, mógłbym stworzyć na ten temat wielkie dzieło, lecz, niestety, przy moich skromnych zdolnościach, ustawicznie popełniam błędy – zadanie to stanowczo mnie przerasta”. Rodzaj kokieterii? Po części tak. Książek poruszających problem alkoholizmu jest jednakże niezliczona ilość. Napisanie czegoś oryginalnego, zwłaszcza w czasach „utraconej niewinności”, wydaje się zadaniem niewykonalnym. Ale, co warte podkreślenia, „Kraina wódki” nie jest „typową” narracją o piciu (i pisaniu o piciu), czyli taką, która obnażając poalkoholowe stany upodlenia fizyczno-psychicznego, ma mieć zniechęcający cel dydaktyczno-moralizatorski. Omawiana tu powieść nie jest też tylko i wyłącznie kolejną prozą pokazującą zdegenerowany świat, na którym egzystują pozbawieni zahamowań moralno-etycznych ludzie o słabej woli. To raczej narracja symulująca tworzenie pod wpływem alkoholu.
Wiele miejsca autor „Czerwonego sorga” poświęca bowiem problematyce pisania, czy szerzej – bycia pisarzem w nowoczesnym świecie. Mo Yan skomplikował swą opowieść, wprowadzając fikcję „drugiego stopnia”. I to właśnie owe wstawki autotematyczne zdają się być najciekawsze. „Kraina wódki” pod względem kompozycyjnym przypomina, jak wspomniałam na początku, postmodernistyczne mieszanki. Losy Dinga opisuje, zafascynowany alkoholami, pisarz Mo Yan, który – równocześnie z pisaniem powieści – prowadzi korespondencję z jednym ze swoich czytelników-wielbicieli, będącym początkującym prozaikiem. Listy i opowiadania, jakie wysyła Li Yidon, wpływają na kształt prozy powieściowego Mo Yana. Nie ma, oczywiście, żadnego novum w tym, że do opowieści wprowadza się bohatera naznaczonego własnym imieniem i nazwiskiem czy biografią. Niemniej gra prowadzona na tak konstruowanym poziomie „meta” zawsze wciąga, czyniąc lekturę bardziej intrygującą, a i łatwiej dzięki temu wybaczyć warsztatowe niedociągnięcia czy zbyt duży – jak na mój gust – stopień abstrakcji narracyjnej.
„W dzisiejszych czasach wprawdzie nie jest trudno ani o dobrych pisarzy, ani o koneserów napojów alkoholowych, jednak prawdziwie utalentowani fachowcy w obu dziedzinach jednocześnie – zarówno w sferze sztuki pisarskiej, jak i w dziedzinie alkoholu – są wielką rzadkością. Pan, szanowny Nauczyciel, jest właśnie jednym z nich” – napisze w jednym z listów do Mo Yana jego uczeń – Li Yidou – doktorant alkohologii w Uniwersytecie Gorzelnictwa Alkoholandii. Rzeczywiście, wielbicieli (choć niekoniecznie koneserów) tzw. napojów procentowych jest dziś całe mnóstwo. O dobrych pisarzy jednak wcale nie jest tak łatwo...
Na pierwszy rzut oka fabuła powieści jest prosta. Śledczy do zadań specjalnych – Ding Gou’er – otrzymał polecenie udania się do stolicy krainy zwanej Alkoholandią w celu przeprowadzenia dochodzenia w sprawie zbrodniczego procederu handlowania, gotowania i zjadania małych chłopców przez wysokie kadry kierownicze. Dingowi w owym prowincjonalnym miejscu, gdzie bez względu na wiek zamiast herbaty pije się rozmaite rodzaje alkoholi, przydarzają się dziwne rzeczy, które z powodzeniem potraktować można jako wytwory majaczeń poalkoholowych. Ding bowiem nie trzeźwieje ani na chwilę. Odurzony wyszukanymi trunkami i niezwykłymi potrawami, daje się wreszcie namówić na wzięcie udziału w kanibalistycznych praktykach.
„Krainę wódki” można z powodzeniem – jak chce wielu recenzujących tę powieść zagranicznych krytyków – czytać jako polemikę ze współczesnym ustrojem politycznym Chin. Ale – moim zdaniem – powieść Mo Yana ma ambicje uniwersalistyczne i w tym przede wszystkim tkwi, jak sądzę, źródło wysokich notowań tej książki na światowym rynku wydawniczym. Opowiada o tym, co znamienne dla nowoczesnej rzeczywistości (bez względu na długość i szerokość geograficzną): biedzie, zdeprawowaniu, permanentnemu alkoholizmowi, potrzebie docenienia i akceptacji.
Związki picia z pisaniem zostały już w literaturze ograne na wiele sposobów. Chiński pisarz stwierdza zresztą: „Początkowo sądziłem, że nie będę miał kłopotów z pisaniem o alkoholu – w końcu byłem kilka razy w życiu pijany – lecz gdy zabrałem się do pracy, natrafiłem na całe mnóstwo rozmaitych trudności i komplikacji. W relacji między człowiekiem a alkoholem mieszczą się wszystkie sprzeczności, zachodzące w procesie rozwoju ludzkiej egzystencji i wszelkie możliwe aspekty tych sprzeczności – gdybym dysponował większym talentem, mógłbym stworzyć na ten temat wielkie dzieło, lecz, niestety, przy moich skromnych zdolnościach, ustawicznie popełniam błędy – zadanie to stanowczo mnie przerasta”. Rodzaj kokieterii? Po części tak. Książek poruszających problem alkoholizmu jest jednakże niezliczona ilość. Napisanie czegoś oryginalnego, zwłaszcza w czasach „utraconej niewinności”, wydaje się zadaniem niewykonalnym. Ale, co warte podkreślenia, „Kraina wódki” nie jest „typową” narracją o piciu (i pisaniu o piciu), czyli taką, która obnażając poalkoholowe stany upodlenia fizyczno-psychicznego, ma mieć zniechęcający cel dydaktyczno-moralizatorski. Omawiana tu powieść nie jest też tylko i wyłącznie kolejną prozą pokazującą zdegenerowany świat, na którym egzystują pozbawieni zahamowań moralno-etycznych ludzie o słabej woli. To raczej narracja symulująca tworzenie pod wpływem alkoholu.
Wiele miejsca autor „Czerwonego sorga” poświęca bowiem problematyce pisania, czy szerzej – bycia pisarzem w nowoczesnym świecie. Mo Yan skomplikował swą opowieść, wprowadzając fikcję „drugiego stopnia”. I to właśnie owe wstawki autotematyczne zdają się być najciekawsze. „Kraina wódki” pod względem kompozycyjnym przypomina, jak wspomniałam na początku, postmodernistyczne mieszanki. Losy Dinga opisuje, zafascynowany alkoholami, pisarz Mo Yan, który – równocześnie z pisaniem powieści – prowadzi korespondencję z jednym ze swoich czytelników-wielbicieli, będącym początkującym prozaikiem. Listy i opowiadania, jakie wysyła Li Yidon, wpływają na kształt prozy powieściowego Mo Yana. Nie ma, oczywiście, żadnego novum w tym, że do opowieści wprowadza się bohatera naznaczonego własnym imieniem i nazwiskiem czy biografią. Niemniej gra prowadzona na tak konstruowanym poziomie „meta” zawsze wciąga, czyniąc lekturę bardziej intrygującą, a i łatwiej dzięki temu wybaczyć warsztatowe niedociągnięcia czy zbyt duży – jak na mój gust – stopień abstrakcji narracyjnej.
„W dzisiejszych czasach wprawdzie nie jest trudno ani o dobrych pisarzy, ani o koneserów napojów alkoholowych, jednak prawdziwie utalentowani fachowcy w obu dziedzinach jednocześnie – zarówno w sferze sztuki pisarskiej, jak i w dziedzinie alkoholu – są wielką rzadkością. Pan, szanowny Nauczyciel, jest właśnie jednym z nich” – napisze w jednym z listów do Mo Yana jego uczeń – Li Yidou – doktorant alkohologii w Uniwersytecie Gorzelnictwa Alkoholandii. Rzeczywiście, wielbicieli (choć niekoniecznie koneserów) tzw. napojów procentowych jest dziś całe mnóstwo. O dobrych pisarzy jednak wcale nie jest tak łatwo...
Mo Yan: „Kraina wódki”. Przeł. Katarzyna Kulpa. Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2006.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |