
KINO EUROPEJSKIE JAKO MARKA
A
A
A
Wydarzenia: 3. Międzynarodowy Festiwal Producentów Filmowych REGIOFUN
REGIOFUN to festiwal, który już od trzech lat przyczynia się do propagowania idei regionalnych funduszy filmowych, łączącej świat kultury i biznesu we wspólnym celu promocji tradycji i potencjałów regionów zjednoczonej Europy. W nawiązaniu do tej koncepcji, podczas tegorocznej edycji, obok przeglądu filmów zrealizowanych dzięki wsparciu RFF, nie zabrakło miejsca na wydarzenia branżowe, konferencję poświęconą międzynarodowym koprodukcjom oraz Warsztaty Młodego Producenta. Dzięki przedstawicielom polskich i zagranicznych firm, zaproszonym gościom i specjalistom uczestnicy imprezy mogli przekonać się, jak bardzo zróżnicowany jest europejski system finansowania produkcji filmowych, jakie oferuje on możliwości, a przede wszystkim: jakie szanse daje koprodukcja międzynarodowa będąca w ostatnich czasach coraz częściej stosowaną praktyką.
Młodzi producenci i studenci, stawiający dopiero pierwsze kroki w obszarze finansowania sztuk audiowizualnych, mogli skonfrontować nabytą wiedzę z praktykami doświadczonych kolegów oraz twórców. Warsztaty i towarzysząca im wymiana poglądów tylko na pozór nie były istotne z perspektywy widza; w gruncie rzeczy ich znaczenie jest ogromne: w przyszłości mogą one bowiem zaowocować nowymi, interesującymi produkcjami. Jak stwierdził Brendan McCarthy, zasłużony irlandzki producent, a od jakiegoś czasu również scenarzysta, członek jury konkursu filmów krótko- i średniometrażowych, „to ważne, żeby producenci zrozumieli, że robią filmy dla widowni. Jak najczęstsze spotkania twarzą w twarz z publicznością to bardzo dobry pomysł”.
Z podobnego założenia wyszli najwyraźniej pomysłodawcy i organizatorzy REGIOFUN-u, łącząc ideę tradycyjnego przeglądu filmów z jakże ważną częścią branżową i tworząc tym samym forum wymiany dobrych praktyk, miejsce nawiązywania kontaktów zawodowych i wzajemnego wsparcia dla ludzi, którzy kochają kino i chcą realizować filmy poza komercyjnym obiegiem, nie myśląc wyłącznie o zysku, ale także i o jakości „produktu końcowego”. Podczas tegorocznej odsłony festiwalu zaprezentowano zatem filmy ważne, ambitne, poruszające ważkie kwestie, ale przede wszystkim bardzo się od siebie różniące.
Poszukiwanie tożsamości (kina)
Jak bardzo niejednorodny był to zestaw, można się było przekonać, uczestnicząc w projekcjach, które w tym roku odbywały się pod hasłem „Brand Europa”. Rozumienie tego określenia tłumaczyła podczas festiwalu i na łamach prasy Anita Skwara, PR manager trzeciej edycji REGIOFUN-u, odwołując się do europejskiej tożsamości kulturowej, na której swe podwaliny kładzie idea europejskiej marki kulturowej – Brand Europy właśnie. Czy Europa – nie jako kontynent, ale raczej społeczno-kulturowy byt, pewne wyobrażenie, idea – może być rozpatrywana w kategorii marki, zastrzeżonej na co dzień dla obszaru ekonomii i biznesu, choć w tym kontekście kojarzonej przede wszystkim z jakością, a nie ze znakiem firmowym/fabrycznym? Czy istnieje w naszych umysłach coś w rodzaju symbolicznej konstrukcji (kojarzonej z bardzo konkretnymi punktami odniesienia), dzięki której możemy uznać i uznajemy nasz kontynent za wartość samą w sobie? Organizatorzy REGIOFUN twierdzą, że tak, dając temu przekonaniu wyraz programem festiwalu, w którym znalazły się, poza współczesnymi tytułami, takie klasyki jak „Atalanta” Jeana Vigo, „400 batów” François Truffauta czy „Amarcord” Federico Felliniego. Zabieg ten miał na celu udowodnienie, że kino, wywodzące się z europejskiej kultury i będące jej odzwierciedleniem, to właśnie w Europie stało się sztuką, obszarem artystycznych poszukiwań i – co więcej – reprezentowało i nadal reprezentuje wysoki poziom merytoryczny.
Pojęcie marki – brand, mimo iż zaczerpnięte z obszaru odległego od kultury, w pewnym sensie idealnie oddaje coś, co funkcjonuje w głowie każdego Europejczyka, a zwłaszcza europejskiego kinomana. Myśląc o Europie, a szczególnie o europejskiej kinematografii, używamy wszak swego rodzaju opozycji, pewnego uproszczenia lub może uogólnienia. Na jednym biegunie sytuujemy kino europejskie, kojarzone z produkcjami autorskimi, ambitnymi oraz narodowymi kinematografiami, a na drugim amerykańskie produkcje stricte rozrywkowe, wspierane przez system wielkich wytwórni. Kino europejskie rozpatrywane w kategorii marki to „starzy” mistrzowie: Fellini, Bergman, Antonioni, Godard, Tarkowski; to kino narodowe: czeskie, francuskie, szwedzkie, kojarzone z wyraźnym charakterem i stylem; to eksperymenty, nowe kierunki, zwroty w historii filmu, a także zdecydowanie większa niż za oceanem swoboda tematyczna, bardzo często umożliwiająca odzwierciedlanie społecznych nastrojów i mód, eliminująca tematy tabu.
Współczesny film europejski nadal funkcjonuje przede wszystkim w obrębie kina artystycznego, jednak coraz częściej odchodzi od systemu kinematografii narodowościowych w kierunku koprodukcji, współtworzenia filmów przez ludzi z rozmaitych miejsc i kultur, konstruujących nową jakość, jedność z wielości, jak to się dzieje w „Wizjach Europy” – filmie złożonym z autorskich, reżyserskich wizji tej samej przestrzeni. Odzwierciedla to coraz bardziej powszechne myślenie o Europie jako o wielokulturowym tyglu, miejscu przenikania i współistnienia tego, co narodowe i uniwersalne/wspólne, wypracowywania porozumień w ramach funkcjonowania w jednej przestrzeni.
Jak bardzo trudne jest współegzystowanie na jednym obszarze przedstawicieli często skrajnie odmiennych społeczności, czyli tę „ciemniejszą” stronę „wspólnej Europy”, pokazują inne dzieła zaprezentowane w ramach cyklu „Brand Europa” – „Kod nieznany” Michaela Haneke czy „Niewidoczni” Stephena Frearsa. Obaj twórcy przedstawiają w swych filmach obraz współczesnego zachodniego społeczeństwa jako zimnego, pełnego uprzedzeń, konfliktów postaw, manipulacji. Obaj przyglądają się międzyludzkim związkom i konfliktom istniejącym w wielkomiejskiej przestrzeni europejskich stolic, dalekiej od ścieżek wyznaczonych przez turystyczne szlaki.
Motyw odnajdywania się we współczesnym skomplikowanym świecie, poszukiwania własnej tożsamości można by zresztą nazwać tematem przewodnim większości filmów, od konkursowych „I Am Nasrine” (opowieści o podróży, która pozwala dojrzeć, zrozumieć siebie i świat, o zderzeniu skrajnie różnych kultur), „Isole” (w którym nielegalny imigrant odnajduje swoje miejsce w domu dwójki outsiderów), „Noordzee Texas” (gdzie dojrzewający w małym, nadmorskim miasteczku Pim odkrywa własną seksualność), aż po „The Queen Has No Crown” (intymna historia rodzinna będąca częścią szerszego kontekstu politycznego i społecznego konfliktu palestyńsko-izraelskiego), „Polish Illusions”, „Hotel Swooni”, „Hemel”, „Revision” czy „Implosion”. Tematyki tej nie zabrakło nawet w dedykowanym dzieciom „Klapsie”, w takich filmach, jak „Jimmy Will Play” (opowiadającym o adaptacji dziecka z obcego kraju do nowego otoczenia).
Od producenta do twórcy
Tegoroczna edycja festiwalu dowiodła, że zmieniła się misja i wizja pracy producenta. Nie jest on już wyłącznie uosobieniem bankomatu, kimś, dla kogo tony papierów, rozliczenia i budżety są ważniejsze od samego filmu. Obecnie wszystko to stanowi tylko część (nadal istotną, ale jednak część) pracy opartej na szerokich kompetencjach, dzięki którym producent staje się równoprawnym partnerem reżysera i scenarzysty, osobą współtworzącą film. Dzieje się tak między innymi za sprawą finansowego wsparcia władz samorządowych, propagujących różnicowanie dorobku europejskiej kinematografii. Regionalne fundusze filmowe stanowią spory procent budżetu powstających produkcji, przy czym najbardziej prężnie działającymi ośrodkami są pod tym względem Francja, Wielka Brytania oraz Niemcy.
W ramach „Retrospektywy NRW” widzowie festiwalu mogli się przekonać, jak różne, a zarazem dobre filmy powstają w ramach funduszu Nadrenia Północna – Westfalia. W latach 90. w Niemczech kompetencje finansowania kinematografii przeniesiono na władze samorządowe, tworząc tym samym ośrodki, wśród których NRW stanowi jeden z prężniej działających (jego roczny budżet to prawie 40 mln euro). Instytucja ta wspiera zresztą nie tylko kinematografię niemiecką; niejednokrotnie angażuje się także we współfinansowanie koprodukcji międzynarodowych, takich jak „Amelia” Jean-Pierre’a Jeuneta, „Lektor” Stephena Daldry’ego, „Melancholia” Larsa von Triera (którą widzowie REGIOFUN-u mogli sobie przypomnieć w ramach sekcji „Brand Europa”), „Pina” Wima Wendersa czy „Niebezpieczna metoda” Davida Cronenberga.
W ramach sekcji pokazany został zrealizowany z polskim udziałem film krótkometrażowy „Nowi mieszkańcy”, poruszający trudny temat przesiedleń. Fabuła oparta została na autentycznych przeżyciach rodzin z Polski i Niemiec, przy czym wydarzenia ukazano z obu perspektyw. Narratorką jest młoda Niemka, Luisa, która decyduje się pozostać z teściem niechcącym opuszczać domu w wierze, że jeszcze nie wszystko stracone. W piwnicy bohaterowie przeczekują najście bolszewików, a kiedy z niej wychodzą, okazuje się, że w domu zamieszkali już nowi lokatorzy – Polacy.
Kontrowersyjnej tematyki „wysiedleń” dotyka także dokumentalny „Mój dom”, nagrodzony w kategorii najlepszego filmu krótko- i średniometrażowego. Nikt nie wygrywa wojny: z perspektywy przeciętnego człowieka jest to bez znaczenia – on zawsze będzie przegranym, bo stracił rodzinę, dom, dzieciństwo… Film młodej reżyserki Magdaleny Szymków także ukazuje sytuację z dwóch perspektyw, reprezentowanych przez dwie lokatorki tego samego domu. Jedna z nich musi się wyprowadzić, by druga, która straciła swój dom, miała gdzie zamieszkać. Tytułowy dom to miejsce, w którym reżyserka się urodziła, a historia dotyczy jej babci – repatriantki. Jak podkreśla twórczyni, reprezentując już trzecie powojenne pokolenie, może spojrzeć na wiele spraw obiektywnie, pokazując, że świat (nawet świat wojny) nie jest nigdy czarno-biały.
Nagrodzeni
Zwycięzca konkursu filmów pełnometrażowych, „The Stoning of Saint Stephan” (reż. Pere Vila Barcelo) to film o nienawiści, pogardzie, bezsilności, uporze, chorobliwym przywiązaniu i rozgoryczeniu. Nagroda dla naturalistycznego (wręcz werystycznego) kina, trudnego emocjonalnie i z pewnością przeznaczonego dla bardzo wąskiego grona widzów jest wynikiem docenienia przez jury odwagi producenta we wspieraniu kina niszowego. Zdobywca nagrody publiczności, „Miłość z księżyca” w reżyserii Veita Helmera, należy za to do filmów, które – w przeciwieństwie do „The Stoning of Saint Stephan” – podobają się wszystkim. Osadzony w egzotycznej scenerii kazachskich stepów, łączy dwa światy: tradycji (w tym odpowiedzialności za własne korzenie i społeczność) oraz tęsknoty za nowoczesnością, światem innym, na pozór doskonalszym, ale czy lepszym? Sam reżyser mówi: „Wiem, że ludzie odbierają moje filmy jako bajki z morałem, ale mają one drugie dno, osadzone w otaczającej nas rzeczywistości”. I chyba w tym tkwi przyczyna ich powodzenia, a zarazem umiejętności wzbudzania sympatii widza dzięki bajkowej aurze i nietuzinkowemu, nieco abstrakcyjnemu dowcipowi. Veit Helmer wypowiedział także inne zdanie, wyjątkowo znaczące z perspektywy idei przyświecającej festiwalowi, a szczególnie edycji „Brand Europa”: reżyser zwrócił mianowicie uwagę na to, że tym, co daje mu największą satysfakcję przy realizacji filmów, jest możliwość pracy z ludźmi z całego świata, łączenie elementów ich kultur, poglądów, sposobów na życie, dogadywanie się po to, by w efekcie współpracy powstało coś świetnego.
W kategorii filmów krótkometrażowych przyznano nagrodę ex aequo filmom „Mój dom” Magdaleny Szymków, „Yuri Lennon’s Landing on ALFA46” Anthony’ego Vouardoux oraz „The Roar of the Sea” Any R. Fernandez i Torstena Truscheita. Mimo iż drugie z wymienionych dzieł to w zasadzie teatr jednego aktora, film wypada uznać za niezwykle dowcipny, dobrze zagrany, a przede wszystkim świetnie pomyślany. Vouardoux opowiada historyjkę o tym, jak pewien astronauta po wylądowaniu na obcej planecie rozdeptuje znalezioną miniaturkę Ziemi: w konsekwencji bohater nie ma dokąd wrócić, okazuje się bowiem, że była to prawdziwa Ziemia. „Yuri Lennon’s…” nie tylko bawi, ale i otwiera pole do namysłu, między innymi nad bezrefleksyjnym stosunkiem człowieka do własnej planety.
Całkiem dobrze wypadło na tegorocznym REGIOFUN-ie kino polskie. Dwa tytuły pokazane zostały na otwarcie i zamknięcie festiwalu. Filmem otwierającym był „Mój rower” Piotra Trzaskalskiego, powracającego za kamerę po długiej przerwie. To jednak zamykające REGIOFUN „Pokłosie”, jak się wydaje, będzie najbardziej znaczącym filmem tego sezonu i to nie tylko ze względu na ważny temat, jaki podejmuje, ale również z uwagi na doskonały warsztat.
Na koniec warto wspomnieć o pokazywanych podczas festiwalu filmach dla dzieci. W moim osobistym odczuciu był to najbardziej spójny i najciekawszy blok filmowy, który przeniósł dorosłych w świat dzieci, a dzieciom umożliwił wgląd w świat dorosłych. I chyba nie bez znaczenia wydaje się, że poruszane w prezentowanych w tym cyklu dziełach problemy tożsamości, wyobcowania, przyjaźni i odpowiedzialności, sprytu czy dążenia do realizacji marzeń stanowiły swoistą klamrę dla głównych idei tegorocznego REGIOFUN-u.
Młodzi producenci i studenci, stawiający dopiero pierwsze kroki w obszarze finansowania sztuk audiowizualnych, mogli skonfrontować nabytą wiedzę z praktykami doświadczonych kolegów oraz twórców. Warsztaty i towarzysząca im wymiana poglądów tylko na pozór nie były istotne z perspektywy widza; w gruncie rzeczy ich znaczenie jest ogromne: w przyszłości mogą one bowiem zaowocować nowymi, interesującymi produkcjami. Jak stwierdził Brendan McCarthy, zasłużony irlandzki producent, a od jakiegoś czasu również scenarzysta, członek jury konkursu filmów krótko- i średniometrażowych, „to ważne, żeby producenci zrozumieli, że robią filmy dla widowni. Jak najczęstsze spotkania twarzą w twarz z publicznością to bardzo dobry pomysł”.
Z podobnego założenia wyszli najwyraźniej pomysłodawcy i organizatorzy REGIOFUN-u, łącząc ideę tradycyjnego przeglądu filmów z jakże ważną częścią branżową i tworząc tym samym forum wymiany dobrych praktyk, miejsce nawiązywania kontaktów zawodowych i wzajemnego wsparcia dla ludzi, którzy kochają kino i chcą realizować filmy poza komercyjnym obiegiem, nie myśląc wyłącznie o zysku, ale także i o jakości „produktu końcowego”. Podczas tegorocznej odsłony festiwalu zaprezentowano zatem filmy ważne, ambitne, poruszające ważkie kwestie, ale przede wszystkim bardzo się od siebie różniące.
Poszukiwanie tożsamości (kina)
Jak bardzo niejednorodny był to zestaw, można się było przekonać, uczestnicząc w projekcjach, które w tym roku odbywały się pod hasłem „Brand Europa”. Rozumienie tego określenia tłumaczyła podczas festiwalu i na łamach prasy Anita Skwara, PR manager trzeciej edycji REGIOFUN-u, odwołując się do europejskiej tożsamości kulturowej, na której swe podwaliny kładzie idea europejskiej marki kulturowej – Brand Europy właśnie. Czy Europa – nie jako kontynent, ale raczej społeczno-kulturowy byt, pewne wyobrażenie, idea – może być rozpatrywana w kategorii marki, zastrzeżonej na co dzień dla obszaru ekonomii i biznesu, choć w tym kontekście kojarzonej przede wszystkim z jakością, a nie ze znakiem firmowym/fabrycznym? Czy istnieje w naszych umysłach coś w rodzaju symbolicznej konstrukcji (kojarzonej z bardzo konkretnymi punktami odniesienia), dzięki której możemy uznać i uznajemy nasz kontynent za wartość samą w sobie? Organizatorzy REGIOFUN twierdzą, że tak, dając temu przekonaniu wyraz programem festiwalu, w którym znalazły się, poza współczesnymi tytułami, takie klasyki jak „Atalanta” Jeana Vigo, „400 batów” François Truffauta czy „Amarcord” Federico Felliniego. Zabieg ten miał na celu udowodnienie, że kino, wywodzące się z europejskiej kultury i będące jej odzwierciedleniem, to właśnie w Europie stało się sztuką, obszarem artystycznych poszukiwań i – co więcej – reprezentowało i nadal reprezentuje wysoki poziom merytoryczny.
Pojęcie marki – brand, mimo iż zaczerpnięte z obszaru odległego od kultury, w pewnym sensie idealnie oddaje coś, co funkcjonuje w głowie każdego Europejczyka, a zwłaszcza europejskiego kinomana. Myśląc o Europie, a szczególnie o europejskiej kinematografii, używamy wszak swego rodzaju opozycji, pewnego uproszczenia lub może uogólnienia. Na jednym biegunie sytuujemy kino europejskie, kojarzone z produkcjami autorskimi, ambitnymi oraz narodowymi kinematografiami, a na drugim amerykańskie produkcje stricte rozrywkowe, wspierane przez system wielkich wytwórni. Kino europejskie rozpatrywane w kategorii marki to „starzy” mistrzowie: Fellini, Bergman, Antonioni, Godard, Tarkowski; to kino narodowe: czeskie, francuskie, szwedzkie, kojarzone z wyraźnym charakterem i stylem; to eksperymenty, nowe kierunki, zwroty w historii filmu, a także zdecydowanie większa niż za oceanem swoboda tematyczna, bardzo często umożliwiająca odzwierciedlanie społecznych nastrojów i mód, eliminująca tematy tabu.
Współczesny film europejski nadal funkcjonuje przede wszystkim w obrębie kina artystycznego, jednak coraz częściej odchodzi od systemu kinematografii narodowościowych w kierunku koprodukcji, współtworzenia filmów przez ludzi z rozmaitych miejsc i kultur, konstruujących nową jakość, jedność z wielości, jak to się dzieje w „Wizjach Europy” – filmie złożonym z autorskich, reżyserskich wizji tej samej przestrzeni. Odzwierciedla to coraz bardziej powszechne myślenie o Europie jako o wielokulturowym tyglu, miejscu przenikania i współistnienia tego, co narodowe i uniwersalne/wspólne, wypracowywania porozumień w ramach funkcjonowania w jednej przestrzeni.
Jak bardzo trudne jest współegzystowanie na jednym obszarze przedstawicieli często skrajnie odmiennych społeczności, czyli tę „ciemniejszą” stronę „wspólnej Europy”, pokazują inne dzieła zaprezentowane w ramach cyklu „Brand Europa” – „Kod nieznany” Michaela Haneke czy „Niewidoczni” Stephena Frearsa. Obaj twórcy przedstawiają w swych filmach obraz współczesnego zachodniego społeczeństwa jako zimnego, pełnego uprzedzeń, konfliktów postaw, manipulacji. Obaj przyglądają się międzyludzkim związkom i konfliktom istniejącym w wielkomiejskiej przestrzeni europejskich stolic, dalekiej od ścieżek wyznaczonych przez turystyczne szlaki.
Motyw odnajdywania się we współczesnym skomplikowanym świecie, poszukiwania własnej tożsamości można by zresztą nazwać tematem przewodnim większości filmów, od konkursowych „I Am Nasrine” (opowieści o podróży, która pozwala dojrzeć, zrozumieć siebie i świat, o zderzeniu skrajnie różnych kultur), „Isole” (w którym nielegalny imigrant odnajduje swoje miejsce w domu dwójki outsiderów), „Noordzee Texas” (gdzie dojrzewający w małym, nadmorskim miasteczku Pim odkrywa własną seksualność), aż po „The Queen Has No Crown” (intymna historia rodzinna będąca częścią szerszego kontekstu politycznego i społecznego konfliktu palestyńsko-izraelskiego), „Polish Illusions”, „Hotel Swooni”, „Hemel”, „Revision” czy „Implosion”. Tematyki tej nie zabrakło nawet w dedykowanym dzieciom „Klapsie”, w takich filmach, jak „Jimmy Will Play” (opowiadającym o adaptacji dziecka z obcego kraju do nowego otoczenia).
Od producenta do twórcy
Tegoroczna edycja festiwalu dowiodła, że zmieniła się misja i wizja pracy producenta. Nie jest on już wyłącznie uosobieniem bankomatu, kimś, dla kogo tony papierów, rozliczenia i budżety są ważniejsze od samego filmu. Obecnie wszystko to stanowi tylko część (nadal istotną, ale jednak część) pracy opartej na szerokich kompetencjach, dzięki którym producent staje się równoprawnym partnerem reżysera i scenarzysty, osobą współtworzącą film. Dzieje się tak między innymi za sprawą finansowego wsparcia władz samorządowych, propagujących różnicowanie dorobku europejskiej kinematografii. Regionalne fundusze filmowe stanowią spory procent budżetu powstających produkcji, przy czym najbardziej prężnie działającymi ośrodkami są pod tym względem Francja, Wielka Brytania oraz Niemcy.
W ramach „Retrospektywy NRW” widzowie festiwalu mogli się przekonać, jak różne, a zarazem dobre filmy powstają w ramach funduszu Nadrenia Północna – Westfalia. W latach 90. w Niemczech kompetencje finansowania kinematografii przeniesiono na władze samorządowe, tworząc tym samym ośrodki, wśród których NRW stanowi jeden z prężniej działających (jego roczny budżet to prawie 40 mln euro). Instytucja ta wspiera zresztą nie tylko kinematografię niemiecką; niejednokrotnie angażuje się także we współfinansowanie koprodukcji międzynarodowych, takich jak „Amelia” Jean-Pierre’a Jeuneta, „Lektor” Stephena Daldry’ego, „Melancholia” Larsa von Triera (którą widzowie REGIOFUN-u mogli sobie przypomnieć w ramach sekcji „Brand Europa”), „Pina” Wima Wendersa czy „Niebezpieczna metoda” Davida Cronenberga.
W ramach sekcji pokazany został zrealizowany z polskim udziałem film krótkometrażowy „Nowi mieszkańcy”, poruszający trudny temat przesiedleń. Fabuła oparta została na autentycznych przeżyciach rodzin z Polski i Niemiec, przy czym wydarzenia ukazano z obu perspektyw. Narratorką jest młoda Niemka, Luisa, która decyduje się pozostać z teściem niechcącym opuszczać domu w wierze, że jeszcze nie wszystko stracone. W piwnicy bohaterowie przeczekują najście bolszewików, a kiedy z niej wychodzą, okazuje się, że w domu zamieszkali już nowi lokatorzy – Polacy.
Kontrowersyjnej tematyki „wysiedleń” dotyka także dokumentalny „Mój dom”, nagrodzony w kategorii najlepszego filmu krótko- i średniometrażowego. Nikt nie wygrywa wojny: z perspektywy przeciętnego człowieka jest to bez znaczenia – on zawsze będzie przegranym, bo stracił rodzinę, dom, dzieciństwo… Film młodej reżyserki Magdaleny Szymków także ukazuje sytuację z dwóch perspektyw, reprezentowanych przez dwie lokatorki tego samego domu. Jedna z nich musi się wyprowadzić, by druga, która straciła swój dom, miała gdzie zamieszkać. Tytułowy dom to miejsce, w którym reżyserka się urodziła, a historia dotyczy jej babci – repatriantki. Jak podkreśla twórczyni, reprezentując już trzecie powojenne pokolenie, może spojrzeć na wiele spraw obiektywnie, pokazując, że świat (nawet świat wojny) nie jest nigdy czarno-biały.
Nagrodzeni
Zwycięzca konkursu filmów pełnometrażowych, „The Stoning of Saint Stephan” (reż. Pere Vila Barcelo) to film o nienawiści, pogardzie, bezsilności, uporze, chorobliwym przywiązaniu i rozgoryczeniu. Nagroda dla naturalistycznego (wręcz werystycznego) kina, trudnego emocjonalnie i z pewnością przeznaczonego dla bardzo wąskiego grona widzów jest wynikiem docenienia przez jury odwagi producenta we wspieraniu kina niszowego. Zdobywca nagrody publiczności, „Miłość z księżyca” w reżyserii Veita Helmera, należy za to do filmów, które – w przeciwieństwie do „The Stoning of Saint Stephan” – podobają się wszystkim. Osadzony w egzotycznej scenerii kazachskich stepów, łączy dwa światy: tradycji (w tym odpowiedzialności za własne korzenie i społeczność) oraz tęsknoty za nowoczesnością, światem innym, na pozór doskonalszym, ale czy lepszym? Sam reżyser mówi: „Wiem, że ludzie odbierają moje filmy jako bajki z morałem, ale mają one drugie dno, osadzone w otaczającej nas rzeczywistości”. I chyba w tym tkwi przyczyna ich powodzenia, a zarazem umiejętności wzbudzania sympatii widza dzięki bajkowej aurze i nietuzinkowemu, nieco abstrakcyjnemu dowcipowi. Veit Helmer wypowiedział także inne zdanie, wyjątkowo znaczące z perspektywy idei przyświecającej festiwalowi, a szczególnie edycji „Brand Europa”: reżyser zwrócił mianowicie uwagę na to, że tym, co daje mu największą satysfakcję przy realizacji filmów, jest możliwość pracy z ludźmi z całego świata, łączenie elementów ich kultur, poglądów, sposobów na życie, dogadywanie się po to, by w efekcie współpracy powstało coś świetnego.
W kategorii filmów krótkometrażowych przyznano nagrodę ex aequo filmom „Mój dom” Magdaleny Szymków, „Yuri Lennon’s Landing on ALFA46” Anthony’ego Vouardoux oraz „The Roar of the Sea” Any R. Fernandez i Torstena Truscheita. Mimo iż drugie z wymienionych dzieł to w zasadzie teatr jednego aktora, film wypada uznać za niezwykle dowcipny, dobrze zagrany, a przede wszystkim świetnie pomyślany. Vouardoux opowiada historyjkę o tym, jak pewien astronauta po wylądowaniu na obcej planecie rozdeptuje znalezioną miniaturkę Ziemi: w konsekwencji bohater nie ma dokąd wrócić, okazuje się bowiem, że była to prawdziwa Ziemia. „Yuri Lennon’s…” nie tylko bawi, ale i otwiera pole do namysłu, między innymi nad bezrefleksyjnym stosunkiem człowieka do własnej planety.
Całkiem dobrze wypadło na tegorocznym REGIOFUN-ie kino polskie. Dwa tytuły pokazane zostały na otwarcie i zamknięcie festiwalu. Filmem otwierającym był „Mój rower” Piotra Trzaskalskiego, powracającego za kamerę po długiej przerwie. To jednak zamykające REGIOFUN „Pokłosie”, jak się wydaje, będzie najbardziej znaczącym filmem tego sezonu i to nie tylko ze względu na ważny temat, jaki podejmuje, ale również z uwagi na doskonały warsztat.
Na koniec warto wspomnieć o pokazywanych podczas festiwalu filmach dla dzieci. W moim osobistym odczuciu był to najbardziej spójny i najciekawszy blok filmowy, który przeniósł dorosłych w świat dzieci, a dzieciom umożliwił wgląd w świat dorosłych. I chyba nie bez znaczenia wydaje się, że poruszane w prezentowanych w tym cyklu dziełach problemy tożsamości, wyobcowania, przyjaźni i odpowiedzialności, sprytu czy dążenia do realizacji marzeń stanowiły swoistą klamrę dla głównych idei tegorocznego REGIOFUN-u.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |