ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 grudnia 24 (216) / 2012

Daria Trela,

WOLA I DOMNIEMANIE WEDŁUG NIETZSCHEGO

A A A
Czytamy u Nietzschego: „Bóg jest domniemaniem: lecz ja pragnę, aby domniemania wasze nie sięgały dalej niż wasza wola twórcza” („Tako rzecze Zaratustra. Książka dla wszystkich i dla nikogo”. Przeł. W. Berent. Warszawa 1990, s. 99). Przyczyn użycia tak śmiałego porównania (które dla samego Nietzschego byłoby pewnie tautologią) należałoby poszukać w przynajmniej dwóch pismach filozofa, w „Woli mocy” i „Narodzinach tragedii”, raz jeszcze pochylając się nad jego – moim zdaniem, wciąż niedoczytaną i omawianą w sposób uproszczony – krytyką idei Boga.

Historia pewnego złudzenia
Filozof twierdzi, że bogowie są tworem sztucznym, konstruktem ludzkiej wyobraźni, tak jak wszelkie wytwory kultury symbolicznej. Mentalność człowieka nastawiona jest na reakcje obronne w stosunku do opresywnego świata zewnętrznego, które przyjmują postać prób racjonalizacji danych zjawisk, poszukania ich wytłumaczenia i usprawiedliwienia oraz nazwania. To, co jest podobne do człowieka, pod względem wyglądu i zachowań jest mu bliższe, a dzięki temu łatwiej ulega oswojeniu. Sam akt nadawania imion temu, co obce (zauważmy, że symboliczny gest nazywania przez Adama istot w biblijnym micie służy oswojeniu ich, przyswojeniu sobie, sprawieniu, by włączone zostały w sferę domu, bezpieczeństwa i swojskości), służy przyswojeniu sobie danego zjawiska, uchwyceniu go, ustatecznieniu i zracjonalizowaniu. Wszelkiego typu niezrozumiałe dla człowieka stany, mające bezpośredni wpływ na jego egzystencję, poddawane były w historii obróbce poprzez racjonalizację i doszukiwanie się związków przyczynowo-skutkowych w otoczeniu. Przyczyna była natomiast wynikiem personifikacji danego stanu, którego doświadcza człowiek i wiary w jej aktywne oddziaływanie. Tę formę kreacji bóstw przez człowieka Nietzsche określa następująco: „stan jakiś wciela się w jakąś osobę, i utrzymuje, że ten stan, gdy w nas się pojawia, jest działaniem owej osoby. Innemi słowy: w psychologicznem kształtowaniu się Boga stan jakiś, aby był działaniem, personifikuje się jako przyczynę” („Wola mocy”. Przeł. K. Drzewiecki, S. Frycz. Kraków 2009, s. 74). „Psychologiczne kształtowanie się Boga” oznacza tu stwarzanie Boga przez człowieka. Dla Nietzschego Bóg nie istnieje więc samoistnie, jest założonym przez ludzi tworem, hipotezą czyli – domniemaniem.

W starożytnej Grecji w ten sposób powstał cały panteon bóstw. Grecy odwrócili się od żywiołu dionizyjskiego i pierwotnej prawdy, którą mityczny Sylena ujawnił Midasowi (Prawda wyrażała to, czym charakteryzuje się życie ludzkie: nie pięknem, wzniosłością i bogactwem – co chciał usłyszeć król Midas – lecz śmiercią, krwią i cierpieniem). Poddając się apollińskiemu pozorowi i umiłowaniu do piękna, porzucili prawdę o znikomości oraz tragiczności życia ludzkiego na rzecz naiwności i świata pozoru, które oferuje bóg snu – Apollin, przez co „prawdziwy cel jest zakrywany przez złudny obraz” („Narodziny tragedii albo Grecy i pesymizm”. Przeł. B. Baran. Warszawa 2009, s. 56). Grecy stworzyli więc rozbudowany świat bogów, w którym wszystko stanowiło domniemanie i zamaskowanie tego, co prawdziwe. Każde zjawisko na ziemi znalazło swoją przyczynę w niebiosach, którą stanowiło odpowiednie bóstwo na Olimpie. W ten sposób dla człowieka bóstwa zaczęły stanowić cel sam w sobie (jednocześnie nie pozwalając człowiekowi podążać dalej, zdobywać wiedzy i samowiedzy o istocie świata oraz własnej egzystencji), a życie ludzkie było usprawiedliwiane przez tychże wymyślonych bogów. Jak pisze Nietzsche: „Grek znał i odczuwał grozę i obrzydliwość bytowania; aby w ogóle żyć, musiał ustawić przed nimi świetlany Olimp zrodzony ze snu. (…) całą tę filozofię leśnego boga wraz z jej mitologicznymi przykładami, która doprowadziła do upadku smętnych Etrusków – Grecy ciągle przezwyciężali za pomocą owego artystycznego pośredniego świata Olimpijczyków, nieustannie zasłaniali i usuwali sprzed oczu” (tamże, s. 54). Już więc starożytny człowiek podporządkował się własnym artystycznym tworom – domniemaniom, które nie tylko zaciemniały prawdę, ale i skupiały na sobie uwagę podmiotów myślących, stanowiąc istoty najwyższe, przez co ograniczały jego wolę twórczą i wolę poznania rozumowego. Celem poznania i tworzenia stawali się bogowie.

W szczególny sposób do kwestii Boga ustosunkowała się tradycja chrześcijańska, którą – jak wiadomo – darzy Nietzsche niekłamaną nienawiścią i uważa za typ wiary stworzony przez (a także dla) słabych ludzi, kierujących się co najwyżej resentymentem. Otóż wszystkie niepowodzenia są przez chrześcijan przyjmowane w imię ufności Bogu i wiary w ich wyższy sens. Dla Nietzschego jest to kult słabości, celebracja cierpienia, a nie (tak jak być powinno) – walka i ćwiczenie własnego wnętrza w zadaniu stawania się silniejszą jednostką. Poddanie przez człowieka wszystkich sfer jego życia Bogu ma zgubne skutki dla kształtowania się woli twórczej człowieka i prowadzi do unifikacji, zrównania wszystkich w ich prawach oraz w ich – jakby powiedział to Nietzsche – egzystencjalnej bylejakości. Wypowiada się on następująco: „tak chrześcijanin, ten dzisiaj najbardziej naiwny i zacofany gatunek człowieka, przyczynę nadziei, spokoju, uczucia »zbawienia« widzi w psychologicznem inspirowaniu przez Boga, w nim, jako zasadniczo cierpiącym i niepokojonym typie, uczucia szczęścia, poddania się i spokoju zjawiają się słusznie jako coś obcego, jako coś, co potrzebuje wytłumaczenia” („Wola mocy”, s. 73). Człowiek inspiruje się więc ideą Boga chrześcijańskiego, jego ideałami oraz dąży do jego poznania, a swe siły rozumowe i twórcze skupia na tymże celu „samym w sobie”, nie chcąc przy tym podążać dalej.

Chrześcijaństwo jest dla Nietzschego religią regresu, naiwności oraz dystansu ze względu na nieosiągalność Boga dla jego wyznawców. W takim układzie cel, którym jest Stwórca, z racji swej niedostępności i najwyższej doskonałości, wyklucza ruch woli twórczej, która chciałaby ów punkt-domniemanie przeskoczyć. Domniemanie staje się tu doskonałością, alfą i omegą, poza którą nie można wyobrazić sobie niczego lepszego, parafrazując słowa Anzelma z Canterbury. Ten typ religii dla Nietzschego destrukcyjnie przytłumia wolę twórczą podmiotu swoimi domniemaniami: największym domniemaniem, którym jest koncepcja najwyższej istoty oraz wielością domniemań, stanowiących późniejszą nadbudowę (w dużej mierze autorstwa kapłanów i ojców kościoła) jak „»grzech«, »przebaczenie«, »kara«, »nagroda«” (tamże, s. 105). Na człowieku ciąży zawsze odpowiedzialność, ponosi on brzemię narzuconych i uciążliwych wartości, perspektywy zbawienia lub potępienia, co w znacznym stopniu przytłumia jego indywidualną wolę.

Ponadto Nietzschego mierzi wymysł kapłanów chrześcijańskich, zgodnie z którym każde odstępstwo od Boga i wspólnoty jest postrzegane jako szatańskie (zob. tamże, s. 137). Warto zauważyć, że wolę twórczą ograniczają nakazy i zakazy narzucone przez doktrynę, kościół, który ingeruje we wszystkie dziedziny życia człowieka (zwłaszcza we fragmencie z „Woli mocy”, s. 120). W istocie cała instytucja Kościoła jest dla filozofa domniemaniem, zbudowanym na największym mirażu – idei Boga. Perspektywa kary za doczesne grzechy jest jedną z wielu tworów kapłanów, które mają powstrzymywać aktywność wybitnej jednostki. Powstające coraz to nowsze domniemania identyfikowane z Bogiem i jego wolą Nietzsche nazywa wprost „świętym kłamstwem” kapłanów: „święte kłamstwo wynalazło zatem karającego i nagradzającego Boga, który ściśle uznaje księgę praw kapłanów i wysyła ich w świat jako swoich heroldów i pełnomocników; (…) sumienie w człowieku jako świadomość tego, że dobro i zło jest niewzruszone, że sam Bóg tu przemawia, jeśli ono doradza postępowanie zgodne z przepisami kapłańskimi; moralność jako zaprzeczenie wszelkiego naturalnego przebiegu, jako zredukowanie wszystkiego, co się dzieje do moralnie uwarunkowanych wydarzeń, działanie moralności (tzn. idea kary i nagrody) jako przenikające świat, jako jedyna potęga, jako creator wszelkiej zmiany; (…) zaszczepienie jakiegoś »sumienia«, które stawia fałszywą wiedzę zamiast badania i próby; jak gdyby było już pewnem, co czynić, a czego zaniechać należy, pewien rodzaj kastracji szukającego i naprzód dążącego ducha” (tamże, s. 85).

Nietzsche dodatkowo podnosi zarzut, że chrześcijaństwo przytłumia i blokuje wolę indywiduum poprzez samą ideę równości, w imię której chroni się jednostki słabe, nie pozwalając jednocześnie wybić się ponad tłum indywidualnemu podmiotowi. Z tego też powodu Nietzsche przeciwstawia się również utylitaryzmowi i socjalizmowi. Sam, wyznając kult jednostki, nie godzi się na ideowe zrównanie wszystkich ludzi, a człowieka wskazanych systemów charakteryzuje według niego tylko uwstecznienie, regres bądź totalny upadek woli twórczej i tchórzliwość (Nietzsche pisze wprost o: „zniewieściałym i tchórzliwym pojęciu »człowiek« á la Comte i Stuart Mill”, tamże, s. 121). Systemy te oraz analizowane tu chrześcijaństwo są przyczyną degradacji człowieka z jednostki silnej, nieustraszonej i twórczej do istoty niższej, słabej i odtwórczej. Filozof nie jest w stanie pogodzić się z faktem, że chrześcijaństwo było władne złamać tak silne dusze i zniszczyło tak wybitnych ludzi jak m.in. Pascal, który charakteryzował się wybitną intuicją, umożliwiającą twórcze uchwycenie nieskończoności. Zrównanie wszystkich ludzi przed Bogiem niszczy wybitne jednostki, co jest działaniem wbrew naturze: „Wobec Boga wszystkie »dusze« są równe, ale to jest właśnie najniebezpieczniejsze ze wszystkich możliwych ocen wartości! Stawiając jednostki na równi, poddaje się w wątpliwość gatunek, sprzyja się praktyce, która zmierza do ruiny gatunku, chrześcijanizm jest przeciwieństwem zasady selekcji” (tamże, s. 115). Przez fakt zrównania wybitnych ze słabymi oraz podporządkowania ich tym samym domniemaniom dostrzegamy, że w rozpatrywanym przypadku domniemania ludzkie sięgają dalej niż ludzka wola twórcza, blokowana przez zakazy i niezdolność przekroczenia granicy, którą stanowi wykreowany Bóg.

Daleko i blisko
Nawet jeśli prawdziwy stan rzeczy istotnie zakryty jest przez skonstruowane przez człowieka domniemania, nie zmienia to faktu, że jako ludzie słabi potrzebujemy się owymi domniemaniami karmić, potrzebujemy czegoś (kogoś), co znajduje się poza ich zasięgiem, co jest doskonałe, do czego można dążyć – nawet jeśli osiągnięcie celu nie jest możliwe, a przynajmniej nie w doczesnym świecie (istnienie zaświatów Nietzsche jednakże negował). Filozof skonstruował jednak zasadę perspektywiczną, opierającą się na założeniu, że ważne dla człowieka jest tylko to, co bliskie, nie zaś to, co dalekie, bowiem rzeczony przedmiot przestaje nas dotyczyć ze względu na dystans i odizolowanie od tego, co znajduje się „tu i teraz”. Wykluczenie ze swej sfery zainteresowań tego, co poza naszym zasięgiem (domniemania najwyższe jak Bóg) ma wynikać z propagowanego przez Nietzschego egoistycznego nastawienia jednostki. Dla filozofa „egoizm (…) jest perspektywicznym prawem odbierania wrażeń, wedle którego to, co najbliższe, wydaje się wielkie i cięższe, podczas gdy po oddaleniu wszystkie rzeczy tracą na wartości i wadze” („Wiedza radosna”. Przeł. S. Wyrzykowski. Kraków 1912, s. 16). Człowiek nie powinien skupiać swojej uwagi na tym, co dalekie i rozpraszać swej woli twórczej przez wzgląd na oddalone i niejasne (istotowo rozmyte) byty domniemane. Między innymi dlatego też Nietzsche piętnuje Homera, który jest dla niego tylko piewcą domniemań, czcicielem bogów, a więc tego, co jest ułudą i znajduje się poza zasięgiem ludzkiej percepcji oraz poza życiem i dionizyjskim żywiołem. Postawę Nietzscheańskiego nadczłowieka charakteryzuje egoistyczne ukierunkowanie percepcji człowieka. W „To rzekł Zaratustra” filozof kieruje jednak swe przesłanie do szerszej grupy ludzi, przestrzegając ich przed poddaniem się sugestiom i narzucanym zasadom, usiłowaniom zrównania wszystkich i podporządkowania temu, co dalekie oraz nieprawdziwe. Nakłania zaś do rozwoju ich indywidualnej woli twórczej. Gardząc więc kaznodziejami, „którzy głoszą równość i propagują zemstę wobec innych i wyróżniających się jakkolwiek” („To rzekł Zaratustra”. Przeł. S. Lisiecka, Z. Jaskuła. Warszawa 1999, s. 131), nakłania swoje audytorium do postawy aktywnej, rozwoju, progresu woli i chęci tworzenia: „Bądźcie więc walczącymi! Bądźcie tworzącymi!”, bowiem „niewyczerpany i nieodkryty jest ciągle jeszcze człowiek” (Tamże, s. 100, 101). Najważniejsze dla filozofa jest nie pozwolić na ograniczenie dążenia ducha i jego woli twórczej, przez dekoncentrację oddalonymi wizjami, niedotyczącymi go bezpośrednio.

Czym jednak jest owa wola twórcza i z jakimi sferami aktywności człowieka jest związana genetycznie? Otóż jawi się ona jako energia życiowa, naturalna skłonność człowieka do kreacji, pęd ku doskonałości, który nie zatrzymuje się na żadnym z nowo wytworzonych domniemań, tylko przekracza je i dąży dalej. Wola twórcza, tak jak wola mocy, jest w istocie gwarantem ewolucji jednostki ku doskonałości. Dzięki porównaniu jej z dążeniem gatunków do coraz lepszych form na drodze doboru naturalnego, opierającego się na nieprzerwanej walce, konceptualizacji i kreacji za każdym razem lepszych rozwiązań – wola twórcza wpisuje się w Nietzscheańską, dynamiczną wizję świata („Tylko tam, gdzie jest życie, jest także wola, ale nie wola życia, lecz – tak cię nauczam – wola mocy”, tamże, s. 151). Niezatrzymywanie się na danej formie równoznaczne jest tu z niepoprzestawaniem na konkretnym domniemaniu (takim jak Bóg), lecz potraktowaniu go jako jednego z wielu etapów na drodze dążącego ducha. Nietzsche w „Woli mocy” objaśnia ideę Boga nie jako przyczynę ani cel wszystkiego, w dążeniu woli twórczej człowieka, lecz jako moment przejściowy: „Jedyna możliwość zachowania sensu w idei »Boga« byłaby ta: Bóg nie jest siłą poruszającą, lecz stanem maksymalnym, epoką, punktem w rozwoju woli mocy, z którego wyjaśnia się za równo rozwój dalszy, jak i poprzedzający, i to, co do niego wiodło” („Wola mocy”, s. 266).

W systemie filozoficznym Nietzschego daje się dostrzec analogia pomiędzy dynamiką poszczególnych „rozwojów”: biologicznego gatunków, woli mocy i woli twórczej. Powiązanie aspektu biologicznego i mentalnego filozof eksponuje dodatkowo twierdzeniem, że rozwój kultury nadał popędom człowieka nową formę i w kulturze pęd mocy objawia się jako ekspresja jednostkowej mocy twórczej geniusza. Na miano geniusza zasługują według Nietzschego filozofowie i artyści, których nazywa „prawdziwymi ludźmi (…) już nie zwierzętami” („Niewczesne rozważania”. Przeł. M. Łukasiewicz. Kraków 1996, s. 210), z racji ich rezygnacji z nastawienia na biologiczność i skupienia swej aktywności na twórczości.

Nietzsche kieruje zatem słowa do wybitnych jednostek, przestrzegając je, by wykreowane przez nie kolejne domniemania nie powstrzymały pochodu ich własnej woli twórczej, a także innych podmiotów twórczych. Z tego też względu indywidua nie powinny wyprzedzać i wykraczać poza sferę ingerencji woli kreacyjnej (w sferę odległych domniemań), ponieważ zgodnie z prawem perspektywicznym straciłyby dla nich ważność i dostępność oraz, z racji nieosiągalności, byłyby dla nich niezrozumiałe. Wówczas łatwo byłoby popaść w błąd, poddać się twierdzeniom i doktrynom narzuconym przez głosicieli sztucznych prawd (zob. przytaczany przez Nietzschego przypadek kapłanów).

Filozof wyznaje kult jednostki wybitnej i tego, co znajduje się blisko niej, tyko to bowiem jest godne uwagi. Ideę Boga natomiast, jak wiemy, piętnuje. Jest to domniemanie, które neguje zasadność istnienia indywiduum, bowiem: „»Bóg« i czucie powszechne byłoby właśnie czymś, wskutek czego należałoby istnienie potępić…”, a także wolę tworzenia poszczególnych geniuszy, a z kolei „naszem największem zarzutem przeciw istnieniu była egzystencja Boga…” („Wola mocy”, s. 264). Okazuje się, że idea Boga nie tylko blokuje dążenie twórcze ducha jednostki, ale i w istocie – neguje zasadność życia ludzkiego jako takiego. Na bazie takiego rozumowania Nietzsche obnaża fałszywość idei Boga, odrzuca ją, a nacisk kładzie na wolę tworzenia, trwania, a nie negowania życia. Filozof za wzór stawia ludziom takie cechy, jak: aktywność (a nie bierne cierpiętnictwo) oraz wolę walki i kreacji (nie zaś dystans, pasywność, strach i szacunek okazywany jednemu z największych według niego domniemań ludzkości – jedynemu Bogu). Najlepszym podsumowaniem tego skromnego przypomnienia krytyki Nietzschego mogłyby być jego następujące wyznanie: „ani przez godzinę w mem życiu nie byłem chrześcijaninem, wszystko, com widział jako chrześcijanizm, uważam za dwuznaczność słów zasługującą na wzgardę, za rzeczywiste tchórzostwo przed wszelkiemi potęgami, jakie zresztą panują…” (Tamże, s. 126).