
Maciej Melecki, Robert Rybicki, Krzysztof Siwczyk, Konrad Góra, Marek Kaźmierski, Szczepan Kopyt, Marta Podgórnik,
ANKIETA: NAJWAŻNIEJSZA KSIĄŻKA POETYCKA 2012 ROKU
A
A
A
Konrad Góra: [Śmierć Pułki]
Śmierć Pułki przykryła (mi) garbowany przez nas fragment naskórka miękkim – łatwym do zapomnienia, bolesnym co otarcie – strupem, pod którym tętni różowa, przede wszystkim kobieca krew: WBPiCAK wreszcie wypuścił „Splendida realta” Ilony Witkowskiej, przeleżałego bierezina (specjalnego)’10, przyjaciele z Fundacji na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza „Ulicą Słowiańską” przywrócili do obiegu milczącą od 8 lat Klarę Nowakowską, „Glossolaliami” Katarzyny Fetlińskiej i „Skaleczeniem chłopca” Filipa Wyszyńskiego posypało głowę nielubiane Biuro Literackie. Nie jestem fanatykiem ani notatki lirycznej, ani mitologii Lebensraum, toteż satysfakcją napawa mnie w tej kwestii zwalniająca z podglądactwa robota dwóch pierwszych dziewcząt; co do Fetlińskiej: fascynuje mnie u niej konieczne już niedługo odcięcie się od własnej dykcji – i tym niedocinaniem jej do końca utrzymywanie w trwaniu i związaniu. Wyszyński odgrywa tu rolę dziecka do wychowania, który nam w końcu bez sentymentu sprawi wpierdol. Z drugiej strony, jasna jest inicjatywa krakowskiego Hubu Wydawniczego, gdzie panowie Onak i Podgórni linię Pułki kontynuują z całkowitym pominięciem strupa.
Sprawami dorosłych niech się zajmą co bardziej empatyczni.
Marek Kaźmierski
Praktyka wydawnicza przechodzi znaczącą r/ewolucję dzięki dystrybucji sieciowej, technologiom print on demand oraz e-publikacjom. Czy poezja nadąża za tymi zmianami? Nie w Anglii. Slamy, czytania, książki – wszystko pozostaje ciągle bardzo dwudziestowieczne. Myślę, że wielcy poeci multimedialni dopiero nadejdą, jeżeli w ogóle przyjdą.
Kluczową książką tego roku jest dla mnie „Catechism – Poems for Pussy Riot” (English PEN; do wglądu: http://www.englishpen.org/catechism-poems-for-pussy-riot-live/). Ponad 100 poetów, niektórych znanych, innych zmarłych, wszystkich ważnych. Publikacja demonstruje troskę o świat wykraczający poza poezję, potencjał samoorganizacji w ważnej sprawie. W przedsięwzięcie zaangażowani są bowiem również tłumacze. Całość uzupełniona została eventami protestacyjnymi, filmem oraz innymi akcjami, co pokazuje, że poezja może się zestarzała, ale nie jest jeszcze zmęczona…
Tłum. Monika Glosowitz
Szczepan Kopyt
„Cennik” Tomasza Pułki.
Maciej Melecki: Stan krańcowego wzmożenia
Mijający 2012 rok przyniósł bardzo dużo kapitalnych tomów wierszy. Są to tomy – wedle mojego rozpoznania – które na stałe mogą zająć bardzo poczesne miejsce w historii współczesnej poezji polskiej. Tak więc możemy być tylko szczęśliwi, że przyszło nam – czytelnikom, odbiorcom – obcować w jednym roku z tak sporą ilością tomów niezwykle intrygujących, eksplorujących oryginalnym językiem poetyckim treści bezpośrednio uwikłane w ścieśnione materie życia, ewokowanego na przecięciu jawy, snu i intelektualnej refleksji, dodajmy – refleksji fundowanej częstokroć na krytycznym, daleko posuniętym oglądzie dookolnej rzeczywistości. Podług takiego kąta interpretacyjnego wychylenia wskazałbym na takie tomy jak: „Zwrotki” Cezarego Domarusa, „Gody” Krzysztofa Siwczyka, „Fe” Jerzego Suchanka czy „same same” Barbary Klickiej. Ale że są to autorzy albo mi poetycko bardzo bliscy albo publikujący w Instytucie Mikołowskim (Klicka, Suchanek), wybieram więc tom wydany w wydawnictwie, które estetycznie jest mi odległe, a który wywarł na mnie rzadko spotykane wrażenie, jeśli chodzi o radykalne, niekiedy wręcz ocierające się o krańcowość, ujęcie tak zwanego podmiotu lirycznego. Jest nim „Stan nasycenia” Macieja Niemca – wydany przez „Zeszyty Literackie”.
„Stan nasycenia” – już sam tytuł w ścisłym, biograficznym kontekście robi mocne wrażenie – ze zrozumiałych względów był przeze mnie odczytywany nie tyle inaczej, co wiersze ogłaszane za życia, a które w całości weszły w skład tomu, ale jeszcze bardziej gorzko, jeszcze mocniej dławiąco, ale i też – może to efekt złudzenia pośmiertnego – jeszcze bardziej wyraziście. Niemiec posiadł w tym tomie cechy takiego namysłu nad rolą czy położeniem – egzystencjalnym lub duchowym – człowieka na tym silnie sfałdowanym świecie, które dobitnie świadczą o dalekosiężnej przenikliwości względem nie tylko swojej, ale i też intersubiektywnej, samotności życia (też jako emigranta), co bardzo ściśle koresponduje w tych wierszach z poczuciem wszech obcości, dodajmy, poczuciem coraz energiczniej eksponowanym, które przybiera postać finalną w poemacie – nomem omen – „Nic”:
4
Nic tobie, oprócz stylu, który włada i światłem, i brakiem światła;
Który ci pozwoli wypowiedzieć Nic – które niczego nie wie,
Niczego nie oczekuje, nie jest czymś innym; ani więcej niż wiara,
Ani mniej niż wiara, bo nic w nim z wiary. Nic, więcej niż nadzieja
I nic, mniej niż nadzieja. Nic, jak miłość, ale więcej i mniej niż ona;
Jedyne, co ciebie nigdy nie opuści, nie pozostawi ciebie samego
Pośród niewidzialnych wrogów i niewidomych przyjaciół, ani nigdzie – (…)
Niemiec uraczył nas wielorodnym, obfitym w liczne wnęki, załomy i wnyki poetyckich enuncjacji, tomem pisanym niekoniecznie w myśl „gromkiej zapowiedzi” (to z Wojaczka), albowiem poczucie skończoności wszystkiego, co składa się bezpośrednio lub pośrednio na życie, towarzyszyło mu bodaj od pierwszego tomu „Cokolwiek, ponieważ”. Odbieram „Stan nasycenia” jako najintensywniejszy przebieg poetyckiego dynama autora „Ulicy Wód”, osiągnięty mistrzowskimi – czyli takimi, które nie są łatwo podrabialne przez innych, a które są jedyne w swoim rodzaju – środkami lirycznej ekspresji, nierzadko przeszywającymi na wylot, częstokroć przyprawiającymi o skurcz serca, ujawniającymi ławice niepochwytnych obrazów, które zachodząc na siebie, prowadzą jednocześnie w kilka miejsc na raz. To właśnie tam możemy spodziewać się odpowiedzi na nurtujące nas podczas lektury zagadki, odpowiedzi nie mających wszak nic wspólnego z jakąś pojedynczą, jednoznaczną treścią; możemy również natknąć się na bezlik – niekiedy mocno skrytych – rozwiązań wysnuwanych z rozplecionych ścieżek języka, rozpoznań, zaznaczmy, które natychmiast zawiązują się w nowy supeł.
Maciej Niemiec na szczęście tym tomem nie pożegnał się z nami. W roku 2013 Instytut Mikołowski spełni bodaj ostatnią jego wolę – opublikuje jego pierwszy nominalnie, do tej pory niewydany, tom wierszy zatytułowany – nomen omen – „Sezon”.
Marta Podgórnik
Gdyby zapytano mnie o rok wydawniczy na przykład 1827, 1996, 2000 czy 2011, miałabym problemy z nadmiarem. Jeśli jednak mowa o mijającym właśnie 2012, mam problem zupełnie innej kategorii; symultanicznie doświadczanego przesytu i niedosytu, jaki towarzyszy doskonałemu śniadaniu, lub lekkiej kolacyjce. I mam lekkiego kaca. Gdzie się podział mój obiad? Jako redaktorka Biura Literackiego miałam przyjemność towarzyszyć wydaniu dwóch bardzo dobrych tomów debiutanckich, które bez zażenowania polecam Państwa uwadze. To debiuty poetyckie: Katarzyny Fetlińskiej i Filipa Wyszyńskiego. Czy jednak czuję w związku z tym zachwyt? A co to w ogóle jest „zachwyt”? W mijającym roku przekonałam się na własnej skórze, jak krzywdzące i beznadziejnie głupie są wszelkiego rodzaju plebiscyty. Czasem nieopatrznie wypowiedziane przy kawiarnianym stoliku słowo może mieć większą moc sprawczą, niż stustronicowa laudacja. Trzeba zatem zważać na słowa; dlatego nie rozpiszę się teraz o tomie wierszy Barbary Klickiej wydanym przez Instytut Mikołowski; bo być może to jedyna premierowa książka poetycka w mijającym roku, która wprawiła mnie w stan, który zbyt rzadko pozwala o sobie przypominać: teraz chce mi się po prostu sobie poczytać, a nie gadać/pisać o czytaniu.
Robert Rybicki
Rok poprzedni obfitował w różne szalone projekcje/wizje skomasowane w książkach.
Bezsprzecznie największą radością lekturową była książka z wierszo-esejami Johna Cage’a „Przeludnienie i sztuka” w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego, wydana nakładem Biura Literackiego.
Długo po tej książce myślałem. Jak widać, nic nie wymyśliłem.
Krzysztof Siwczyk: Przemieszczanie
Z wielu względów nie jestem w stanie arbitralnie wskazać jednej książki poetyckiej roku 2012. Jestem głęboko przekonany, że istnieją co najmniej dwa porządki, w których funkcjonuje poezja. Jeden, nazwijmy go „naziemnym”, jest słyszalny i widzialny w paśmie prasy i innych mediów, oczywiście w granicach kolumn, gdzie zaglądają zainteresowani literaturą czytelnicy. Drugi natomiast, nazwijmy go „podziemnym”, jest praktycznie nieobecny w narracji medialnej lub pojawia się w niej szczątkowo. Przemieszczanie się tych porządków jest ciekawym zjawiskiem i nie dotyczy tylko literatury, może w najmniejszym stopniu właśnie jej. Mógłbym wskazać parę przykładów transferu poetów niegdyś „podziemnych” wprost na powierzchnię zjawisk medialnych, za który zapłacili wysoką cenę artystyczną. Jednocześnie spokojnie dałoby się wyłonić tych, którzy „przemieszczają się” z gracją i wydają kolejne, doskonałe książki. Każdy z tych porządków najpewniej wyłoni swoją książkę poetycką roku 2012, używając do tego właściwych sobie narzędzi perswazji. Oczywiście mam swoich faworytów i swoje faworyty, ale głębia emocji, jaka towarzyszyła mi przy lekturze paru książek, zapewne nie pozwala mi zobiektywizować ich wartości czysto literackich. Ogromnym przeżyciem lekturowym okazał się pośmiertny tom „Stan nasycenia” Macieja Niemca, jak również przedśmiertne książki paru znakomitych autorów, którzy napiszą jeszcze całkiem sporo i to jest najlepsza wiadomość roku.
Śmierć Pułki przykryła (mi) garbowany przez nas fragment naskórka miękkim – łatwym do zapomnienia, bolesnym co otarcie – strupem, pod którym tętni różowa, przede wszystkim kobieca krew: WBPiCAK wreszcie wypuścił „Splendida realta” Ilony Witkowskiej, przeleżałego bierezina (specjalnego)’10, przyjaciele z Fundacji na Rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza „Ulicą Słowiańską” przywrócili do obiegu milczącą od 8 lat Klarę Nowakowską, „Glossolaliami” Katarzyny Fetlińskiej i „Skaleczeniem chłopca” Filipa Wyszyńskiego posypało głowę nielubiane Biuro Literackie. Nie jestem fanatykiem ani notatki lirycznej, ani mitologii Lebensraum, toteż satysfakcją napawa mnie w tej kwestii zwalniająca z podglądactwa robota dwóch pierwszych dziewcząt; co do Fetlińskiej: fascynuje mnie u niej konieczne już niedługo odcięcie się od własnej dykcji – i tym niedocinaniem jej do końca utrzymywanie w trwaniu i związaniu. Wyszyński odgrywa tu rolę dziecka do wychowania, który nam w końcu bez sentymentu sprawi wpierdol. Z drugiej strony, jasna jest inicjatywa krakowskiego Hubu Wydawniczego, gdzie panowie Onak i Podgórni linię Pułki kontynuują z całkowitym pominięciem strupa.
Sprawami dorosłych niech się zajmą co bardziej empatyczni.
Marek Kaźmierski
Praktyka wydawnicza przechodzi znaczącą r/ewolucję dzięki dystrybucji sieciowej, technologiom print on demand oraz e-publikacjom. Czy poezja nadąża za tymi zmianami? Nie w Anglii. Slamy, czytania, książki – wszystko pozostaje ciągle bardzo dwudziestowieczne. Myślę, że wielcy poeci multimedialni dopiero nadejdą, jeżeli w ogóle przyjdą.
Kluczową książką tego roku jest dla mnie „Catechism – Poems for Pussy Riot” (English PEN; do wglądu: http://www.englishpen.org/catechism-poems-for-pussy-riot-live/). Ponad 100 poetów, niektórych znanych, innych zmarłych, wszystkich ważnych. Publikacja demonstruje troskę o świat wykraczający poza poezję, potencjał samoorganizacji w ważnej sprawie. W przedsięwzięcie zaangażowani są bowiem również tłumacze. Całość uzupełniona została eventami protestacyjnymi, filmem oraz innymi akcjami, co pokazuje, że poezja może się zestarzała, ale nie jest jeszcze zmęczona…
Tłum. Monika Glosowitz
Szczepan Kopyt
„Cennik” Tomasza Pułki.
Maciej Melecki: Stan krańcowego wzmożenia
Mijający 2012 rok przyniósł bardzo dużo kapitalnych tomów wierszy. Są to tomy – wedle mojego rozpoznania – które na stałe mogą zająć bardzo poczesne miejsce w historii współczesnej poezji polskiej. Tak więc możemy być tylko szczęśliwi, że przyszło nam – czytelnikom, odbiorcom – obcować w jednym roku z tak sporą ilością tomów niezwykle intrygujących, eksplorujących oryginalnym językiem poetyckim treści bezpośrednio uwikłane w ścieśnione materie życia, ewokowanego na przecięciu jawy, snu i intelektualnej refleksji, dodajmy – refleksji fundowanej częstokroć na krytycznym, daleko posuniętym oglądzie dookolnej rzeczywistości. Podług takiego kąta interpretacyjnego wychylenia wskazałbym na takie tomy jak: „Zwrotki” Cezarego Domarusa, „Gody” Krzysztofa Siwczyka, „Fe” Jerzego Suchanka czy „same same” Barbary Klickiej. Ale że są to autorzy albo mi poetycko bardzo bliscy albo publikujący w Instytucie Mikołowskim (Klicka, Suchanek), wybieram więc tom wydany w wydawnictwie, które estetycznie jest mi odległe, a który wywarł na mnie rzadko spotykane wrażenie, jeśli chodzi o radykalne, niekiedy wręcz ocierające się o krańcowość, ujęcie tak zwanego podmiotu lirycznego. Jest nim „Stan nasycenia” Macieja Niemca – wydany przez „Zeszyty Literackie”.
„Stan nasycenia” – już sam tytuł w ścisłym, biograficznym kontekście robi mocne wrażenie – ze zrozumiałych względów był przeze mnie odczytywany nie tyle inaczej, co wiersze ogłaszane za życia, a które w całości weszły w skład tomu, ale jeszcze bardziej gorzko, jeszcze mocniej dławiąco, ale i też – może to efekt złudzenia pośmiertnego – jeszcze bardziej wyraziście. Niemiec posiadł w tym tomie cechy takiego namysłu nad rolą czy położeniem – egzystencjalnym lub duchowym – człowieka na tym silnie sfałdowanym świecie, które dobitnie świadczą o dalekosiężnej przenikliwości względem nie tylko swojej, ale i też intersubiektywnej, samotności życia (też jako emigranta), co bardzo ściśle koresponduje w tych wierszach z poczuciem wszech obcości, dodajmy, poczuciem coraz energiczniej eksponowanym, które przybiera postać finalną w poemacie – nomem omen – „Nic”:
4
Nic tobie, oprócz stylu, który włada i światłem, i brakiem światła;
Który ci pozwoli wypowiedzieć Nic – które niczego nie wie,
Niczego nie oczekuje, nie jest czymś innym; ani więcej niż wiara,
Ani mniej niż wiara, bo nic w nim z wiary. Nic, więcej niż nadzieja
I nic, mniej niż nadzieja. Nic, jak miłość, ale więcej i mniej niż ona;
Jedyne, co ciebie nigdy nie opuści, nie pozostawi ciebie samego
Pośród niewidzialnych wrogów i niewidomych przyjaciół, ani nigdzie – (…)
Niemiec uraczył nas wielorodnym, obfitym w liczne wnęki, załomy i wnyki poetyckich enuncjacji, tomem pisanym niekoniecznie w myśl „gromkiej zapowiedzi” (to z Wojaczka), albowiem poczucie skończoności wszystkiego, co składa się bezpośrednio lub pośrednio na życie, towarzyszyło mu bodaj od pierwszego tomu „Cokolwiek, ponieważ”. Odbieram „Stan nasycenia” jako najintensywniejszy przebieg poetyckiego dynama autora „Ulicy Wód”, osiągnięty mistrzowskimi – czyli takimi, które nie są łatwo podrabialne przez innych, a które są jedyne w swoim rodzaju – środkami lirycznej ekspresji, nierzadko przeszywającymi na wylot, częstokroć przyprawiającymi o skurcz serca, ujawniającymi ławice niepochwytnych obrazów, które zachodząc na siebie, prowadzą jednocześnie w kilka miejsc na raz. To właśnie tam możemy spodziewać się odpowiedzi na nurtujące nas podczas lektury zagadki, odpowiedzi nie mających wszak nic wspólnego z jakąś pojedynczą, jednoznaczną treścią; możemy również natknąć się na bezlik – niekiedy mocno skrytych – rozwiązań wysnuwanych z rozplecionych ścieżek języka, rozpoznań, zaznaczmy, które natychmiast zawiązują się w nowy supeł.
Maciej Niemiec na szczęście tym tomem nie pożegnał się z nami. W roku 2013 Instytut Mikołowski spełni bodaj ostatnią jego wolę – opublikuje jego pierwszy nominalnie, do tej pory niewydany, tom wierszy zatytułowany – nomen omen – „Sezon”.
Marta Podgórnik
Gdyby zapytano mnie o rok wydawniczy na przykład 1827, 1996, 2000 czy 2011, miałabym problemy z nadmiarem. Jeśli jednak mowa o mijającym właśnie 2012, mam problem zupełnie innej kategorii; symultanicznie doświadczanego przesytu i niedosytu, jaki towarzyszy doskonałemu śniadaniu, lub lekkiej kolacyjce. I mam lekkiego kaca. Gdzie się podział mój obiad? Jako redaktorka Biura Literackiego miałam przyjemność towarzyszyć wydaniu dwóch bardzo dobrych tomów debiutanckich, które bez zażenowania polecam Państwa uwadze. To debiuty poetyckie: Katarzyny Fetlińskiej i Filipa Wyszyńskiego. Czy jednak czuję w związku z tym zachwyt? A co to w ogóle jest „zachwyt”? W mijającym roku przekonałam się na własnej skórze, jak krzywdzące i beznadziejnie głupie są wszelkiego rodzaju plebiscyty. Czasem nieopatrznie wypowiedziane przy kawiarnianym stoliku słowo może mieć większą moc sprawczą, niż stustronicowa laudacja. Trzeba zatem zważać na słowa; dlatego nie rozpiszę się teraz o tomie wierszy Barbary Klickiej wydanym przez Instytut Mikołowski; bo być może to jedyna premierowa książka poetycka w mijającym roku, która wprawiła mnie w stan, który zbyt rzadko pozwala o sobie przypominać: teraz chce mi się po prostu sobie poczytać, a nie gadać/pisać o czytaniu.
Robert Rybicki
Rok poprzedni obfitował w różne szalone projekcje/wizje skomasowane w książkach.
Bezsprzecznie największą radością lekturową była książka z wierszo-esejami Johna Cage’a „Przeludnienie i sztuka” w przekładzie Andrzeja Sosnowskiego, wydana nakładem Biura Literackiego.
Długo po tej książce myślałem. Jak widać, nic nie wymyśliłem.
Krzysztof Siwczyk: Przemieszczanie
Z wielu względów nie jestem w stanie arbitralnie wskazać jednej książki poetyckiej roku 2012. Jestem głęboko przekonany, że istnieją co najmniej dwa porządki, w których funkcjonuje poezja. Jeden, nazwijmy go „naziemnym”, jest słyszalny i widzialny w paśmie prasy i innych mediów, oczywiście w granicach kolumn, gdzie zaglądają zainteresowani literaturą czytelnicy. Drugi natomiast, nazwijmy go „podziemnym”, jest praktycznie nieobecny w narracji medialnej lub pojawia się w niej szczątkowo. Przemieszczanie się tych porządków jest ciekawym zjawiskiem i nie dotyczy tylko literatury, może w najmniejszym stopniu właśnie jej. Mógłbym wskazać parę przykładów transferu poetów niegdyś „podziemnych” wprost na powierzchnię zjawisk medialnych, za który zapłacili wysoką cenę artystyczną. Jednocześnie spokojnie dałoby się wyłonić tych, którzy „przemieszczają się” z gracją i wydają kolejne, doskonałe książki. Każdy z tych porządków najpewniej wyłoni swoją książkę poetycką roku 2012, używając do tego właściwych sobie narzędzi perswazji. Oczywiście mam swoich faworytów i swoje faworyty, ale głębia emocji, jaka towarzyszyła mi przy lekturze paru książek, zapewne nie pozwala mi zobiektywizować ich wartości czysto literackich. Ogromnym przeżyciem lekturowym okazał się pośmiertny tom „Stan nasycenia” Macieja Niemca, jak również przedśmiertne książki paru znakomitych autorów, którzy napiszą jeszcze całkiem sporo i to jest najlepsza wiadomość roku.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |