NIE CHCEMY REWOLUCJI?
A
A
A
Najważniejsze rozróżnienie pomiędzy krajami wysokorozwiniętymi a tymi, w których konsumpcjonizm dopiero się rodzi, objawia się w stosunku społeczeństwa do świata materialnego. Żyjemy w czasach, gdy człowiek Zachodu zaczyna spoglądać tęsknym wzrokiem w stronę krajów, w których kultywuje się jeszcze tradycje, a pieniądz nie jest najwyższą wartością. Mieszkańcy państw takich jak Norwegia czy Niemcy już dawno zdali sobie sprawę z negatywnych skutków dobrobytu i zaczęli promować świadomość ekologiczną. Niestety przy okazji uczynili z niej markę, która stała się przyczynkiem do powstania kolejnego przemysłu produktów „bio-” i „organicznych”. Ów paradoks sprawia, że obecnie trudno odróżnić postawę świadomą od tej wykreowanej przez media i przemysł. Bunt stał się produktem, a coraz większa dywersyfikacja rynku trafia na masę odbiorców o ściśle określonych upodobaniach. Powoduje to powstawanie nowych alternatywnych grup społecznych, które często znajdują swoją niszę w działaniach antykonsumpcyjnych, takich jak na przykład freeganizm. Ruchy te, mimo że liczne, zawsze pozostają jednak niezależne od siebie i rozwarstwione ideologicznie. Świat nie jest już spójny i czarno-biały, a idee, które kiedyś jednoczyły młodzież żyjącą w komunach, rozpadły się na wiele części.
Film „Fuck For Forest” Michała Marczaka znakomicie odzwierciedla tę płynną rzeczywistość. Dystansując się od pochopnych sądów i prezentując dużą dozę empatii, dokumentalista przygląda się poczynaniom berlińskich aktywistów, założycieli grupy Fuck For Forest, Leonie i Tommy’emu. Do ich świata wchodzimy razem z młodym Norwegiem, Dannym – niespokojnym duchem, chłopakiem wyrzucanym z każdej szkoły, za to wszechstronnie utalentowanym, który swoim sposobem bycia onieśmiela i zachwyca równocześnie. Obserwuje on działania grupy i powoli zaczyna się w nie angażować. Celem bohaterów jest zebranie pieniędzy pozwalających uchronić amazońskie lasy przed wycięciem. W związku z tym Leona i Tommy kręcą amatorskie filmy pornograficzne, w których uczestniczą oni sami oraz zachęcone do tego przypadkowe osoby. Następnie udostępniają je w sieci za konkretną opłatą, stanowiącą donację na rzecz lasów deszczowych. Takie environmental porn ma łączyć przyjemne z pożytecznym. Pomaga wyzwolić w ludziach poczucie pierwotnej symbiozy z naturą, obalić tabu nagości i jednocześnie uratować fragment dziewiczej przyrody. Czy jednak szlachetny cel kręcenia filmów pornograficznych niweluje ich podstawową funkcję? Motywacją do przekazania pieniędzy na rzecz organizacji może być oczywiście szczera ekologiczna świadomość, ale w przeważającej mierze stoi za nim chęć uzyskania interesującego odbiorcę produktu. Czy owo wyzwolenie, do którego namawiają bohaterowie, nie jest przypadkiem posthipisowskim dążeniem do hedonizmu?
W miarę rozwoju wypadków metody działania aktywistów wydają się coraz mniej przekonujące. Wątpliwości osiągają apogeum w scenie konfrontacji Europejczyków z Indianami, w której uwidacznia się ogromny dysonans pomiędzy mentalnością przedstawicieli dwóch różnych kultur. Indianie nie pragną żyć jak dawniej; chcą pracy, technologii i konkretnych rozwiązań. Nie rozumieją antykapitalistycznego podejścia młodych aktywistów, którzy nie umieją nawet porozumieć się z ludnością wioski po hiszpańsku, nie wspominając o braku znajomości innych aspektów jej kultury.
Głównym bohaterom nie można zarzucić jednak kompletnej naiwności. Nie poprzestają oni tylko na szerzeniu defetyzmu, a starają się naprawdę zmienić świat. Nie od dziś wiadomo, że cynizm jest wyjątkowo wygodnym sposobem na życie, a każda klęska, szczególnie idealistów, jest tym bardziej przez sceptyków wytykana. Głównym problemem bohaterów zdaje się narzucanie swojego punktu widzenia innym bez refleksji nad kulturowymi różnicami. Ich postulaty mogą wydawać się błahe w porównaniu do problemów ludzi żyjących w innych częściach globu („Świat jest pełen nieszczęść, a ty mówisz o chodzeniu nago”), ale trzeba zwrócić uwagę na fakt, że różne środowiska determinują odmienne problemy, a wszystkie one są tak samo ważne, przynajmniej dla młodych ludzi.
Marczak pozostaje lojalny wobec bohaterów swojego filmu, ale tylko jednemu z nich towarzyszy do końca. Postać Danny’ego zdecydowanie jest najmocniejszym punktem dzieła. Jego nieoczywista postawa staje się metaforą współczesnego niedopasowania i nomadyzmu. Bryluje on wśród różnych grup społecznych, starając się rozeznać, która z nich mogłaby stać się jego domem albo przynajmniej pomóc mu zbudować własną tożsamość w oparciu o jakąś ideologię. Chłopak chłonie i z ufnością dziecka akceptuje wszystko, co zostanie mu zaoferowane. Swoją niezwykłą osobowością przywodzi na myśli bohatera filmu „Śniadanie na Plutonie” Neila Jordana, z tą różnicą, że nie jest on postacią fikcyjną. Danny istnieje naprawdę, tak jak pozostali bohaterowie filmu. Trudno w to uwierzyć, gdyż dzieło Marczaka ogląda się jak fabułę. Niezwykłe sytuacje oraz rozmach filmu pozwalają zapomnieć o surowości towarzyszącej zwykle filmom dokumentalnym.
Niechęć do tematyki zaangażowanej wydaje się obecnie reprezentatywną cechą całej kultury masowej. Filmy, które przedstawiają tego typu tematy, często stają się moralizatorskimi wykładami na temat rychłej zagłady, tym samym ośmieszając ich nadawców. Nie stanowi to dobrej reklamy dla ekologów, którzy są często wykpiwani i traktowani z pogardą przez resztę społeczeństwa. Tym bardziej świeżo wypada na tym tle dzieło Marczaka.
Reżyser, mimo że nie przedstawia aktywistów w zbyt korzystnym świetle, w ironiczny sposób prezentuje obie strony „konfliktu”, mieszkańców zarówno amazońskich lasów, jak i europejskich miast. Przewrotnie pokazuje, jak nieoczywiste są pragnienia człowieka. „Fuck For Forest” Michała Marczaka to film istotny, bo na wskroś współczesny. Stawia ważne pytania, ale nie pozostawia widza osamotnionego w ambiwalentnych odczuciach. Słowa, które wypowiada główny bohater w ostatniej scenie, pokazują, że na świecie zawsze będą zarówno idealiści, jak i sceptycy. Ci pierwsi będą robili swoje bez względu na niepowodzenia, a ci drudzy będą kręcili nosem i pytali wiecznie: a co, jeśli ci się nie uda?
Film „Fuck For Forest” Michała Marczaka znakomicie odzwierciedla tę płynną rzeczywistość. Dystansując się od pochopnych sądów i prezentując dużą dozę empatii, dokumentalista przygląda się poczynaniom berlińskich aktywistów, założycieli grupy Fuck For Forest, Leonie i Tommy’emu. Do ich świata wchodzimy razem z młodym Norwegiem, Dannym – niespokojnym duchem, chłopakiem wyrzucanym z każdej szkoły, za to wszechstronnie utalentowanym, który swoim sposobem bycia onieśmiela i zachwyca równocześnie. Obserwuje on działania grupy i powoli zaczyna się w nie angażować. Celem bohaterów jest zebranie pieniędzy pozwalających uchronić amazońskie lasy przed wycięciem. W związku z tym Leona i Tommy kręcą amatorskie filmy pornograficzne, w których uczestniczą oni sami oraz zachęcone do tego przypadkowe osoby. Następnie udostępniają je w sieci za konkretną opłatą, stanowiącą donację na rzecz lasów deszczowych. Takie environmental porn ma łączyć przyjemne z pożytecznym. Pomaga wyzwolić w ludziach poczucie pierwotnej symbiozy z naturą, obalić tabu nagości i jednocześnie uratować fragment dziewiczej przyrody. Czy jednak szlachetny cel kręcenia filmów pornograficznych niweluje ich podstawową funkcję? Motywacją do przekazania pieniędzy na rzecz organizacji może być oczywiście szczera ekologiczna świadomość, ale w przeważającej mierze stoi za nim chęć uzyskania interesującego odbiorcę produktu. Czy owo wyzwolenie, do którego namawiają bohaterowie, nie jest przypadkiem posthipisowskim dążeniem do hedonizmu?
W miarę rozwoju wypadków metody działania aktywistów wydają się coraz mniej przekonujące. Wątpliwości osiągają apogeum w scenie konfrontacji Europejczyków z Indianami, w której uwidacznia się ogromny dysonans pomiędzy mentalnością przedstawicieli dwóch różnych kultur. Indianie nie pragną żyć jak dawniej; chcą pracy, technologii i konkretnych rozwiązań. Nie rozumieją antykapitalistycznego podejścia młodych aktywistów, którzy nie umieją nawet porozumieć się z ludnością wioski po hiszpańsku, nie wspominając o braku znajomości innych aspektów jej kultury.
Głównym bohaterom nie można zarzucić jednak kompletnej naiwności. Nie poprzestają oni tylko na szerzeniu defetyzmu, a starają się naprawdę zmienić świat. Nie od dziś wiadomo, że cynizm jest wyjątkowo wygodnym sposobem na życie, a każda klęska, szczególnie idealistów, jest tym bardziej przez sceptyków wytykana. Głównym problemem bohaterów zdaje się narzucanie swojego punktu widzenia innym bez refleksji nad kulturowymi różnicami. Ich postulaty mogą wydawać się błahe w porównaniu do problemów ludzi żyjących w innych częściach globu („Świat jest pełen nieszczęść, a ty mówisz o chodzeniu nago”), ale trzeba zwrócić uwagę na fakt, że różne środowiska determinują odmienne problemy, a wszystkie one są tak samo ważne, przynajmniej dla młodych ludzi.
Marczak pozostaje lojalny wobec bohaterów swojego filmu, ale tylko jednemu z nich towarzyszy do końca. Postać Danny’ego zdecydowanie jest najmocniejszym punktem dzieła. Jego nieoczywista postawa staje się metaforą współczesnego niedopasowania i nomadyzmu. Bryluje on wśród różnych grup społecznych, starając się rozeznać, która z nich mogłaby stać się jego domem albo przynajmniej pomóc mu zbudować własną tożsamość w oparciu o jakąś ideologię. Chłopak chłonie i z ufnością dziecka akceptuje wszystko, co zostanie mu zaoferowane. Swoją niezwykłą osobowością przywodzi na myśli bohatera filmu „Śniadanie na Plutonie” Neila Jordana, z tą różnicą, że nie jest on postacią fikcyjną. Danny istnieje naprawdę, tak jak pozostali bohaterowie filmu. Trudno w to uwierzyć, gdyż dzieło Marczaka ogląda się jak fabułę. Niezwykłe sytuacje oraz rozmach filmu pozwalają zapomnieć o surowości towarzyszącej zwykle filmom dokumentalnym.
Niechęć do tematyki zaangażowanej wydaje się obecnie reprezentatywną cechą całej kultury masowej. Filmy, które przedstawiają tego typu tematy, często stają się moralizatorskimi wykładami na temat rychłej zagłady, tym samym ośmieszając ich nadawców. Nie stanowi to dobrej reklamy dla ekologów, którzy są często wykpiwani i traktowani z pogardą przez resztę społeczeństwa. Tym bardziej świeżo wypada na tym tle dzieło Marczaka.
Reżyser, mimo że nie przedstawia aktywistów w zbyt korzystnym świetle, w ironiczny sposób prezentuje obie strony „konfliktu”, mieszkańców zarówno amazońskich lasów, jak i europejskich miast. Przewrotnie pokazuje, jak nieoczywiste są pragnienia człowieka. „Fuck For Forest” Michała Marczaka to film istotny, bo na wskroś współczesny. Stawia ważne pytania, ale nie pozostawia widza osamotnionego w ambiwalentnych odczuciach. Słowa, które wypowiada główny bohater w ostatniej scenie, pokazują, że na świecie zawsze będą zarówno idealiści, jak i sceptycy. Ci pierwsi będą robili swoje bez względu na niepowodzenia, a ci drudzy będą kręcili nosem i pytali wiecznie: a co, jeśli ci się nie uda?
„Fuck For Forest”. Reżyseria: Michał Marczak. Scenariusz: Michał Marczak, Łukasz Grudziński. Obsada: Leona Johansson, Tommy Hol Ellingsen i in. Gatunek: film dokumentalny. Produkcja: Niemcy / Polska 2012, 90 min.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |