ŚWIĘCI DZICY
A
A
A
Moda na Beat Generation trwa niezmiennie od ponad sześćdziesięciu lat. W Polsce ostatnio nawet się nasiliła, głównie za sprawą dwóch filmów, „W drodze” w reżyserii Waltera Sallesa nakręconego na podstawie powieści Jacka Kerouaca (z Samem Riley’em jako Salem Paradise i Garrettem Hedlundem jako Deanem Moriarty’m) oraz „Skowytu” w reżyserii Roba Epsteina i Jeffrey’a Friedmana opowiadającego historię kultowego poematu Allena Ginsberga (poetę zagrał James Franco), a także za sprawą pierwszych tłumaczeń niewydawanych u nas wcześniej powieści Kerouaca takich jak „Big Sur” czy „Maggie Cassidy”. I oto teraz dostajemy monumentalny tom listów, listów Kerouaca i Ginsberga, pisanych między 1944 a 1963 rokiem. Ponad siedemset stron korespondencji pełnej przygód, zaskakujących historii, prób literackich, zwierzeń, marzeń, planów i nieustających skandali. To niezwykle intymna lektura, pokazująca drogę, jaką przeszli obaj twórcy – od początkujących, nikomu nieznanych poetów poprzez bycie idolami awangardy aż do dojścia na szczyt literackiego Parnasu. To oni doprowadzili do zmiany paradygmatu światowej literatury. Jedno jest bowiem pewne, nikt tak jak Ginsberg i Kerouac nie potrafił godzić tego, co święte, z tym, co dzikie i nieokiełznane. Wszyscy znamy na przykład ten fragment: „Widziałem najlepsze umysły mego pokolenia. Zniszczone szaleństwem, głodne, histeryczne, nagie”.
Po śmierci Kerouaca w 1969 roku Ginsberg (wraz z Anne Waldman) utworzył placówkę edukacyjną przy Uniwersytecie w stanie Kolorado – Jack Kerouac School of Disembodied Poetics. Chciał wówczas skompletować całość swojej korespondencji z przyjacielem i wydać ją w postaci książki. Wprawdzie wszystkie listy były skrupulatnie przechowywane – Kerouaca na Uniwersytecie Columbia, Ginsberga na Uniwersytecie w Teksasie – ale ogromne wyzwanie stanowiło samo ich przepisanie, Jack pisał często dwustronnie, tak że poszczególne słowa przebijały na odwrót kartki, Allen miał zaś bardzo niewyraźne pismo. W końcu dopiero w 2010 roku Bill Morgan i David Stanford postanowili opracować trzysta listów, czego pokłosiem jest właśnie omawiana książka.
Już przy pobieżnej lekturze uwagę zwraca kilka spraw. Po pierwsze, nagłówki listów. „Jackusiu”, „Allusiu”, „Mon cher ami Jean”, „Miłościwy Mistrzu Myśli”, „Stary Druhu”, „Cher jeune singe” („Droga małpko”) – tak między innymi zwracają się do siebie na przestrzeni lat. Po drugie, intymność zapisków, znajdziemy tam na przykład i wyznania w stylu „ostatnio dużo rucham, to nie ma żadnego wpływu na pisanie, po prostu kutas ci zmartwychwstaje i tyle” (z listu Kerouaca), i osobiste rozterki, problemy natury moralnej, zmaganie się z samym sobą, szukanie swojego „ja”, swojej tożsamości, swojego miejsca, „[...] twoja samotność tak jak i moja jest smutna i przerażająca [...]”, pisał Allen w 1954, tworząc jednocześnie swoje życiowe credo: „1. Wagą świata jest miłość. 2. Wszelkie wizje są wyobrażeniami umysłu. 3. Człowiek jest boski o tyle, o ile boska jest jego wyobraźnia. 4. Tworzymy świat boskiej miłości do takiego stopnia, do jakiego jesteśmy sobie w stanie taki świat wyobrazić”. Po trzecie, listy te stanowią także niezwykle cenne sprawozdania z lektur, z literackich, muzycznych, kulturowych, religijnych fascynacji i inspiracji. Dowiadujemy się, co ukształtowało twórców będących dziś jednymi z najwybitniejszych pisarzy drugiej połowy XX wieku. Dziś to ich proza i poezja kształtuje bowiem coraz to nowe pokolenia. W listach często omawiali także własną twórczość, między innymi słynną technikę szkicowania słowem polegającą w głównej mierze na improwizacji. I po czwarte, to także korespondencja, która kipi od gwałtownych emocji, wypitego alkoholu i zażywanych halucynogenów. Ale po kolei.
Pierwszy list wysłany został w kilka miesięcy po dostaniu się do więzienia okręgowego w Nowym Jorku, do którego Kerouac trafił za pomoc w ukryciu dowodów zabójstwa Davida Kammerera. Zabójcą (w obronie własnej, po próbie gwałtu) był wspólny przyjaciel obojga – podobny do Artura Rimbauda, fascynujący Lucien Carr. Co ciekawe, w liście Ginsberg zdaje głównie relację z własnych lektur, do położenia przyjaciela ustosunkowując się tylko raz – informuje go, że nie dostał przepustki na widzenie. Od następnego roku, gdy Kerouac wyjechał z Nowego Jorku w poszukiwaniu pracy, korespondencja zmienia charakter. Na jej podstawie można teraz uszeregować kilka znaczących epizodów, które zaważą na dalszej drodze obu pisarzy. Listy stają się także coraz dłuższe, intymniejsze, pełno w nich wzajemnie udzielanych rad dotyczących zarówno relacji męsko-damskich lub męsko-męskich, ale także i literackich. Właśnie w tym czasie Jack pisze swą pierwszą powieść „The Town and the City”, a jakiś czas później zaczyna pracę nad pierwszą wersją „W drodze”. W 1949 roku z kolei Ginsberg zostaje wmieszany w złodziejską aferę i, by uniknąć więzienia, trafia do szpitala psychiatrycznego, w którym poznaje Carla Solomona, tego samego, któremu później zadedykowany będzie „Skowyt”.
To Kerouac pierwszy zdobywa literackie szczyty. W 1950 roku wydana została jego powieść „The Town and the City”. W liście z lutego tego roku Ginsberg zdaje relacje z lektury powieści po korekcie, kończąc entuzjastycznie: „jest to naprawdę genialna powieść, która zasługuje na duży odzew, i jestem pewien, że narobi masę szumu, a recenzje to będzie jedna wielka pieśń pochwalna [...] trzeba naprawdę być przekornym idiotą, żeby nie polubić Twojej książki (i Ciebie)”. Wsparcie przyjaciela było dla młodego prozaika niezwykle istotne. Mniej więcej w tym samym czasie mają też miejsce inne znaczące wydarzenia. Ginsberg chce wyleczyć się z homoseksualizmu, nawiązując swój pierwszy romans z kobietą. Na niewiele to się jednak zdaje, Carolyn Cassady przyłapuje swego męża Neala w łóżku z Allenem, w tym też roku Allen poznaje swojego późniejszego partnera, Petera Orlovsky’ego. William Burroughs, „bawiąc się” w Wilhelma Tella, zabija swoją żonę Joan, a Jack w domu Neala pisze kolejną powieść – „Visions of Cody”. W 1955 roku Ginsberg czyta fragmenty „Skowytu” w Six Gallery w San Francisco. Kończy „Kadysz” i wydaje „Skowyt”. Niezwykle ważny dla obu pisarzy jest rok 1957 – 22 sierpnia sędzia W. J. Clayton Horn uznaje „Skowyt” za książkę obsceniczą (o tym epizodzie opowiada wspomniany na początku film), a 5 września ukazuje się powieść „W drodze”. Co ciekawe, Kerouac wspomina w liście, że Hollywood jest zainteresowane ekranizacją, podobno sam Marlon Brando wyraził chęć nakręcenia filmu. Jak wiadomo film „W drodze” powstał dopiero w roku 2012. Następnie następuje gwałtowny okres publikacji kolejnych książek Kerouaca i licznych podróży Ginsberga. Okres, jak czytamy, „wizji diabłów i niebiańskich heroldów”. Opublikowana korespondencja kończy się w roku 1963, kiedy to Jack wydaje „Wizje Gerarda”, a Allen „Reality Sandwiches”. Pierwszy zapowiada kolejną książkę biograficzną – „Vanity of Duluoz”, drugi z kolei prorokuje: „A teraz chodź, ratujmy Amerykę, zanim biedaczka umrze z braku miłości [...] Wszyscy jesteśmy niemowlętami! Jakie to miłe uczucie. Wreszcie nadchodzi Słowo!!!”.
Jacka Kerouaca, Allena Ginsberga, Neala Cassady’ego, Carla Solomona, Gregory’ego Corso, Williama Burroughsa, Kena Kesey’a, Gary’ego Snydera, Lawrence’a Ferlinghettiego i wielu innych łączyła przyjaźń i talent literacki. Poszukiwali sensu swojej egzystencji poprzez poszerzanie własnych horyzontów, buntowali się przeciw prawom pokolenia ojców w imię wolności i niezależności. Tym samym ruch „Beat Generation” bez wątpienia dał początek niemal wszystkim późniejszym rebeliom kulturowym i literackim. Tom korespondencji Kerouaca i Ginsberga dla wielbicieli ich twórczości jest więc doskonałym jej uzupełnieniem, daje bowiem możliwość przeżycia wszystkiego raz jeszcze, spojrzenia z wewnątrz, ze środka tego, co działo się w umysłach i duszach dwóch geniuszy. Geniuszy, którzy zapoczątkowali prawdziwą kulturowo-literacką rewolucję. Dla tych, którzy jeszcze tej prozy i tej poezji nie znają, może być natomiast znakomitym tekstem literackim, wprawką przed podróżą w świat beatu. Przed byciem „w drodze”, przed poznaniem świętych dzikich. Po lekturze listów można tylko westchnąć nostalgicznie za tamtymi czasami. „This is the end, beautiful friend, the end”.
„[...] przepełniony romantyczną dezaprobatą, opuściłem to miejsce, ocalając w ten sposób byroniczną godność, który to gest, jak mniemam, spotka się z Twoją nieromantyczną dezaprobatą, należy jednak zauważyć, że wynikał bez reszty z naglących potrzeb rzeczywistości, chyba że pochlebiam sobie, w którym to razie w zupełności zasługuję na całe to dobrotliwe potępienie, litość i współczucie, jakieś dla mnie zawsze trzymał w odwodzie, by mnie nimi w odpowiednim momencie szczodrze obdarować. Wesołych cauchemars! Twój czuły potwór, Jean”. Dziś nikt już takich listów nie pisze. Dziś nikt już takich listów nie dostaje. „Cały ten mysi drobiazg pisania listów [...]” – jak czytamy w wierszu innego buntownika tamtych lat, Gary’ego Snydera – nikogo już dzisiaj chyba nie interesuje.
Co jeszcze można powiedzieć? W liście do Lawrence’a Ferlinghettiego z 25 maja 1961 roku autor „Podziemnych” napisał: „pewnego dnia Listy Allena Ginsberga i Jacka Kerouaca doprowadzą Amerykę do łez”. Nie tylko Amerykę.
Po śmierci Kerouaca w 1969 roku Ginsberg (wraz z Anne Waldman) utworzył placówkę edukacyjną przy Uniwersytecie w stanie Kolorado – Jack Kerouac School of Disembodied Poetics. Chciał wówczas skompletować całość swojej korespondencji z przyjacielem i wydać ją w postaci książki. Wprawdzie wszystkie listy były skrupulatnie przechowywane – Kerouaca na Uniwersytecie Columbia, Ginsberga na Uniwersytecie w Teksasie – ale ogromne wyzwanie stanowiło samo ich przepisanie, Jack pisał często dwustronnie, tak że poszczególne słowa przebijały na odwrót kartki, Allen miał zaś bardzo niewyraźne pismo. W końcu dopiero w 2010 roku Bill Morgan i David Stanford postanowili opracować trzysta listów, czego pokłosiem jest właśnie omawiana książka.
Już przy pobieżnej lekturze uwagę zwraca kilka spraw. Po pierwsze, nagłówki listów. „Jackusiu”, „Allusiu”, „Mon cher ami Jean”, „Miłościwy Mistrzu Myśli”, „Stary Druhu”, „Cher jeune singe” („Droga małpko”) – tak między innymi zwracają się do siebie na przestrzeni lat. Po drugie, intymność zapisków, znajdziemy tam na przykład i wyznania w stylu „ostatnio dużo rucham, to nie ma żadnego wpływu na pisanie, po prostu kutas ci zmartwychwstaje i tyle” (z listu Kerouaca), i osobiste rozterki, problemy natury moralnej, zmaganie się z samym sobą, szukanie swojego „ja”, swojej tożsamości, swojego miejsca, „[...] twoja samotność tak jak i moja jest smutna i przerażająca [...]”, pisał Allen w 1954, tworząc jednocześnie swoje życiowe credo: „1. Wagą świata jest miłość. 2. Wszelkie wizje są wyobrażeniami umysłu. 3. Człowiek jest boski o tyle, o ile boska jest jego wyobraźnia. 4. Tworzymy świat boskiej miłości do takiego stopnia, do jakiego jesteśmy sobie w stanie taki świat wyobrazić”. Po trzecie, listy te stanowią także niezwykle cenne sprawozdania z lektur, z literackich, muzycznych, kulturowych, religijnych fascynacji i inspiracji. Dowiadujemy się, co ukształtowało twórców będących dziś jednymi z najwybitniejszych pisarzy drugiej połowy XX wieku. Dziś to ich proza i poezja kształtuje bowiem coraz to nowe pokolenia. W listach często omawiali także własną twórczość, między innymi słynną technikę szkicowania słowem polegającą w głównej mierze na improwizacji. I po czwarte, to także korespondencja, która kipi od gwałtownych emocji, wypitego alkoholu i zażywanych halucynogenów. Ale po kolei.
Pierwszy list wysłany został w kilka miesięcy po dostaniu się do więzienia okręgowego w Nowym Jorku, do którego Kerouac trafił za pomoc w ukryciu dowodów zabójstwa Davida Kammerera. Zabójcą (w obronie własnej, po próbie gwałtu) był wspólny przyjaciel obojga – podobny do Artura Rimbauda, fascynujący Lucien Carr. Co ciekawe, w liście Ginsberg zdaje głównie relację z własnych lektur, do położenia przyjaciela ustosunkowując się tylko raz – informuje go, że nie dostał przepustki na widzenie. Od następnego roku, gdy Kerouac wyjechał z Nowego Jorku w poszukiwaniu pracy, korespondencja zmienia charakter. Na jej podstawie można teraz uszeregować kilka znaczących epizodów, które zaważą na dalszej drodze obu pisarzy. Listy stają się także coraz dłuższe, intymniejsze, pełno w nich wzajemnie udzielanych rad dotyczących zarówno relacji męsko-damskich lub męsko-męskich, ale także i literackich. Właśnie w tym czasie Jack pisze swą pierwszą powieść „The Town and the City”, a jakiś czas później zaczyna pracę nad pierwszą wersją „W drodze”. W 1949 roku z kolei Ginsberg zostaje wmieszany w złodziejską aferę i, by uniknąć więzienia, trafia do szpitala psychiatrycznego, w którym poznaje Carla Solomona, tego samego, któremu później zadedykowany będzie „Skowyt”.
To Kerouac pierwszy zdobywa literackie szczyty. W 1950 roku wydana została jego powieść „The Town and the City”. W liście z lutego tego roku Ginsberg zdaje relacje z lektury powieści po korekcie, kończąc entuzjastycznie: „jest to naprawdę genialna powieść, która zasługuje na duży odzew, i jestem pewien, że narobi masę szumu, a recenzje to będzie jedna wielka pieśń pochwalna [...] trzeba naprawdę być przekornym idiotą, żeby nie polubić Twojej książki (i Ciebie)”. Wsparcie przyjaciela było dla młodego prozaika niezwykle istotne. Mniej więcej w tym samym czasie mają też miejsce inne znaczące wydarzenia. Ginsberg chce wyleczyć się z homoseksualizmu, nawiązując swój pierwszy romans z kobietą. Na niewiele to się jednak zdaje, Carolyn Cassady przyłapuje swego męża Neala w łóżku z Allenem, w tym też roku Allen poznaje swojego późniejszego partnera, Petera Orlovsky’ego. William Burroughs, „bawiąc się” w Wilhelma Tella, zabija swoją żonę Joan, a Jack w domu Neala pisze kolejną powieść – „Visions of Cody”. W 1955 roku Ginsberg czyta fragmenty „Skowytu” w Six Gallery w San Francisco. Kończy „Kadysz” i wydaje „Skowyt”. Niezwykle ważny dla obu pisarzy jest rok 1957 – 22 sierpnia sędzia W. J. Clayton Horn uznaje „Skowyt” za książkę obsceniczą (o tym epizodzie opowiada wspomniany na początku film), a 5 września ukazuje się powieść „W drodze”. Co ciekawe, Kerouac wspomina w liście, że Hollywood jest zainteresowane ekranizacją, podobno sam Marlon Brando wyraził chęć nakręcenia filmu. Jak wiadomo film „W drodze” powstał dopiero w roku 2012. Następnie następuje gwałtowny okres publikacji kolejnych książek Kerouaca i licznych podróży Ginsberga. Okres, jak czytamy, „wizji diabłów i niebiańskich heroldów”. Opublikowana korespondencja kończy się w roku 1963, kiedy to Jack wydaje „Wizje Gerarda”, a Allen „Reality Sandwiches”. Pierwszy zapowiada kolejną książkę biograficzną – „Vanity of Duluoz”, drugi z kolei prorokuje: „A teraz chodź, ratujmy Amerykę, zanim biedaczka umrze z braku miłości [...] Wszyscy jesteśmy niemowlętami! Jakie to miłe uczucie. Wreszcie nadchodzi Słowo!!!”.
Jacka Kerouaca, Allena Ginsberga, Neala Cassady’ego, Carla Solomona, Gregory’ego Corso, Williama Burroughsa, Kena Kesey’a, Gary’ego Snydera, Lawrence’a Ferlinghettiego i wielu innych łączyła przyjaźń i talent literacki. Poszukiwali sensu swojej egzystencji poprzez poszerzanie własnych horyzontów, buntowali się przeciw prawom pokolenia ojców w imię wolności i niezależności. Tym samym ruch „Beat Generation” bez wątpienia dał początek niemal wszystkim późniejszym rebeliom kulturowym i literackim. Tom korespondencji Kerouaca i Ginsberga dla wielbicieli ich twórczości jest więc doskonałym jej uzupełnieniem, daje bowiem możliwość przeżycia wszystkiego raz jeszcze, spojrzenia z wewnątrz, ze środka tego, co działo się w umysłach i duszach dwóch geniuszy. Geniuszy, którzy zapoczątkowali prawdziwą kulturowo-literacką rewolucję. Dla tych, którzy jeszcze tej prozy i tej poezji nie znają, może być natomiast znakomitym tekstem literackim, wprawką przed podróżą w świat beatu. Przed byciem „w drodze”, przed poznaniem świętych dzikich. Po lekturze listów można tylko westchnąć nostalgicznie za tamtymi czasami. „This is the end, beautiful friend, the end”.
„[...] przepełniony romantyczną dezaprobatą, opuściłem to miejsce, ocalając w ten sposób byroniczną godność, który to gest, jak mniemam, spotka się z Twoją nieromantyczną dezaprobatą, należy jednak zauważyć, że wynikał bez reszty z naglących potrzeb rzeczywistości, chyba że pochlebiam sobie, w którym to razie w zupełności zasługuję na całe to dobrotliwe potępienie, litość i współczucie, jakieś dla mnie zawsze trzymał w odwodzie, by mnie nimi w odpowiednim momencie szczodrze obdarować. Wesołych cauchemars! Twój czuły potwór, Jean”. Dziś nikt już takich listów nie pisze. Dziś nikt już takich listów nie dostaje. „Cały ten mysi drobiazg pisania listów [...]” – jak czytamy w wierszu innego buntownika tamtych lat, Gary’ego Snydera – nikogo już dzisiaj chyba nie interesuje.
Co jeszcze można powiedzieć? W liście do Lawrence’a Ferlinghettiego z 25 maja 1961 roku autor „Podziemnych” napisał: „pewnego dnia Listy Allena Ginsberga i Jacka Kerouaca doprowadzą Amerykę do łez”. Nie tylko Amerykę.
Jack Kerouac, Allen Ginsberg: „Listy”. Oprac. B. Morgan i D. Stanford. Przeł. Krzysztof Majer. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2012.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |