NIE TAK DŁUGA ANTYUTOPIA
A
A
A
Mario Vargas Llosa pisał w „Listach do młodego pisarza”, że wszelka literatura bierze swój początek z niezgody na rzeczywistość. Tworzenie literackich światów pełni według noblisty rolę kompensacyjną – artysta powołuje do życia nowe realia, często lepsze, a przynajmniej ciekawsze od tych znanych zza okna. Zjawisko to najwyraźniej manifestuje się w literaturze fantastycznej, czy to w jej odłamie fantasy, czy też science fiction.
Zdolność i jednocześnie zamiłowanie do kreowania fantastycznych światów połączyła Terry’ego Pratchetta i Stephena Baxtera, niecodzienny duet uznanych twórców literatury popularnej, co zaowocowało powieścią „Długa Ziemia”. Opowiada ona o bliskiej przyszłości 2015 roku, kiedy świat stanął u progu rewolucyjnych zmian. A później – zgodnie z nomenklaturą powieści – ów próg przekroczył.
W 2015 roku do internetu trafiły schematy krokera: prostego i taniego urządzenia służącego do przemieszczania się w światy alternatywne. To, co ludzkość uważała za jedyną Ziemię, zyskało nazwę Ziemi Podstawowej, od której, za pomocą krokera, można było przejść do Ziemi Wschodniej 1 lub Zachodniej 1, z nich kolejno do Wschodniej 2 i Zachodniej 2 i tak dalej, na umownie pojmowany wschód i zachód ciągu alternatywnych rzeczywistości. Światy „przyległe” niewiele różniły się od Podstawowej, dopiero dalsze wyprawy prowadziły do coraz dziwniejszych anomalii.
Fabuła „Długiej Ziemi” koncentruje się na wyprawie badawczej, w skład której wchodzi jedynie dwóch eksploratorów: posiadający wyjątkową zdolność przekraczania Joshua oraz Lobsang, sztuczna inteligencja oparta na świadomości tybetańskiego buddysty. Ten dziwny duet obiera sobie początkowo za cel dotarcie do krańca tytułowej długości, lecz z czasem, obserwując migrację zdolnych do przekraczania humanoidów, postanawia stawić czoła zagrożeniu, które powoduje te masowe wędrówki świadomych istot.
Lektura książki wywołuje wrażenie, że jej główny wątek fabularny nie jest najważniejszy. Zarówno niewielka ilość miejsca poświęcona na rozwijanie historii, jak i jej nieskomplikowany charakter sprawiają, że uwaga czytelnika koncentruje się bardziej na tle powieści, które w tym wypadku przedstawia się imponująco. Jest ono wielowymiarowe, gdyż wyobraźnia Pratchetta i Baxtera pozwala im nie tylko na kreślenie coraz to bardziej wymyślnych krajobrazów i kultur, lokując ich gdzieś pomiędzy Juliuszem Verne a Alfredem Szklarskim, lecz także angażuje w poważne rozważania natury społecznej i politycznej.
Podczas gdy główny wątek przenosi czytelnika do kolejnych światów, pomiędzy kolorowymi slajdami z podróży odnajduje on również migawki z Ziemi Podstawowej, która w obliczu nowych, bogatych światów nie ma się za dobrze. Otwarcie ziem równoległych przyniosło załamanie światowej gospodarki. Cenne niegdyś surowce, jak złoto czy ropa, straciły swoją wartość w obliczu praktycznie nieskończonych złóż znajdujących się na terenie światów alternatywnych. Tak gwałtowne odnowienie i zwielokrotnienie zasobów naturalnych odbiło się również na rynkach żywności: ludzkość wróciła do zbieractwa, rybołówstwa i polowań, przemysł rolniczy stał się niepotrzebny i niewydajny.
Wizja nowego multiświata rozwinięta została w duchu sentymentalnego powrotu do natury i harmonii, której pragnęlibyśmy się w niej doszukać. Harmonia ta staje się paradoksalnym rewersem anarchii, która z jednej strony toczy Ziemię Podstawową w postaci wspomnianego kryzysu światowej gospodarki i masowego wymierania miast, z drugiej strony oferuje wolność wszystkim osobom migrującym na ziemie równoległe, gdzie praktyczna kontrola władz staje się niemożliwa. Upadek systemu monetarnego, powodowany nieprzystawalnością pieniądza do pracy i ujawnieniem wirtualności (lub jak to określił Bartosz Kuźniarz „diaboliczności”) pieniędzy, spowodował wyłonienie się nowej, „organicznej” waluty, jaką stała się przysługa. Waluty, zauważmy, o tyle antysystemowej, że niemożliwej do opodatkowania.
Fantazje o niewielkich społecznościach żyjących w dobrobycie i w zgodzie z naturą nie czynią jednak z „Długiej Ziemi” powieści utopijnej. Zaraz po nakreśleniu tych sielankowych obrazków, Pratchett i Baxter rozliczają swych bohaterów. Okazuje się, że uzyskanie wolności wiąże się z utratą bezpieczeństwa, ponieważ policja nie dysponuje środkami wystarczającymi do sprawowania kontroli w światach równoległych. Na dodatek podróżowanie w nich otwiera nowe możliwości przestępcom, którzy niezauważeni pokonywać mogą dowolny dystans i pojawić się praktycznie wszędzie. Ale utrata bezpieczeństwa okazała się względnie niewielką ceną. To, co faktycznie niepokojące w „Długiej Ziemi”, to brak zmian o charakterze – nazwijmy to tak – głębokim. Ujawnia się on na dwa sposoby.
Pierwszy to dominacja klasy średniej. Choć początkowo wiaty równoległe stają się schronieniem dla „dzieci ulicy”, ubogich i bezrobotnych, a największy odsetek migracji obserwuje się wśród powracających na łono natury Aborygenów, to sytuacja dość szybko powraca do punktu wyjścia. W momencie, w którym rozpoczyna się bardziej zorganizowana i regularna kolonizacja Długiej Ziemi, okazuje się, że pionierzy wywodzą się w całości z klasy średniej, ponieważ bogaci, żyją zbyt wygodnie, aby szukać szczęścia w znoju budowania nowych cywilizacji, biedni natomiast nie są w stanie sfinansować dalekich wypraw i niezbędnego zaopatrzenia.
Drugi sposób, na który Pratchett i Baxter przełamują utopijną wizję, polega na wykluczeniu. Okazuje się bowiem, że przekraczanie nie jest dostępne dla wszystkich, jak początkowo sądzono. Aż jedna na pięć osób należy do grupy tak zwanych „fobików”, dla których przekraczanie jest praktycznie niemożliwe. Uwięzieni na pustoszejących terenach Ziemi Podstawowej fobicy, często opuszczeni przez całe rodziny i najdotkliwiej odczuwający załamanie gospodarki, zaczynają organizować się w ugrupowania o coraz bardziej radykalnym charakterze, posuwając się do działań terrorystycznych.
Współautorstwo powieści budzi często chęć krytyka, by spróbować wskazać wkład, jaki wnieśli poszczególni autorzy. W tym wypadku jest to dość łatwe zadanie. Baxter dał się już poznać jako pasjonat historii naturalnej i ewolucji. Z dużym prawdopodobieństwem można więc zakładać, że od niego wypłynęła większość pomysłów na odmienne kursy obrane przez ewolucję na sąsiednich ziemiach. Partie tekstu dotyczące anatomicznych ograniczeń rozwoju mózgu i możliwości ich zniesienia przez przekraczanie w trakcie porodu są fascynujące. Podobnie możemy się spodziewać, że błyskotliwe dialogi i pełne specyficznego humoru opisy zawdzięczają swój urok Pratchettowi, który przyzwyczaił do nich swych czytelników w serii Świata Dysku.
Całość dopełnia – również Pratchettowska – możliwość czytania metaforycznego. W powieściach Pratchetta z gatunku fantasy rzeczywistość rzadko zamyka się sama w sobie, zwykle stanowi metaforę wybranych elementów rzeczywistości pozatekstowej. Sądzę, że podobnie jest w przypadku „Długiej Ziemi”. Można ją rozumieć jako metaforę samego procesu czytania, który podobnie jest przenoszeniem do innych światów. Zresztą sytuacja czytelnika rozpoczynającego lekturę „Długiej Ziemi” tożsama jest – przez początkową dezorientację – z sytuacją bohaterów. Pierwsze przekroczenia były dla ludzi szokiem, i tak, jak bezradne dzieci zostały nagle przeniesione do obcych światów, tak też czytelnik wrzucony zostaje w tekst, który początkowo jest dla niego niejasny. Można także w równoległych światach, połączonych w specyficzną sieć, doszukiwać się metafory internetu. Przy takim odczytaniu aktualizuje się społeczna wymowa powieści: internet daje wolność, lecz kosztem bezpieczeństwa (prywatności), ucieka władzy państwowej i jest z założenia ponadklasowy, lecz jednocześnie staje się przyczyną różnego rodzaju wykluczeń.
Bez względu na to, czy zdecydujemy się czytać „Długą Ziemię” jako metaforę czytania, czy będziemy się w niej doszukiwać analogii internetu lub innych „światów równoległych” wydaje się, że lekcja płynąca z prozy Pratchetta i Baxtera jest taka sama: nadmierna eksploracja alternatywnych rzeczywistości prowadzi do wyjałowienia rzeczywistości podstawowej, tej szarej i może mniej ciekawej, lecz jednocześnie jedynej dostępnej dla nas wszystkich.
Zdolność i jednocześnie zamiłowanie do kreowania fantastycznych światów połączyła Terry’ego Pratchetta i Stephena Baxtera, niecodzienny duet uznanych twórców literatury popularnej, co zaowocowało powieścią „Długa Ziemia”. Opowiada ona o bliskiej przyszłości 2015 roku, kiedy świat stanął u progu rewolucyjnych zmian. A później – zgodnie z nomenklaturą powieści – ów próg przekroczył.
W 2015 roku do internetu trafiły schematy krokera: prostego i taniego urządzenia służącego do przemieszczania się w światy alternatywne. To, co ludzkość uważała za jedyną Ziemię, zyskało nazwę Ziemi Podstawowej, od której, za pomocą krokera, można było przejść do Ziemi Wschodniej 1 lub Zachodniej 1, z nich kolejno do Wschodniej 2 i Zachodniej 2 i tak dalej, na umownie pojmowany wschód i zachód ciągu alternatywnych rzeczywistości. Światy „przyległe” niewiele różniły się od Podstawowej, dopiero dalsze wyprawy prowadziły do coraz dziwniejszych anomalii.
Fabuła „Długiej Ziemi” koncentruje się na wyprawie badawczej, w skład której wchodzi jedynie dwóch eksploratorów: posiadający wyjątkową zdolność przekraczania Joshua oraz Lobsang, sztuczna inteligencja oparta na świadomości tybetańskiego buddysty. Ten dziwny duet obiera sobie początkowo za cel dotarcie do krańca tytułowej długości, lecz z czasem, obserwując migrację zdolnych do przekraczania humanoidów, postanawia stawić czoła zagrożeniu, które powoduje te masowe wędrówki świadomych istot.
Lektura książki wywołuje wrażenie, że jej główny wątek fabularny nie jest najważniejszy. Zarówno niewielka ilość miejsca poświęcona na rozwijanie historii, jak i jej nieskomplikowany charakter sprawiają, że uwaga czytelnika koncentruje się bardziej na tle powieści, które w tym wypadku przedstawia się imponująco. Jest ono wielowymiarowe, gdyż wyobraźnia Pratchetta i Baxtera pozwala im nie tylko na kreślenie coraz to bardziej wymyślnych krajobrazów i kultur, lokując ich gdzieś pomiędzy Juliuszem Verne a Alfredem Szklarskim, lecz także angażuje w poważne rozważania natury społecznej i politycznej.
Podczas gdy główny wątek przenosi czytelnika do kolejnych światów, pomiędzy kolorowymi slajdami z podróży odnajduje on również migawki z Ziemi Podstawowej, która w obliczu nowych, bogatych światów nie ma się za dobrze. Otwarcie ziem równoległych przyniosło załamanie światowej gospodarki. Cenne niegdyś surowce, jak złoto czy ropa, straciły swoją wartość w obliczu praktycznie nieskończonych złóż znajdujących się na terenie światów alternatywnych. Tak gwałtowne odnowienie i zwielokrotnienie zasobów naturalnych odbiło się również na rynkach żywności: ludzkość wróciła do zbieractwa, rybołówstwa i polowań, przemysł rolniczy stał się niepotrzebny i niewydajny.
Wizja nowego multiświata rozwinięta została w duchu sentymentalnego powrotu do natury i harmonii, której pragnęlibyśmy się w niej doszukać. Harmonia ta staje się paradoksalnym rewersem anarchii, która z jednej strony toczy Ziemię Podstawową w postaci wspomnianego kryzysu światowej gospodarki i masowego wymierania miast, z drugiej strony oferuje wolność wszystkim osobom migrującym na ziemie równoległe, gdzie praktyczna kontrola władz staje się niemożliwa. Upadek systemu monetarnego, powodowany nieprzystawalnością pieniądza do pracy i ujawnieniem wirtualności (lub jak to określił Bartosz Kuźniarz „diaboliczności”) pieniędzy, spowodował wyłonienie się nowej, „organicznej” waluty, jaką stała się przysługa. Waluty, zauważmy, o tyle antysystemowej, że niemożliwej do opodatkowania.
Fantazje o niewielkich społecznościach żyjących w dobrobycie i w zgodzie z naturą nie czynią jednak z „Długiej Ziemi” powieści utopijnej. Zaraz po nakreśleniu tych sielankowych obrazków, Pratchett i Baxter rozliczają swych bohaterów. Okazuje się, że uzyskanie wolności wiąże się z utratą bezpieczeństwa, ponieważ policja nie dysponuje środkami wystarczającymi do sprawowania kontroli w światach równoległych. Na dodatek podróżowanie w nich otwiera nowe możliwości przestępcom, którzy niezauważeni pokonywać mogą dowolny dystans i pojawić się praktycznie wszędzie. Ale utrata bezpieczeństwa okazała się względnie niewielką ceną. To, co faktycznie niepokojące w „Długiej Ziemi”, to brak zmian o charakterze – nazwijmy to tak – głębokim. Ujawnia się on na dwa sposoby.
Pierwszy to dominacja klasy średniej. Choć początkowo wiaty równoległe stają się schronieniem dla „dzieci ulicy”, ubogich i bezrobotnych, a największy odsetek migracji obserwuje się wśród powracających na łono natury Aborygenów, to sytuacja dość szybko powraca do punktu wyjścia. W momencie, w którym rozpoczyna się bardziej zorganizowana i regularna kolonizacja Długiej Ziemi, okazuje się, że pionierzy wywodzą się w całości z klasy średniej, ponieważ bogaci, żyją zbyt wygodnie, aby szukać szczęścia w znoju budowania nowych cywilizacji, biedni natomiast nie są w stanie sfinansować dalekich wypraw i niezbędnego zaopatrzenia.
Drugi sposób, na który Pratchett i Baxter przełamują utopijną wizję, polega na wykluczeniu. Okazuje się bowiem, że przekraczanie nie jest dostępne dla wszystkich, jak początkowo sądzono. Aż jedna na pięć osób należy do grupy tak zwanych „fobików”, dla których przekraczanie jest praktycznie niemożliwe. Uwięzieni na pustoszejących terenach Ziemi Podstawowej fobicy, często opuszczeni przez całe rodziny i najdotkliwiej odczuwający załamanie gospodarki, zaczynają organizować się w ugrupowania o coraz bardziej radykalnym charakterze, posuwając się do działań terrorystycznych.
Współautorstwo powieści budzi często chęć krytyka, by spróbować wskazać wkład, jaki wnieśli poszczególni autorzy. W tym wypadku jest to dość łatwe zadanie. Baxter dał się już poznać jako pasjonat historii naturalnej i ewolucji. Z dużym prawdopodobieństwem można więc zakładać, że od niego wypłynęła większość pomysłów na odmienne kursy obrane przez ewolucję na sąsiednich ziemiach. Partie tekstu dotyczące anatomicznych ograniczeń rozwoju mózgu i możliwości ich zniesienia przez przekraczanie w trakcie porodu są fascynujące. Podobnie możemy się spodziewać, że błyskotliwe dialogi i pełne specyficznego humoru opisy zawdzięczają swój urok Pratchettowi, który przyzwyczaił do nich swych czytelników w serii Świata Dysku.
Całość dopełnia – również Pratchettowska – możliwość czytania metaforycznego. W powieściach Pratchetta z gatunku fantasy rzeczywistość rzadko zamyka się sama w sobie, zwykle stanowi metaforę wybranych elementów rzeczywistości pozatekstowej. Sądzę, że podobnie jest w przypadku „Długiej Ziemi”. Można ją rozumieć jako metaforę samego procesu czytania, który podobnie jest przenoszeniem do innych światów. Zresztą sytuacja czytelnika rozpoczynającego lekturę „Długiej Ziemi” tożsama jest – przez początkową dezorientację – z sytuacją bohaterów. Pierwsze przekroczenia były dla ludzi szokiem, i tak, jak bezradne dzieci zostały nagle przeniesione do obcych światów, tak też czytelnik wrzucony zostaje w tekst, który początkowo jest dla niego niejasny. Można także w równoległych światach, połączonych w specyficzną sieć, doszukiwać się metafory internetu. Przy takim odczytaniu aktualizuje się społeczna wymowa powieści: internet daje wolność, lecz kosztem bezpieczeństwa (prywatności), ucieka władzy państwowej i jest z założenia ponadklasowy, lecz jednocześnie staje się przyczyną różnego rodzaju wykluczeń.
Bez względu na to, czy zdecydujemy się czytać „Długą Ziemię” jako metaforę czytania, czy będziemy się w niej doszukiwać analogii internetu lub innych „światów równoległych” wydaje się, że lekcja płynąca z prozy Pratchetta i Baxtera jest taka sama: nadmierna eksploracja alternatywnych rzeczywistości prowadzi do wyjałowienia rzeczywistości podstawowej, tej szarej i może mniej ciekawej, lecz jednocześnie jedynej dostępnej dla nas wszystkich.
Terry Pratchett, Stephen Baxter: „Długa Ziemia”. Przeł. Piotr W. Cholewa. Prószyński i S-ka. Warszawa 2013.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |