
ALE TO JUŻ BYŁO...
A
A
A
Cykl: Miałem nie pisać…
O książce Manuli Kalickiej i Zbigniewa Zawadzkiego „Tutto bene” (Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2012) to już w ogóle miałem nie pisać, bo pisanie o tej powieści w moim przypadku jest niczym pakowanie się z pełną świadomością na minę. Z pełną świadomością, ale jednocześnie nadzieją, że wybuch nie nastąpi. Skąd u mnie takie saperskie dylematy? Otóż duet Kalicka/Zawadzki popełnił kryminał, co więcej, jest to powieść kryminalna z rodzaju krymi-zgrywy (to zgrabne określenie wymyślił Marcin Wroński), w której opowieści o zbrodniach mieszają się z podawanymi na wesoło historiami obyczajowymi. Gdzie tu mina, strach i zagrożenie? Otóż zdarzało mi się w duetach z kobietami pisać kryminały. Były to jak najbardziej krymi-zgrywy. Pisząc o „Tutto bene”, ryzykuję, że znowu ktoś mi zarzuci, że ja, krytyk, który bywa pisarzem, albo pisarz bywający krytykiem – jak kto woli – brutalnie wykaszam konkurencję. Trudno, najwyżej mina wybuchnie.
Zacznę od przypomnienia oczywistości. Kryminały, jak każda proza gatunkowa, bazują na schematach, dobrze sprawdzonych. Niektórzy „kryminaliści” uważają, że im bardziej sprawdzone patenty, tym lepsze, bo gwarantują szybkie porozumienie z czytelnikiem. Jednak strategia „ale to już było…”, że zacytuję pieśń pewnego kultowego krakowskiego zespołu, nie zawsze się sprawdza. Autorzy „Tutto bene” pełnymi garściami czerpali z innych powieści kryminalnych. Akcja książki krąży wokół tytułowej restauracji, modnej, a jakże, warszawskiej. Oczywiście, żadna niespodzianka, to już było… Na przykład Andrea Camilleri. W cyklu kryminalnym tego włoskiego pisarza, o perypetiach komisarza Mantalbano, kucharzenie odgrywa ważną rolę. Ale nie trzeba szukać aż tak daleko, również w rodzimej prozie kryminalnej sporo jest tego rodzaju wątków. Akcja powieści Adrianny Ewy Stawskiej „Karmiąc zło” (2012) rozgrywa się w środowisku warszawskich restauratorów. Bohater cyklu Wiktora Hagena, komisarz Nemhauser, oprócz policyjnej roboty zajmuje się również gotowaniem w popularnej warszawskiej knajpie. I tak dalej, i w ten deseń (nie mylić z deserem). Pomijam już fakt, że programy o gotowaniu ostatnio są w ramówce prawie każdego kanału telewizyjnego… W przypadku „Tutto bene” motywy kulinarne miałby sens, gdyby autorzy postanowili dodać coś, cokolwiek, od siebie. Tak się jednak nie stało.
Jako się rzekło, w krymi-zgrywach ważną rolę odgrywają wątki obyczajowe. W powieści duetu Kalicka/Zawadzki są one, po pierwsze, z gatunku rzewnych. Wątek romansowy w kryminale to nic zdrożnego, tyle tylko w „Tutto bene” jest on do bólu banalny. Oto Zosia, pochodząca z prowincjonalnego zadupia, zakochuje się w Grzegorzu Dolanie, wschodzącej gwieździe rodzimego kucharzenia. Bywa. Problem w tym, że uczuciowe rozterki Zośki są na poziomie średnio rozgarniętej gimnazjalistki (rzecz ujmując w skrócie: chciałaby, ale się lęka…). I nie tłumaczy tego fakt, iż jej wcześniejszy związek był fatalny. Właśnie – mroczny narzeczony… Po drugie, autorzy powieści zakomponowali warstwę obyczajową w najgorszy z możliwych sposobów, stosując zabójczą strategię: dla każdego coś miłego. Wygląda to trochę tak, jakby Kalicka i Zawadzki najpierw sprawdzili, jakie tzw. trudne tematy społeczne „chodzą” po mediach, a potem postanowili upakować je w swojej powieści. Bo czegóż tam nie ma? Jest gej, który boleśnie doświadcza nietolerancji bliźnich. Są problemy opuszczonych przez bliskich seniorów. Jest stalking. Są ukraińscy emigranci, typy mroczne (brakowało tylko, żeby mieli czarne podniebienia…). Jest historia dzieci, które dręczą szkolnych kolegów. I tak dalej… Nie twierdzę, że nie należy o tym pisać, ale trzeba znać proporcje. Szczególnie, jeśli pisze się kryminał.
Nie przekonała mnie również postać komisarza Górzyańskiego. Ostatnimi czasy autorzy kryminałów odchodzą od mrocznych glin po przejściach. Tak też zrobili autorzy „Tutto bene”. Górzyański jest zwykłym facetem, który nie ma problemów rodzinnych, a za to ma dziwnego psa, buldożka Pedro, który nie lubi spacerów. To, jak na mój gust, nieco za mało, żeby zainteresować się tą postacią. Bo „ależ to już było”, jako śpiewa bard.
I jeszcze styl i humor… Na przykład: „Ludka Chmiela, zniknęła za drzwiami, obiecując sobie solennie, że się zemści. Jak jeszcze raz tak do niej powie, to upuści temu Pączusiowi kawę na pączusie. Znaczy: na jaja”. Wielce jest to wyrafinowane… Choć może zwyczajnie mam całkiem odmienne poczucie humoru.
Z „Tutto bene” jest jeden problem. Autorzy wykombinowali całkiem przyzwoitą intrygę kryminalną. Ale chcieli dodać do tej powieści coś więcej. Niestety, się nie udało.
Zacznę od przypomnienia oczywistości. Kryminały, jak każda proza gatunkowa, bazują na schematach, dobrze sprawdzonych. Niektórzy „kryminaliści” uważają, że im bardziej sprawdzone patenty, tym lepsze, bo gwarantują szybkie porozumienie z czytelnikiem. Jednak strategia „ale to już było…”, że zacytuję pieśń pewnego kultowego krakowskiego zespołu, nie zawsze się sprawdza. Autorzy „Tutto bene” pełnymi garściami czerpali z innych powieści kryminalnych. Akcja książki krąży wokół tytułowej restauracji, modnej, a jakże, warszawskiej. Oczywiście, żadna niespodzianka, to już było… Na przykład Andrea Camilleri. W cyklu kryminalnym tego włoskiego pisarza, o perypetiach komisarza Mantalbano, kucharzenie odgrywa ważną rolę. Ale nie trzeba szukać aż tak daleko, również w rodzimej prozie kryminalnej sporo jest tego rodzaju wątków. Akcja powieści Adrianny Ewy Stawskiej „Karmiąc zło” (2012) rozgrywa się w środowisku warszawskich restauratorów. Bohater cyklu Wiktora Hagena, komisarz Nemhauser, oprócz policyjnej roboty zajmuje się również gotowaniem w popularnej warszawskiej knajpie. I tak dalej, i w ten deseń (nie mylić z deserem). Pomijam już fakt, że programy o gotowaniu ostatnio są w ramówce prawie każdego kanału telewizyjnego… W przypadku „Tutto bene” motywy kulinarne miałby sens, gdyby autorzy postanowili dodać coś, cokolwiek, od siebie. Tak się jednak nie stało.
Jako się rzekło, w krymi-zgrywach ważną rolę odgrywają wątki obyczajowe. W powieści duetu Kalicka/Zawadzki są one, po pierwsze, z gatunku rzewnych. Wątek romansowy w kryminale to nic zdrożnego, tyle tylko w „Tutto bene” jest on do bólu banalny. Oto Zosia, pochodząca z prowincjonalnego zadupia, zakochuje się w Grzegorzu Dolanie, wschodzącej gwieździe rodzimego kucharzenia. Bywa. Problem w tym, że uczuciowe rozterki Zośki są na poziomie średnio rozgarniętej gimnazjalistki (rzecz ujmując w skrócie: chciałaby, ale się lęka…). I nie tłumaczy tego fakt, iż jej wcześniejszy związek był fatalny. Właśnie – mroczny narzeczony… Po drugie, autorzy powieści zakomponowali warstwę obyczajową w najgorszy z możliwych sposobów, stosując zabójczą strategię: dla każdego coś miłego. Wygląda to trochę tak, jakby Kalicka i Zawadzki najpierw sprawdzili, jakie tzw. trudne tematy społeczne „chodzą” po mediach, a potem postanowili upakować je w swojej powieści. Bo czegóż tam nie ma? Jest gej, który boleśnie doświadcza nietolerancji bliźnich. Są problemy opuszczonych przez bliskich seniorów. Jest stalking. Są ukraińscy emigranci, typy mroczne (brakowało tylko, żeby mieli czarne podniebienia…). Jest historia dzieci, które dręczą szkolnych kolegów. I tak dalej… Nie twierdzę, że nie należy o tym pisać, ale trzeba znać proporcje. Szczególnie, jeśli pisze się kryminał.
Nie przekonała mnie również postać komisarza Górzyańskiego. Ostatnimi czasy autorzy kryminałów odchodzą od mrocznych glin po przejściach. Tak też zrobili autorzy „Tutto bene”. Górzyański jest zwykłym facetem, który nie ma problemów rodzinnych, a za to ma dziwnego psa, buldożka Pedro, który nie lubi spacerów. To, jak na mój gust, nieco za mało, żeby zainteresować się tą postacią. Bo „ależ to już było”, jako śpiewa bard.
I jeszcze styl i humor… Na przykład: „Ludka Chmiela, zniknęła za drzwiami, obiecując sobie solennie, że się zemści. Jak jeszcze raz tak do niej powie, to upuści temu Pączusiowi kawę na pączusie. Znaczy: na jaja”. Wielce jest to wyrafinowane… Choć może zwyczajnie mam całkiem odmienne poczucie humoru.
Z „Tutto bene” jest jeden problem. Autorzy wykombinowali całkiem przyzwoitą intrygę kryminalną. Ale chcieli dodać do tej powieści coś więcej. Niestety, się nie udało.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |