Maja Baczyńska, Tomasz Opałka,
MUZYKA JEST JEDNA
A
A
A
Maja Baczyńska: Jaką muzykę piszesz najchętniej?
Tomasz Jakub Opałka: Obsadowo – symfoniczną. Poza tym dużą przyjemność sprawia mi pisanie muzyki filmowej, ale też nie każdej – lubię, kiedy obraz, do którego mam pisać muzykę, w jakiś sposób mnie dotyka i porusza, wtedy pomysły pojawiają się naturalnie, jakby były związane z tym obrazem od zawsze. Coraz częściej sięgam jednak po mniejsze składy. Dają one większą szansę na zgłębienie istoty dźwięku czy interakcje pomiędzy wykonawcami. To, co w orkiestrze odbywa się bardziej na zasadzie ruchu pewnych mas, w muzyce kameralnej polega na oddziaływaniu między sobą jednostek.
M.B.: Czym się inspirujesz w swojej twórczości, czego poszukujesz?
T.J.O.: Inspirują mnie różne rzeczy. Natura, kosmos, współczesność (technologia, życie, miasto), czas (powstawanie, trwanie, przemijanie), zmienność otoczenia, a także przestrzeń, która mnie otacza (dźwięki, zapachy, miejsca, ludzie). Poszukuję siebie w tym wszystkim, swojego głosu, który w idealny sposób odda to, co widzę, a raczej jak widzę i czuję to, co mnie inspiruje. Dźwięki, które piszę, to emocje, stany świadomości i język, którym się posługuję, by porozumieć się ze światem za pomocą muzyki.
M.B.: A czy umiałbyś w takim razie jakoś scharakteryzować swoją twórczość?
T.J.O.: Mogę spróbować. Na pewno jest to muzyka, która nie jest obojętna emocjonalnie. Nim postawię jakąś nutę, długo zastanawiam się, czym dany utwór ma być, jakie wrażenie chcę wywołać, w jaki sposób chcę nim słuchacza doświadczyć. Moja muzyka nie jest konceptualna, jest to muzyka, którą słyszę w głowie. Zdarza się, że spotykam się z próbami klasyfikacji mojej twórczości jako konkretnej estetyki czy nurtu. To jest trudne, ponieważ tworzę utwory często kompletnie się od siebie różniące. Nie lubię szufladek.
M.B.: Jakie doświadczenie kompozytorskie okazało się dla Ciebie szczególnie ważne?
T.J.O.: Chyba każde, które przeżywałem po raz pierwszy. Pierwsze publiczne wykonanie, pierwsza premiera utworu symfonicznego, kameralnego czy solowego. Pierwszy soundtrack, pierwsze wykonanie, które można zaliczyć do najgorszych, jakie miałem, itd. Wszystkie te wydarzenia przygotowują do kolejnych. Trzeba umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach, czasem popełnia się błędy, by potem już wiedzieć, czego nie robić, itd. Każde nowe doświadczenie czegoś uczy, a ja ciągle czegoś nowego doświadczam.
M.B.: Dlaczego postanowiłeś zostać kompozytorem? Czy jest to pewnego rodzaju fascynacja procesem tworzenia?
T.J.O.: Trudne pytanie. Nie wyobrażam sobie, bym mógł robić coś innego. To nie była kwestia wyboru. To było przeznaczenie. Ale na pewno kwestia fascynacji możliwością tworzenia nie jest tu bez znaczenia. Jako dzieciak dużo rysowałem, coś lepiłem, budowałem, pewnie gdyby nie kompozycja projektowałbym samochody lub zostałbym operatorem filmowym.
M.B.: Do jakich odbiorców kierujesz swoją muzykę?
T.J.O.: Do ludzi, którzy chcą coś przeżyć, dla których muzyka jest ważna, na pewno do ludzi wrażliwych.
M.B.: Czy muzyka współczesna ma szansę zebrać szerokie grono odbiorców w dzisiejszej Polsce? Jak to wygląda w porównaniu z zagranicą – miałeś możliwość przekonać się o tym, żyjąc w Stanach?
T.J.O.: Oczywiście, że tak. Wszystko zależy od kontekstu, w jakim się muzykę prezentuje i jaka ta muzyka jest. Ważne jest też, co rozumiesz przez „szerokie grono odbiorców”. Kultura ambitna nigdy nie będzie masowa, bo wielu ludzi nie jest przygotowanych do jej odbioru. Natomiast jestem przeciwnikiem „gettoizacji” muzyki współczesnej, czyli zamykaniu jej w ramach festiwalowych wykonań. Muzyka jest jedna. Bez znaczenia, czy powstawała w baroku, klasycyzmie, czy w zeszłym miesiącu. Tyle, że różni się czasem okolicznościami powstania i środkami, jakimi mógł posłużyć się kompozytor, pisząc dany utwór. Są miejsca, gdzie muzykę traktuje się jako przedmiot badań, pewien eksperyment, a nawet sferę naukową. Jej twórcom wydaje się, że coś badają, itd. Niestety (dla nich) nie badają i nie robią niczego ważnego – nie tworzą leku na raka ani nie budują źródeł energii odnawialnej, muzyka to nie nauka, to sztuka dźwięku i trzeba o tym pamiętać, kiedy się chce mieć odbiorców.
M.B.: Parę słów o Twoim udziale w tegorocznym Festiwalu Prawykonań w Katowicach.
T.J.O.: Historia mojego uczestnictwa w Festiwalu Prawykonań rozpoczęła się od znakomitego skrzypka – Janusza Wawrowskiego. Podczas festiwalu Warszawskie Spotkania Muzyczne w 2012 roku Janusz wykonywał mój utwór na skrzypce solo. Ponieważ współpraca dla nas obu była udana i zaowocowała przyjaźnią, Janusz wpadł na pomysł, bym napisał dla niego koncert skrzypcowy. Z tym pomysłem udał się następnie do pana Marka Mosia, który nie dość, że projektem się zainteresował, to jeszcze zaciekawił nim panią Joannę Wnuk-Nazar. W ten oto sposób otrzymałem zamówienie od NOSPR na koncert skrzypcowy, który miał być wykonany podczas Festiwalu Prawykonań. Zamówienie zostało sfinansowane w ramach programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kolekcje – Priorytet: Zamówienia Kompozytorskie. Utwór nosi tytuł „L.A. Concerto”, ponieważ powstawał w Los Angeles. Atmosfera tego miasta silnie odbiła się na treści utworu, stąd również tytuł, bardzo prowokujący (taki był mój zamiar), bo niezbyt typowy dla tego typu kompozycji. Idea Festiwalu Prawykonań jest wspaniała. Mam nadzieję, że Festiwal ten będzie się rozwijał, ale że nie zmieni swojego profilu. To cudowne, że możemy usłyszeć najnowszą muzykę polską taką, jaka ona jest, bez cenzury, bez względu na to, co się dziś komuś podoba lub nie. Mamy w Polsce wiele festiwali muzyki współczesnej, ale najczęściej prezentują one wycinek polskiej twórczości, wycinek wybrany według subiektywnych kryteriów estetycznych (bo przecież nie warsztatowych!). Festiwal Prawykonań jest inny i to jest jego wielką siłą.
M.B.: Muzyka w twoim życiu jest…
T.J.O.: Moją największą pasją, moim zawodem, moim światem… moim życiem.
M.B.: Co najczęściej mówisz swoim studentom?
T.J.O.: By nie bali się siebie w swojej twórczości i przede wszystkim – by dużo słuchali różnej muzyki i przez to budowali swoją świadomość muzyczną.
Tomasz Jakub Opałka: Obsadowo – symfoniczną. Poza tym dużą przyjemność sprawia mi pisanie muzyki filmowej, ale też nie każdej – lubię, kiedy obraz, do którego mam pisać muzykę, w jakiś sposób mnie dotyka i porusza, wtedy pomysły pojawiają się naturalnie, jakby były związane z tym obrazem od zawsze. Coraz częściej sięgam jednak po mniejsze składy. Dają one większą szansę na zgłębienie istoty dźwięku czy interakcje pomiędzy wykonawcami. To, co w orkiestrze odbywa się bardziej na zasadzie ruchu pewnych mas, w muzyce kameralnej polega na oddziaływaniu między sobą jednostek.
M.B.: Czym się inspirujesz w swojej twórczości, czego poszukujesz?
T.J.O.: Inspirują mnie różne rzeczy. Natura, kosmos, współczesność (technologia, życie, miasto), czas (powstawanie, trwanie, przemijanie), zmienność otoczenia, a także przestrzeń, która mnie otacza (dźwięki, zapachy, miejsca, ludzie). Poszukuję siebie w tym wszystkim, swojego głosu, który w idealny sposób odda to, co widzę, a raczej jak widzę i czuję to, co mnie inspiruje. Dźwięki, które piszę, to emocje, stany świadomości i język, którym się posługuję, by porozumieć się ze światem za pomocą muzyki.
M.B.: A czy umiałbyś w takim razie jakoś scharakteryzować swoją twórczość?
T.J.O.: Mogę spróbować. Na pewno jest to muzyka, która nie jest obojętna emocjonalnie. Nim postawię jakąś nutę, długo zastanawiam się, czym dany utwór ma być, jakie wrażenie chcę wywołać, w jaki sposób chcę nim słuchacza doświadczyć. Moja muzyka nie jest konceptualna, jest to muzyka, którą słyszę w głowie. Zdarza się, że spotykam się z próbami klasyfikacji mojej twórczości jako konkretnej estetyki czy nurtu. To jest trudne, ponieważ tworzę utwory często kompletnie się od siebie różniące. Nie lubię szufladek.
M.B.: Jakie doświadczenie kompozytorskie okazało się dla Ciebie szczególnie ważne?
T.J.O.: Chyba każde, które przeżywałem po raz pierwszy. Pierwsze publiczne wykonanie, pierwsza premiera utworu symfonicznego, kameralnego czy solowego. Pierwszy soundtrack, pierwsze wykonanie, które można zaliczyć do najgorszych, jakie miałem, itd. Wszystkie te wydarzenia przygotowują do kolejnych. Trzeba umieć sobie radzić w trudnych sytuacjach, czasem popełnia się błędy, by potem już wiedzieć, czego nie robić, itd. Każde nowe doświadczenie czegoś uczy, a ja ciągle czegoś nowego doświadczam.
M.B.: Dlaczego postanowiłeś zostać kompozytorem? Czy jest to pewnego rodzaju fascynacja procesem tworzenia?
T.J.O.: Trudne pytanie. Nie wyobrażam sobie, bym mógł robić coś innego. To nie była kwestia wyboru. To było przeznaczenie. Ale na pewno kwestia fascynacji możliwością tworzenia nie jest tu bez znaczenia. Jako dzieciak dużo rysowałem, coś lepiłem, budowałem, pewnie gdyby nie kompozycja projektowałbym samochody lub zostałbym operatorem filmowym.
M.B.: Do jakich odbiorców kierujesz swoją muzykę?
T.J.O.: Do ludzi, którzy chcą coś przeżyć, dla których muzyka jest ważna, na pewno do ludzi wrażliwych.
M.B.: Czy muzyka współczesna ma szansę zebrać szerokie grono odbiorców w dzisiejszej Polsce? Jak to wygląda w porównaniu z zagranicą – miałeś możliwość przekonać się o tym, żyjąc w Stanach?
T.J.O.: Oczywiście, że tak. Wszystko zależy od kontekstu, w jakim się muzykę prezentuje i jaka ta muzyka jest. Ważne jest też, co rozumiesz przez „szerokie grono odbiorców”. Kultura ambitna nigdy nie będzie masowa, bo wielu ludzi nie jest przygotowanych do jej odbioru. Natomiast jestem przeciwnikiem „gettoizacji” muzyki współczesnej, czyli zamykaniu jej w ramach festiwalowych wykonań. Muzyka jest jedna. Bez znaczenia, czy powstawała w baroku, klasycyzmie, czy w zeszłym miesiącu. Tyle, że różni się czasem okolicznościami powstania i środkami, jakimi mógł posłużyć się kompozytor, pisząc dany utwór. Są miejsca, gdzie muzykę traktuje się jako przedmiot badań, pewien eksperyment, a nawet sferę naukową. Jej twórcom wydaje się, że coś badają, itd. Niestety (dla nich) nie badają i nie robią niczego ważnego – nie tworzą leku na raka ani nie budują źródeł energii odnawialnej, muzyka to nie nauka, to sztuka dźwięku i trzeba o tym pamiętać, kiedy się chce mieć odbiorców.
M.B.: Parę słów o Twoim udziale w tegorocznym Festiwalu Prawykonań w Katowicach.
T.J.O.: Historia mojego uczestnictwa w Festiwalu Prawykonań rozpoczęła się od znakomitego skrzypka – Janusza Wawrowskiego. Podczas festiwalu Warszawskie Spotkania Muzyczne w 2012 roku Janusz wykonywał mój utwór na skrzypce solo. Ponieważ współpraca dla nas obu była udana i zaowocowała przyjaźnią, Janusz wpadł na pomysł, bym napisał dla niego koncert skrzypcowy. Z tym pomysłem udał się następnie do pana Marka Mosia, który nie dość, że projektem się zainteresował, to jeszcze zaciekawił nim panią Joannę Wnuk-Nazar. W ten oto sposób otrzymałem zamówienie od NOSPR na koncert skrzypcowy, który miał być wykonany podczas Festiwalu Prawykonań. Zamówienie zostało sfinansowane w ramach programu Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego – Kolekcje – Priorytet: Zamówienia Kompozytorskie. Utwór nosi tytuł „L.A. Concerto”, ponieważ powstawał w Los Angeles. Atmosfera tego miasta silnie odbiła się na treści utworu, stąd również tytuł, bardzo prowokujący (taki był mój zamiar), bo niezbyt typowy dla tego typu kompozycji. Idea Festiwalu Prawykonań jest wspaniała. Mam nadzieję, że Festiwal ten będzie się rozwijał, ale że nie zmieni swojego profilu. To cudowne, że możemy usłyszeć najnowszą muzykę polską taką, jaka ona jest, bez cenzury, bez względu na to, co się dziś komuś podoba lub nie. Mamy w Polsce wiele festiwali muzyki współczesnej, ale najczęściej prezentują one wycinek polskiej twórczości, wycinek wybrany według subiektywnych kryteriów estetycznych (bo przecież nie warsztatowych!). Festiwal Prawykonań jest inny i to jest jego wielką siłą.
M.B.: Muzyka w twoim życiu jest…
T.J.O.: Moją największą pasją, moim zawodem, moim światem… moim życiem.
M.B.: Co najczęściej mówisz swoim studentom?
T.J.O.: By nie bali się siebie w swojej twórczości i przede wszystkim – by dużo słuchali różnej muzyki i przez to budowali swoją świadomość muzyczną.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |