ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

15 lipca 14 (254) / 2014

Paweł Wiktor Ryś,

SORRY SORRENTINO

A A A
Wydania DVD
Wydanie „Wielkiego piękna” na DVD i Blu-rayu to kolejna okazja do poszukiwania tytułowego piękna w filmie Paola Sorrentino. Równocześnie omawiane dzieło (zwłaszcza oglądane po raz wtóry) może być wymownym dowodem na to, że – wbrew ewangelicznej maksymie – „szukać” nie zawsze tożsame jest ze „znaleźć”.

Zakrzyczany nieznoszącymi sprzeciwu „ochami” i „achami”, przytłoczony Europejską Nagrodą Filmową, Złotym Globem i Oscarem (to akurat wątpliwe obciążenie), żyjąc pod straszliwą groźbą zarzutu, że „nie rozumiem”, szukałem długo. Szukałem wytrwale. Szukałem, zaczynając (kilkakrotnie) od nowa. O poszukiwaniu, które nie ma końca, mówi w pewnym sensie recenzowany film. Szkoda jednak, że ów „daremny trud” (nawet jeśli celowo – w co akurat raczej nie wierzę) staje się udziałem widza.

Sorrentino „Wielkim pięknem” dowiódł ponoć – tak głosi perfidne hasło reklamowe – iż jest „nowym Fellinim”. Jako fanatyczny fan Felliniego widzę jednak (może właśnie ze względu na mój fanatyzm) nie tyle nowe wcielenie mistrza, ile całkiem niezłą – temu nie przeczę – podróbkę jego stylu. Niewątpliwie trzeba być bardzo utalentowanym (co Sorrentino udowodnił już boskim „Boskim”), by zrobić film zbliżony do filmów twórcy „Amarcordu”, ale żeby udany falsyfikat nazywać zaraz – jak czynią to niektórzy – arcydziełem?

Gwoli ścisłości: nie chodzi mi o to, że Jep (główny bohater) jest współczesną wersją Marcella ze „Słodkiego życia”, konstrukcja filmu bliska jest konstrukcji „Osiem i pół”, a sposób opowiadania o Rzymie przypomina „Rzym Felliniego”. Tu przecież nawet specyficzne najazdy kamery są powieleniem (nawiązaniem do?) techniki reżysera „La strady”. Problem w tym, że Sorrentino, nie licząc interteksutalnej zabawy, niezbyt wiele daje od siebie. Językiem Felliniego porusza problemy poruszane przez Felliniego. Językiem Felliniego opowiada o świecie Anno Domini 2013. Językiem Felliniego dyskutuje z Fellinim.

„Wielkie piękno” jest dla kina włoskiego lat 60. i 70. (zwłaszcza dla twórcy „Głosu z księżyca”) czymś takim, jak „Artysta” Michela Hazanaviciusa dla kina niemego. Może nawet czymś mniej, bo w „Artyście” mamy grę z konwencją i w konsekwencji jej przełamanie, a u Sorrentino tego ostatniego nieco brakuje.

Przede wszystkim jednak brakuje ironii i autoironii. Tak, tak, przebija ona z kreacji głównego bohatera (znakomity Toni Servillo), z zarysowanego portretu wyższych sfer, z przekornego obrazu Rzymu itd. Kiedy jednak przechodzimy do tytułowego zagadnienia, ironia (jakimś dziwnym trafem) momentalnie się ulatnia. Pojawiają się patetyczne obrazy, wzniosła muzyka i, co najgorsze, górnolotne sentencje. Wbrew niektórym komentatorom, nie widzę w tym dystansu. Nie sądzę, że ten kicz jest zamierzony, ale gdyby nawet tak było, to autokompromitacja w omawianym dziele nie pełni należycie swej funkcji. Dobrym tego przykładem może być kończąca film mowa Jepa. Napuszone maksymy są przerywane wstawką „bla, bla, bla”. Ta wstawka nie łagodzi jednak banału, jest równie ograna i pretensjonalna, jak cała mowa.

W mówce bohatera – na domiar złego – reżyser wyjaśnia nam, czym jest owo wielkie piękno. Chociaż więc nie ma sensu silić się tu na jakąkolwiek „wykładnię”, to warto jednak zwrócić uwagę na (iście proustowską) autotematyczną ramę. Na końcu filmu Jep stwierdza, że „teraz” rozpoczyna się powieść. Powieść, w której opisze to, co właśnie obejrzeliśmy, powieść, w której spróbuje odzyskać utracony czas. O ile jednak – nieprzypadkowo przywoływany w filmie – Proust, a także Fellini wierzyli w moc sztuki, o tyle reżyser „Skutków miłości” tej wiary nie podziela. „To tylko sztuczka” – mówi swoim widzom. Stając, wbrew sztuce, po stronie życia, staje – by tak (naśladując filmowe sentencje) rzec – po stronie śmierci. Po stronie cytowanego kilkakrotnie Céline’a.

Jest więc mimo wszytko coś, co różni Sorrentino od Felliniego? Ba, mamy tu nawet do czynienia z wyraźną polemiką, tyle że wyrażoną – jak już zaznaczyłem wcześniej – w dyskursie Felliniego. Wszystko to razem sprawia, że chociaż „Wielkie piękno” nie jest filmem nieudanym, to obietnica zawarta w tytule okazuje się jednak obietnicą na wyrost.
„Wielkie piękno” („La grande bellezza”). Reżyseria: Paolo Sorrentino. Scenariusz: Umberto Contarello, Paolo Sorrentino. Obsada: Toni Servillo, Sabrina Ferilli, Carlo Verdone i in. Gatunek: dramat. Produkcja: Włochy / Francja 2013, 142 min. Dystrybucja: Galapagos.