ISSN 2658-1086
Wydanie bieżące

1 września 17 (257) / 2014

Angelika Łuszcz,

Z SZUFLADY JANUSZA SZUBERA

A A A
Kilkanaście lat temu w rozmowie z Antonim Liberą („Nowe Książki” 1999) Janusz Szuber mówił o swojej twórczości: „jest to poezja konkretu: zjawisk, rzeczy widzialnych – słowem «realistyczna»”, w najnowszym tomie, w wierszu „Lutherbrodt” zanotuje: „uważność, […] jak mi parokrotnie wyjaśniano, / cechuje pokaźną część moich wierszy”. Lektura wydanego przez Wydawnictwo Literackie tomu „Tym razem wyraźnie” potwierdza autorefleksje sanockiego poety: powściągliwość, rzetelność, dbałość o słowo, prostota i precyzja wyrazu zostały dobrze zrealizowane również w najnowszych wierszach.

W tym samym wywiadzie autor „Madame” zwrócił uwagę na obecny w tej twórczości „kult przodków rodziny”, który „stanowi obszerny i odrębny wątek”. Inicjujący książkę wiersz „Lekcje poezji” jest swoistym dziękczynieniem skierowanym do uzdolnionej, czytającej poezję matki, która – jak powie poeta – „wymagała ode mnie / nieporównanie więcej niż pani od polskiego. Poprawiany, / gdzie należało, wielokrotnie powtarzałem przed nią wykuty / na blachę tekst. Nie przeczuwałem, no bo niby skąd / miałoby to przyjść, że dużo, dużo później będę nagrywał, / odsłuchiwał i korygował własne wiersze, dopóki / nie osiągną poważnej formy”. W późniejszej rozmowie (z Katarzyną Kubisiowską „Tygodnik Powszechny” 2008) autor „Lekcji Tejrezjasza” wskazywał na inny aspekt więzi z Ewą de domo Rogala-Lewicką – zdolność matki do poetyckiej motywacji syna: „Mama pięknie recytowała. To dzięki niej tak dużą wagę przykładam do muzyczności tekstu. Kiedy wiersz zdaje się już zbliżać do ostatecznego kształtu, nagrywam go jeszcze na dyktafon, chcę go usłyszeć”. „Uzdolniona wokalnie” matka z artystyczną duszą (vide „Trzecia tajemnica”), poświęcająca sporo uwagi choremu synowi, „uniknęła przewlekłego losu innych matek”, które „nie chcą przyjmować leków i suplementów diety [...]”, nie ustrzegła się jednak przed nieuchronną śmiercią, zmarła w 1991 roku. Pamiętający syn, w wierszu: „Nasze stare matki szczupleją”, napisze: „Niedługo, bez jakichkolwiek konsekwencji dla kosmicznego ładu, / nastąpi zrównanie jej wieku z moim”.

Przed paroma laty, zwierzając się redaktorce „Tygodnika Powszechnego” z nazbyt częstego portretowania postaci kobiecych, poeta mówił: „W domu rządziły matka i babka. A przecież mężczyźni nie stanowili mniejszości, było nas trzech – ojciec, ja i pies płci męskiej”. Obecność ojca została także odnotowana w nowym zbiorze, w wierszu „Pelian na tłoczek, czyli ojciec znowu szybował nade mną”, Zbigniew Szuber – pilot w Aeroklubie Podkarpackim – przedstawiony został jako dobrze prezentujący się mężczyzna („w sztruksowych spodniach i flanelowej koszuli”), przywiązujący wagę do swojego wyglądu („Mył ręce długo i starannie jak chirurg, / żeby matka mogła przystąpić do manicure”). Nienagannym zachowaniom hołdował również dziadek Stefan („przyjąć kogoś w pantoflach / czy bez marynarki, to było nie do pomyślenia”), trzymający w gotowości wszystkie niezbędne części garderoby, potrzebne w razie niezapowiedzianej wizyty („marynarka, w gotowości, na oparciu krzesła [...]. Na biurku portfel, gdyby przyszło wyjść”).

W najnowszych wierszach pojawiają są także postaci niespokrewnione: znajomi i przyjaciele, ich obecność markuje poeta mimochodem, między wersami, w poetyckiej dedykacji, w tytule wiersza. Sporządzony indeks osobowy będzie zaskakująco długi: Franciszka Arelian, tajemniczy pan Ursa, Renata Jabłońska, Andziu Dunda, Zbigniew Mentzl, Leon Getz etc. W tej litanii nazwisk swoje miejsce znajdą osoby dla Janusza Szubera szczególnie ważne, często znane z poprzednich książek poety, w tym postać Leszka Rózgi (którego grafikę „Elizjum” wykorzystano na okładce tomu i któremu poeta dedykował siedem miniatur), jak również kilku sanockich przyjaciół: Roman Biskupski („Romek Biskupski, mój guru od ikon”) oraz Zdzisław Beksiński („Na kanapie, plecami do okna, Beksiński”).

Wspomnienia, mocno akcentowane „refreny z dzieciństwa”, okresy młodzieńczej szczęśliwości, pełnią funkcję szczególnie istotną: „byłem wysmukłym / młodzieńcem, o ciemnych bujnych włosach, w ciemnym / garniturze i z przekrzywioną muchą pod źle wygolonym / i śmiesznie poruszającym się jabłkiem Adama”. O tych powrotach Szubera do lat minionych Michał Głowiński pisał: „Zastanawiam się, czy wszelkie sięganie w lata dawne, choćby w czas dzieciństwa, nie jest […] cerowaniem pamięci […]. A cerowanie pamięci to nic innego jak zespalanie rzeczy pozornie izolowanych i rozproszonych, tworzenie tkanki łącznej. To dopiero dzięki niej może się uformować opowiadanie o tym, co zdarzyło się przed laty”. Sięganie w przeszłość może być również „lekarstwem”, ułatwiającym zmaganie się z doskwierającą od lat chorobą, która wymusiła szereg zmian w życiu młodego wówczas poety. W innym miejscu gorzko wskazywał: „…miałem dwadzieścia parę lat, [...] rozpoczęte studia polonistyczne w Warszawie i dość bujną młodość, gdy przyszedł gościec, który był jak tajfun. Najpierw laska, potem szwedki, wreszcie kilkanaście lat leżenia, operacje, rehabilitacje, sanatoria, kliniki... A przecież byłem tęgim piechurem, który wędrował po Bieszczadach, jeździł na polowania z ojcem, wędkował. I właśnie – o ironio losu – moje sprawne nogi zostały zaatakowane. [...]. Zostałem wrzucony w 'inny świat'” („Dziennik Polski” 2000). Co pozostaje wobec takiego dictum losu? Albo rozpacz, albo ironia: „od kiedy zażywam pewien lek / tak zwanej nowej generacji / i stopniowy termin bariera immunologiczna / przybrał konkretną restrykcyjną postać”.

Ostatni tom, sygnowany frazą „Tym razem wyraźnie”, jest książką jubileuszową (późny debiut autora „Mojości” przypadł na rok 1994 w lokalnym „Tygodniku Sanockim”). Powracają znane już, budowane od samego początku, tropy tematyczne w formie uzupełnienia i dopowiedzenia (rodzina, młodość, choroba). Poeta podczas spotkania promującego książkę (Sanok 2014) sugerował, że ów tom traktuje jako domknięcie jego poetyckiej drogi. Ufam jednak, że w słynnej szufladzie, będącej przez kilkanaście lat dyskretnym repozytorium pisarza, znajdą się jeszcze teksty, które ujrzą światło dzienne, które pozwolą czytelnikowi na nowo wejść w sielski obraz rodzinny, w sanocką prowincję i zmierzyć z utworami wielkiej miary, bez których trudno dziś wyobrazić sobie współczesną poezję polską.

W „Kwartalniku Artystycznym” (2013) czytamy: „Jeśli chodzi o mistrza najważniejszego, wokół którego całymi latami krążyłem i krążę po dziś dzień, to jest nim Zbigniew Herbert. W moim okresie przeddebiutanckim, podglądałem Herberta po to, żeby się czegoś zasadniczego od niego nauczyć, jednocześnie pilnując się, aby u siebie tego nie kopiować, że własna odrębna dykcja jest przecież możliwa, a skoro tak, to należy konsekwentnie podejmować próby usamodzielnienia”. Z całą pewnością „podejrzane” u autora „Martwej natury z wędzidłem” wartości, refleksje i język, Szuber realizuje z powodzeniem, o czym świadczyć mogą reakcje krajowej krytyki, jak również obecność poety w uznanych periodykach zagranicznych (m.in. „The New Yorker”, „World Literature Today”).

Mistrz Janusza Szubera w jednym z listów pisał do niego: „Niestety, mój drogi przyjacielu, jest Pan poetą i nic na to nie można poradzić.” W tomie „Wpis do ksiąg wieczystych” poeta, mając w pamięci te słowa, napisze: „To, że […] / zwracał się do mnie, debiutanta, / per „drogi kolego”, a zwłaszcza / formuła jest pan Poetą i nic na to nie poradę – było jak znamię świętego oleju / kreślone na czole celebransa”. Zatem niech herbertowskie „błogosławieństwo” towarzyszy Szuberowi jak najdłużej, a natchnienie oświeca serce i umysł.
Janusz Szuber: „Tym razem wyraźnie”. Wydawnictwo Literackie 2014.