
REPORTERSKIE PODRÓŻE W GŁĄB POLSKI (MICHAŁ OLSZEWSKI: 'NAJLEPSZE BUTY NA ŚWIECIE')
A
A
A
Michał Olszewski dał się już dobrze poznać czytelnikom. Nie tylko jako dziennikarz, ale przede wszystkim prozaik. W książkach „Do Amsterdamu” (debiutancki tom prozatorski nagrodzony w konkursie Znaku) i „Chwalcie łąki umajone” penetrował wraz ze swoimi narratorami zaułki i załomy światów, które – nawiązując do frazy Marka Nowakowskiego – „źle się sprywatyzowały”. Oglądaliśmy w tamtych opowiadaniach świat przestrzeni, które „zdemolował tajfun Ekonomia”, jak pisał sam Olszewski. Odkrywaliśmy zawiłość i niejasność losów rzesz i jednostek pozbawionych opiekuńczego parasola, który osłaniał i zdejmował odpowiedzialność nie tylko za pracę i wspólnotę, ale także za własną egzystencję.
Reporter Michał Olszewski ma czułe oko i wrażliwe ucho. Uważnie wpatruje się w powidoki otaczającej go rzeczywistości, wyłuskując z nich godne uwagi drobiny, odpryski, odłamki, które przez wielu bywają niezauważane. Wsłuchuje się w głosy niesłuchanych, wyłapuje ledwo słyszalne poszumy. Zbiór „Najlepsze buty na świecie” jest podsumowaniem, efektem kilkunastoletniej reporterskiej pracy: poświęcenia i fascynacji, odkrywania i przedstawiania, analiz i wyników. Reportaże pomieszczone w „Najlepszych butach…” ukazywały się – poza tekstem tytułowym, który jest pierwodrukiem – na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej” (w jej rozmaitych dodatkach: „Wysokich Obcasach”, „Dużym Formacie”, dodatku „Gazeta Świąteczna”). Teksty Olszewskiego wpisują się w klimat i problematykę poruszaną na łamach tych dwóch tytułów, a Autor znalazł już swoje – pewne, niezagrożone – miejsce wśród znakomitych krajowych reporterów, szpicy i elity tego grona spod znaku Małgorzaty Szejnert, Wojciecha Tochmana czy Włodzimierza Nowaka (to oczywiście nie klasyfikacja, żadne reporterskie podium, a zaledwie trzy nazwiska wybrane spośród wielu zasłużonych).
Olszewski niczym Włodzimierz Nowak nie boi się wyrazistych, mocnych słów, nie ucieka od Polski nieoczywistej, niechcianej, skomplikowanej, zepchniętej na margines. Serce kraju, któremu przygląda się Autor „Do Amsterdamu”, także bije gdzieś koło przystanku (posługując się tytułową frazą Nowaka). Olszewski niczym Szejnert penetruje niejednoznaczność polskiej przeszłości, zagląda uważnie za przepierzenia, kotary, zasłony. Śmiało puka w zamknięte drzwi pamięci i otwiera dawno zaryglowane wrota, odsłaniając niewygodną przeszłość, ludzką małość i niepewność. W końcu niczym Tochman sprawnie i jakże dobitnie porusza się wśród tematów, które wojnę wybrały za swoje tło. Podobnie jak autor „Jakbyś kamień jadła” cyzeluje słowa, jest ich wdzięcznym jubilerem. Pisze – jak Tochman czy Kornel Filipowicz, jeśli poszukać analogii nie tylko wśród reportażystów, ale także wśród prozaików – o sprawach pozornie niewyrażalnych, nie ujmując przy tym niczego ani bohaterom, ani historii. Olszewski nie popada w egzaltację, ucieka od zbytku słowa, by ostrożnie dobierać i uważnie tkać materię zdań, tak aby w niedopowiedzeniu i milczeniu powiedzieć jak najwięcej. W jego reporterskich peregrynacjach, rozlicznych podróżach w głąb Polski powiatowej, lokalnej, prowincjonalnej, dominuje szacunek do słowa, którym lepiej nie szafować, które brzydzi się przesady i nadmiaru.
Już tytuł omawianej książki znaczy więcej niż same użyte w nim słowa. Jego echo wybrzmiewa w rodzimej prozie wyraźnie – przywołuje opowiadania Jana Józefa Szczepańskiego, jednego z największych polskich intelektualistów XX wieku, który pisząc o znoju, brudzie, poniżeniu i emocjonalno-mentalnym trudzie znoszenia wojennego braku logiki, nazwał swą książkę właśnie „Buty i inne opowiadania”. Kontekst tytułowego tekstu Szczepańskiego, który w centrum hekatomby wojennej, w samym środku partyzanckiego i frontowego świata, samym środku zagłady, głodu i śmierci umieszcza wołanie o parę obuwia, nie jest dla Olszewskiego – jak się wydaje – bez znaczenia. Nie zdradzając treści reportażu „Najlepsze buty na świecie”, warto tylko wspomnieć, że i w nim obuwie spaja się w jedno z drugą wojną światową.
Jest jeszcze jedno odwołanie, do którego warto się w tym miejscu odnieść. Nie jest ono bezpośrednie, ale wydaje się równie ważne. W „Chwalcie łąki umajone”, literackim obrazku tej części naszego kraju, którą Karpowicz w „Niehalo” nazwał „Polską be, czyli fuj”, Olszewski wskrzesił dla polskiej literatury litanię. Uczynił to jednak przenicowawszy ją wprzódy, ukazując, że dziś uciekamy się już nie do Królowej Polski czy Matki Zbawiciela, ale do rozmaitych przejawów kultury płytkiego konsumpcjonizmu. Ten zabieg musi przypomnieć uważnemu czytelnikowi zabiegi, jakim litanijny szyk poddawał Tadeusz Nowak, jeden z mistrzów literackiego opisu polskiej prowincji. Podobnym przenicowaniem jest i najnowsza książka Olszewskiego. „Najlepsze buty na świecie” to kapelusz przebiegłego prestidigitatora – próżno oczekiwać, że wyskoczy z niego znany publiczności biały królik. Olszewski podejmuje tematy niemalże oczywiste, doskonale już znane polskiemu odbiorcy – pedofilia, wojna, skażenie środowiska – dotyka ich jednak z mniej oczywistej strony, prowadzi duktem nieznanym.
Książka podzielona jest na pięć numerowanych, ale nietytułowanych rozdziałów, podzbiorów – każdy z nich zawiera kilka, ułożonych tematycznie, tekstów. Nienazwanie jest tylko pozorem, bowiem za pozornie niemą rzymską cyfrą kryje się iście norwidowskie milczenie, które mówi więcej niż słowa. Każdy rozdział „Najlepszych butów…” jest bowiem niczym jedna polska blizna, może nawet wciąż rozjątrzona polska rana, otwierana i rozdrapywana przez niewygodę i dociekliwość tekstów Olszewskiego. Autor w swoich tekstach nie ucieka bowiem przed tematami społecznie niewygodnymi, przed tajemnicą, trudem pamięci. Podobnie jak czynił to w swoich wcześniejszych prozatorskich tomach – choćby w „Chwalcie łąki umajone” czy w „Zapiskach na biletach” – stara się przenikać do świata, który został naruszony, któremu odebrano spokój, pozbawiono iluzji, rajskiej ułudy i spokoju. Olszewski notuje wprost z rzeczywistości gorzkiej, chropowatej, pełnej bruzd, skorup i szczelin.
I tak pierwsza część „Najlepszych butów…” zawiera trzy teksty: „Brońcie naszego księdza”, „Są we mnie zadry”, „Diabeł przyszedł do wioski”. Olszewski bardzo pewnym krokiem wszedł w nich na niezwykle grząski teren, rozdrapał pierwszą z polskich, niezabliźnionych ran. Wszystkie trzy reportaże dotyczą bowiem kapłaństwa – rozmaitych związanych z księżmi niejednoznaczności, problemów, wątpliwości. Przedstawiając kapłana w niemalże folklorystycznym tle („Brońcie naszego księdza”), w krajobrazie aż niemożliwie przerysowanym i stereotypowym, krajobrazie niczym ze wsi Redlińskiego, Olszewski dotyka problemu pedofilii, który – jak się okazuje – nie jest wyłącznie problemem winowajcy, ale także środowiska, które nie potrafi, nie chce, a może nie czuje potrzeby, by reagować.
Natomiast ostatnia, najbardziej rozbudowana część zawiera teksty poświęcone tematyce związanej z tragedią ostatniej wojny światowej. Olszewski już w „Zapiskach na biletach” poruszał kwestie codziennego życia w Oświęcimiu, wśród krajobrazu, który przeżył śmierć – używając tu frazy wspominanego już Filipowicza. Także w swoich reportażach spogląda na polską rzeczywistość jako na świat przefiltrowany wojną, nie tyle pogrążony w żałobie, ile zmuszony do trwałej koegzystencji z rzeczywistością naznaczoną krwią, powszechnością zniszczenia spod znaku nazistowskich obozów zagłady. Wydaje się, że krajobraz znany z opowiadania Filipowicza zmaterializował się właśnie w reportażach Olszewskiego. W omawianym zbiorze znajduje się choćby tekst „Natłustka” o grupie młodych konserwatorów z oświęcimskiego muzeum, których praca to mozolne wydłubywanie kamyków wciśniętych w podeszwy butów, wysypywanie z tych butów słomy, odrywanie skrawków błota, co w tej rzeczywistości oznacza, „że do komory gazowej dziecko szło przez deszcz albo roztopy” (s. 177). Taki opis uderza i nakazuje się zatrzymać, zastanowić, szczególnie, gdy zdamy sobie sprawę, że większość z młodych konserwatorów „pochodzi z Oświęcimia i okolic. Żyją pod rękę z obozem od wczesnego dzieciństwa. To nieodłączna część ich świata” (s. 181).
Temat Oświęcimia – znów widzianego niejako od podszewki, obserwowanego z perspektywy życia, a nie śmierci – powraca choćby w reportażu „Do hymnu” o szkole podstawowej imienia Pomnika Dzieci Więźniów Oświęcimia w Brzezince, której hymn stanowi tekst stworzony na podstawie wiersza „Drutami okolony skrawek świata” Tadeusza Borowskiego. Auschwitz Birkenau powraca także w niezwykle oddziałującym na emocje reportażu „Sztandaru już nie uniosą” o coraz wątlejszych siłach i uciekającym życiu członków Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych. Życie – młodość, dzieciństwo – spajają się tu z samym schyłkiem starości, z wszędobylskim widmem wojennej zagłady.
Opowieść o „Najlepszych butach na świecie” mogłaby nie mieć końca. Trudno nie wspomnieć o teksach poświęconych środowisku: „Znikają w szarym pyle” o długotrwałym rakotwórczym oddziaływaniu nieczynnej od lat fabryki azbestu w małopolskim Szczucinie czy „W dymie uzdrowisk” – autorskiej analizie stanu zanieczyszczania powietrza w kilku znanych polskich uzdrowiskach i popularnych miejscowościach wypoczynkowych (Zakopane, Rabka, Szczawnica). Na szczególną uwagę zasługuje także czwarta część „Najlepszych butów…”, w której przeplatają się losy obywateli spod znaku „be” i „fuj”: narkomanów czy więźniów. Olszewski dostrzega w tych złamanych życiorysach pojedyncze historie, a w systemie zauważa przede wszystkim jednostki – działające, mobilizujące, zmieniające tych najdalszych od woli przemiany. To niezwykle pożyteczna lekcja odkrywania i podglądania światów zamkniętych, izolowanych i lekceważonych, a jednak niosących odrobinę – choć odprysk czy pyłek – nadziei na zmianę uporczywego losu osadzonych bądź uzależnionych.
Wydaje się, że jakakolwiek reklama „Najlepszych butów na świecie” jest zbędna. Ten reporterski zbiorek broni się sam – siłą słowa, rytmem frazy, wagą podejmowanych tematów. Lektura więcej niż obowiązkowa.
Reporter Michał Olszewski ma czułe oko i wrażliwe ucho. Uważnie wpatruje się w powidoki otaczającej go rzeczywistości, wyłuskując z nich godne uwagi drobiny, odpryski, odłamki, które przez wielu bywają niezauważane. Wsłuchuje się w głosy niesłuchanych, wyłapuje ledwo słyszalne poszumy. Zbiór „Najlepsze buty na świecie” jest podsumowaniem, efektem kilkunastoletniej reporterskiej pracy: poświęcenia i fascynacji, odkrywania i przedstawiania, analiz i wyników. Reportaże pomieszczone w „Najlepszych butach…” ukazywały się – poza tekstem tytułowym, który jest pierwodrukiem – na łamach „Tygodnika Powszechnego” i „Gazety Wyborczej” (w jej rozmaitych dodatkach: „Wysokich Obcasach”, „Dużym Formacie”, dodatku „Gazeta Świąteczna”). Teksty Olszewskiego wpisują się w klimat i problematykę poruszaną na łamach tych dwóch tytułów, a Autor znalazł już swoje – pewne, niezagrożone – miejsce wśród znakomitych krajowych reporterów, szpicy i elity tego grona spod znaku Małgorzaty Szejnert, Wojciecha Tochmana czy Włodzimierza Nowaka (to oczywiście nie klasyfikacja, żadne reporterskie podium, a zaledwie trzy nazwiska wybrane spośród wielu zasłużonych).
Olszewski niczym Włodzimierz Nowak nie boi się wyrazistych, mocnych słów, nie ucieka od Polski nieoczywistej, niechcianej, skomplikowanej, zepchniętej na margines. Serce kraju, któremu przygląda się Autor „Do Amsterdamu”, także bije gdzieś koło przystanku (posługując się tytułową frazą Nowaka). Olszewski niczym Szejnert penetruje niejednoznaczność polskiej przeszłości, zagląda uważnie za przepierzenia, kotary, zasłony. Śmiało puka w zamknięte drzwi pamięci i otwiera dawno zaryglowane wrota, odsłaniając niewygodną przeszłość, ludzką małość i niepewność. W końcu niczym Tochman sprawnie i jakże dobitnie porusza się wśród tematów, które wojnę wybrały za swoje tło. Podobnie jak autor „Jakbyś kamień jadła” cyzeluje słowa, jest ich wdzięcznym jubilerem. Pisze – jak Tochman czy Kornel Filipowicz, jeśli poszukać analogii nie tylko wśród reportażystów, ale także wśród prozaików – o sprawach pozornie niewyrażalnych, nie ujmując przy tym niczego ani bohaterom, ani historii. Olszewski nie popada w egzaltację, ucieka od zbytku słowa, by ostrożnie dobierać i uważnie tkać materię zdań, tak aby w niedopowiedzeniu i milczeniu powiedzieć jak najwięcej. W jego reporterskich peregrynacjach, rozlicznych podróżach w głąb Polski powiatowej, lokalnej, prowincjonalnej, dominuje szacunek do słowa, którym lepiej nie szafować, które brzydzi się przesady i nadmiaru.
Już tytuł omawianej książki znaczy więcej niż same użyte w nim słowa. Jego echo wybrzmiewa w rodzimej prozie wyraźnie – przywołuje opowiadania Jana Józefa Szczepańskiego, jednego z największych polskich intelektualistów XX wieku, który pisząc o znoju, brudzie, poniżeniu i emocjonalno-mentalnym trudzie znoszenia wojennego braku logiki, nazwał swą książkę właśnie „Buty i inne opowiadania”. Kontekst tytułowego tekstu Szczepańskiego, który w centrum hekatomby wojennej, w samym środku partyzanckiego i frontowego świata, samym środku zagłady, głodu i śmierci umieszcza wołanie o parę obuwia, nie jest dla Olszewskiego – jak się wydaje – bez znaczenia. Nie zdradzając treści reportażu „Najlepsze buty na świecie”, warto tylko wspomnieć, że i w nim obuwie spaja się w jedno z drugą wojną światową.
Jest jeszcze jedno odwołanie, do którego warto się w tym miejscu odnieść. Nie jest ono bezpośrednie, ale wydaje się równie ważne. W „Chwalcie łąki umajone”, literackim obrazku tej części naszego kraju, którą Karpowicz w „Niehalo” nazwał „Polską be, czyli fuj”, Olszewski wskrzesił dla polskiej literatury litanię. Uczynił to jednak przenicowawszy ją wprzódy, ukazując, że dziś uciekamy się już nie do Królowej Polski czy Matki Zbawiciela, ale do rozmaitych przejawów kultury płytkiego konsumpcjonizmu. Ten zabieg musi przypomnieć uważnemu czytelnikowi zabiegi, jakim litanijny szyk poddawał Tadeusz Nowak, jeden z mistrzów literackiego opisu polskiej prowincji. Podobnym przenicowaniem jest i najnowsza książka Olszewskiego. „Najlepsze buty na świecie” to kapelusz przebiegłego prestidigitatora – próżno oczekiwać, że wyskoczy z niego znany publiczności biały królik. Olszewski podejmuje tematy niemalże oczywiste, doskonale już znane polskiemu odbiorcy – pedofilia, wojna, skażenie środowiska – dotyka ich jednak z mniej oczywistej strony, prowadzi duktem nieznanym.
Książka podzielona jest na pięć numerowanych, ale nietytułowanych rozdziałów, podzbiorów – każdy z nich zawiera kilka, ułożonych tematycznie, tekstów. Nienazwanie jest tylko pozorem, bowiem za pozornie niemą rzymską cyfrą kryje się iście norwidowskie milczenie, które mówi więcej niż słowa. Każdy rozdział „Najlepszych butów…” jest bowiem niczym jedna polska blizna, może nawet wciąż rozjątrzona polska rana, otwierana i rozdrapywana przez niewygodę i dociekliwość tekstów Olszewskiego. Autor w swoich tekstach nie ucieka bowiem przed tematami społecznie niewygodnymi, przed tajemnicą, trudem pamięci. Podobnie jak czynił to w swoich wcześniejszych prozatorskich tomach – choćby w „Chwalcie łąki umajone” czy w „Zapiskach na biletach” – stara się przenikać do świata, który został naruszony, któremu odebrano spokój, pozbawiono iluzji, rajskiej ułudy i spokoju. Olszewski notuje wprost z rzeczywistości gorzkiej, chropowatej, pełnej bruzd, skorup i szczelin.
I tak pierwsza część „Najlepszych butów…” zawiera trzy teksty: „Brońcie naszego księdza”, „Są we mnie zadry”, „Diabeł przyszedł do wioski”. Olszewski bardzo pewnym krokiem wszedł w nich na niezwykle grząski teren, rozdrapał pierwszą z polskich, niezabliźnionych ran. Wszystkie trzy reportaże dotyczą bowiem kapłaństwa – rozmaitych związanych z księżmi niejednoznaczności, problemów, wątpliwości. Przedstawiając kapłana w niemalże folklorystycznym tle („Brońcie naszego księdza”), w krajobrazie aż niemożliwie przerysowanym i stereotypowym, krajobrazie niczym ze wsi Redlińskiego, Olszewski dotyka problemu pedofilii, który – jak się okazuje – nie jest wyłącznie problemem winowajcy, ale także środowiska, które nie potrafi, nie chce, a może nie czuje potrzeby, by reagować.
Natomiast ostatnia, najbardziej rozbudowana część zawiera teksty poświęcone tematyce związanej z tragedią ostatniej wojny światowej. Olszewski już w „Zapiskach na biletach” poruszał kwestie codziennego życia w Oświęcimiu, wśród krajobrazu, który przeżył śmierć – używając tu frazy wspominanego już Filipowicza. Także w swoich reportażach spogląda na polską rzeczywistość jako na świat przefiltrowany wojną, nie tyle pogrążony w żałobie, ile zmuszony do trwałej koegzystencji z rzeczywistością naznaczoną krwią, powszechnością zniszczenia spod znaku nazistowskich obozów zagłady. Wydaje się, że krajobraz znany z opowiadania Filipowicza zmaterializował się właśnie w reportażach Olszewskiego. W omawianym zbiorze znajduje się choćby tekst „Natłustka” o grupie młodych konserwatorów z oświęcimskiego muzeum, których praca to mozolne wydłubywanie kamyków wciśniętych w podeszwy butów, wysypywanie z tych butów słomy, odrywanie skrawków błota, co w tej rzeczywistości oznacza, „że do komory gazowej dziecko szło przez deszcz albo roztopy” (s. 177). Taki opis uderza i nakazuje się zatrzymać, zastanowić, szczególnie, gdy zdamy sobie sprawę, że większość z młodych konserwatorów „pochodzi z Oświęcimia i okolic. Żyją pod rękę z obozem od wczesnego dzieciństwa. To nieodłączna część ich świata” (s. 181).
Temat Oświęcimia – znów widzianego niejako od podszewki, obserwowanego z perspektywy życia, a nie śmierci – powraca choćby w reportażu „Do hymnu” o szkole podstawowej imienia Pomnika Dzieci Więźniów Oświęcimia w Brzezince, której hymn stanowi tekst stworzony na podstawie wiersza „Drutami okolony skrawek świata” Tadeusza Borowskiego. Auschwitz Birkenau powraca także w niezwykle oddziałującym na emocje reportażu „Sztandaru już nie uniosą” o coraz wątlejszych siłach i uciekającym życiu członków Polskiego Związku Byłych Więźniów Politycznych Hitlerowskich Więzień i Obozów Koncentracyjnych. Życie – młodość, dzieciństwo – spajają się tu z samym schyłkiem starości, z wszędobylskim widmem wojennej zagłady.
Opowieść o „Najlepszych butach na świecie” mogłaby nie mieć końca. Trudno nie wspomnieć o teksach poświęconych środowisku: „Znikają w szarym pyle” o długotrwałym rakotwórczym oddziaływaniu nieczynnej od lat fabryki azbestu w małopolskim Szczucinie czy „W dymie uzdrowisk” – autorskiej analizie stanu zanieczyszczania powietrza w kilku znanych polskich uzdrowiskach i popularnych miejscowościach wypoczynkowych (Zakopane, Rabka, Szczawnica). Na szczególną uwagę zasługuje także czwarta część „Najlepszych butów…”, w której przeplatają się losy obywateli spod znaku „be” i „fuj”: narkomanów czy więźniów. Olszewski dostrzega w tych złamanych życiorysach pojedyncze historie, a w systemie zauważa przede wszystkim jednostki – działające, mobilizujące, zmieniające tych najdalszych od woli przemiany. To niezwykle pożyteczna lekcja odkrywania i podglądania światów zamkniętych, izolowanych i lekceważonych, a jednak niosących odrobinę – choć odprysk czy pyłek – nadziei na zmianę uporczywego losu osadzonych bądź uzależnionych.
Wydaje się, że jakakolwiek reklama „Najlepszych butów na świecie” jest zbędna. Ten reporterski zbiorek broni się sam – siłą słowa, rytmem frazy, wagą podejmowanych tematów. Lektura więcej niż obowiązkowa.
Michał Olszewski: „Najlepsze buty na świecie”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014 [seria: Reportaż].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |