WYDANIA DVD: MAGIA W BLASKU KSIĘŻYCA
A
A
A
Po dobrze przyjętym przez krytyków „Blue Jasmine” Woody Allen powrócił do Europy, aby nakręcić kolejny film, w którym pojawia się dobrze znany z wcześniejszej twórczości reżysera motyw magii, sztuczek i prestidigitatorstwa.
Postać iluzjonisty-szarlatana pojawiała się już choćby w „Klątwie Skorpiona” czy „Scoop”, w którym sam reżyser wcielił się w postać gapowatego magika Sida. Zaś motyw rozmowy z duchami odnajdziemy w „Seksie nocy letniej”. Świat niemożliwych do wyjaśnienia zjawisk, karcianych sztuczek czy lewitacji interesuje Allena jako swego rodzaju alternatywa dla świata racjonalnego spojrzenia, przyczynowo-skutkowej historii i zdroworozsądkowych osądów. Sam reżyser prywatnie mówi o sobie jako człowieku niewierzącym. W jednym ze swoich filmów stwierdza: „Dla ciebie jestem ateistą, dla Boga – konstruktywną opozycją”. W najnowszym filmie Allen przeciwstawia paranormalnym zjawiskom poglądy Fryderyka Nietzschego. „Bóg umarł”, świat metafizyczny to jedynie ułuda małego, przestraszonego człowieka, a główny bohater „Magii w blasku księżyca” nie jest z pewnością typem łatwowiernym.
Stanley Crawford (Colin Firth) to gwiazda sztuki iluzji, pod pseudonimem Wei Ling Soo objeżdżająca cały świat ze swoim show. Repertuar ma dobrze znany: znikające słonie, przecinane kobiety i popisowy numer – znikanie i pojawianie się w zupełnie innym miejscu. W wolnym czasie brytyjski dżentelmen, będący – warto to podkreślić – zażartym orędownikiem racjonalizmu i logiki, zajmuje się demaskowaniem przeróżnej maści szarlatanów. Crawford to „geniusz i perfekcjonista, uroczy jak plaga tyfusu”, jak mówi o nim jego stary przyjaciel, który prosi go o pomoc w ujawnieniu kłamstw niejakiej Sophie Baker (Emma Stone). Młoda Amerykanka wkrada się w łaski pewnej bogatej rodziny, organziując seanse spirytystyczne, dzięki którym nestorka rodu może podobno rozmawiać ze swoim zmarłym mężem. Przy okazji urodziwa kobieta zdobywa serce spadkobiercy fortuny. Sprawa na pozór wydaje sie prosta: młoda i piękna, ale biedna dziewczyna obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami i obrzydliwie bogaty, zakochany w niej po uszy mężczyzna. Mezalians stary jak świat. Ale ujawnienie rzekomego przekrętu Sophie Baker nie przebiegnie zgodnie z oczekiwaniami Crawforda.
Historia nabiera rumieńców, gdy angielski dżentelmen zmienia zdanie co do medium, które miał zdemaskować. Podskórnie Crawford pragnie bowiem odnaleźć tę jedną osobę, która nie oszukuje i w istocie potrafi komunikować się z zaświatami. Byłby to dowód na istnienie metafizyki i samego Boga. W końcu więc i bohater zawierza zdolnościom Sophie oraz słowom swojej ekscentrycznej ciotki: „Być może w życiu nie ma celu, ale nie jest ono pozbawione magii”. I gdy już myślimy, że historia zmierza do szczęśliwego zakończenia, reżyser odmienia losy bohaterów i na powrót plącze ich drogi. „To magiczne myślenie sprawiło, że przez chwilę byłem szczęśliwy. Ale to było szczęście głupców” – mówi Stanley, kiedy w końcu odkrywa, o co w tym wszystkim chodziło. Jednak żaden człowiek po doświadczeniu wiary nie będzie już taki sam.
Colin Firth w „Magii w blasku księżyca” to kolejne już wcielenie Allena. Na pytanie niepocieszonych fanów, dlaczego sam reżyser nie zagrał Crawforda, odpowiedź jest prosta: zdolności aktorskie Allena są zwyczajnie ograniczone, a potrzebował do roli głównego bohatera artysty, który na jednej strunie wygra pewnego siebie neurotyka, co stanowi nielada sztukę. Firth poradził sobie z tym zadaniem dobrze, żeby nie powiedzieć: pierwszorzędnie.
Najnowszy film reżysera „Manhattanu” nie schodzi poniżej dobrego, allenowskiego poziomu. Przyznać jednak należy, że jako reżyser twórca nie do końca wykorzystał potencjał drzemiący w samej historii. Trudno się jednak dziwić, zrobił przecież to, co wychodzi mu najlepiej: nakręcił inteligentną komedię romantyczną. I tylko po cichu wyznam, że pragnąłbym zobaczyć „Magię…” w realizacji Romana Polańskiego. Okultyzm, magia, rozmowy z duchami… z pewnością wyszedłby z tego trzymający w napięciu thriller.
O czym zatem jest „Magia w blasku księżyca”? „Jak niewiele znaczy twa głupia logika przy uśmiechu Sophie” – mówi do Crawforda jego ciotka. U Allena to nie Bóg, nie zaświaty, ale właśnie miłość daje nadzieję. A zjawiska paranormalne? Jak napisał sam reżyser: „Świat niewidzialny istnieje, bez dwóch zdań. Kwestia tylko, jak daleko to jest od śródmieścia i do której otwarte”.
Postać iluzjonisty-szarlatana pojawiała się już choćby w „Klątwie Skorpiona” czy „Scoop”, w którym sam reżyser wcielił się w postać gapowatego magika Sida. Zaś motyw rozmowy z duchami odnajdziemy w „Seksie nocy letniej”. Świat niemożliwych do wyjaśnienia zjawisk, karcianych sztuczek czy lewitacji interesuje Allena jako swego rodzaju alternatywa dla świata racjonalnego spojrzenia, przyczynowo-skutkowej historii i zdroworozsądkowych osądów. Sam reżyser prywatnie mówi o sobie jako człowieku niewierzącym. W jednym ze swoich filmów stwierdza: „Dla ciebie jestem ateistą, dla Boga – konstruktywną opozycją”. W najnowszym filmie Allen przeciwstawia paranormalnym zjawiskom poglądy Fryderyka Nietzschego. „Bóg umarł”, świat metafizyczny to jedynie ułuda małego, przestraszonego człowieka, a główny bohater „Magii w blasku księżyca” nie jest z pewnością typem łatwowiernym.
Stanley Crawford (Colin Firth) to gwiazda sztuki iluzji, pod pseudonimem Wei Ling Soo objeżdżająca cały świat ze swoim show. Repertuar ma dobrze znany: znikające słonie, przecinane kobiety i popisowy numer – znikanie i pojawianie się w zupełnie innym miejscu. W wolnym czasie brytyjski dżentelmen, będący – warto to podkreślić – zażartym orędownikiem racjonalizmu i logiki, zajmuje się demaskowaniem przeróżnej maści szarlatanów. Crawford to „geniusz i perfekcjonista, uroczy jak plaga tyfusu”, jak mówi o nim jego stary przyjaciel, który prosi go o pomoc w ujawnieniu kłamstw niejakiej Sophie Baker (Emma Stone). Młoda Amerykanka wkrada się w łaski pewnej bogatej rodziny, organziując seanse spirytystyczne, dzięki którym nestorka rodu może podobno rozmawiać ze swoim zmarłym mężem. Przy okazji urodziwa kobieta zdobywa serce spadkobiercy fortuny. Sprawa na pozór wydaje sie prosta: młoda i piękna, ale biedna dziewczyna obdarzona nadprzyrodzonymi zdolnościami i obrzydliwie bogaty, zakochany w niej po uszy mężczyzna. Mezalians stary jak świat. Ale ujawnienie rzekomego przekrętu Sophie Baker nie przebiegnie zgodnie z oczekiwaniami Crawforda.
Historia nabiera rumieńców, gdy angielski dżentelmen zmienia zdanie co do medium, które miał zdemaskować. Podskórnie Crawford pragnie bowiem odnaleźć tę jedną osobę, która nie oszukuje i w istocie potrafi komunikować się z zaświatami. Byłby to dowód na istnienie metafizyki i samego Boga. W końcu więc i bohater zawierza zdolnościom Sophie oraz słowom swojej ekscentrycznej ciotki: „Być może w życiu nie ma celu, ale nie jest ono pozbawione magii”. I gdy już myślimy, że historia zmierza do szczęśliwego zakończenia, reżyser odmienia losy bohaterów i na powrót plącze ich drogi. „To magiczne myślenie sprawiło, że przez chwilę byłem szczęśliwy. Ale to było szczęście głupców” – mówi Stanley, kiedy w końcu odkrywa, o co w tym wszystkim chodziło. Jednak żaden człowiek po doświadczeniu wiary nie będzie już taki sam.
Colin Firth w „Magii w blasku księżyca” to kolejne już wcielenie Allena. Na pytanie niepocieszonych fanów, dlaczego sam reżyser nie zagrał Crawforda, odpowiedź jest prosta: zdolności aktorskie Allena są zwyczajnie ograniczone, a potrzebował do roli głównego bohatera artysty, który na jednej strunie wygra pewnego siebie neurotyka, co stanowi nielada sztukę. Firth poradził sobie z tym zadaniem dobrze, żeby nie powiedzieć: pierwszorzędnie.
Najnowszy film reżysera „Manhattanu” nie schodzi poniżej dobrego, allenowskiego poziomu. Przyznać jednak należy, że jako reżyser twórca nie do końca wykorzystał potencjał drzemiący w samej historii. Trudno się jednak dziwić, zrobił przecież to, co wychodzi mu najlepiej: nakręcił inteligentną komedię romantyczną. I tylko po cichu wyznam, że pragnąłbym zobaczyć „Magię…” w realizacji Romana Polańskiego. Okultyzm, magia, rozmowy z duchami… z pewnością wyszedłby z tego trzymający w napięciu thriller.
O czym zatem jest „Magia w blasku księżyca”? „Jak niewiele znaczy twa głupia logika przy uśmiechu Sophie” – mówi do Crawforda jego ciotka. U Allena to nie Bóg, nie zaświaty, ale właśnie miłość daje nadzieję. A zjawiska paranormalne? Jak napisał sam reżyser: „Świat niewidzialny istnieje, bez dwóch zdań. Kwestia tylko, jak daleko to jest od śródmieścia i do której otwarte”.
„Magia w blasku księżyca” („Magic in the Moonlight”). Scenariusz i reżyseria: Woody Allen. Obsada: Colin Firth, Emma Stone i in. Gatunek: komedia. Produkcja: USA 2014, 93 min. Dystrybucja: ADD Media Entertainment.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |