CZY WARTO PYTAĆ, CO SIĘ DZIEJE, SKORO (NIE) DZIEJE SIĘ 'NIC'? (CEZARY WODZIŃSKI: 'ESSEJE PIERWSZE')
A
A
A
Od samego rana, ledwo słońce tam trafi przez cieniste
klony, chodzą rozpamiętując święte słowo: Jest.
Czesław Miłosz: „Republika doskonała”
klony, chodzą rozpamiętując święte słowo: Jest.
Czesław Miłosz: „Republika doskonała”
Wszechobecna hałaśliwość bytu, w którym na próżno nasłuchiwać ciszy. Nieustanna gadanina, pełna „pojęć”, „idei”, „problemów”, „ważkich kwestii”, oderwana od swego sensotwórczego gruntu. Gadanina, w której wykorzenione, puste słowa nie potrafią już mówić, a jedynie hałasować. Wszędobylska i bezwstydna widzialność, skutecznie zakrywająca „nieskrytość”. Powszechny terror Obecności, w której nie ma już miejsca na to, co „nieobecne”. Niekwestionowalna oczywistość, znająca odpowiedzi na wszelkie (nie)zadane pytania. „Oto dopełnia się »przeznaczenie Zachodu (Schicksal des Abendlandes)« – dopełniają się dzieje metafizyki (Vollendung der Metaphysik) jako dzieje zapomnienia bycia (Seinsvergessenheit)” (s. 6).
Tą pełną rezygnacji diagnozą porażki myślenia metafizyki zachodniej Cezary Wodziński rozpoczyna swój – niejako „programowy” – esej „Dlaczego jest raczej nic niż coś… Projekt ontologii apofatycznej” z najnowszego zbioru „Esseje pierwsze”, będącego świadectwem determinacji autora w poszukiwaniu przyczyn „zapomnienia bycia” przez metafizykę zachodnioeuropejską oraz wieloletniego zaangażowania filozofa w próbę stworzenia własnego, choć w dużej mierze inspirowanego intuicjami Martina Heideggera, projektu myślenia a-metafizycznego, wykraczającego poza różnicę ontologiczną, poruszającego się w sferze liminalnej, gdzie bycie nieuchronnie konfrontuje się z nie-byciem. Zamieszczone w wydanej niedawno książce szkice z lat 1993-2008, stanowiące bądź to rozdziały osobnych publikacji („Trans Zaratustry” z tomu „Hermes i Eros. Eseje drugie” czy „Coś nie tak. Przeciwko ontologicznej poprawności” z „Nic po ironii. Eseje czwarte”), bądź też prace opublikowane na łamach czasopism naukowych („Pan Sokrates. Esej o powierzchowności”, „Przegląd Filozoficzny” 1999, nr 2 czy „Meister... Heidegger”, „Logos-Etos” 2003, nr 15), penetrują wiele obszarów zainteresowań naukowych Wodzińskiego, zapytując o prawdę-fałsz, dobro-zło, głębię-powierzchowność, powagę-ironię, człowieka i Boga – konsekwentnie jednak utrzymują się w aurze ambiwalencji i apofatyczności. Autor „Św. Idioty” raz jeszcze ukazuje nam się jako filozof odważny, osobny, jasno-widzący. „Genealog, fenomenolog, rewolucjonista” (Nowak 1999: 259), czyli ktoś grzebiący u początku zjawiska, doszukujący się sedna sprawy i wyciągający radykalne konsekwencje z tego, co dostrzeże. Jako taki, Wodziński nie przestaje zadawać pytań najbardziej kłopotliwych, nierzadko poszukując odpowiedzi na płaszczyźnie religijnej, jednak zawsze zachowując wobec niej nieprzekraczalny dystans.
Choć, jak z niepokojem zauważa filozof, „[s]trach przed byciem nigdy jeszcze nie był tak wielki jak dzisiaj”, a wezwanie do powrotu do „początku”, do zadania „pytań podstawowych” myślenia „źródłowego” – tak słabo słyszalne, nie możemy poprzestać na bezmyślności, na rezygnacji z myślenia, nawet jeśli „[n]ic tu po nim” (s. 7). Nie możemy pogodzić się z rzeczywistością, w której samo pojawienie się pytania okazuje się nie tylko niepotrzebne, ale i niemożliwe. Trzeba próbować myśleć inaczej. Stąd Wodziński podejmuje próbę zarysowania szczególnego projektu metafizyki apofatycznej, zdolnej do de-ontologizacji myślenia, do wydobycia nieredukowalnego napięcia „między co-i-nic” (s. 31), rekonstytucji źródłowej „relacyjności” wszelkiej relacji, odnowy mowy, wreszcie do przywrócenia pytania o człowieka – lub też raczej uczynienia człowieka samym tym pytaniem (w ramach antropologii apofatycznej, stanowiącej źródłowy korelat ontologii apofatycznej). Jak z naciskiem podkreśla sam filozof, jego projekt stanowi jedynie „próbę”, narażoną na niepowodzenie, proponującą myślenie tranzytywne, przejściowe, zaledwie przygotowujące otwarcie horyzontu dla myślenia inaczej. A jednak konieczną, bo dającą nadzieję…
Tym, co łączy wielość badanych przez Wodzińskiego fenomenów, jest wybrany sposób opisu, który przyjmuje niepochwytność za zasadę nie-„substancjalnej” jedności i stara się jednocześnie uchwycić samą figurę w jej przejawianiu się. Tym samym wszelki pozór afirmatywnego określania tożsamości, istoty, „pozytywności” okazuje się „negatywnością”, „apofatycznością”, paradoksalnym orzekaniem o rzeczywistości. Każde stwierdzenie wykazujące, co danej rzeczywistości nie przysługuje, określa jednak zarazem, co jej można na sposób negatywny przypisać i w czym przejawia się jej ulotność. Wydaje się zatem, że mamy tu do czynienia nie tylko z „apofatycznością”, odwołującą się do tradycji teologii negatywnej, ale i „negatywnością”, która pozwala orzekać pomimo niemożności uchwycenia swojego przedmiotu. Nie mierzy ona bowiem w przedmiot jako taki, lecz w jego szczególny sposób obecności, rozstrzyga – nie przyznając się do tego – że ów przedmiot jest, mówi o jego szczególnym sposobie istnienia, wystawianiu się „na pokaz”, o uobecnianiu, które powoduje, że „coś” jednak dzieje się ze światem, że „coś” się wyjawia.
Przy całej swej szerokiej palecie tematycznej „Esseje pierwsze” oscylują wokół jednego słowa: esse. Odmieniając je przez wszystkie języki, szukając odpowiedniego dodatku, przekraczając progi tego, co widzialne i słyszalne, nieuchronnie – jak dowiadujemy się już z okładki – „potykają się [jednak] na progu partykuły »nie«, która wzbrania dostępu do zagadki »bycia«”. Kończąc lekturę książki Wodzińskiego, możemy więc poczuć pewien niedosyt czy też, jak ujmuje to na obwolucie sam autor, „pełne irytacji i rezygnacji zdziwienie Czesława Miłosza: »I po co zapisano stronice, tomy, katedry stronic (…), jeżeli nie dodały nic do tego dźwięku: jest?«”.
LITERATURA:
Nowak P: „Dobra nowina?”, „Literatura na Świecie” 1999, nr 3.
Tą pełną rezygnacji diagnozą porażki myślenia metafizyki zachodniej Cezary Wodziński rozpoczyna swój – niejako „programowy” – esej „Dlaczego jest raczej nic niż coś… Projekt ontologii apofatycznej” z najnowszego zbioru „Esseje pierwsze”, będącego świadectwem determinacji autora w poszukiwaniu przyczyn „zapomnienia bycia” przez metafizykę zachodnioeuropejską oraz wieloletniego zaangażowania filozofa w próbę stworzenia własnego, choć w dużej mierze inspirowanego intuicjami Martina Heideggera, projektu myślenia a-metafizycznego, wykraczającego poza różnicę ontologiczną, poruszającego się w sferze liminalnej, gdzie bycie nieuchronnie konfrontuje się z nie-byciem. Zamieszczone w wydanej niedawno książce szkice z lat 1993-2008, stanowiące bądź to rozdziały osobnych publikacji („Trans Zaratustry” z tomu „Hermes i Eros. Eseje drugie” czy „Coś nie tak. Przeciwko ontologicznej poprawności” z „Nic po ironii. Eseje czwarte”), bądź też prace opublikowane na łamach czasopism naukowych („Pan Sokrates. Esej o powierzchowności”, „Przegląd Filozoficzny” 1999, nr 2 czy „Meister... Heidegger”, „Logos-Etos” 2003, nr 15), penetrują wiele obszarów zainteresowań naukowych Wodzińskiego, zapytując o prawdę-fałsz, dobro-zło, głębię-powierzchowność, powagę-ironię, człowieka i Boga – konsekwentnie jednak utrzymują się w aurze ambiwalencji i apofatyczności. Autor „Św. Idioty” raz jeszcze ukazuje nam się jako filozof odważny, osobny, jasno-widzący. „Genealog, fenomenolog, rewolucjonista” (Nowak 1999: 259), czyli ktoś grzebiący u początku zjawiska, doszukujący się sedna sprawy i wyciągający radykalne konsekwencje z tego, co dostrzeże. Jako taki, Wodziński nie przestaje zadawać pytań najbardziej kłopotliwych, nierzadko poszukując odpowiedzi na płaszczyźnie religijnej, jednak zawsze zachowując wobec niej nieprzekraczalny dystans.
Choć, jak z niepokojem zauważa filozof, „[s]trach przed byciem nigdy jeszcze nie był tak wielki jak dzisiaj”, a wezwanie do powrotu do „początku”, do zadania „pytań podstawowych” myślenia „źródłowego” – tak słabo słyszalne, nie możemy poprzestać na bezmyślności, na rezygnacji z myślenia, nawet jeśli „[n]ic tu po nim” (s. 7). Nie możemy pogodzić się z rzeczywistością, w której samo pojawienie się pytania okazuje się nie tylko niepotrzebne, ale i niemożliwe. Trzeba próbować myśleć inaczej. Stąd Wodziński podejmuje próbę zarysowania szczególnego projektu metafizyki apofatycznej, zdolnej do de-ontologizacji myślenia, do wydobycia nieredukowalnego napięcia „między co-i-nic” (s. 31), rekonstytucji źródłowej „relacyjności” wszelkiej relacji, odnowy mowy, wreszcie do przywrócenia pytania o człowieka – lub też raczej uczynienia człowieka samym tym pytaniem (w ramach antropologii apofatycznej, stanowiącej źródłowy korelat ontologii apofatycznej). Jak z naciskiem podkreśla sam filozof, jego projekt stanowi jedynie „próbę”, narażoną na niepowodzenie, proponującą myślenie tranzytywne, przejściowe, zaledwie przygotowujące otwarcie horyzontu dla myślenia inaczej. A jednak konieczną, bo dającą nadzieję…
Tym, co łączy wielość badanych przez Wodzińskiego fenomenów, jest wybrany sposób opisu, który przyjmuje niepochwytność za zasadę nie-„substancjalnej” jedności i stara się jednocześnie uchwycić samą figurę w jej przejawianiu się. Tym samym wszelki pozór afirmatywnego określania tożsamości, istoty, „pozytywności” okazuje się „negatywnością”, „apofatycznością”, paradoksalnym orzekaniem o rzeczywistości. Każde stwierdzenie wykazujące, co danej rzeczywistości nie przysługuje, określa jednak zarazem, co jej można na sposób negatywny przypisać i w czym przejawia się jej ulotność. Wydaje się zatem, że mamy tu do czynienia nie tylko z „apofatycznością”, odwołującą się do tradycji teologii negatywnej, ale i „negatywnością”, która pozwala orzekać pomimo niemożności uchwycenia swojego przedmiotu. Nie mierzy ona bowiem w przedmiot jako taki, lecz w jego szczególny sposób obecności, rozstrzyga – nie przyznając się do tego – że ów przedmiot jest, mówi o jego szczególnym sposobie istnienia, wystawianiu się „na pokaz”, o uobecnianiu, które powoduje, że „coś” jednak dzieje się ze światem, że „coś” się wyjawia.
Przy całej swej szerokiej palecie tematycznej „Esseje pierwsze” oscylują wokół jednego słowa: esse. Odmieniając je przez wszystkie języki, szukając odpowiedniego dodatku, przekraczając progi tego, co widzialne i słyszalne, nieuchronnie – jak dowiadujemy się już z okładki – „potykają się [jednak] na progu partykuły »nie«, która wzbrania dostępu do zagadki »bycia«”. Kończąc lekturę książki Wodzińskiego, możemy więc poczuć pewien niedosyt czy też, jak ujmuje to na obwolucie sam autor, „pełne irytacji i rezygnacji zdziwienie Czesława Miłosza: »I po co zapisano stronice, tomy, katedry stronic (…), jeżeli nie dodały nic do tego dźwięku: jest?«”.
LITERATURA:
Nowak P: „Dobra nowina?”, „Literatura na Świecie” 1999, nr 3.
Cezary Wodziński: „Esseje pierwsze”. Słowo/obraz terytoria. Gdańsk 2014 [seria: Wodziński].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |