IN MEDIO TANGENTE, CZYLI U POCZĄTKU KATOWIC (PAWEŁ FIC: 'SIEDEM WZGÓRZ KATOWIC')
A
A
A
Otrzymawszy przesyłkę z książką Pawła Fica, poczułam mieszaninę rozczarowania i zakłopotania. Oto trzymałam w ręku książkę niepokaźnych wprawdzie rozmiarów, ale zapowiadającą lekturę z kategorii trudnych, w których cierpienie czytelnika jest wprost proporcjonalne do cierpień twórcy. Westchnęłam, myśląc, w jakie słowa ubrać bezlitosną krytykę pisarza, który nadał swojemu debiutowi tytuł wzbudzający u kolegi małżonka niedowierzanie. Małżonek kazał sobie powtórzyć, co będę czytać, gdyż żywił obawy co do mojego stanu psychicznego, wreszcie coś wybąkał o siedmiu wzgórzach Rzymu. Mało obiecujący początek sprawił, że tomik położyłam na stosie pod sagą rodzinną z gatunku grzesznych przyjemności mola książkowego i nową książką Jacka Dehnela. Jednym słowem odwlekałam lekturę, w najgorszym razie obiecując sobie odliczanie kartek do końca. Na początku zresztą odliczałam te kartki, tęsknie zerkając w stronę kryminału czekającego na stoliku na swoją kolej. Zastanawiałam się oczywiście, skąd tytuł, lecz po przeczytaniu całości nadal nie jestem pewna. Narrator zapowiada na początku: „w miejscu ciszy wzniesiono miasto, które swój obecny kształt od siedmiu wzgórz jej mieszkańca, wiadomo przecież, że każde miasto istnieje in medio tangente – między miastem, jako kształtem a osobą; dostęp do niego mają jedynie ci, którzy żyjąc w nim, nadają mu sens, zapamiętawszy najmniejsze wzruszenia świadomego wzrastania w sobie. In medio tangente – w miejscu styku, jako symbol, znaczący obie ścierające się powierzchnie, przez co nie ma czystego miasta, jak i czystego człowieka, ani żadnej bezpośredniości w relacji. Jak kiedyś na siedmiu wzgórzach wzniesiono Wieczne Miasto, tak teraz na siedmiu wzgórzach wzniesiono nowe miasto i nowego człowieka”. Jednym słowem autor postawił przed sobą ambitny cel i tak zakrojony plan rozpoczyna się od rozmowy nie wiadomo kogo z równie skąpo doprecyzowaną kobietą. I nie ma litości – podobnie będzie do końca.
Książkę Pawła Fica trudno określić mianem powieści, jeśli mamy na myśli utrzymany w chronologicznym lub inaczej określonym porządku ciąg wydarzeń połączonych bohaterami. Nie jest to wprawdzie nowy zabieg formalny, gdyż eksperymentalne podejścia do powieści zdążyły zaistnieć, znudzić się i znowu eksplodować w postaci niezwykle obszernych powieści, czego przykład stanowią choćby dwie premiery z ubiegłej jesieni: wspaniałe „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk oraz zdumiewające „Wszystko, co lśni” Eleanor Catton. Obie książki szeroko reklamowano i obie spełniły pokładane w nich nadzieje na możliwość powrotu do wielkiej narracji. Dlaczego porównuję propozycję debiutanta do powieści wydanych przez wielkie wydawnictwa? Moim zamiarem nie jest pokazanie niedociągnięć autora poprzez zastawienie z mistrzostwem, usprawiedliwia mnie wyczuwana w tekście Fica tęsknota za wielką narracją. Autor realizuje ją na własny sposób, być może jeszcze mało przekonujący – oto rozpoczyna opowieść o podróży pociągiem, co samo w sobie jest atrakcyjne i stanowi samograj – w ograniczonej przestrzeni spotykają się ludzie z różnych środowisk, wiozący z sobą opowieści, którymi dzielą się z pasażerami (polecam uwadze opowiadania Stefana Grabińskiego z tomu „Demon ruchu”) i oddaje głos kolejnym bohaterom, każąc im mówić rozmaitymi rejestrami. Zastanawia mnie jednak jedna warstw – mitologiczna, doklejana do dialogów, scen, do czego wrócę.
Bohaterowie nie zostali wyróżnieni imionami, autor oddaje im głos, dopuszczając do monologów czy dialogów z głównym narratorem, przemierzającym kraj i miasto wyraźnie oznaczone jako Katowice. Podróż to archetypiczna figura nabywania doświadczenia, dorastania i dojrzewania, poszukiwania celu w życiu, można zaryzykować stwierdzenie, że połowa literatura oparta jest na przemieszczaniu się, wędrówce, pielgrzymce. Od Odyseusza wracającego do domu, przez bohaterów Chaucera, snujących opowieści o raczej niepobożnej tematyce, do Stefana Dedalusa snującego się po pewnym mieście. Katowicom rzecz jasna daleko do wielkich metropolii, bliższe jest ulicy Krokodyli, choć mniej w nim oniryzmu. Z czasem przestałam myśleć o kryminale i skupiłam się na książce Fica, która wymaga koncentracji, inaczej częsta zmiana głosów mówiących, dynamiczne przejścia między sytuacjami, miejscami mogą skonfundować czytelnika. Powieść została podzielona na siedem części: „Figura”, „Schody”, „Cynkownia”, „Przejście”, „Tory”, „Wieżowce”, „Park” – mniej lub bardziej dosłownie łączące się z rzeczywistymi miejscami, do tego przylegają bajkowe parabole, przez jednych oceniane jako pełne wdzięku, dla innych wymuszone, przekombinowane.
Trudno jednoznacznie ocenić „Siedem wzgórz Katowic” tak wyraźnie osnutych na bazie lektur, odwołań i przytoczeń innych książek. Ujęły mnie fotografie i pojedyncze sceny, niektórzy bohaterowie wyraźnie się skonkretyzowali, jak na przykład tkwiący w dziwnym trójkącie mężczyźni – sąsiedzi prowadzący milczący konflikt, lub sprzedawca drobiazgów częstujący herbatą starego żebraka z podziemnego przejścia. Mam zresztą wrażenie, że ten bohater miał swój pierwowzór w jednym z miejsc charakterystycznych dla Katowic. Tym, co mnie zawiodło i zwiodło, jest właśnie to odwołanie do Katowic – z jednej strony dobrze, że autor ustrzegł się posługiwania się modnymi lokalizacjami, takich jak Nikiszowiec, z drugiej po książce, która miała opisać zmitologizowane Katowice, tak zrozumiałam cytowany fragment, spodziewałam się większego czaru, siły kreacyjnej. Tutaj widzę raczej dobrze odrobione zadanie filologa, przymierzającego listę lektur i fascynacji do tematu przestrzeni, tak dogłębnie wszak opisanego, że moje przywołanie Bachelarda byłoby grepsem obrażającym inteligencję mojego czytelnika. Jednak moja subiektywna, a więc potencjalnie niesprawiedliwa ocena wypływa z wrażenia, że jest tekst prze-pisany, prze-pracowany, gdzie prze- oznacza nadmiar konceptu. Pozostaje również problem dla mnie istotny – niezbyt dokładnie potrafię odpowiedzieć na pytanie, o czym traktuje dzieło Fica. To raczej dzieło dla tych, którzy lubią kalejdoskopowe zmiany narracji, rozmycie opowieści, poetycki nastrój, bajkowe przypowieści.
Książkę Pawła Fica trudno określić mianem powieści, jeśli mamy na myśli utrzymany w chronologicznym lub inaczej określonym porządku ciąg wydarzeń połączonych bohaterami. Nie jest to wprawdzie nowy zabieg formalny, gdyż eksperymentalne podejścia do powieści zdążyły zaistnieć, znudzić się i znowu eksplodować w postaci niezwykle obszernych powieści, czego przykład stanowią choćby dwie premiery z ubiegłej jesieni: wspaniałe „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk oraz zdumiewające „Wszystko, co lśni” Eleanor Catton. Obie książki szeroko reklamowano i obie spełniły pokładane w nich nadzieje na możliwość powrotu do wielkiej narracji. Dlaczego porównuję propozycję debiutanta do powieści wydanych przez wielkie wydawnictwa? Moim zamiarem nie jest pokazanie niedociągnięć autora poprzez zastawienie z mistrzostwem, usprawiedliwia mnie wyczuwana w tekście Fica tęsknota za wielką narracją. Autor realizuje ją na własny sposób, być może jeszcze mało przekonujący – oto rozpoczyna opowieść o podróży pociągiem, co samo w sobie jest atrakcyjne i stanowi samograj – w ograniczonej przestrzeni spotykają się ludzie z różnych środowisk, wiozący z sobą opowieści, którymi dzielą się z pasażerami (polecam uwadze opowiadania Stefana Grabińskiego z tomu „Demon ruchu”) i oddaje głos kolejnym bohaterom, każąc im mówić rozmaitymi rejestrami. Zastanawia mnie jednak jedna warstw – mitologiczna, doklejana do dialogów, scen, do czego wrócę.
Bohaterowie nie zostali wyróżnieni imionami, autor oddaje im głos, dopuszczając do monologów czy dialogów z głównym narratorem, przemierzającym kraj i miasto wyraźnie oznaczone jako Katowice. Podróż to archetypiczna figura nabywania doświadczenia, dorastania i dojrzewania, poszukiwania celu w życiu, można zaryzykować stwierdzenie, że połowa literatura oparta jest na przemieszczaniu się, wędrówce, pielgrzymce. Od Odyseusza wracającego do domu, przez bohaterów Chaucera, snujących opowieści o raczej niepobożnej tematyce, do Stefana Dedalusa snującego się po pewnym mieście. Katowicom rzecz jasna daleko do wielkich metropolii, bliższe jest ulicy Krokodyli, choć mniej w nim oniryzmu. Z czasem przestałam myśleć o kryminale i skupiłam się na książce Fica, która wymaga koncentracji, inaczej częsta zmiana głosów mówiących, dynamiczne przejścia między sytuacjami, miejscami mogą skonfundować czytelnika. Powieść została podzielona na siedem części: „Figura”, „Schody”, „Cynkownia”, „Przejście”, „Tory”, „Wieżowce”, „Park” – mniej lub bardziej dosłownie łączące się z rzeczywistymi miejscami, do tego przylegają bajkowe parabole, przez jednych oceniane jako pełne wdzięku, dla innych wymuszone, przekombinowane.
Trudno jednoznacznie ocenić „Siedem wzgórz Katowic” tak wyraźnie osnutych na bazie lektur, odwołań i przytoczeń innych książek. Ujęły mnie fotografie i pojedyncze sceny, niektórzy bohaterowie wyraźnie się skonkretyzowali, jak na przykład tkwiący w dziwnym trójkącie mężczyźni – sąsiedzi prowadzący milczący konflikt, lub sprzedawca drobiazgów częstujący herbatą starego żebraka z podziemnego przejścia. Mam zresztą wrażenie, że ten bohater miał swój pierwowzór w jednym z miejsc charakterystycznych dla Katowic. Tym, co mnie zawiodło i zwiodło, jest właśnie to odwołanie do Katowic – z jednej strony dobrze, że autor ustrzegł się posługiwania się modnymi lokalizacjami, takich jak Nikiszowiec, z drugiej po książce, która miała opisać zmitologizowane Katowice, tak zrozumiałam cytowany fragment, spodziewałam się większego czaru, siły kreacyjnej. Tutaj widzę raczej dobrze odrobione zadanie filologa, przymierzającego listę lektur i fascynacji do tematu przestrzeni, tak dogłębnie wszak opisanego, że moje przywołanie Bachelarda byłoby grepsem obrażającym inteligencję mojego czytelnika. Jednak moja subiektywna, a więc potencjalnie niesprawiedliwa ocena wypływa z wrażenia, że jest tekst prze-pisany, prze-pracowany, gdzie prze- oznacza nadmiar konceptu. Pozostaje również problem dla mnie istotny – niezbyt dokładnie potrafię odpowiedzieć na pytanie, o czym traktuje dzieło Fica. To raczej dzieło dla tych, którzy lubią kalejdoskopowe zmiany narracji, rozmycie opowieści, poetycki nastrój, bajkowe przypowieści.
Paweł Fic: „Siedem wzgórz Katowic”. Wydawnictwo Mamiko. Nowa Ruda 2014.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |