
„EFEMERYDA” CZY HYBRYDA?
A
A
A
Czy należy oceniać książkę po okładce? Podobno nie, ale już pierwszy rzut oka na obwolutę – z nagą kobiecą postacią na tle zapożyczonym z dzieł Klimta – każe się poważnie zastanowić nad zawartością, która kryje się pod nią. Lektura debiutanckiej powieści Adama Sumińskiego skłania do refleksji nad pytaniem: czym w zasadzie jest „Efemeryda”?
Problemem nie jest treść, skupiająca się wokół historii Konrada, strażnika, niespełnionego pisarza, który zabija czas wikłaniem się w kolejne, mniej lub bardziej skomplikowane, erotyczne związki. Zmęczony ostatnim romansem, budzi się do życia po nieoczekiwanych odwiedzinach Leny, pierwszej ukochanej, a jednocześnie kobiety, która na zawsze złamała mu serce. Od tego momentu Konrad, do tej pory sceptyczny i znużony swoją egzystencją, ponownie odkrywa siłę odwzajemnionej miłości.
Tym, co najbardziej uwiera w „Efemerydzie”, nie jest jednak przewidywalna fabuła, a połączenie konwencji, pod przykrywką których serwowana jest tu treść. Pierwsza część książki to zapis miłosnych perypetii Konrada, opowiedzianych stylem kojarzącym się z erotyczną powiastką, w której seks przedstawiony jest w dość bezpardonowy sposób. Zdziwienie budzi jednak pisarska niekonsekwencja, która każe stawiać obok siebie dosłowne opisy bicia kochanki czy erotycznego trójkąta, z jednoczesnym pruderyjnym wykropkowywaniem przekleństw.
Kolejną niespodzianką jest odmiana, jaką przechodzi bohater po odnowieniu relacji z Leną. Konrad nie tylko wybacza jej dawne przewiny, ale heroicznie decyduje się związać z kobietą zarażoną wirusem HIV. W tym samym momencie dokonuje się zmiana w języku powieści, który staje się egzaltowanym peanem na cześć słów „kocham”, „kochanie”, „najukochańszy/ najukochańsza”. Nagle z opowiadania erotycznego robi się romantyczna, jakby hollywoodzka historia o miłości, która przezwycięży wszystko.
Największą bolączką książki jest sposób, w jaki obie konwencje są ze sobą połączone. Zestawienie erotyki i historii miłosnej nie musi przecież wcale rodzić banału, ale potrzeba by tu większego dystansu. Tymczasem „Efemeryda”, oparta na zgranym schemacie mężczyzna po przejściach – kobieta z przeszłością oraz uczucie, które ich łączy, nie puszcza do czytelnika oka. Za dużo w niej powagi i truizmów.
„Efemeryda” jest debiutem książkowym Adama Sumińskiego i być może tym należałoby sobie tłumaczyć wszystkie jej niedociągnięcia.. Kwestią zasadniczą pozostaje pytanie dlaczego właśnie „Efemeryda”? Czy chodzi o nietrwałość miłości czy raczej o ulotność tego, co było, nim się pojawiła? Niełatwo na to odpowiedzieć, podobnie jak trudno jest ocenić powieść, która właściwie jest hybrydą gatunków, nieumiejętnie zamkniętą w okładce, która wydaje się obiecywać coś zupełnie innego.
Problemem nie jest treść, skupiająca się wokół historii Konrada, strażnika, niespełnionego pisarza, który zabija czas wikłaniem się w kolejne, mniej lub bardziej skomplikowane, erotyczne związki. Zmęczony ostatnim romansem, budzi się do życia po nieoczekiwanych odwiedzinach Leny, pierwszej ukochanej, a jednocześnie kobiety, która na zawsze złamała mu serce. Od tego momentu Konrad, do tej pory sceptyczny i znużony swoją egzystencją, ponownie odkrywa siłę odwzajemnionej miłości.
Tym, co najbardziej uwiera w „Efemerydzie”, nie jest jednak przewidywalna fabuła, a połączenie konwencji, pod przykrywką których serwowana jest tu treść. Pierwsza część książki to zapis miłosnych perypetii Konrada, opowiedzianych stylem kojarzącym się z erotyczną powiastką, w której seks przedstawiony jest w dość bezpardonowy sposób. Zdziwienie budzi jednak pisarska niekonsekwencja, która każe stawiać obok siebie dosłowne opisy bicia kochanki czy erotycznego trójkąta, z jednoczesnym pruderyjnym wykropkowywaniem przekleństw.
Kolejną niespodzianką jest odmiana, jaką przechodzi bohater po odnowieniu relacji z Leną. Konrad nie tylko wybacza jej dawne przewiny, ale heroicznie decyduje się związać z kobietą zarażoną wirusem HIV. W tym samym momencie dokonuje się zmiana w języku powieści, który staje się egzaltowanym peanem na cześć słów „kocham”, „kochanie”, „najukochańszy/ najukochańsza”. Nagle z opowiadania erotycznego robi się romantyczna, jakby hollywoodzka historia o miłości, która przezwycięży wszystko.
Największą bolączką książki jest sposób, w jaki obie konwencje są ze sobą połączone. Zestawienie erotyki i historii miłosnej nie musi przecież wcale rodzić banału, ale potrzeba by tu większego dystansu. Tymczasem „Efemeryda”, oparta na zgranym schemacie mężczyzna po przejściach – kobieta z przeszłością oraz uczucie, które ich łączy, nie puszcza do czytelnika oka. Za dużo w niej powagi i truizmów.
„Efemeryda” jest debiutem książkowym Adama Sumińskiego i być może tym należałoby sobie tłumaczyć wszystkie jej niedociągnięcia.. Kwestią zasadniczą pozostaje pytanie dlaczego właśnie „Efemeryda”? Czy chodzi o nietrwałość miłości czy raczej o ulotność tego, co było, nim się pojawiła? Niełatwo na to odpowiedzieć, podobnie jak trudno jest ocenić powieść, która właściwie jest hybrydą gatunków, nieumiejętnie zamkniętą w okładce, która wydaje się obiecywać coś zupełnie innego.
Adam Sumiński: „Efemeryda”. Wydawnictwo Plejada. Warszawa 2006.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |