KABULSKIE GENDER TROUBLE (JENNY NORDBERG: 'CHŁOPCZYCE Z KABULU')
A
A
A
Reportaż śledczy Jenny Nordberg pt. „Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie” ukazał się nakładem Wydawnictwa Czarne, które specjalizuje się w tego typu pozycjach. To obszerna opowieść o życiu kobiet w Afganistanie – nie tylko tytułowych „chłopczyc” (o tym, kim są i jak żyją, za chwilę), ale też ich sióstr i matek próbujących zmierzyć się z codziennością w skrajnym patriarchacie, połączonym z biedą i niemalże powszechnym analfabetyzmem. Co to znaczy być kobietą w Afganistanie? Na to i na inne pytania odpowiedzi poszukuje Jenny Nordberg.
Opowieść o Afganistanie rozpoczyna prolog, opisujący wielki exodus cudzoziemców z Kabulu w 2011 roku, kiedy prezydent Obama ogłosił, że wojska amerykańskie będą wycofywać się z tego kraju: „(…) karawana międzynarodowych organizacji gorączkowo szykuje się do przenosin w inne miejsce. (…) Handlarze pokojem i rozwojem międzynarodowym ostrzą sobie pazury na pobyty służbowe w nowych miejscach, w których eksperymenty z »budowaniem struktur państwa« bądź »redukcją biedy« nie zdążyły jeszcze spalić na panewce” (s. 12). Autorka także opuszcza Kabul, a wraz z nim bohaterki swojego reportażu. Nie próbuje kreować się na „ostatnią sprawiedliwą”, ironizuje, pisząc, że mogłaby, jak w filmowej scenie, zawrócić z lotniska i skierować się prosto do domu Azity, afgańskiej dyplomatki i parlamentarzystki, w asyście amerykańskich żołnierzy lub Niezależnej Afgańskiej Komisji Praw Człowieka, albo, ostatecznie, „(…) sama, uzbrojona w scyzoryk i zdolności negocjacyjne, napędzana wściekłością i przekonaniem, że wszystko można naprawić” (s. 13). Dystans wobec amerykańskich schematów narracyjnych to jedna z największych zalet tej książki. Autorka odcina się od mitów o zbawczym wyzwoleniu narodu afgańskiego, opisując cynizm i obojętność „handlarzy pokojem”, nie popada zarazem w gloryfikowanie bohaterskich postaw. W jej opowieści Afganistan to od początku przegrana sprawa, źle zarządzana modernizacja na zachodnią modłę, a przede wszystkim – brak zrozumienia dla podstawowego, zdaniem Nordberg, problemu Afganistanu, czyli braku wolności jednostki.
Wyprawa w głąb kabulskiego społeczeństwa rozpoczyna się w domu Azity, przykładnej żony i matki gromadki dzieci, polityczki. Jedna z córek Azity wyjawia Jenny Nordberg, że ich młodszy braciszek, Mehran, tak naprawdę jest dziewczynką. Początkowo dziennikarka bierze wyznanie dziewczynki za dziecięcą fantazję, ale kiedy mała nie daje za wygraną i powtarza, że młodszy braciszek tak naprawdę jest dziewczynką, Nordberg rozpoczyna śledztwo. Okazuje się, że Mehran to tak naprawdę Manusz, dziewczynka. Kiedy jej matka, Azita, rozpoczynała karierę polityczną, rozpaczliwie potrzebowała syna, aby wzbudzić zaufanie wyborców. Niestety, była matką czterech córek, a Afgańczycy są przekonani, że matka może mieć wpływ na płeć nienarodzonego dziecka. Brak męskiego potomka dowodzi jej złej woli lub budzi podejrzenia, że z matką „jest coś nie tak”. Płodzenie synów to najważniejsza funkcja rodziny. Od ich liczby zależy status całej familii, są także zabezpieczeniem na przyszłość. Córki służą do zawierania sojuszy poprzez małżeństwo, a także do zdobywania pieniędzy – pan młody musi wnieść odpowiednią do statusu dziewczyny opłatę za żonę. Aby z sukcesem kandydować do parlamentu, Azita w porozumieniu z mężem postanawia wychowywać najmłodszą córkę jako chłopca. Dziecko gładko wchodzi w nową rolę i wydaje się zachwycone nowymi możliwościami – w przeciwieństwie do sióstr może bawić się na podwórku, wspinać na drzewa, krzyczeć, hałasować, dokazywać, otwarcie wyrażać własne zdanie i nosić wygodne spodnie. Jest też oczkiem w głowie ojca i chlubą rodziny. Niestety, jej wolność potrwa jedynie do momentu dojrzewania – wtedy Mehran na powrót będzie musiał stać się Manusz i zakrywać włosy, wrócić do kobiecego genderu, a także wyjść za mąż i być posłuszną małżonkowi, którego wybiorą dla niej rodzice i którego nie pozna przed ślubem. Jak się później okazuje Mehran/Manusz nie jest odosobnionym przypadkiem w Afganistanie i dowodem na pomysłowość Azity. Dziewczynki żyjące jako chłopcy to bacza pusz – zjawisko w afgańskiej kulturze tyleż jawne, co skrywane, milcząco akceptowane. Jenny Nordberg wyrusza ich tropem, próbując zbadać ich losy, a także odkryć ich znaczenie i pozycję w afgańskiej kulturze obecnie i w przeszłości.
Okazuje się, że bacza pusz występują w całym Afganistanie, niezależnie od pochodzenia etnicznego, przynależności klasowej, zamożności czy wykształcenia rodziny. Występowały na całym obszarze imperium perskiego, obejmując także niektóre kraje europejskie, np. Albanię lub północną Czarnogórę. Najczęściej z tym zjawiskiem można spotkać się na terenach, gdzie występował zaratustrianizm, później wyparty przez islam, choć ślady kobiet w męskim przebraniu można znaleźć także w innych, ściśle patriarchalnych kulturach (np. Hua Mulan w starożytnych Chinach, Joanna d’Arc, rozliczne legendarne wojowniczki czy nowożytne Europejki żyjące w męskim przebraniu, aby podróżować, kształcić się lub pracować). Bohaterkami reportażu Nordberg stają się bacza pusz w różnym wieku: dzieci, nastolatki, dojrzałe kobiety. Część z nich pod presją rodziny powróciła do kobiecego genderu, wyszła za mąż i urodziła dzieci, część stawia opór i pomimo pokwitania żyje w męskim przebraniu. Nordberg stawia pytania o płeć biologiczną i płeć kulturową: co ma większy wpływ na kształtowanie tożsamości jednostki? Niektóre z bacza pusz zmieniają się fizycznie: rośnie im niewielki zarost, są niemalże pozbawione biustu i bioder, a także rzadko miesiączkują. Powołując się na prace Judith Butler, Jenny Nordberg dowodzi, że wychowanie kształtuje także biologię. Niektóre z jej bohaterek/bohaterów czują się mężczyznami, niektóre z nich „trzecią płcią”. Opowiadają przejmujące historie o stawaniu się na powrót kobietami: nauce mówienia, poruszania się, zachowania. Powrót do kobiecości oznacza dla nich utratę wolności, zostają zamknięte w domu (samotnie wychodząca z domu dziewczyna naraża na szwank swoją reputację, która jest jej najcenniejszym zasobem przy szukaniu małżonka, a także istotną składową honoru rodziny – dlatego w Afganistanie często zdarzają się tzw. zabójstwa honorowe), a po ślubie stają się niewolnicami mężów, ograniczonymi do płodzenia potomstwa i zajmowania się domem. Dla tych, które doświadczyły nieskrępowanej wolności i uprzywilejowanej pozycji, jaką w społeczeństwie afgańskim zajmują mężczyźni, powrót do kobiecej roli to katorga. Mają też problem z określeniem własnej tożsamości: nie wiedzą, kim są, nie potrafią się odnaleźć w grupie, co skutkuje kolejnymi życiowymi tragediami.
Bycie bacza pusz to dla dziewcząt zarazem błogosławieństwo i przekleństwo. Mogą zaznać wolności, jaka nigdy nie będzie dana ich siostrom, ale jej utrata ściąga na nie niewyobrażalne cierpienia. Bycie bacza pusz to próba przeżycia w społeczeństwie, gdzie kobieta pozbawiona jest jakichkolwiek praw. Opisując to zjawisko, Nordberg obficie powołuje się na badania naukowe, swoje obserwacje, konsultuje ze specjalistami od kultury afgańskiej, religioznawstwa i iranistyki. Za jej wywodem stoi rzetelna praca badawcza, co poświadczają obfite przypisy, a także uzupełniający książkę indeks haseł i pojęć. Dziennikarka nie pozostaje bezstronna: nie szczędzi złośliwości przebywającym w Afganistanie cudzoziemcom, zachowującym się dokładnie tak, jak XIX-wieczni koloniści, tworzącym swoje enklawy w ogarniętym wojną państwie. Celnie i uszczypliwie portretuje ekspertki od genderu: kobiety w średnim wieku w haftowanych tunikach, obwieszone etniczną biżuterią, prowadzące szkolenia z gender mainstreaming, które polegają na wypisywaniu na tablicy suchościeralnej haseł typu „empowerment” i otaczaniu ich kółeczkiem. Tropiąc ślady tradycji bacza pusz, Nordberg bada całą kulturę afgańską, diagnozuje jej choroby. Jest przy tym wolna od europejskiego uniwersalizmu czy ferowania wyroków z wyższościowej pozycji. Stara się zrozumieć, nie potępiać, nie pouczać, ale pomóc. Przedstawiana przez nią sytuacja afgańskich kobiet jest doprawdy dramatyczna, a w planie modernizacji Afganistanu została sprowadzona do „kwestii kobiecej”, tak jakby pozbawianie podstawowych praw połowy ludności było wyłącznie etniczną ciekawostką. Autorka nie ukrywa swojej wściekłości, kiedy opisuje, jak Azita, silna i wykształcona Afganka, pozostaje całkowicie w mocy niepiśmiennego męża, którego utrzymuje, a który posiada nad nią pełną władzę, z bezkarnym znęcaniem się włącznie. Opisuje, jak na straży patriarchatu stoją przede wszystkim kobiety, zwłaszcza starsze, matki i teściowe, z jaką bezwzględnością dyscyplinują młodsze kobiety. Z pełnymi dramatyzmu opisami życia Afgańczyków kontrastują opisy życia cudzoziemskich ekspertów od wszystkiego, obojętnych na los Afganek, węszących za kolejną intratną posadą w innym „kraju trzeciego świata”.
Poza świetnie ujętym tematem, rzetelnymi badaniami oraz celnymi opisami, niekwestionowaną zaletą „Chłopczyc z Kabulu…” jest prowadzenie fabuły. Choć autorka zastrzega, że jej bohaterki i bohaterowie są fikcyjni, a opowiadane przez nią historie bazują na wydarzeniach rzeczywistych (dla bezpieczeństwa bohaterów), Nordberg pozwala poznać współczesny Afganistan. Jej zamiłowanie do szczegółu owocuje niezwykle plastycznymi opisami miejsc i ludzi, a jej talent do prowadzenia fabuły nie pozwala oderwać się od „Chłopczyc z Kabulu…”, choć nie jest to lektura przyjemna czy krzepiąca. W płaszczyźnie literackiej i dziennikarskiej jest to absolutny majstersztyk. Jenny Nordberg potrafi opowiadać tak, aby nie pozostawiać czytelników obojętnymi. Pozostając jedną z bohaterek narracji i nie ukrywając swoich opinii na temat tego, co opisuje, nie kreuje się zarazem na wszystkowiedzącą i posiadającą gotowe „recepty na Afganistan”. W tym tkwi jej mądrość i pokora, a także przejmująca moc tej książki. „Chłopczyce z Kabulu…” to doskonałe studium kultury i niszczycielskiej zarówno dla jednostki, jak i całego społeczeństwa, siły patriarchatu.
Opowieść o Afganistanie rozpoczyna prolog, opisujący wielki exodus cudzoziemców z Kabulu w 2011 roku, kiedy prezydent Obama ogłosił, że wojska amerykańskie będą wycofywać się z tego kraju: „(…) karawana międzynarodowych organizacji gorączkowo szykuje się do przenosin w inne miejsce. (…) Handlarze pokojem i rozwojem międzynarodowym ostrzą sobie pazury na pobyty służbowe w nowych miejscach, w których eksperymenty z »budowaniem struktur państwa« bądź »redukcją biedy« nie zdążyły jeszcze spalić na panewce” (s. 12). Autorka także opuszcza Kabul, a wraz z nim bohaterki swojego reportażu. Nie próbuje kreować się na „ostatnią sprawiedliwą”, ironizuje, pisząc, że mogłaby, jak w filmowej scenie, zawrócić z lotniska i skierować się prosto do domu Azity, afgańskiej dyplomatki i parlamentarzystki, w asyście amerykańskich żołnierzy lub Niezależnej Afgańskiej Komisji Praw Człowieka, albo, ostatecznie, „(…) sama, uzbrojona w scyzoryk i zdolności negocjacyjne, napędzana wściekłością i przekonaniem, że wszystko można naprawić” (s. 13). Dystans wobec amerykańskich schematów narracyjnych to jedna z największych zalet tej książki. Autorka odcina się od mitów o zbawczym wyzwoleniu narodu afgańskiego, opisując cynizm i obojętność „handlarzy pokojem”, nie popada zarazem w gloryfikowanie bohaterskich postaw. W jej opowieści Afganistan to od początku przegrana sprawa, źle zarządzana modernizacja na zachodnią modłę, a przede wszystkim – brak zrozumienia dla podstawowego, zdaniem Nordberg, problemu Afganistanu, czyli braku wolności jednostki.
Wyprawa w głąb kabulskiego społeczeństwa rozpoczyna się w domu Azity, przykładnej żony i matki gromadki dzieci, polityczki. Jedna z córek Azity wyjawia Jenny Nordberg, że ich młodszy braciszek, Mehran, tak naprawdę jest dziewczynką. Początkowo dziennikarka bierze wyznanie dziewczynki za dziecięcą fantazję, ale kiedy mała nie daje za wygraną i powtarza, że młodszy braciszek tak naprawdę jest dziewczynką, Nordberg rozpoczyna śledztwo. Okazuje się, że Mehran to tak naprawdę Manusz, dziewczynka. Kiedy jej matka, Azita, rozpoczynała karierę polityczną, rozpaczliwie potrzebowała syna, aby wzbudzić zaufanie wyborców. Niestety, była matką czterech córek, a Afgańczycy są przekonani, że matka może mieć wpływ na płeć nienarodzonego dziecka. Brak męskiego potomka dowodzi jej złej woli lub budzi podejrzenia, że z matką „jest coś nie tak”. Płodzenie synów to najważniejsza funkcja rodziny. Od ich liczby zależy status całej familii, są także zabezpieczeniem na przyszłość. Córki służą do zawierania sojuszy poprzez małżeństwo, a także do zdobywania pieniędzy – pan młody musi wnieść odpowiednią do statusu dziewczyny opłatę za żonę. Aby z sukcesem kandydować do parlamentu, Azita w porozumieniu z mężem postanawia wychowywać najmłodszą córkę jako chłopca. Dziecko gładko wchodzi w nową rolę i wydaje się zachwycone nowymi możliwościami – w przeciwieństwie do sióstr może bawić się na podwórku, wspinać na drzewa, krzyczeć, hałasować, dokazywać, otwarcie wyrażać własne zdanie i nosić wygodne spodnie. Jest też oczkiem w głowie ojca i chlubą rodziny. Niestety, jej wolność potrwa jedynie do momentu dojrzewania – wtedy Mehran na powrót będzie musiał stać się Manusz i zakrywać włosy, wrócić do kobiecego genderu, a także wyjść za mąż i być posłuszną małżonkowi, którego wybiorą dla niej rodzice i którego nie pozna przed ślubem. Jak się później okazuje Mehran/Manusz nie jest odosobnionym przypadkiem w Afganistanie i dowodem na pomysłowość Azity. Dziewczynki żyjące jako chłopcy to bacza pusz – zjawisko w afgańskiej kulturze tyleż jawne, co skrywane, milcząco akceptowane. Jenny Nordberg wyrusza ich tropem, próbując zbadać ich losy, a także odkryć ich znaczenie i pozycję w afgańskiej kulturze obecnie i w przeszłości.
Okazuje się, że bacza pusz występują w całym Afganistanie, niezależnie od pochodzenia etnicznego, przynależności klasowej, zamożności czy wykształcenia rodziny. Występowały na całym obszarze imperium perskiego, obejmując także niektóre kraje europejskie, np. Albanię lub północną Czarnogórę. Najczęściej z tym zjawiskiem można spotkać się na terenach, gdzie występował zaratustrianizm, później wyparty przez islam, choć ślady kobiet w męskim przebraniu można znaleźć także w innych, ściśle patriarchalnych kulturach (np. Hua Mulan w starożytnych Chinach, Joanna d’Arc, rozliczne legendarne wojowniczki czy nowożytne Europejki żyjące w męskim przebraniu, aby podróżować, kształcić się lub pracować). Bohaterkami reportażu Nordberg stają się bacza pusz w różnym wieku: dzieci, nastolatki, dojrzałe kobiety. Część z nich pod presją rodziny powróciła do kobiecego genderu, wyszła za mąż i urodziła dzieci, część stawia opór i pomimo pokwitania żyje w męskim przebraniu. Nordberg stawia pytania o płeć biologiczną i płeć kulturową: co ma większy wpływ na kształtowanie tożsamości jednostki? Niektóre z bacza pusz zmieniają się fizycznie: rośnie im niewielki zarost, są niemalże pozbawione biustu i bioder, a także rzadko miesiączkują. Powołując się na prace Judith Butler, Jenny Nordberg dowodzi, że wychowanie kształtuje także biologię. Niektóre z jej bohaterek/bohaterów czują się mężczyznami, niektóre z nich „trzecią płcią”. Opowiadają przejmujące historie o stawaniu się na powrót kobietami: nauce mówienia, poruszania się, zachowania. Powrót do kobiecości oznacza dla nich utratę wolności, zostają zamknięte w domu (samotnie wychodząca z domu dziewczyna naraża na szwank swoją reputację, która jest jej najcenniejszym zasobem przy szukaniu małżonka, a także istotną składową honoru rodziny – dlatego w Afganistanie często zdarzają się tzw. zabójstwa honorowe), a po ślubie stają się niewolnicami mężów, ograniczonymi do płodzenia potomstwa i zajmowania się domem. Dla tych, które doświadczyły nieskrępowanej wolności i uprzywilejowanej pozycji, jaką w społeczeństwie afgańskim zajmują mężczyźni, powrót do kobiecej roli to katorga. Mają też problem z określeniem własnej tożsamości: nie wiedzą, kim są, nie potrafią się odnaleźć w grupie, co skutkuje kolejnymi życiowymi tragediami.
Bycie bacza pusz to dla dziewcząt zarazem błogosławieństwo i przekleństwo. Mogą zaznać wolności, jaka nigdy nie będzie dana ich siostrom, ale jej utrata ściąga na nie niewyobrażalne cierpienia. Bycie bacza pusz to próba przeżycia w społeczeństwie, gdzie kobieta pozbawiona jest jakichkolwiek praw. Opisując to zjawisko, Nordberg obficie powołuje się na badania naukowe, swoje obserwacje, konsultuje ze specjalistami od kultury afgańskiej, religioznawstwa i iranistyki. Za jej wywodem stoi rzetelna praca badawcza, co poświadczają obfite przypisy, a także uzupełniający książkę indeks haseł i pojęć. Dziennikarka nie pozostaje bezstronna: nie szczędzi złośliwości przebywającym w Afganistanie cudzoziemcom, zachowującym się dokładnie tak, jak XIX-wieczni koloniści, tworzącym swoje enklawy w ogarniętym wojną państwie. Celnie i uszczypliwie portretuje ekspertki od genderu: kobiety w średnim wieku w haftowanych tunikach, obwieszone etniczną biżuterią, prowadzące szkolenia z gender mainstreaming, które polegają na wypisywaniu na tablicy suchościeralnej haseł typu „empowerment” i otaczaniu ich kółeczkiem. Tropiąc ślady tradycji bacza pusz, Nordberg bada całą kulturę afgańską, diagnozuje jej choroby. Jest przy tym wolna od europejskiego uniwersalizmu czy ferowania wyroków z wyższościowej pozycji. Stara się zrozumieć, nie potępiać, nie pouczać, ale pomóc. Przedstawiana przez nią sytuacja afgańskich kobiet jest doprawdy dramatyczna, a w planie modernizacji Afganistanu została sprowadzona do „kwestii kobiecej”, tak jakby pozbawianie podstawowych praw połowy ludności było wyłącznie etniczną ciekawostką. Autorka nie ukrywa swojej wściekłości, kiedy opisuje, jak Azita, silna i wykształcona Afganka, pozostaje całkowicie w mocy niepiśmiennego męża, którego utrzymuje, a który posiada nad nią pełną władzę, z bezkarnym znęcaniem się włącznie. Opisuje, jak na straży patriarchatu stoją przede wszystkim kobiety, zwłaszcza starsze, matki i teściowe, z jaką bezwzględnością dyscyplinują młodsze kobiety. Z pełnymi dramatyzmu opisami życia Afgańczyków kontrastują opisy życia cudzoziemskich ekspertów od wszystkiego, obojętnych na los Afganek, węszących za kolejną intratną posadą w innym „kraju trzeciego świata”.
Poza świetnie ujętym tematem, rzetelnymi badaniami oraz celnymi opisami, niekwestionowaną zaletą „Chłopczyc z Kabulu…” jest prowadzenie fabuły. Choć autorka zastrzega, że jej bohaterki i bohaterowie są fikcyjni, a opowiadane przez nią historie bazują na wydarzeniach rzeczywistych (dla bezpieczeństwa bohaterów), Nordberg pozwala poznać współczesny Afganistan. Jej zamiłowanie do szczegółu owocuje niezwykle plastycznymi opisami miejsc i ludzi, a jej talent do prowadzenia fabuły nie pozwala oderwać się od „Chłopczyc z Kabulu…”, choć nie jest to lektura przyjemna czy krzepiąca. W płaszczyźnie literackiej i dziennikarskiej jest to absolutny majstersztyk. Jenny Nordberg potrafi opowiadać tak, aby nie pozostawiać czytelników obojętnymi. Pozostając jedną z bohaterek narracji i nie ukrywając swoich opinii na temat tego, co opisuje, nie kreuje się zarazem na wszystkowiedzącą i posiadającą gotowe „recepty na Afganistan”. W tym tkwi jej mądrość i pokora, a także przejmująca moc tej książki. „Chłopczyce z Kabulu…” to doskonałe studium kultury i niszczycielskiej zarówno dla jednostki, jak i całego społeczeństwa, siły patriarchatu.
Jenny Nordberg: „Chłopczyce z Kabulu. Za kulisami buntu obyczajowego w Afganistanie”. Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2015 [seria: Reportaż].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |