ZŁO, KTÓRE CZYNI CZŁOWIEK (CIEŃ: W OGNIU STWORZENIA)
A
A
A
„Kto wie, jakie zło czai się w ludzkich sercach? Cień wie!” – złowieszcza deklaracja aktora Franka Readicka Juniora umacniała radiowych słuchaczy w przekonaniu, że w konfrontacji z tym zamaskowanym mścicielem, (anty)bohaterem o prawdziwie noirowej proweniencji, żaden przestępca nie powinien liczyć na łaskę. Charyzmatyczny protagonista, od dziesięcioleci zasiadający w gronie ikon komiksowej popkultury, zaskakująco dobrze znosi upływ czasu, debiutując na polskim rynku w odświeżonej, mocno zbrutalizowanej wersji swoich przygód.
Na początku (gustujący w ciemnej konwekcji i stylowych kapeluszach) Cień był jedynie przemyślnym chwytem reklamowym dryfującym po falach eteru. W 1930 roku amerykańska oficyna Street & Smith – wydawca pulpowego periodyku „Detective Story Magazine” – postanowiła zwiększyć sprzedaż swojego czasopisma za pomocą cyklicznej audycji opartej na fabułach drukowanych w rzeczonym tytule. Tak powstał program „Detective Story Hour”, który zamiast sensacyjnych opowieści wypromował postać enigmatycznego narratora (inicjalnie zwanego Detektywem lub Inspektorem, ostatecznie jednak przybierającego ksywkę The Shadow) mocno odrealnionym głosem zapowiadającego kolejny odcinek słuchowiska.
Rosnąca popularność radiowej persony sprawiła, że szefowie Street & Smith, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom odbiorców, postanowili uczynić z niej bohatera nowej literackiej serii. Zlecenie opracowania „biografii” Cienia otrzymał Walter B. Gibson – pisarz i zawodowy magik – publikujący także pod pseudonimem Maxwell Grant. Opublikowany w 1931 roku epizod „The Living Shadow” napędził koniunkturę na powieści (tworzone także przez innych autorów) z udziałem szybkostrzelnego bojownika, który z upływem lat zyskał rys wytrawnego hipnotyzera (w razie potrzeby stającego się „niewidzialnym” dla swoich przeciwników: zarówno pospolitych bandziorów, jak i mistrzów zbrodni i występku), w końcu – szukającego odkupienia adepta tajemnej wiedzy, przed którym ciemność, zło i śmierć nie miały żadnych tajemnic.
Inicjalnie alter ego Cienia był niejaki Kent Allard – lotnik walczący po stronie Francji podczas I wojny światowej, który sfingował swój zgon, by po powrocie do Stanów Zjednoczonych całkowicie poświęcić się walce z przestępczością. Równocześnie, na potrzeby „życia społecznego”, przyjmował on przeróżne tożsamości, często podszywając się pod realnie istniejącego (w dodatku niezwykle do siebie podobnego) bogacza Lamonta Cranstona. Warto nadmienić, że to właśnie jego personalia Cień na dobre wchłonął w ramach powstającego od 1937 roku słuchowiska radiowego, w którego pierwszym sezonie głosu protagoniście udzielał sam Orson Welles. Choć bohater nigdy nie narzekał na brak sojuszników (pokroju niedoszłego samobójcy Harry’ego Vincenta czy obrotnego taksówkarza Shrevvy’ego), z myślą o uatrakcyjnieniu audycji wprowadzono doń postać Margo Lane – heroiny doskonale znającej prawdziwą tożsamość tytułowej postaci, z którą łączyła bohaterkę dość niejednoznaczna relacja, sukcesywnie rozwijana także w ramach powieściowego cyklu oraz innych utworów osadzonych w „cieniowym” uniwersum.
Perypetie ambiwalentnego kapelusznika zainspirowały szereg filmowych inicjatyw, obejmujących między innymi datowany na lata 1931-1932 cykl krótkometrażówek, seriale telewizyjne („The Shadow” z 1940 roku z Victorem Jorym) czy pełnowymiarowe fabuły kinowe (vide: nakręcone w 1937 roku „The Shadow Strikes” z Rodem La Rocque’em w roli głównej czy przemykający w 1994 roku także przez polskie ekrany „Cień” Russella Mulcahy z kreacją Aleca Baldwina). Jeszcze kilka lat temu wielkie nadzieje z realizacją nowej wersji przygód bohatera popkultury wiązał Sam Raimi, jednak ostatecznie projekt spalił na panewce.
Oczywiście, o przebojowego protagonistę prędzej czy później musiało upomnieć się komiksowe medium, oferując mu coś więcej niż tylko charakterystyczny szkarłatny szal. Począwszy od 1940 roku czytelnicy mogli śledzić losy Cienia na łamach prasowych stripów (ilustrowanych przez Vernona Greene w oparciu o scenariusze Waltera B. Gibsona) oraz w powstających w kolejnych dziesięcioleciach graficznych cyklach ukazujących się pod szyldami przeróżnych wydawnictw. Z przebogatej oferty z pewnością warto wymienić tytuły sygnowane logiem DC, takie jak datowana na lata 1973-1975 seria Dennisa O’Neila i Michaela Kaluty (zebrana w tomie „The Private Files of the Shadow”) czy pełny czarnego humoru oraz sporej dawki przemocy album „The Shadow: Blood and Judgement” (1986) Howarda Chaykina. Natomiast od 2011 roku oficyna Dynamite zaczęła wypuszczać na rynek komiksową serię oraz kilka pomniejszych cykli, ukazujących odświeżone oblicze protagonisty, bez którego być może nigdy nie powstaliby tacy zamaskowani krzyżowcy, jak Batman czy V, spiritus movens kultowej „V jak Vendetta” Alana Moore’a i Davida Lloyda.
Ukazujący się nakładem Planety Komiksów album „W ogniu stworzenia” to sumienne wprowadzenie do bezkompromisowej reinterpretacji legendy Cienia zaproponowanej przez duet Garth Ennis / Aaron Campbell. Scenarzysta „Kaznodziei” zabiera czytelnika w mało sentymentalną podróż do roku 1938, gdy nad światem gromadzą się coraz ciemniejsze chmury zwiastujące nadejście nieuchronnej wojny. Najpierw jednak odwiedzamy nowojorski port, gdzie zamaskowany heros bezwzględnie eliminuje przestępczy element. Choć trup ściele się gęsto, głównym celem ataku Cienia są dwaj przybysze: porucznik Akira Ito i równy mu stopniem Tateo Kondo, obaj z wywiadu armii japońskiej.
O tym, że mroczna inkarnacja Lamonta Cranstona ma swoje tajemne racje i diabolicznie skuteczne metody ich egzekwowania, nie trzeba przekonywać Toma Landersa z amerykańskich wojskowych służb wywiadowczych. Tego samego nie można powiedzieć o jego protegowanym. Pat Finnegan krzywym okiem patrzy bowiem na konieczność współpracy z pewnym siebie elegantem, doskonale rozeznanym zarówno w aktualnej sytuacji na arenie międzynarodowej, jak i w prawidłach kierujących ludzkim przeznaczeniem. Ale to właśnie obaj panowie, w asyście Margo Lane, podejmują szalenie ryzykowną grę, której reguły (pozornie rzecz jasna) ustala major Taro Kondo – starszy brat ofiary Cienia, poszukujący w Chinach „magicznych kamieni” niezbędnych do stworzenia potężnej broni.
Pierwszoosobowa, solidna narracja eksponująca wątek moralnej degrengolady, manipulacji oraz zdrady plus wartkie tempo opowieści wzniesionej w równym stopniu na fundamencie historyczno-mistycznych rozważań, jak i na sekwencjach widowiskowych strzelanin. Garth Ennis bez większych problemów dociera do samego jądra ciemności czającego się w ludzkich sercach i umysłach, formułując boleśnie prawdziwą definicję „piekła na Ziemi”. W tym przypadku wystarczy przywołać zatrważające świadectwa bestialskich praktyk armii Nipponu względem chińskich cywili.
Sugestywność scenariusza irlandzkiego twórcy idzie w parze z klimatycznymi, choć nie unikającymi werystycznych rozwiązań ilustracjami Aarona Campbella („Green Hornet: Year One”, „Dark Shadows”), których stonowana kolorystyka jest efektem pracy Carlosa Lopeza. Album „W ogniu stworzenia” – okraszony jak zawsze fascynującymi okładkami autorstwa Alexa Rossa – to nie lada gratka dla fanów bardziej bezkompromisowych wcieleń cienistego krzyżowca, o którym (mam cichą nadzieję) jeszcze nie raz usłyszymy.
Na początku (gustujący w ciemnej konwekcji i stylowych kapeluszach) Cień był jedynie przemyślnym chwytem reklamowym dryfującym po falach eteru. W 1930 roku amerykańska oficyna Street & Smith – wydawca pulpowego periodyku „Detective Story Magazine” – postanowiła zwiększyć sprzedaż swojego czasopisma za pomocą cyklicznej audycji opartej na fabułach drukowanych w rzeczonym tytule. Tak powstał program „Detective Story Hour”, który zamiast sensacyjnych opowieści wypromował postać enigmatycznego narratora (inicjalnie zwanego Detektywem lub Inspektorem, ostatecznie jednak przybierającego ksywkę The Shadow) mocno odrealnionym głosem zapowiadającego kolejny odcinek słuchowiska.
Rosnąca popularność radiowej persony sprawiła, że szefowie Street & Smith, wychodząc naprzeciw oczekiwaniom odbiorców, postanowili uczynić z niej bohatera nowej literackiej serii. Zlecenie opracowania „biografii” Cienia otrzymał Walter B. Gibson – pisarz i zawodowy magik – publikujący także pod pseudonimem Maxwell Grant. Opublikowany w 1931 roku epizod „The Living Shadow” napędził koniunkturę na powieści (tworzone także przez innych autorów) z udziałem szybkostrzelnego bojownika, który z upływem lat zyskał rys wytrawnego hipnotyzera (w razie potrzeby stającego się „niewidzialnym” dla swoich przeciwników: zarówno pospolitych bandziorów, jak i mistrzów zbrodni i występku), w końcu – szukającego odkupienia adepta tajemnej wiedzy, przed którym ciemność, zło i śmierć nie miały żadnych tajemnic.
Inicjalnie alter ego Cienia był niejaki Kent Allard – lotnik walczący po stronie Francji podczas I wojny światowej, który sfingował swój zgon, by po powrocie do Stanów Zjednoczonych całkowicie poświęcić się walce z przestępczością. Równocześnie, na potrzeby „życia społecznego”, przyjmował on przeróżne tożsamości, często podszywając się pod realnie istniejącego (w dodatku niezwykle do siebie podobnego) bogacza Lamonta Cranstona. Warto nadmienić, że to właśnie jego personalia Cień na dobre wchłonął w ramach powstającego od 1937 roku słuchowiska radiowego, w którego pierwszym sezonie głosu protagoniście udzielał sam Orson Welles. Choć bohater nigdy nie narzekał na brak sojuszników (pokroju niedoszłego samobójcy Harry’ego Vincenta czy obrotnego taksówkarza Shrevvy’ego), z myślą o uatrakcyjnieniu audycji wprowadzono doń postać Margo Lane – heroiny doskonale znającej prawdziwą tożsamość tytułowej postaci, z którą łączyła bohaterkę dość niejednoznaczna relacja, sukcesywnie rozwijana także w ramach powieściowego cyklu oraz innych utworów osadzonych w „cieniowym” uniwersum.
Perypetie ambiwalentnego kapelusznika zainspirowały szereg filmowych inicjatyw, obejmujących między innymi datowany na lata 1931-1932 cykl krótkometrażówek, seriale telewizyjne („The Shadow” z 1940 roku z Victorem Jorym) czy pełnowymiarowe fabuły kinowe (vide: nakręcone w 1937 roku „The Shadow Strikes” z Rodem La Rocque’em w roli głównej czy przemykający w 1994 roku także przez polskie ekrany „Cień” Russella Mulcahy z kreacją Aleca Baldwina). Jeszcze kilka lat temu wielkie nadzieje z realizacją nowej wersji przygód bohatera popkultury wiązał Sam Raimi, jednak ostatecznie projekt spalił na panewce.
Oczywiście, o przebojowego protagonistę prędzej czy później musiało upomnieć się komiksowe medium, oferując mu coś więcej niż tylko charakterystyczny szkarłatny szal. Począwszy od 1940 roku czytelnicy mogli śledzić losy Cienia na łamach prasowych stripów (ilustrowanych przez Vernona Greene w oparciu o scenariusze Waltera B. Gibsona) oraz w powstających w kolejnych dziesięcioleciach graficznych cyklach ukazujących się pod szyldami przeróżnych wydawnictw. Z przebogatej oferty z pewnością warto wymienić tytuły sygnowane logiem DC, takie jak datowana na lata 1973-1975 seria Dennisa O’Neila i Michaela Kaluty (zebrana w tomie „The Private Files of the Shadow”) czy pełny czarnego humoru oraz sporej dawki przemocy album „The Shadow: Blood and Judgement” (1986) Howarda Chaykina. Natomiast od 2011 roku oficyna Dynamite zaczęła wypuszczać na rynek komiksową serię oraz kilka pomniejszych cykli, ukazujących odświeżone oblicze protagonisty, bez którego być może nigdy nie powstaliby tacy zamaskowani krzyżowcy, jak Batman czy V, spiritus movens kultowej „V jak Vendetta” Alana Moore’a i Davida Lloyda.
Ukazujący się nakładem Planety Komiksów album „W ogniu stworzenia” to sumienne wprowadzenie do bezkompromisowej reinterpretacji legendy Cienia zaproponowanej przez duet Garth Ennis / Aaron Campbell. Scenarzysta „Kaznodziei” zabiera czytelnika w mało sentymentalną podróż do roku 1938, gdy nad światem gromadzą się coraz ciemniejsze chmury zwiastujące nadejście nieuchronnej wojny. Najpierw jednak odwiedzamy nowojorski port, gdzie zamaskowany heros bezwzględnie eliminuje przestępczy element. Choć trup ściele się gęsto, głównym celem ataku Cienia są dwaj przybysze: porucznik Akira Ito i równy mu stopniem Tateo Kondo, obaj z wywiadu armii japońskiej.
O tym, że mroczna inkarnacja Lamonta Cranstona ma swoje tajemne racje i diabolicznie skuteczne metody ich egzekwowania, nie trzeba przekonywać Toma Landersa z amerykańskich wojskowych służb wywiadowczych. Tego samego nie można powiedzieć o jego protegowanym. Pat Finnegan krzywym okiem patrzy bowiem na konieczność współpracy z pewnym siebie elegantem, doskonale rozeznanym zarówno w aktualnej sytuacji na arenie międzynarodowej, jak i w prawidłach kierujących ludzkim przeznaczeniem. Ale to właśnie obaj panowie, w asyście Margo Lane, podejmują szalenie ryzykowną grę, której reguły (pozornie rzecz jasna) ustala major Taro Kondo – starszy brat ofiary Cienia, poszukujący w Chinach „magicznych kamieni” niezbędnych do stworzenia potężnej broni.
Pierwszoosobowa, solidna narracja eksponująca wątek moralnej degrengolady, manipulacji oraz zdrady plus wartkie tempo opowieści wzniesionej w równym stopniu na fundamencie historyczno-mistycznych rozważań, jak i na sekwencjach widowiskowych strzelanin. Garth Ennis bez większych problemów dociera do samego jądra ciemności czającego się w ludzkich sercach i umysłach, formułując boleśnie prawdziwą definicję „piekła na Ziemi”. W tym przypadku wystarczy przywołać zatrważające świadectwa bestialskich praktyk armii Nipponu względem chińskich cywili.
Sugestywność scenariusza irlandzkiego twórcy idzie w parze z klimatycznymi, choć nie unikającymi werystycznych rozwiązań ilustracjami Aarona Campbella („Green Hornet: Year One”, „Dark Shadows”), których stonowana kolorystyka jest efektem pracy Carlosa Lopeza. Album „W ogniu stworzenia” – okraszony jak zawsze fascynującymi okładkami autorstwa Alexa Rossa – to nie lada gratka dla fanów bardziej bezkompromisowych wcieleń cienistego krzyżowca, o którym (mam cichą nadzieję) jeszcze nie raz usłyszymy.
Garth Ennis, Aaron Campbell: „Cień: W ogniu stworzenia” („The Shadow Vol 1: Fire of Creation”). Tłumaczenie: Maciej Drewnowski. Wydawnictwo Planeta Komiksów. Warszawa 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |