
KOBIETY NA TRAKTORY...? (MAŁGORZATA FIDELIS: 'KOBIETY, KOMUNIZM I INDUSTRIALIZACJA W POWOJENNEJ POLSCE')
A
A
A
Jeśli można jednym zdaniem określić myśl przewodnią książki Małgorzaty Fidelis, brzmiałoby ono następująco: „W Polsce, podobnie jak we wszystkich krajach Europy Środkowo-Wschodniej, płeć kulturowa – temat często uważany przez historyków za mniej istotny niż uznane kwestie polityczne tamtych czasów, jak międzynarodowa konfrontacja zimnowojenna czy przejęcie władzy przez komunistów – tak naprawdę jest podstawą zrozumienia, jak ustrój komunistyczny funkcjonował w życiu codziennym obywateli i jak różne grupy społeczne przystosowały się do zmian” (s. 261). Badaczka przedstawia więc inne, kobiece spojrzenie na dzieje powojennej Polski, proponując czytelnikom coś, co wzorem krytyki feministycznej można by określić mianem herstory. Fidelis nie analizuje zjawisk „wielkich” (według męskiej miary), choć oczywiście nie traci ich z oczu, by zachować odpowiednie tło dla zagadnień „pomniejszych”, które stoją w samym centrum zainteresowania badaczki. „Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce” to książka nie tylko o biernych obywatelkach w rękach władzy, ale – co autorka podkreśla wielokrotnie – również o pracownicach, matkach i żonach, które aktywnie wykorzystały nowe możliwości wynikające z komunistycznego ustroju, a gdy ten nie dotrzymywał obietnic, potrafiły się zorganizować, zbuntować i zawalczyć o swoje. Dla badaczki ważna jest więc nie tylko kobieta jako przedmiot historii, ale przede wszystkim jako podmiot.
Fidelis odkłamuje wiele utartych opinii, łamie liczne stereotypy. Czytelników może zdziwić fakt, że kobiety-górniczki zaczęły pracować pod ziemią już na przełomie XIX i XX wieku (polskie władze zabroniły tego w 1924 roku), a nie 50 lat później, podczas równościowych akcji komunistycznych. Analizując losy ustawy aborcyjnej z 1956 roku, autorka pokazuje, jak wielu polityków – w państwie o ustroju w istocie komunistycznym – okazywało się przywiązanych do poglądów katolickich; jak prawna teoria mijała się z medyczną praktyką i jakie – nieraz zaskakujące – argumenty padały po obu stronach. Wiele wątków pobocznych zasygnalizowanych przez badaczkę zmusza do pogłębionej refleksji nad historią i wyciągnięcia z nich wniosków na przyszłość. Książka Fidelis stanowi – zaryzykuję to stwierdzenie – dzieło ku przestrodze. Autorka przypomina bowiem, że mimo znaczących różnic dzielących wschodnią (tużpowojenną) i zachodnią (także współczesną) politykę równościową obie koncepcje mają wspólny fundament. Znając i rozumiejąc błędy popełniane przez poprzedników, łatwiej jest uniknąć złych kroków, prowadzących w stronę pozornej tylko równości płci. Należałoby wciąż mieć w pamięci sformułowanie mówiące, że „wprowadzenie równych praw nie zlikwidowało nierówności” (s. 222). Lektura „Kobiet, komunizmu i industrializacji…” utwierdza w przekonaniu, że wzniosłe nieraz zamierzenia napotykają gruby mur codziennej rzeczywistości, a głęboko zakorzenionych nawyków nie da się zmienić ot tak, poprzez wprowadzenie konkretnej ustawy.
Autorka, profesor historii na Uniwersytecie Illinois, zaczyna od analizy tużpowojennej sytuacji politycznej w Polsce. Ukazuje różnice i podobieństwa pomiędzy radzieckim a –wzorowanym na nim – rodzimym systemem władzy. Jednym z elementów przejętych od wschodniego mocarstwa była stojąca w centrum zainteresowań badaczki polityka dotycząca płci. Choć, jak podkreśla Fidelis, nie poddano weryfikacji esencjalistycznego myślenia na temat męskości i kobiecości (wciąż podkreślano nadrzędną prokreacyjną i opiekuńczą funkcję obywatelek), propagowano nową rolę kobiet w nowym społeczeństwie. Powojenna Polska pilnie potrzebowała materialnej odbudowy, nie można więc było „zmarnować” kolejnych rąk do pracy, zwłaszcza tej fizycznej. Skutek tego sposobu myślenia stanowiły liczne akcje zachęcające kobiety do podjęcia pracy zawodowej, także na stanowiskach zarezerwowanych dotąd dla mężczyzn. Powstały nowe, sfeminizowane zakłady tkackie (m.in. omawiany szczegółowo kombinat w Zambrowie), przejmowano fabryki z przedwojennymi tradycjami (np. w opisywanym przez autorkę Żyrardowie), ale kobiety mogły też podjąć pracę w zawodzie typowo męskim i zostać górnikiem, hutnikiem czy kierowcą autobusu. Oczywiście ta utopijna z równościowego punktu widzenia wizja nie była tak różowa w rzeczywistości. Fidelis podkreśla, że równouprawnienie bywało albo teoretyczne, albo… przymusowe. Mężczyznom trudno było przejść do porządku dziennego nad nową sytuacją, w której kobiety, dotąd kojarzone głównie ze sferą domową, pojawiają się w „ich” zakładach i – jak mówiono – odbierają im chleb. Pracownice zarabiały o wiele mniej niż pracownicy na tych samych bądź podobnych stanowiskach, a awans czy możliwość zdobycia wyższych kwalifikacji były dla kobiet często nie do osiągnięcia. Badaczka pokazuje także patologiczne sytuacje, w których młode dziewczęta zmuszano do podjęcia pracy zawodowej. Organizowano specjalne komisje, które zaznajomiwszy się z sytuacją danej wsi, miały za zadanie wytypować odpowiednie kobiety i skierować je do pracy na określone z góry stanowisko – bez pytania głównych zainteresowanych (a raczej: ich rodzin) o zdanie.
Taka polityka, mająca na celu zaktywizowanie zawodowe jak największej rzeszy kobiet, była zasadniczo odmienna od tej zachodniej, amerykańskiej, o której przed laty pisała Betty Friedan w książce „Mistyka kobiecości”: „Po 1949 roku spełnienie, które jest dane kobiecie, ma dla Amerykanek tylko jeden wymiar – to matka niepracująca zawodowo (…). Jej bezkresny świat skurczył się do czterech ścian przytulnego gniazdka” (Friedan 2012: 91). Podczas gdy w Polsce trwała silna propaganda mająca na celu zwiększenie zatrudnienia wśród kobiet, rolą Amerykanek – córek i wnuczek sufrażystek, które były gotowe oddać życie za walkę o równe prawa kobiet – była opieka nad domem. Podczas gdy polska „Przyjaciółka” z 1954 roku (o ponaddwumilionowym nakładzie!) informowała na okładce: „Trzy górniczki z kopalni »Bolesław Chrobry« – Maria Andrzejewska, Łucja Rosenan i Katarzyna Jamrozik to przodownice pracy” (s. 176), amerykańskie czasopisma kobiece zasypywały czytelniczki takimi tytułami jak „Kobiecość zaczyna się w domu”, „Kariera w domu” czy „Sztuka prowadzenia domu”. Betty Friedan zauważa nie bez zdziwienia: „Pod koniec 1949 roku tylko co trzecia bohaterka opowieści publikowanych w czasopismach dla kobiet była kobietą pracującą zawodowo (…). W 1958 roku, a potem w 1959 przewertowałam wszystkie numery trzech najważniejszych czasopism dla kobiet (…), nie znajdując w nich ani jednej bohaterki, która pracowałaby zawodowo” (Friedan 2012: 92). Oczywiście, dla polskich władz istotne było także powojenne odbudowanie populacji, wychowanie dzieci i młodzieży na nowego typu obywateli, ale największy nacisk kładziono na zatrudnianie kobiet, zwłaszcza w przemyśle ciężkim. Taki kierunek działań był podyktowany radzieckimi wzorami (stalinizmem), a także autentycznymi problemami powojennej Polski, w której najzwyczajniej brakowało rąk do pracy. Kobiety już w czasie II wojny światowej musiały godzić pracę zawodową z wychowywaniem dzieci, ponieważ obecność mężczyzn na froncie powodowała znaczące braki w domowym budżecie. Po zakończeniu działań wojennych wielu ojców i mężów nie wróciło, kobiety więc naturalnie kontynuowały podwójną pracę – zarobkową i domową. Wprowadzenie nowych, „emancypacyjnych” reguł dotyczących zatrudnienia Polek bez jednoczesnego zrewidowania myślenia esencjalistycznego (po 1944 r. nie odrodziły się przedwojenne ruchy, które można by nazwać feministycznymi) doprowadzało do absurdalnych nieraz sytuacji, o których szeroko pisze Fidelis. Pracujące w licznych zakładach kobiety były świadome negatywnych zjawisk na styku władzy i społeczeństwa. Szybko zauważyły, że ich pensje są niskie, produkty spożywcze – drogie i trudno dostępne. W związku z tym zaczęły organizować strajki mające na celu poprawę ogólnej sytuacji materialnej. Mężczyźni – i ci u władzy, i współpracownicy buntujących się kobiet – nie traktowali protestujących poważnie. Jak pisze Małgorzata Fidelis, nie byli w stanie uwierzyć, że „słaba” płeć potrafi zawalczyć o swoje prawa. Strajkujące pracownice uznali za niegroźne histeryczki, nierzadko głosy o protestach traktując jako plotki. Kobiety zaś sprawnie wykorzystywały utrwalone w polskiej (czy szerzej: europejskiej) kulturze zasady postępowania pomiędzy płciami, np. organizując zebrania w damskiej toalecie – miały bowiem pewność, że żaden z mężczyzn (a wielu pracowników regularnie donosiło tajnym służbom) nie odważy się wejść do środka. W ten sposób kobiety powoli wywalczały pewne ustępstwa, i to bez poważniejszych konsekwencji – „histeryczkom” nie groził los więźniów politycznych.
Sytuacja w Polsce zaczęła ewoluować w roku 1953, a więc w momencie śmierci Stalina. Jak pisze Fidelis, na fali powszechnej odwilży do głosu doszły tłamszone dotąd idee wzorujące się już nie tyle na radzieckiej, lecz zachodniej polityce płciowej. „Fala dziennikarskiej krytyki okresu odwilży często odwoływała się do języka nauki i medycyny, wskazując na naturalną, reprodukcyjną funkcję kobiet, a jednocześnie przedstawiając stalinowską politykę zatrudnienia jako atak na rodzinę i »naturalne role płciowe«” – notuje autorka (s. 190). Sztandarowe hasła typu „postęp”, „zacofanie” czy „normalność” (w kontekście zachowań przewidzianych dla kobiet) zmieniły swoje znaczenia, i to w ciągu zaledwie dekady. Fidelis bardzo dogłębnie analizuje to zjawisko, szukając przyczyn tej światopoglądowej (r)ewolucji. Jednym z powodów zasadniczej zmiany kierunku polityki płciowej było konotowanie emancypacji finansowej z emancypacją seksualną. Władze nie potrafiły zapanować nad zachowaniem kobiet, które w emigracji zarobkowej ze wsi do miast upatrywały także szansę na wyzwolenie się od rodzicielskiego nadzoru. Fidelis przywołuje tak groteskowe sytuacje jak sprowadzenie do Zambrowa ojca jednej z (dorosłych przecież) pracownic, by ten przemówił do rozsądku zbyt frywolnej córce, czy przyłapanie na nocnej wizycie w hotelu dla pracownic jednego z zagorzałych zwolenników ukrócenia seksualnej wolności kobiet. Władza (a więc: mężczyźni), obawiając się czegoś, nad czym nie można zapanować, upatrywała w emancypacji kobiet zagładę moralności. Jak zauważa badaczka, z podjęciem pracy zawodowej przez żeńską część społeczeństwa zaczęto nawet łączyć zwiększoną liczbę rozwodów (których uzyskanie wciąż nie było łatwe). W związku z szerzącym się „zagrożeniem” dla „normalnego” funkcjonowania rodziny zaczęto zachęcać zamężne kobiety do rezygnacji z pracy poza domem; proponowano zmniejszenie liczby godzin, pracę chałupniczą czy przeniesienie na bardziej „kobiece” stanowisko. Z kolei w Sejmie pojawił się projekt, którego autorzy sugerowali, by mężom ekspracownic dołączyć do pensji… 70% zarobków ich żon w ramach „dodatku rodzinnego”. Oprócz zachęt stosowano także przymus, nawet w formie zwolnień, zwłaszcza ze stanowisk tradycyjnie uznawanych za męskie. O jednym z absurdów tego systemu Fidelis pisze następująco: „Kiedy [Maria] Ekonomiuk próbowała wrócić na swoje stanowisko kierowcy po urlopie macierzyńskim, powiedziano jej, że nie może już wykonywać tej pracy. Dyrekcja PKS uzasadniała swą decyzję argumentem medycznym usankcjonowanym przez Ministerstwo Zdrowia, jakoby prowadzenie ciężarówek o masie powyżej 2,5 tony (…) miało szkodliwy wpływ na układ rozrodczy kobiety” (s. 242–243). Tego typy motywacje odsłaniają absurdalność całego systemu, który do końca nie potrafił prowadzić jednolitej i rozsądnej polityki płciowej.
„Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce” to książka, którą naprawdę dobrze się czyta. Mimo że to dzieło uniwersyteckie, styl nie jest zawiły, autorka nie sili się na nadmierną naukowość. Zapewne dużą rolę odegrała w tym zakresie tłumaczka, Maria Jaszczurowska, która przełożyła tekst z języka angielskiego. Herstory Fidelis to pozycja naprawdę fascynująca – niczym dobra powieść. Zasługa to tym większa, że monografia powstała na bazie zapewne mozolnej, czasochłonnej i monotonnej pracy – autorka „Kobiet, komunizmu i industrializacji…” wykorzystała materiały archiwalne jedenastu organizacji, przejrzała roczniki niemal czterdziestu tytułów prasowych, przeanalizowała liczne protokoły, sprawozdania i notatki. Wrażenie robi także lista pozycji naukowych, których bibliografia zajmuje – bagatela – piętnaście stron. Całość dopełniły wywiady przeprowadzone w latach 2002–2003 przez Fidelis z czternastoma emerytowanymi pracownicami fabryk w Żyrardowie i Zambrowie oraz kopalń na Górnym Śląsku. Wieloletnia praca badaczki zaowocowała imponującym dziełem, które pozostawia jednak niedosyt. Autorka skupia się na okresie, który otwiera koniec wojny, a zamyka druga połowa lat 50. XX wieku. Okres późniejszy (do XXI w.) został streszczony w dość krótkim epilogu. Uwagi w nim zawarte są oczywiście bardzo wartościowe – pokazują wyraźnie koło, jakie zatoczyło w Polsce myślenie równościowe – ale jedynie zaostrzają czytelniczy apetyt. Pozostaje mieć nadzieję, że Małgorzata Fidelis zaspokoi ten lekturowy głód kolejną pozycją, rozwijającą wątki jedynie zasygnalizowane w niniejszej monografii.
LITERATURA:
Friedan B.: „Mistyka kobiecości”. Przeł. A. Grzybek. Wydawnictwo Czarna Owca. Warszawa 2012.
Fidelis odkłamuje wiele utartych opinii, łamie liczne stereotypy. Czytelników może zdziwić fakt, że kobiety-górniczki zaczęły pracować pod ziemią już na przełomie XIX i XX wieku (polskie władze zabroniły tego w 1924 roku), a nie 50 lat później, podczas równościowych akcji komunistycznych. Analizując losy ustawy aborcyjnej z 1956 roku, autorka pokazuje, jak wielu polityków – w państwie o ustroju w istocie komunistycznym – okazywało się przywiązanych do poglądów katolickich; jak prawna teoria mijała się z medyczną praktyką i jakie – nieraz zaskakujące – argumenty padały po obu stronach. Wiele wątków pobocznych zasygnalizowanych przez badaczkę zmusza do pogłębionej refleksji nad historią i wyciągnięcia z nich wniosków na przyszłość. Książka Fidelis stanowi – zaryzykuję to stwierdzenie – dzieło ku przestrodze. Autorka przypomina bowiem, że mimo znaczących różnic dzielących wschodnią (tużpowojenną) i zachodnią (także współczesną) politykę równościową obie koncepcje mają wspólny fundament. Znając i rozumiejąc błędy popełniane przez poprzedników, łatwiej jest uniknąć złych kroków, prowadzących w stronę pozornej tylko równości płci. Należałoby wciąż mieć w pamięci sformułowanie mówiące, że „wprowadzenie równych praw nie zlikwidowało nierówności” (s. 222). Lektura „Kobiet, komunizmu i industrializacji…” utwierdza w przekonaniu, że wzniosłe nieraz zamierzenia napotykają gruby mur codziennej rzeczywistości, a głęboko zakorzenionych nawyków nie da się zmienić ot tak, poprzez wprowadzenie konkretnej ustawy.
Autorka, profesor historii na Uniwersytecie Illinois, zaczyna od analizy tużpowojennej sytuacji politycznej w Polsce. Ukazuje różnice i podobieństwa pomiędzy radzieckim a –wzorowanym na nim – rodzimym systemem władzy. Jednym z elementów przejętych od wschodniego mocarstwa była stojąca w centrum zainteresowań badaczki polityka dotycząca płci. Choć, jak podkreśla Fidelis, nie poddano weryfikacji esencjalistycznego myślenia na temat męskości i kobiecości (wciąż podkreślano nadrzędną prokreacyjną i opiekuńczą funkcję obywatelek), propagowano nową rolę kobiet w nowym społeczeństwie. Powojenna Polska pilnie potrzebowała materialnej odbudowy, nie można więc było „zmarnować” kolejnych rąk do pracy, zwłaszcza tej fizycznej. Skutek tego sposobu myślenia stanowiły liczne akcje zachęcające kobiety do podjęcia pracy zawodowej, także na stanowiskach zarezerwowanych dotąd dla mężczyzn. Powstały nowe, sfeminizowane zakłady tkackie (m.in. omawiany szczegółowo kombinat w Zambrowie), przejmowano fabryki z przedwojennymi tradycjami (np. w opisywanym przez autorkę Żyrardowie), ale kobiety mogły też podjąć pracę w zawodzie typowo męskim i zostać górnikiem, hutnikiem czy kierowcą autobusu. Oczywiście ta utopijna z równościowego punktu widzenia wizja nie była tak różowa w rzeczywistości. Fidelis podkreśla, że równouprawnienie bywało albo teoretyczne, albo… przymusowe. Mężczyznom trudno było przejść do porządku dziennego nad nową sytuacją, w której kobiety, dotąd kojarzone głównie ze sferą domową, pojawiają się w „ich” zakładach i – jak mówiono – odbierają im chleb. Pracownice zarabiały o wiele mniej niż pracownicy na tych samych bądź podobnych stanowiskach, a awans czy możliwość zdobycia wyższych kwalifikacji były dla kobiet często nie do osiągnięcia. Badaczka pokazuje także patologiczne sytuacje, w których młode dziewczęta zmuszano do podjęcia pracy zawodowej. Organizowano specjalne komisje, które zaznajomiwszy się z sytuacją danej wsi, miały za zadanie wytypować odpowiednie kobiety i skierować je do pracy na określone z góry stanowisko – bez pytania głównych zainteresowanych (a raczej: ich rodzin) o zdanie.
Taka polityka, mająca na celu zaktywizowanie zawodowe jak największej rzeszy kobiet, była zasadniczo odmienna od tej zachodniej, amerykańskiej, o której przed laty pisała Betty Friedan w książce „Mistyka kobiecości”: „Po 1949 roku spełnienie, które jest dane kobiecie, ma dla Amerykanek tylko jeden wymiar – to matka niepracująca zawodowo (…). Jej bezkresny świat skurczył się do czterech ścian przytulnego gniazdka” (Friedan 2012: 91). Podczas gdy w Polsce trwała silna propaganda mająca na celu zwiększenie zatrudnienia wśród kobiet, rolą Amerykanek – córek i wnuczek sufrażystek, które były gotowe oddać życie za walkę o równe prawa kobiet – była opieka nad domem. Podczas gdy polska „Przyjaciółka” z 1954 roku (o ponaddwumilionowym nakładzie!) informowała na okładce: „Trzy górniczki z kopalni »Bolesław Chrobry« – Maria Andrzejewska, Łucja Rosenan i Katarzyna Jamrozik to przodownice pracy” (s. 176), amerykańskie czasopisma kobiece zasypywały czytelniczki takimi tytułami jak „Kobiecość zaczyna się w domu”, „Kariera w domu” czy „Sztuka prowadzenia domu”. Betty Friedan zauważa nie bez zdziwienia: „Pod koniec 1949 roku tylko co trzecia bohaterka opowieści publikowanych w czasopismach dla kobiet była kobietą pracującą zawodowo (…). W 1958 roku, a potem w 1959 przewertowałam wszystkie numery trzech najważniejszych czasopism dla kobiet (…), nie znajdując w nich ani jednej bohaterki, która pracowałaby zawodowo” (Friedan 2012: 92). Oczywiście, dla polskich władz istotne było także powojenne odbudowanie populacji, wychowanie dzieci i młodzieży na nowego typu obywateli, ale największy nacisk kładziono na zatrudnianie kobiet, zwłaszcza w przemyśle ciężkim. Taki kierunek działań był podyktowany radzieckimi wzorami (stalinizmem), a także autentycznymi problemami powojennej Polski, w której najzwyczajniej brakowało rąk do pracy. Kobiety już w czasie II wojny światowej musiały godzić pracę zawodową z wychowywaniem dzieci, ponieważ obecność mężczyzn na froncie powodowała znaczące braki w domowym budżecie. Po zakończeniu działań wojennych wielu ojców i mężów nie wróciło, kobiety więc naturalnie kontynuowały podwójną pracę – zarobkową i domową. Wprowadzenie nowych, „emancypacyjnych” reguł dotyczących zatrudnienia Polek bez jednoczesnego zrewidowania myślenia esencjalistycznego (po 1944 r. nie odrodziły się przedwojenne ruchy, które można by nazwać feministycznymi) doprowadzało do absurdalnych nieraz sytuacji, o których szeroko pisze Fidelis. Pracujące w licznych zakładach kobiety były świadome negatywnych zjawisk na styku władzy i społeczeństwa. Szybko zauważyły, że ich pensje są niskie, produkty spożywcze – drogie i trudno dostępne. W związku z tym zaczęły organizować strajki mające na celu poprawę ogólnej sytuacji materialnej. Mężczyźni – i ci u władzy, i współpracownicy buntujących się kobiet – nie traktowali protestujących poważnie. Jak pisze Małgorzata Fidelis, nie byli w stanie uwierzyć, że „słaba” płeć potrafi zawalczyć o swoje prawa. Strajkujące pracownice uznali za niegroźne histeryczki, nierzadko głosy o protestach traktując jako plotki. Kobiety zaś sprawnie wykorzystywały utrwalone w polskiej (czy szerzej: europejskiej) kulturze zasady postępowania pomiędzy płciami, np. organizując zebrania w damskiej toalecie – miały bowiem pewność, że żaden z mężczyzn (a wielu pracowników regularnie donosiło tajnym służbom) nie odważy się wejść do środka. W ten sposób kobiety powoli wywalczały pewne ustępstwa, i to bez poważniejszych konsekwencji – „histeryczkom” nie groził los więźniów politycznych.
Sytuacja w Polsce zaczęła ewoluować w roku 1953, a więc w momencie śmierci Stalina. Jak pisze Fidelis, na fali powszechnej odwilży do głosu doszły tłamszone dotąd idee wzorujące się już nie tyle na radzieckiej, lecz zachodniej polityce płciowej. „Fala dziennikarskiej krytyki okresu odwilży często odwoływała się do języka nauki i medycyny, wskazując na naturalną, reprodukcyjną funkcję kobiet, a jednocześnie przedstawiając stalinowską politykę zatrudnienia jako atak na rodzinę i »naturalne role płciowe«” – notuje autorka (s. 190). Sztandarowe hasła typu „postęp”, „zacofanie” czy „normalność” (w kontekście zachowań przewidzianych dla kobiet) zmieniły swoje znaczenia, i to w ciągu zaledwie dekady. Fidelis bardzo dogłębnie analizuje to zjawisko, szukając przyczyn tej światopoglądowej (r)ewolucji. Jednym z powodów zasadniczej zmiany kierunku polityki płciowej było konotowanie emancypacji finansowej z emancypacją seksualną. Władze nie potrafiły zapanować nad zachowaniem kobiet, które w emigracji zarobkowej ze wsi do miast upatrywały także szansę na wyzwolenie się od rodzicielskiego nadzoru. Fidelis przywołuje tak groteskowe sytuacje jak sprowadzenie do Zambrowa ojca jednej z (dorosłych przecież) pracownic, by ten przemówił do rozsądku zbyt frywolnej córce, czy przyłapanie na nocnej wizycie w hotelu dla pracownic jednego z zagorzałych zwolenników ukrócenia seksualnej wolności kobiet. Władza (a więc: mężczyźni), obawiając się czegoś, nad czym nie można zapanować, upatrywała w emancypacji kobiet zagładę moralności. Jak zauważa badaczka, z podjęciem pracy zawodowej przez żeńską część społeczeństwa zaczęto nawet łączyć zwiększoną liczbę rozwodów (których uzyskanie wciąż nie było łatwe). W związku z szerzącym się „zagrożeniem” dla „normalnego” funkcjonowania rodziny zaczęto zachęcać zamężne kobiety do rezygnacji z pracy poza domem; proponowano zmniejszenie liczby godzin, pracę chałupniczą czy przeniesienie na bardziej „kobiece” stanowisko. Z kolei w Sejmie pojawił się projekt, którego autorzy sugerowali, by mężom ekspracownic dołączyć do pensji… 70% zarobków ich żon w ramach „dodatku rodzinnego”. Oprócz zachęt stosowano także przymus, nawet w formie zwolnień, zwłaszcza ze stanowisk tradycyjnie uznawanych za męskie. O jednym z absurdów tego systemu Fidelis pisze następująco: „Kiedy [Maria] Ekonomiuk próbowała wrócić na swoje stanowisko kierowcy po urlopie macierzyńskim, powiedziano jej, że nie może już wykonywać tej pracy. Dyrekcja PKS uzasadniała swą decyzję argumentem medycznym usankcjonowanym przez Ministerstwo Zdrowia, jakoby prowadzenie ciężarówek o masie powyżej 2,5 tony (…) miało szkodliwy wpływ na układ rozrodczy kobiety” (s. 242–243). Tego typy motywacje odsłaniają absurdalność całego systemu, który do końca nie potrafił prowadzić jednolitej i rozsądnej polityki płciowej.
„Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce” to książka, którą naprawdę dobrze się czyta. Mimo że to dzieło uniwersyteckie, styl nie jest zawiły, autorka nie sili się na nadmierną naukowość. Zapewne dużą rolę odegrała w tym zakresie tłumaczka, Maria Jaszczurowska, która przełożyła tekst z języka angielskiego. Herstory Fidelis to pozycja naprawdę fascynująca – niczym dobra powieść. Zasługa to tym większa, że monografia powstała na bazie zapewne mozolnej, czasochłonnej i monotonnej pracy – autorka „Kobiet, komunizmu i industrializacji…” wykorzystała materiały archiwalne jedenastu organizacji, przejrzała roczniki niemal czterdziestu tytułów prasowych, przeanalizowała liczne protokoły, sprawozdania i notatki. Wrażenie robi także lista pozycji naukowych, których bibliografia zajmuje – bagatela – piętnaście stron. Całość dopełniły wywiady przeprowadzone w latach 2002–2003 przez Fidelis z czternastoma emerytowanymi pracownicami fabryk w Żyrardowie i Zambrowie oraz kopalń na Górnym Śląsku. Wieloletnia praca badaczki zaowocowała imponującym dziełem, które pozostawia jednak niedosyt. Autorka skupia się na okresie, który otwiera koniec wojny, a zamyka druga połowa lat 50. XX wieku. Okres późniejszy (do XXI w.) został streszczony w dość krótkim epilogu. Uwagi w nim zawarte są oczywiście bardzo wartościowe – pokazują wyraźnie koło, jakie zatoczyło w Polsce myślenie równościowe – ale jedynie zaostrzają czytelniczy apetyt. Pozostaje mieć nadzieję, że Małgorzata Fidelis zaspokoi ten lekturowy głód kolejną pozycją, rozwijającą wątki jedynie zasygnalizowane w niniejszej monografii.
LITERATURA:
Friedan B.: „Mistyka kobiecości”. Przeł. A. Grzybek. Wydawnictwo Czarna Owca. Warszawa 2012.
Małgorzata Fidelis: „Kobiety, komunizm i industrializacja w powojennej Polsce”. Przeł. Maria Jaszczurowska. Wydawnictwo W.A.B. Warszawa 2015 [seria: Seria Historyczna].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |