
RZEŹ (NIEMIECKICH) NIEWINIĄTEK (GÖTZ ALY: 'OBCIĄŻENI. ''EUTANAZJA'' W NAZISTOWSKICH NIEMCZECH')
A
A
A
(W)Inne Niemcy, (W)Inni Świadkowie
Karl Jaspers w głośnym i doniosłym artykule „Zróżnicowanie niemieckiej winy” pisze: „W naszym społeczeństwie na pewno było wielu oburzonych, wielu przejętych głębokim przerażeniem, w którym kryło się przeczucie nadchodzących nieszczęść. Ale jeszcze więcej było takich, którzy normalnie, jak gdyby nic się nie stało, wykonywali nadal swe zajęcia, bawili się, prowadzili życie towarzyskie. To jest wina moralna. Ci wszyscy jednak, którzy mieli poczucie bezsilności i zwątpienia nie mogąc temu zapobiec, przeżyli jeszcze jeden akt swej przemiany dzięki uświadomieniu sobie winy metafizycznej” (Jaspers 1981: 137). Nie jest to co prawda gest równy postawie Willy’ego Brandta, który w grudniu 1970 roku oddał hołd ofiarom getta warszawskiego, klękając pod Pomnikiem Bohaterów Getta projektu Natana Rappaporta, jednak stawką tekstu Jaspersa nie jest pokora wobec ofiar zbrodniczego reżimu anektowanych krajów i protektoratów, lecz skrucha i dojmujące poczucie hańby wobec własnego narodu, który pozwolił wymordować dwieście tysięcy obywateli i przygotować grunt dla dyrektyw Endlösung opartych na społecznej obojętności (lub nawet akceptacji), znieczuleniu i zlodowaceniu serc. Choć Jaspers akcentuje stan zaniechania i stagnacji znany jako „emigracja wewnętrzna” intelektualistów i specjalistów Trzeciej Rzeszy w obliczu działań partii, skłania się ku filozoficznej ekwilibrystyce, która wspomniany akt przemiany unieważnia na rzecz mgliście zarysowanej teorii winy zbiorowej: „Taka klasyfikacja [Jaspers wyróżnia winę polityczną, moralną, metafizyczną i zbiorową – dop. A.J.], nawet całkiem poprawna i sensowna, może stwarzać pokusę, ażeby przy jej pomocy, jak to właśnie przedstawiliśmy, uchylać się od oskarżeń i zrzucać z siebie ciężar winy. Gubi się przy tym to, co mimo wszystko pozostaje niezaprzeczalną winą zbiorową. Prymitywizm myślenia w kategoriach zbiorowych i wydawania sądów o całych zbiorowościach nie powinien nam przeszkadzać w uznaniu faktu, że mamy poczucie przynależności do pewnej wspólnoty” (Jaspers 1981: 139).
(Błędnie) antycypujący społeczne skutki udziału Niemców w wojnie tekst Jaspersa warto zestawić z ostatnimi wnioskami rozprawy Götza Aly’ego „Obciążeni. »Eutanazja« w nazistowskich Niemczech”: „[„Ludzie poważnie upośledzeni fizycznie i umysłowo lub tacy, którzy doznali załamania nerwowego” – pominięty w toku wywodu cytat – dop. A.J.] Spotykają się z ignorancją, strachem i odruchami obronnymi, ściągają na siebie agresję i życzenia śmierci. Jeśli żywi się takie uczucia do bezbronnych bliskich, ma się wyrzuty i szuka się wyjścia z sytuacji. Polityka i normy społeczne mogą tego typu ambiwalencje i pokusy wzmacniać i wykorzystywać, jak działo się w państwie narodowosocjalistycznym, albo też zacznie łagodzić, jak w dzisiejszych Niemczech – ale nie da się ich całkiem usunąć. Kto uważa Akcję T4 za zbrodnie samych »narodowych socjalistów« lub bezpośrednich sprawców, ten jest głuchy na przesłanie zamordowanych” (s. 261). Łagodzenie wyrzutów sumienia trwało do 2013 roku, bo wtedy właśnie Aly wydał swą książkę w Niemczech, zaś Steve Sem-Sandberg zszokował opinię publiczną publikacją książki „Wybrańcy” (zawierającej znane i dawno przyswojone w kręgu holocaust studies przestępstwa popełniane na niepełnosprawnych pacjentach), której premiera zbiegła się z pojawieniem się na polskim rynku czytelniczym rozprawy Aly’ego w 2015 roku. Społeczną (nie)pamięć napiętnowała też ostatnio Anna Dziewit-Meller, czyniąc epizod lubliniecki i eksterminację tamtejszych pensjonariuszy centralnym przęsłem akcji powieści „Góra Tajget”, wobec którego muszą zając stanowisko mieszkańcy miasta.
Dla zaprezentowania memorialnej dysproporcji i podkreślenia aktualności problemów (wszak liczbę potomków ofiar Aly szacuje na dziesięć milionów) warto zacytować w całości szacunkowy rachunek autora „Obciążonych”, który siłą retorycznej ekwilibrystyki nie ustępuje deprecjonującym wysiłkom Jaspersa i stanowi ofensywę, kontrprzykład dla jego sądów o rodzajach winy i odpowiedzialności przed Bogiem: „Nazwijmy fikcyjnego przodka urodzonego w 1897 roku Wilhelmem i przypiszmy mu troje rodzeństwa. Ta czwórka tworzy pierwsze pokolenie, które miało średnio 2,1 dziecka. W myśl kohortowej analizy płodności, jak się to nieładnie w statystyce nazywa, drugie pokolenie, urodzone około 1927 roku, liczy 8,4 osoby. Średnia liczba potomstwa w tym pokoleniu także wynosiła 2,1, co daje kolejnych osiemnastu potomków Wilhelma. Przedstawiciele trzeciej generacji, urodzonej około 1957 roku, mieli po 1,4 dziecka, a zatem około 1987 roku urodziło się dwudziestu pięciu prawnuków, prasiostrzenic i prabratanków Wilhelma. Przy założeniu, że żyje jeszcze czwarte pokolenie i trzecie pokolenie, a także dwoje przedstawicieli drugiego pokolenia, urodzonego około 1927 roku, oraz że dwudziestopięciolatkowie z czwartego pokolenia nie mają jeszcze dzieci, obecnie żyje czterdziestu pięciu bezpośrednich potomków Wilhelma. Jeżeli ofiarą morderstw w ramach eutanazji padło dwieście tysięcy ludzi, to dziesięć milionów (urodzonych w ojczyźnie) Niemców i Austriaków jest ich bezpośrednimi krewnymi” (s. 15). W tym przypadku liczby dają wiele do myślenia, zaś metodę skalkulowanego rachunku modelowego można by z powodzeniem zastosować w stosunku do polskiej, zestandaryzowanej rodziny. Aly 1 września 2012 roku na łamach „Berliner Zeitung” i „Frankfurter Rundschau” zadał czytelniczkom i czytelnikom pytanie: „Czy wiedzą coś Państwo albo domyślają się czegoś na temat swoich krewnych zamordowanych w podobny sposób? Czy nie byłoby dobrze, gdyby istniała możliwość zajrzenia do pamiątkowego spisu ofiar? Czy człowieczeństwo nie nakazuje, by zwrócić tym ludziom chociaż ich nazwiska? Prosimy o Państwa opinie w tej sprawie” (s. 11). Odezwa na apel pozytywnie zaskoczyła badacza, który z przekazów rodzinnych odnotował dwa przypadki eutanazji. Pierwszy dotyczy Marthy Ebding, urodzonej w 1906 roku, zmarłej w 1957 w Domu Opieki Bodelschwingha Bethel, którą z powodu padaczki umieszczono w jednym z domów opieki Kork – diakońskim domu opieki dla chorych na epilepsję w Badenii. Jej brat, pastor Friedrich Ebding, uprzedzony o planowanym transporcie, natychmiast zabrał stamtąd Marthę, a przywiózł siostrę z powrotem, gdy nie groziła jej już eutanazja. Drugi przykład Aly poznał, gdy matka na krótko przed śmiercią opowiedziała mu o swojej przyjaciółce, która w skutek nacisków męża oddała upośledzone dziecko do instytucji eutanazyjnej. Aly ustalił, że dziecko miało na nazwisko Kröcher, zaś dalsze poszukiwania nie przyniosły rezultatu.
Sprawcy-Ofiary-Beneficjenci/Sprzymierzeńcy
Najważniejszym postulatem rozprawy Aly’ego jest rozszyfrowanie inicjałów ofiar i ustalenie nazwisk. Wyjście z cienia anonimowości skutkuje konfrontacją nielicznych rodzin z autorem, jednak w przeważającej liczbie przypadków rodziny obawiają się społecznego ostracyzmu. Badacz akcentuje specjalną rolę praktyk eutanazyjnych w procesie Zagłady Żydów europejskich: „Akcja T4 nauczyła hitlerowców przede wszystkim tego, że można dokonać ludobójstwa w samym centrum Niemiec. Skoro Niemcy zaakceptowali uśmiercanie rodaków, czołowi politycy zyskali pewność, że mogą popełnić jeszcze większe zbrodnie, nie napotykając większego oporu. Kto pozwala, aby jego chora na schizofrenię ciotka zginęła w komorze gazowej albo by jego pięcioletni sparaliżowany syn otrzymał śmiertelny zastrzyk, ten nie będzie się interesował losem uznanych za wrogów świata i narodu Żydów i pozostanie obojętny, kiedy w ciągu sześciu miesięcy umrą z głodu dwa miliony sowieckich jeńców wojennych, aby niemieccy żołnierze i ich rodziny mieli więcej żywności” (s. 259). Mamy więc do czynienia nie tyle z eksperymentem, ile szeroko zakrojoną akcją inicjalną, której finał i skutki zdziwiły samych podżegaczy i funkcjonariuszy. Aly nie popada w histeryczny ton, mimo że temat badań skłania do fałszywej identyfikacji, substytucji i patologicznej empatii. Docierając do listów zmarłych, które przechwyciła dyrekcja ośrodków eutanazyjnych, kładzie nacisk na możliwość osobnej i niczym niezakłóconej emisji głosu ofiar. Genologiczny status listu, bazujący na przekonaniu o istnieniu sytuacji komunikacyjnej, ujawnia zagrożenie utekstowionego „ja”, które artykułuje strach, obawy, tęsknotę i ból za sprawą nieporadnego idiomu, powtórzeń, potknięć sygnalizujących niepewność jutra i dalszych poczynań przełożonych, co Aly stale akcentuje. Autor „Obciążonych” skłania się ku biegunowi empatii zaproponowanemu przez Dorotę Krawczyńską, która powołując się na tezy Marthy Nussbaum zauważa: „Pisząc o etycznych konsekwencjach empatii, raz jeszcze wrócę do Nussbaum, badaczka zwraca uwagę na jej aspekt społeczny. Widzi w niej bowiem, w sensie podstawowym, uznanie cudzego świata doznań i doświadczeń. Nawet pozbawiona współczucia stanowi uznanie czyjejś realności i człowieczeństwa. W tym znaczeniu blisko jej do pojęcia solidarności społecznej, którą osiąga się »nie poprzez dociekania, lecz za pomocą wyobraźni, imaginacyjnej zdolności dostrzegania w obcych nam ludziach cierpiących bliźnich. (…) odkrywa się ją nie dzięki refleksji, lecz stwarza poprzez uwrażliwienie na poszczególne przypadki cierpienia i upokorzenia obcych nam ludzi. Takie uwrażliwienie sprawia, że trudniej nam zbyć różniących się od nas ludzi stwierdzeniem: ‘oni nie odczuwają tego tak jak my’« (…)” (Krawczyńska 2004: 184). Aly wzbrania się przed możliwością parafrazowania listów zabitych, gdyż właśnie wtedy pokusa hiperbolizacji własnego odczucia zbrodni znalazłaby ujście w zdaniach komentujących, piętnujących lub informujących o własnym przerażeniu i substytucjonalnym cierpieniu. Co ważne: badacz dedykuje książkę swojej niepełnosprawnej córce, Karline, która po narodzinach w 1979 roku z powodu infekcji paciorkowcowej zachorowała na zapalenie mózgu skutkujące poważnymi uszkodzeniami. Rodzinna tragedia uzmysłowiła Aly’emu wagę sprzeciwu i miłości, która nie jest surowo reglamentowana w stosunku do upośledzonego dziecka: „Przy całej swojej nieporadności moja córka śmieje się i płacze, okazuje radość i zły humor, kocha muzykę, dobre jedzenie, niekiedy trochę piwa, i cieszy się z odwiedzin gości. Jej życie nie jest jednak łatwe. To właśnie Karline, zaraz po narodzinach, skłoniła mnie do zajęcia się tematem morderstw eutanazyjnych, który od tego czasu nieustannie zaprzątał moją uwagę” (s. 17). Mamy więc do czynienia z rozprawą autorstwa człowieka, który całe życie zmaga się z niepełnosprawnością dziecka, i jego sprzeciw wobec praktyk nazistów poparty jest wieloletnim doświadczeniem ojca, który swoje dziecko kocha i szanuje jego inność. Artykulacja głosu ofiar skutkuje ponowną personalizacją i użyczeniem im indywidualnego społeczno-tożsamościowego oblicza. Plan nazistów okazał się zawodny, zaś działania Aly’ego pozwalają na społeczną dyskusję wokół zakładów eutanazyjnych, w których przechowywane do niedawna preparaty sporządzone z ludzkich mózgów pozostawały w ukryciu, podobnie jak nazwiska i personalia ich zamordowanych właścicieli, zdeponowane w archiwach i krajowych rejestrach.
Zmodyfikowany w śródtytule człon Hilbergowskiej triady (sprawcy-ofiary-świadkowie) ujawnia wiele kłopotów związanych z przynależnością rodzin ofiar do machiny Zagłady. Nie byli oni faktycznymi sprawcami, częściowo stali się ofiarami systemu, jednak z całą mocą można nazwać ich sprzymierzeńcami oraz (w pewnym stopniu) beneficjentami Zagłady. Aly ujawnia, iż sprzeciw rodzin oraz opinii publicznej gwarantował osobie skazanej na eutanazję nietykalność i szansę przeżycia: „(…) energicznie reagujące rodziny były w stanie uwolnić bliskich z rąk Akcji T4. Można także z całą pewnością stwierdzić, iż dyrektorzy, którzy skreślali z list śmierci do trzydziestu procent pacjentów, a w drugiej połowie wojny często sami te listy układali, często oszczędzali tych pacjentów, których krewni wykazywali gotowość do zdecydowanej interwencji” (s. 256). Jeśli tylko rodzina pensjonariusza utrzymywała z nim trwałe stosunki (listowne i osobiste), prosiła o raport ze stanu zdrowia, przesyłała paczki żywnościowe i troszczyła się o jego los, fakt przeżycia był pochodną i zasługą tejże rodziny. Dlatego po „Operacji Gomora”, czyli dywanowych brytyjsko-amerykańskich nalotach na Hamburg między 24 lipca a 2 sierpnia 1943 roku (piloci RAF bombardowali nocą, US Air Force w dzień), zwierzchnicy Akcji T4 postanowili dla dobra rannych żołnierzy i w obawie przed bombardowaniami obiektów szpitalnych na ewakuację pacjentów ośrodków eutanazyjnych, która skutkowała zerwaniem więzów i skazywała osieroconych pacjentów na śmierć.
Ważnym czynnikiem konstytuującym bezpieczeństwo pacjentów był sprzeciw opinii publicznej. W sierpniu 1942 roku od dawna przebywający na emeryturze lekarz Georg Ilberg opublikował w „Zenrtralblatt für die gesamte Neurologie Und Psychiatrie” niewielka notatkę, której główne twierdzenie brzmiało: „Jeżeli obecnie uważa się, wcale nie tak rzadko, psychiatrię, a więc naukę o chorej duszy i wszystkich związanych z tym kwestiach, za coś mało wartościowego i zbędnego, a także poniża ludzi z chorobami dziedzicznymi, często upośledzonych przy tym umysłowo, a nawet występuje się za likwidacją ciężkich przypadków – naturalnie, jeżeli nie dotyczy to chorób we własnej rodzinie! – to jest to ogromne bezprawie” (s. 217). Kolejny akt sprzeciwu podjął Clemens August Graf von Galen, biskup Münster, który podczas trzech swoich kazań użył słów „morderstwo” i „zabójstwo” – w rozumieniu kodeksu karnego i piątego przykazania: nie zabijaj! Organizatorzy akcji zaniepokojeni coraz większą społeczną aktywnością i wiedzą na temat Akcji T4 ograniczyli jej zasięg i otoczyli zasłoną milczenia, które skutkować miało ostudzeniem nastrojów antyeutanazyjnych. Drugim śmiałkiem był berliński biskup Konrad von Preysing. Jednak, jak odnotowuje Aly, żaden katolicki duchowny nie poszedł za przykładem Galena. Jawny sprzeciw i demonstracje były jedynym sposobem na uratowaniem bezbronnych i przerażonych (bo świetnie zdających sobie sprawę ze swego zgubnego położenia) pacjentów, co potwierdza Yehuda Bauer: „Nie chodzi o to, że dyktatura była do tego stopnia totalitarna, iż uniemożliwiała jakikolwiek protest. Dowodem na to jest nie tylko sprzeciw wobec mordu na upośledzonych Niemcach, który doprowadził w sierpniu 1941 r. do wstrzymania – przynajmniej częściowo – programu tak zwanej eutanazji, lecz także protest Niemek na Rosenstrasse w Berlinie na przełomie lutego i marca 1943 r., który doprowadził do uwolnienia ich żydowskich mężów” (Bauer 2016: 338).
Wy(j)ście (z) win(y/ni)
Rozprawa Aly’ego, który zajmuje poczesne miejsce w konstelacji historyków obok Raula Hilberga, ujawnia z całą ostrością nie tyle zróżnicowanie winy niemieckiej, ile jej faktyczny (ontologiczny, prawny, społeczny, aksjologiczny) status, wobec którego nie może uchylić się żadna część społeczeństwa. Skrupulatny wykaz zbrodni, list uczestników oraz miejsc świadczy o szerokim zasięgu akcji i wpisuje się w nurt rewizjonistycznej refleksji na temat Zagłady, gdzie wydobywając status ofiar, akcentuje się również wiek, płeć czy stopień niepełnosprawności, a nie, jak czyniono dotychczas, narodowość. Hilberg pisze: „W fazie dyskryminacji ekonomicznej i społecznej dzieci dzieliły los rodziców. Traciły dom, gdy ich matki i ojców eksmitowano. Ograniczono ich swobodę poruszania się, gdy odebrano ją wszystkim Żydom. Brakowało im dawnej obfitości i różnorodności jedzenia, gdy obcięte zostały dodatkowe racje bądź skrócono godziny handlu dla Żydów. Padały ofiarą dyskryminacji w szkole, podobnie jak dorośli, których zwalniano z pracy. W przypadku braku możliwości emigracji – a poza Niemcami i Austrią większość jej nie miała – ich życie było smutne i ponure. Podobnie jak dorośli, z którymi znalazły się w potrzasku, nie miały powodu do radości i nie miały na co czekać” (Hilberg 2007: 210). Sąd Hilberga zdaje się płytki i powierzchowny. Traktuje on los dzieci jako komplementarny i ekwiwalentny względem losu dorosłych. Nie wspomina w rozdziale im poświęconym o dziesiątkach zakładów, w których je uśmiercano, i tragedii rodziców, którzy (jeśli byli rzeczywiście zaangażowani) rozpaczali po ich stracie. Należy bowiem zdać sobie sprawę z faktu, że wśród poszkodowanych byli też rodzice, którzy śmierci dziecka oczekiwali i zrzucali odpowiedzialność za wydanie wyroku na lekarzy prowadzących. Ci zaś tak prowadzili rozmowę, by drobną sugestią zaproponować śmierć jako optymalne rozwiązanie problemu niechcianego członka rodziny, jakim. Druga grupa rodziców usilnie starała się zdobywać na bieżąco informacje o swoich dzieciach i reagowała szokiem na zawiadomienie o ich nagłej śmierci. Korespondowała z zakładami eutanazyjnymi w celu uzyskania informacji o przyczynach zgonu i wyrażała swe oburzenie w stosunku do opieki i znacznego pogorszenia stanu zdrowia dziecka. Te dwie postawy w grupie „sprzymierzeńców i beneficjentów” świadczą o szerokim spektrum zachowań i motywacji, którymi kierowali się rodzice dzieci obciążonych (termin ten działa polisemantycznie: dzieci obciążone są chorobą dziedziczą, rodzice zaś dźwigają brzemię tej dziedziczności w postaci upośledzonych potomków, także są więc obciążeni).
Rozprawa Aly’ego charakteryzuje się wysokimi standardami badawczymi i wypełnia lukę w polskiej i światowej literaturze związanej ze zbrodniami eutanazyjnymi. Jest też (udaną i świetnie napisaną) próbą oddania głosu ofiarom i ich pogrążonym we wstydzie rodzinom. Mistrzostwo Aly’ego polega na starannej kwerendzie i empatii, która stale asekuruje poczynania badacza, nie pozwalając mu zająć miejsca cierpiących ofiar i stać się zakładnikiem własnych, toksycznych emocji.
LITERATURA:
Bauer Y.: „Przemyśleć Zagładę”. Przeł. z języka ang. J. Giebułtowski, J. Surewicz. Warszawa 2016.
Hilberg R.: „Sprawcy-ofiary-świadkowie. Zagłada Żydów 1933-1945”. Przeł. J. Giebułtowski. Warszawa 2007.
Jaspers K.: „Zróżnicowanie niemieckiej winy”. W: „Po upadku Trzeciej Rzeszy. Niemieccy intelektualiści a tradycja narodowa”. Wybór i wstęp J.W. Borejsza, S.H. Kaszyński. Przeł. D, Borkowska, K. Górniak, E. Kaźmierczak, K. Piesowicz, M. Świętek, E. Wachowiak. Warszawa 1981.
Krawczyńska D.: „Empatia? Substytucja? Identyfikacja? Jak czytać teksty o Zagładzie?”. „Teksty Drugie” 2004, nr 5.
Karl Jaspers w głośnym i doniosłym artykule „Zróżnicowanie niemieckiej winy” pisze: „W naszym społeczeństwie na pewno było wielu oburzonych, wielu przejętych głębokim przerażeniem, w którym kryło się przeczucie nadchodzących nieszczęść. Ale jeszcze więcej było takich, którzy normalnie, jak gdyby nic się nie stało, wykonywali nadal swe zajęcia, bawili się, prowadzili życie towarzyskie. To jest wina moralna. Ci wszyscy jednak, którzy mieli poczucie bezsilności i zwątpienia nie mogąc temu zapobiec, przeżyli jeszcze jeden akt swej przemiany dzięki uświadomieniu sobie winy metafizycznej” (Jaspers 1981: 137). Nie jest to co prawda gest równy postawie Willy’ego Brandta, który w grudniu 1970 roku oddał hołd ofiarom getta warszawskiego, klękając pod Pomnikiem Bohaterów Getta projektu Natana Rappaporta, jednak stawką tekstu Jaspersa nie jest pokora wobec ofiar zbrodniczego reżimu anektowanych krajów i protektoratów, lecz skrucha i dojmujące poczucie hańby wobec własnego narodu, który pozwolił wymordować dwieście tysięcy obywateli i przygotować grunt dla dyrektyw Endlösung opartych na społecznej obojętności (lub nawet akceptacji), znieczuleniu i zlodowaceniu serc. Choć Jaspers akcentuje stan zaniechania i stagnacji znany jako „emigracja wewnętrzna” intelektualistów i specjalistów Trzeciej Rzeszy w obliczu działań partii, skłania się ku filozoficznej ekwilibrystyce, która wspomniany akt przemiany unieważnia na rzecz mgliście zarysowanej teorii winy zbiorowej: „Taka klasyfikacja [Jaspers wyróżnia winę polityczną, moralną, metafizyczną i zbiorową – dop. A.J.], nawet całkiem poprawna i sensowna, może stwarzać pokusę, ażeby przy jej pomocy, jak to właśnie przedstawiliśmy, uchylać się od oskarżeń i zrzucać z siebie ciężar winy. Gubi się przy tym to, co mimo wszystko pozostaje niezaprzeczalną winą zbiorową. Prymitywizm myślenia w kategoriach zbiorowych i wydawania sądów o całych zbiorowościach nie powinien nam przeszkadzać w uznaniu faktu, że mamy poczucie przynależności do pewnej wspólnoty” (Jaspers 1981: 139).
(Błędnie) antycypujący społeczne skutki udziału Niemców w wojnie tekst Jaspersa warto zestawić z ostatnimi wnioskami rozprawy Götza Aly’ego „Obciążeni. »Eutanazja« w nazistowskich Niemczech”: „[„Ludzie poważnie upośledzeni fizycznie i umysłowo lub tacy, którzy doznali załamania nerwowego” – pominięty w toku wywodu cytat – dop. A.J.] Spotykają się z ignorancją, strachem i odruchami obronnymi, ściągają na siebie agresję i życzenia śmierci. Jeśli żywi się takie uczucia do bezbronnych bliskich, ma się wyrzuty i szuka się wyjścia z sytuacji. Polityka i normy społeczne mogą tego typu ambiwalencje i pokusy wzmacniać i wykorzystywać, jak działo się w państwie narodowosocjalistycznym, albo też zacznie łagodzić, jak w dzisiejszych Niemczech – ale nie da się ich całkiem usunąć. Kto uważa Akcję T4 za zbrodnie samych »narodowych socjalistów« lub bezpośrednich sprawców, ten jest głuchy na przesłanie zamordowanych” (s. 261). Łagodzenie wyrzutów sumienia trwało do 2013 roku, bo wtedy właśnie Aly wydał swą książkę w Niemczech, zaś Steve Sem-Sandberg zszokował opinię publiczną publikacją książki „Wybrańcy” (zawierającej znane i dawno przyswojone w kręgu holocaust studies przestępstwa popełniane na niepełnosprawnych pacjentach), której premiera zbiegła się z pojawieniem się na polskim rynku czytelniczym rozprawy Aly’ego w 2015 roku. Społeczną (nie)pamięć napiętnowała też ostatnio Anna Dziewit-Meller, czyniąc epizod lubliniecki i eksterminację tamtejszych pensjonariuszy centralnym przęsłem akcji powieści „Góra Tajget”, wobec którego muszą zając stanowisko mieszkańcy miasta.
Dla zaprezentowania memorialnej dysproporcji i podkreślenia aktualności problemów (wszak liczbę potomków ofiar Aly szacuje na dziesięć milionów) warto zacytować w całości szacunkowy rachunek autora „Obciążonych”, który siłą retorycznej ekwilibrystyki nie ustępuje deprecjonującym wysiłkom Jaspersa i stanowi ofensywę, kontrprzykład dla jego sądów o rodzajach winy i odpowiedzialności przed Bogiem: „Nazwijmy fikcyjnego przodka urodzonego w 1897 roku Wilhelmem i przypiszmy mu troje rodzeństwa. Ta czwórka tworzy pierwsze pokolenie, które miało średnio 2,1 dziecka. W myśl kohortowej analizy płodności, jak się to nieładnie w statystyce nazywa, drugie pokolenie, urodzone około 1927 roku, liczy 8,4 osoby. Średnia liczba potomstwa w tym pokoleniu także wynosiła 2,1, co daje kolejnych osiemnastu potomków Wilhelma. Przedstawiciele trzeciej generacji, urodzonej około 1957 roku, mieli po 1,4 dziecka, a zatem około 1987 roku urodziło się dwudziestu pięciu prawnuków, prasiostrzenic i prabratanków Wilhelma. Przy założeniu, że żyje jeszcze czwarte pokolenie i trzecie pokolenie, a także dwoje przedstawicieli drugiego pokolenia, urodzonego około 1927 roku, oraz że dwudziestopięciolatkowie z czwartego pokolenia nie mają jeszcze dzieci, obecnie żyje czterdziestu pięciu bezpośrednich potomków Wilhelma. Jeżeli ofiarą morderstw w ramach eutanazji padło dwieście tysięcy ludzi, to dziesięć milionów (urodzonych w ojczyźnie) Niemców i Austriaków jest ich bezpośrednimi krewnymi” (s. 15). W tym przypadku liczby dają wiele do myślenia, zaś metodę skalkulowanego rachunku modelowego można by z powodzeniem zastosować w stosunku do polskiej, zestandaryzowanej rodziny. Aly 1 września 2012 roku na łamach „Berliner Zeitung” i „Frankfurter Rundschau” zadał czytelniczkom i czytelnikom pytanie: „Czy wiedzą coś Państwo albo domyślają się czegoś na temat swoich krewnych zamordowanych w podobny sposób? Czy nie byłoby dobrze, gdyby istniała możliwość zajrzenia do pamiątkowego spisu ofiar? Czy człowieczeństwo nie nakazuje, by zwrócić tym ludziom chociaż ich nazwiska? Prosimy o Państwa opinie w tej sprawie” (s. 11). Odezwa na apel pozytywnie zaskoczyła badacza, który z przekazów rodzinnych odnotował dwa przypadki eutanazji. Pierwszy dotyczy Marthy Ebding, urodzonej w 1906 roku, zmarłej w 1957 w Domu Opieki Bodelschwingha Bethel, którą z powodu padaczki umieszczono w jednym z domów opieki Kork – diakońskim domu opieki dla chorych na epilepsję w Badenii. Jej brat, pastor Friedrich Ebding, uprzedzony o planowanym transporcie, natychmiast zabrał stamtąd Marthę, a przywiózł siostrę z powrotem, gdy nie groziła jej już eutanazja. Drugi przykład Aly poznał, gdy matka na krótko przed śmiercią opowiedziała mu o swojej przyjaciółce, która w skutek nacisków męża oddała upośledzone dziecko do instytucji eutanazyjnej. Aly ustalił, że dziecko miało na nazwisko Kröcher, zaś dalsze poszukiwania nie przyniosły rezultatu.
Sprawcy-Ofiary-Beneficjenci/Sprzymierzeńcy
Najważniejszym postulatem rozprawy Aly’ego jest rozszyfrowanie inicjałów ofiar i ustalenie nazwisk. Wyjście z cienia anonimowości skutkuje konfrontacją nielicznych rodzin z autorem, jednak w przeważającej liczbie przypadków rodziny obawiają się społecznego ostracyzmu. Badacz akcentuje specjalną rolę praktyk eutanazyjnych w procesie Zagłady Żydów europejskich: „Akcja T4 nauczyła hitlerowców przede wszystkim tego, że można dokonać ludobójstwa w samym centrum Niemiec. Skoro Niemcy zaakceptowali uśmiercanie rodaków, czołowi politycy zyskali pewność, że mogą popełnić jeszcze większe zbrodnie, nie napotykając większego oporu. Kto pozwala, aby jego chora na schizofrenię ciotka zginęła w komorze gazowej albo by jego pięcioletni sparaliżowany syn otrzymał śmiertelny zastrzyk, ten nie będzie się interesował losem uznanych za wrogów świata i narodu Żydów i pozostanie obojętny, kiedy w ciągu sześciu miesięcy umrą z głodu dwa miliony sowieckich jeńców wojennych, aby niemieccy żołnierze i ich rodziny mieli więcej żywności” (s. 259). Mamy więc do czynienia nie tyle z eksperymentem, ile szeroko zakrojoną akcją inicjalną, której finał i skutki zdziwiły samych podżegaczy i funkcjonariuszy. Aly nie popada w histeryczny ton, mimo że temat badań skłania do fałszywej identyfikacji, substytucji i patologicznej empatii. Docierając do listów zmarłych, które przechwyciła dyrekcja ośrodków eutanazyjnych, kładzie nacisk na możliwość osobnej i niczym niezakłóconej emisji głosu ofiar. Genologiczny status listu, bazujący na przekonaniu o istnieniu sytuacji komunikacyjnej, ujawnia zagrożenie utekstowionego „ja”, które artykułuje strach, obawy, tęsknotę i ból za sprawą nieporadnego idiomu, powtórzeń, potknięć sygnalizujących niepewność jutra i dalszych poczynań przełożonych, co Aly stale akcentuje. Autor „Obciążonych” skłania się ku biegunowi empatii zaproponowanemu przez Dorotę Krawczyńską, która powołując się na tezy Marthy Nussbaum zauważa: „Pisząc o etycznych konsekwencjach empatii, raz jeszcze wrócę do Nussbaum, badaczka zwraca uwagę na jej aspekt społeczny. Widzi w niej bowiem, w sensie podstawowym, uznanie cudzego świata doznań i doświadczeń. Nawet pozbawiona współczucia stanowi uznanie czyjejś realności i człowieczeństwa. W tym znaczeniu blisko jej do pojęcia solidarności społecznej, którą osiąga się »nie poprzez dociekania, lecz za pomocą wyobraźni, imaginacyjnej zdolności dostrzegania w obcych nam ludziach cierpiących bliźnich. (…) odkrywa się ją nie dzięki refleksji, lecz stwarza poprzez uwrażliwienie na poszczególne przypadki cierpienia i upokorzenia obcych nam ludzi. Takie uwrażliwienie sprawia, że trudniej nam zbyć różniących się od nas ludzi stwierdzeniem: ‘oni nie odczuwają tego tak jak my’« (…)” (Krawczyńska 2004: 184). Aly wzbrania się przed możliwością parafrazowania listów zabitych, gdyż właśnie wtedy pokusa hiperbolizacji własnego odczucia zbrodni znalazłaby ujście w zdaniach komentujących, piętnujących lub informujących o własnym przerażeniu i substytucjonalnym cierpieniu. Co ważne: badacz dedykuje książkę swojej niepełnosprawnej córce, Karline, która po narodzinach w 1979 roku z powodu infekcji paciorkowcowej zachorowała na zapalenie mózgu skutkujące poważnymi uszkodzeniami. Rodzinna tragedia uzmysłowiła Aly’emu wagę sprzeciwu i miłości, która nie jest surowo reglamentowana w stosunku do upośledzonego dziecka: „Przy całej swojej nieporadności moja córka śmieje się i płacze, okazuje radość i zły humor, kocha muzykę, dobre jedzenie, niekiedy trochę piwa, i cieszy się z odwiedzin gości. Jej życie nie jest jednak łatwe. To właśnie Karline, zaraz po narodzinach, skłoniła mnie do zajęcia się tematem morderstw eutanazyjnych, który od tego czasu nieustannie zaprzątał moją uwagę” (s. 17). Mamy więc do czynienia z rozprawą autorstwa człowieka, który całe życie zmaga się z niepełnosprawnością dziecka, i jego sprzeciw wobec praktyk nazistów poparty jest wieloletnim doświadczeniem ojca, który swoje dziecko kocha i szanuje jego inność. Artykulacja głosu ofiar skutkuje ponowną personalizacją i użyczeniem im indywidualnego społeczno-tożsamościowego oblicza. Plan nazistów okazał się zawodny, zaś działania Aly’ego pozwalają na społeczną dyskusję wokół zakładów eutanazyjnych, w których przechowywane do niedawna preparaty sporządzone z ludzkich mózgów pozostawały w ukryciu, podobnie jak nazwiska i personalia ich zamordowanych właścicieli, zdeponowane w archiwach i krajowych rejestrach.
Zmodyfikowany w śródtytule człon Hilbergowskiej triady (sprawcy-ofiary-świadkowie) ujawnia wiele kłopotów związanych z przynależnością rodzin ofiar do machiny Zagłady. Nie byli oni faktycznymi sprawcami, częściowo stali się ofiarami systemu, jednak z całą mocą można nazwać ich sprzymierzeńcami oraz (w pewnym stopniu) beneficjentami Zagłady. Aly ujawnia, iż sprzeciw rodzin oraz opinii publicznej gwarantował osobie skazanej na eutanazję nietykalność i szansę przeżycia: „(…) energicznie reagujące rodziny były w stanie uwolnić bliskich z rąk Akcji T4. Można także z całą pewnością stwierdzić, iż dyrektorzy, którzy skreślali z list śmierci do trzydziestu procent pacjentów, a w drugiej połowie wojny często sami te listy układali, często oszczędzali tych pacjentów, których krewni wykazywali gotowość do zdecydowanej interwencji” (s. 256). Jeśli tylko rodzina pensjonariusza utrzymywała z nim trwałe stosunki (listowne i osobiste), prosiła o raport ze stanu zdrowia, przesyłała paczki żywnościowe i troszczyła się o jego los, fakt przeżycia był pochodną i zasługą tejże rodziny. Dlatego po „Operacji Gomora”, czyli dywanowych brytyjsko-amerykańskich nalotach na Hamburg między 24 lipca a 2 sierpnia 1943 roku (piloci RAF bombardowali nocą, US Air Force w dzień), zwierzchnicy Akcji T4 postanowili dla dobra rannych żołnierzy i w obawie przed bombardowaniami obiektów szpitalnych na ewakuację pacjentów ośrodków eutanazyjnych, która skutkowała zerwaniem więzów i skazywała osieroconych pacjentów na śmierć.
Ważnym czynnikiem konstytuującym bezpieczeństwo pacjentów był sprzeciw opinii publicznej. W sierpniu 1942 roku od dawna przebywający na emeryturze lekarz Georg Ilberg opublikował w „Zenrtralblatt für die gesamte Neurologie Und Psychiatrie” niewielka notatkę, której główne twierdzenie brzmiało: „Jeżeli obecnie uważa się, wcale nie tak rzadko, psychiatrię, a więc naukę o chorej duszy i wszystkich związanych z tym kwestiach, za coś mało wartościowego i zbędnego, a także poniża ludzi z chorobami dziedzicznymi, często upośledzonych przy tym umysłowo, a nawet występuje się za likwidacją ciężkich przypadków – naturalnie, jeżeli nie dotyczy to chorób we własnej rodzinie! – to jest to ogromne bezprawie” (s. 217). Kolejny akt sprzeciwu podjął Clemens August Graf von Galen, biskup Münster, który podczas trzech swoich kazań użył słów „morderstwo” i „zabójstwo” – w rozumieniu kodeksu karnego i piątego przykazania: nie zabijaj! Organizatorzy akcji zaniepokojeni coraz większą społeczną aktywnością i wiedzą na temat Akcji T4 ograniczyli jej zasięg i otoczyli zasłoną milczenia, które skutkować miało ostudzeniem nastrojów antyeutanazyjnych. Drugim śmiałkiem był berliński biskup Konrad von Preysing. Jednak, jak odnotowuje Aly, żaden katolicki duchowny nie poszedł za przykładem Galena. Jawny sprzeciw i demonstracje były jedynym sposobem na uratowaniem bezbronnych i przerażonych (bo świetnie zdających sobie sprawę ze swego zgubnego położenia) pacjentów, co potwierdza Yehuda Bauer: „Nie chodzi o to, że dyktatura była do tego stopnia totalitarna, iż uniemożliwiała jakikolwiek protest. Dowodem na to jest nie tylko sprzeciw wobec mordu na upośledzonych Niemcach, który doprowadził w sierpniu 1941 r. do wstrzymania – przynajmniej częściowo – programu tak zwanej eutanazji, lecz także protest Niemek na Rosenstrasse w Berlinie na przełomie lutego i marca 1943 r., który doprowadził do uwolnienia ich żydowskich mężów” (Bauer 2016: 338).
Wy(j)ście (z) win(y/ni)
Rozprawa Aly’ego, który zajmuje poczesne miejsce w konstelacji historyków obok Raula Hilberga, ujawnia z całą ostrością nie tyle zróżnicowanie winy niemieckiej, ile jej faktyczny (ontologiczny, prawny, społeczny, aksjologiczny) status, wobec którego nie może uchylić się żadna część społeczeństwa. Skrupulatny wykaz zbrodni, list uczestników oraz miejsc świadczy o szerokim zasięgu akcji i wpisuje się w nurt rewizjonistycznej refleksji na temat Zagłady, gdzie wydobywając status ofiar, akcentuje się również wiek, płeć czy stopień niepełnosprawności, a nie, jak czyniono dotychczas, narodowość. Hilberg pisze: „W fazie dyskryminacji ekonomicznej i społecznej dzieci dzieliły los rodziców. Traciły dom, gdy ich matki i ojców eksmitowano. Ograniczono ich swobodę poruszania się, gdy odebrano ją wszystkim Żydom. Brakowało im dawnej obfitości i różnorodności jedzenia, gdy obcięte zostały dodatkowe racje bądź skrócono godziny handlu dla Żydów. Padały ofiarą dyskryminacji w szkole, podobnie jak dorośli, których zwalniano z pracy. W przypadku braku możliwości emigracji – a poza Niemcami i Austrią większość jej nie miała – ich życie było smutne i ponure. Podobnie jak dorośli, z którymi znalazły się w potrzasku, nie miały powodu do radości i nie miały na co czekać” (Hilberg 2007: 210). Sąd Hilberga zdaje się płytki i powierzchowny. Traktuje on los dzieci jako komplementarny i ekwiwalentny względem losu dorosłych. Nie wspomina w rozdziale im poświęconym o dziesiątkach zakładów, w których je uśmiercano, i tragedii rodziców, którzy (jeśli byli rzeczywiście zaangażowani) rozpaczali po ich stracie. Należy bowiem zdać sobie sprawę z faktu, że wśród poszkodowanych byli też rodzice, którzy śmierci dziecka oczekiwali i zrzucali odpowiedzialność za wydanie wyroku na lekarzy prowadzących. Ci zaś tak prowadzili rozmowę, by drobną sugestią zaproponować śmierć jako optymalne rozwiązanie problemu niechcianego członka rodziny, jakim. Druga grupa rodziców usilnie starała się zdobywać na bieżąco informacje o swoich dzieciach i reagowała szokiem na zawiadomienie o ich nagłej śmierci. Korespondowała z zakładami eutanazyjnymi w celu uzyskania informacji o przyczynach zgonu i wyrażała swe oburzenie w stosunku do opieki i znacznego pogorszenia stanu zdrowia dziecka. Te dwie postawy w grupie „sprzymierzeńców i beneficjentów” świadczą o szerokim spektrum zachowań i motywacji, którymi kierowali się rodzice dzieci obciążonych (termin ten działa polisemantycznie: dzieci obciążone są chorobą dziedziczą, rodzice zaś dźwigają brzemię tej dziedziczności w postaci upośledzonych potomków, także są więc obciążeni).
Rozprawa Aly’ego charakteryzuje się wysokimi standardami badawczymi i wypełnia lukę w polskiej i światowej literaturze związanej ze zbrodniami eutanazyjnymi. Jest też (udaną i świetnie napisaną) próbą oddania głosu ofiarom i ich pogrążonym we wstydzie rodzinom. Mistrzostwo Aly’ego polega na starannej kwerendzie i empatii, która stale asekuruje poczynania badacza, nie pozwalając mu zająć miejsca cierpiących ofiar i stać się zakładnikiem własnych, toksycznych emocji.
LITERATURA:
Bauer Y.: „Przemyśleć Zagładę”. Przeł. z języka ang. J. Giebułtowski, J. Surewicz. Warszawa 2016.
Hilberg R.: „Sprawcy-ofiary-świadkowie. Zagłada Żydów 1933-1945”. Przeł. J. Giebułtowski. Warszawa 2007.
Jaspers K.: „Zróżnicowanie niemieckiej winy”. W: „Po upadku Trzeciej Rzeszy. Niemieccy intelektualiści a tradycja narodowa”. Wybór i wstęp J.W. Borejsza, S.H. Kaszyński. Przeł. D, Borkowska, K. Górniak, E. Kaźmierczak, K. Piesowicz, M. Świętek, E. Wachowiak. Warszawa 1981.
Krawczyńska D.: „Empatia? Substytucja? Identyfikacja? Jak czytać teksty o Zagładzie?”. „Teksty Drugie” 2004, nr 5.
Götz Aly: „Obciążeni. »Eutanazja« w nazistowskich Niemczech”. Przeł. Viktor Grotowicz. Wydawnictwo Czarne. Wołowiec 2015 [seria: Historia].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |