ZANURZENIA (BARBARA KLICKA: 'NICE')
A
A
A
Nice – nic, nicować, przenicować, nicość? Tytuł tomu Barbary Klickiej zachęca do zabawy słowem. Zabawa brzmieniem i skojarzeniami nie wyczerpuje jednak potencjału tytułu, bo rzeczywiście – nice, czyli lewe strony, podszewki rzeczywistości, drażnią w całym tomie swoją obecnością.
Zbliżanie i oddalanie, dynamika morskich fal to sposób Klickiej na opowiadanie rzeczywistości. Falujące napięcie niesie czytelnika przez poszczególne teksty, bo naczelnymi zasadami organizującymi ten świat są przekonania, że zbliżenia ranią i oddalają, że pomimo nieznośnego przyciągania, bliskość jest nie do wytrzymania i w pewien sposób odrzuca, daleko, na bezpieczny dystans, jak pisze poetka „wyszłam ci z ramion i zasnęłam obok”. Strach przed samotnością, przed nie-dopełnieniem jest tutaj widoczny, ale równocześnie samotność jest jedynym stanem względnie bezpiecznym, który nie naraża na wciąż nowe zranienia. Lecz jak to już bywa w dziewczęcym rozedrganiu, w nieustannym szamotaniu się z samą sobą, strach może też spowodować gwałtowną potrzebę schowania się w drugim człowieku, i wtedy jest tak: „Znikaj. A także: zabierz mnie ze sobą. Wbij mnie sobie w oczy. W wystudzonych wnętrzach będzie nam do twarzy. Bać się tak bardzo, że aż odejść bliżej.”
Dziewczęta w wierszach Klickiej to nie krąg wsparcia, to „same żywe rany”, a gest sięgnięcia między uda jest niby oczywiście zabarwiony erotycznie, lecz gdy czytam „Ta metafora ma sięgać również między uda”, nie mam wątpliwości, że chodzi także o przemoc. Gdy metafora sięgnie nam między uda – czy jako czytelnicy możemy być bardziej bezbronni?
Trzeba przyznać, że w dużym stopniu cel ten udaje się Klickiej zrealizować. „Nice”, choć w pierwszym czytaniu wydają się niepozorne, drażnią swoją zmysłowością i uwierają wszechobecnym niepokojem.
Niepokój i zmysłowość są ze sobą nierozerwalnie złączone, bo siłą poezji Klickiej jest zorientowanie na dziewczęcość, na taki jej rodzaj, z którego nigdy się nie wyrasta. Cały tom wypełniają skrzywdzone postacie bezbronnych małych dziewczynek w ciałach dorosłych kobiet, zagubionych sióstr, które mają „nagie piersi i splątany język” (trudno sobie chyba wyobrazić lepszą metaforę bezradności kobiety). Siostro, maleńka, okruszku, rybeńko – tak zwraca się poetka do niesprecyzowanego „ty”, które może być zarówno bohaterką, jak i odbiorczynią tych wierszy. Czytam: „Uważaj, kochana: wyjechałaś z domu i zginęłaś w drodze. Co się wtedy robi – kagańcu bez prętów, krwawy zakamarku?” i czuję się mała, zagubiona, ale też włączona, nie mogę już być obok tych wierszy, bo Klicka zaprasza mnie do współudziału. Nie da się o tej poezji pisać z obojętnej perspektywy, trudno jest wspiąć się na podest krytycznoliterackiego, obiektywnego języka, bo jest dotkliwa, bo to słowa, które bolą. Może dlatego tak mało wciąż recenzji, choć książka odniosła sukces?
W „nicach” jest specyficzny rodzaj zmysłowego błądzenia, a także pokusa nicości, zniknięcia, wślizgnięcia się pod podszewkę świata, wywrócenia się na nice właśnie. We wszystkich wierszach obecny jest jakiś nadmiar – słów, skojarzeń, obrazów, który sprawia wrażenie jakby miał mylić tropy, zgubić czytelnika, by podmiot zdążył uciec, schować się przed wzrokiem, choćby „skoczyć głową w napotkany akwen, lepiej wdech pod taflą”, „więc głowy pod kran, kolana pod bródkę”.
Dlatego trzeba „nosić z sobą studnię, najbardziej podręczną”, mieć swoją nicość blisko, zawsze przy sobie, szukać w niej alternatywnej drogi ucieczki. Metafory akwatyczne są zresztą ważne dla autorki, w tomie jest ich bardzo dużo – jak w niezwykle zmysłowej „Zatoce”: „Morze wlało się przez otwarte okna. Słona zatoko – jesteś miękka w środku, jesteś miękka wszędzie; unieś do mnie biodra. Unieś do mnie biodra i poć się na srebrno” czy skrajnie różnej znaczeniowo „Rdzy”, gdzie „Woda cię gryzie po udach” i wchodząc w głąb, na bezgruncie „zaciskasz palce na niewielkiej fali”. W pewien sposób akwatyczna jest jednak również fraza Klickiej, która rozlewa się na stronach szerokim strumieniem. „nice” to rzeka o zdradliwych prądach, z której nikt nie wychodzi nieokaleczony.
Zbliżanie i oddalanie, dynamika morskich fal to sposób Klickiej na opowiadanie rzeczywistości. Falujące napięcie niesie czytelnika przez poszczególne teksty, bo naczelnymi zasadami organizującymi ten świat są przekonania, że zbliżenia ranią i oddalają, że pomimo nieznośnego przyciągania, bliskość jest nie do wytrzymania i w pewien sposób odrzuca, daleko, na bezpieczny dystans, jak pisze poetka „wyszłam ci z ramion i zasnęłam obok”. Strach przed samotnością, przed nie-dopełnieniem jest tutaj widoczny, ale równocześnie samotność jest jedynym stanem względnie bezpiecznym, który nie naraża na wciąż nowe zranienia. Lecz jak to już bywa w dziewczęcym rozedrganiu, w nieustannym szamotaniu się z samą sobą, strach może też spowodować gwałtowną potrzebę schowania się w drugim człowieku, i wtedy jest tak: „Znikaj. A także: zabierz mnie ze sobą. Wbij mnie sobie w oczy. W wystudzonych wnętrzach będzie nam do twarzy. Bać się tak bardzo, że aż odejść bliżej.”
Dziewczęta w wierszach Klickiej to nie krąg wsparcia, to „same żywe rany”, a gest sięgnięcia między uda jest niby oczywiście zabarwiony erotycznie, lecz gdy czytam „Ta metafora ma sięgać również między uda”, nie mam wątpliwości, że chodzi także o przemoc. Gdy metafora sięgnie nam między uda – czy jako czytelnicy możemy być bardziej bezbronni?
Trzeba przyznać, że w dużym stopniu cel ten udaje się Klickiej zrealizować. „Nice”, choć w pierwszym czytaniu wydają się niepozorne, drażnią swoją zmysłowością i uwierają wszechobecnym niepokojem.
Niepokój i zmysłowość są ze sobą nierozerwalnie złączone, bo siłą poezji Klickiej jest zorientowanie na dziewczęcość, na taki jej rodzaj, z którego nigdy się nie wyrasta. Cały tom wypełniają skrzywdzone postacie bezbronnych małych dziewczynek w ciałach dorosłych kobiet, zagubionych sióstr, które mają „nagie piersi i splątany język” (trudno sobie chyba wyobrazić lepszą metaforę bezradności kobiety). Siostro, maleńka, okruszku, rybeńko – tak zwraca się poetka do niesprecyzowanego „ty”, które może być zarówno bohaterką, jak i odbiorczynią tych wierszy. Czytam: „Uważaj, kochana: wyjechałaś z domu i zginęłaś w drodze. Co się wtedy robi – kagańcu bez prętów, krwawy zakamarku?” i czuję się mała, zagubiona, ale też włączona, nie mogę już być obok tych wierszy, bo Klicka zaprasza mnie do współudziału. Nie da się o tej poezji pisać z obojętnej perspektywy, trudno jest wspiąć się na podest krytycznoliterackiego, obiektywnego języka, bo jest dotkliwa, bo to słowa, które bolą. Może dlatego tak mało wciąż recenzji, choć książka odniosła sukces?
W „nicach” jest specyficzny rodzaj zmysłowego błądzenia, a także pokusa nicości, zniknięcia, wślizgnięcia się pod podszewkę świata, wywrócenia się na nice właśnie. We wszystkich wierszach obecny jest jakiś nadmiar – słów, skojarzeń, obrazów, który sprawia wrażenie jakby miał mylić tropy, zgubić czytelnika, by podmiot zdążył uciec, schować się przed wzrokiem, choćby „skoczyć głową w napotkany akwen, lepiej wdech pod taflą”, „więc głowy pod kran, kolana pod bródkę”.
Dlatego trzeba „nosić z sobą studnię, najbardziej podręczną”, mieć swoją nicość blisko, zawsze przy sobie, szukać w niej alternatywnej drogi ucieczki. Metafory akwatyczne są zresztą ważne dla autorki, w tomie jest ich bardzo dużo – jak w niezwykle zmysłowej „Zatoce”: „Morze wlało się przez otwarte okna. Słona zatoko – jesteś miękka w środku, jesteś miękka wszędzie; unieś do mnie biodra. Unieś do mnie biodra i poć się na srebrno” czy skrajnie różnej znaczeniowo „Rdzy”, gdzie „Woda cię gryzie po udach” i wchodząc w głąb, na bezgruncie „zaciskasz palce na niewielkiej fali”. W pewien sposób akwatyczna jest jednak również fraza Klickiej, która rozlewa się na stronach szerokim strumieniem. „nice” to rzeka o zdradliwych prądach, z której nikt nie wychodzi nieokaleczony.
Barbara Klicka: „nice”. WBPiCAK. Poznań 2015.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |