
SZYBCIEJ, MOCNIEJ, WIĘCEJ
A
A
A
Wydarzenia: 6. Ars Independent
Rozmycie, fragmentaryzacja, glitch – to były pierwsze graficzne sygnały, które wskazywały, w jakiej formie audiowizualnej poruszać się będą pozycje tegorocznego festiwalu Ars Independent. Wizualne rozmycie nie dotyczyło ściśle filmów i animacji, ale wskazywało, że linearny odbiór poszczególnych dzieł będzie trudniejszy niż dotychczas. Katowickie wydarzenie dokonywało splotów wokół grozy, śląskości, polityki oraz manifestacji queerowych tożsamości. Zebranie tak odległych od siebie form i tematów sprawiło, że festiwal raz po raz uderzał w inne struny, a przede wszystkim w przyzwyczajenia uczestników.
Jak na wydarzenie, które przez kilka ostatnich lat silnie związane było ze sztuką filmową, Ars Independent wykonał znaczący zwrot. Festiwal rozpoczął się nie od seansu kinowego, tak jak to miało miejsce w zeszłorocznej edycji, ale od koncertu solowego artysty skrywającego się pod pseudonimem M.O.O.N. Był to pierwszy sygnał, że Ars Independent zmienia swoją konstrukcję i idzie w stronę muzyki, a nie trzyma się kurczowo filmowych realizacji. Niemalże codziennie uczestnicy katowickiego wydarzenia mieli do czynienia z koncertami albo pokazami wideoklipów, a filmy i animacje zostały lekko wyparte z programu.
Cykl dokumentów muzycznych, dawniej znany pod nazwą ,,Głośniej” i skupiający zaskakujące, niezwykłe utwory wybierane przez Anetę Ozorek wspólnie z Andreą Möller, w tym roku zaprezentował się jako ,,Miasto muzyki”. Najprawdopodobniej nazwa została dostosowana do tytułu UNESCO, który Katowice otrzymały w tym roku, ale modyfikacja również godzin projekcji nakładających się na inne wydarzenia, w moim odczuciu, spowodowała, że cykl stracił część swojej renomy kształtowanej na przestrzeni lat.
Niemniej, koncerty takich artystów i zespołów, jak Zdrada Pałki, Subject Lost, Bukowicz, Joanna Szumacher i Paweł Cieślak (Kopyta Zła), w dużej mierze opierających się na sztafażu performance’u, wypełniły lukę i zróżnicowały festiwal poprzez kontrastujące i odmienne poetyki. Najbardziej kontrowersyjne występy poruszały problematykę przekraczania granic świadomości i jej wpływu na kreowanie cielesności. Narracje sięgające po tematykę queerową, w wykonaniu czy to Kopyt Zła, czy Zdrady Pałki, pokazały, że Ars Independent nie boi się politycznie trudnych wątków.
Przestrzeń filmową katowickiego festiwalu można określić jako wariacyjną, zmąconą i niejednorodną sferę, w której trudno byłoby znaleźć rdzeń czy motyw przewodni. To nie zarzut, bo stawianie odbiorcy w obliczu kontrastujących ze sobą dzieł nie stwarzało stagnacji, ale sytuację ciągłego pobudzania uwagi. Po seansie „Maquinaria Panamericana” (reż. Joaquin del Paso, 2016), czyli historii o surrealnej korporacji, kolejnym punktem programu był pełnometrażowy film animowany z 1926 roku ,,Przygody księcia Ahmeda” (reż. Lotte Reiniger) z muzyką zespołu Lód 9, a następnie festiwalowicze mogli udać się na pokaz wideoklipów eksplorujących poetykę grozy. To tylko przykład jednego z wielu dni, w których Ars Independent zaskakiwał, nie pozwalając oswoić się z obrazem i dźwiękiem. W ramach festiwalu uczestnicy mieli okazję zobaczyć sześć pełnometrażowych debiutów młodych twórców, a jeden z nich, „Old Stone” (reż. Johnny Ma) zdobył statuetkę Czarnego Konia.
Jednym z ciekawszych miejsc, które można było eksplorować godzinami, okazał się Gabinet Grozy. Kilka stanowisk z komputerami osadzonych w ciemnym pomieszczeniu w Katowice Miasto Ogrodów tworzyło efekt tym bardziej mroczny i niespokojny, że autorzy dostępnych na nich gier postanowili zaczerpnąć część elementów z realizacji arkadowych, aby następnie dostosować je do współczesnego odbiorcy. W Gabinecie Grozy można było poczuć powiew przeszłości, a siermiężna grafika niektórych rozgrywek nie śmieszyła, lecz dodawała wydarzeniu nuty melancholii.
Festiwal Ars Independent po raz szósty potwierdził szepty i głosy niektórych stałych bywalców: to wydarzenie dziwne i niepokorne. Mimo że jest ono odbierane jako okazja do poznawania sztuki niezależnej oraz trudnej, festiwal można śmiało wpisać w kalendarz imprez, na których warto bywać. Chociaż w tym roku nastąpiło kilka zmian, nie należy się do nich zrażać; pojawiły się kolejne, ciekawe sekcje.
Jak na wydarzenie, które przez kilka ostatnich lat silnie związane było ze sztuką filmową, Ars Independent wykonał znaczący zwrot. Festiwal rozpoczął się nie od seansu kinowego, tak jak to miało miejsce w zeszłorocznej edycji, ale od koncertu solowego artysty skrywającego się pod pseudonimem M.O.O.N. Był to pierwszy sygnał, że Ars Independent zmienia swoją konstrukcję i idzie w stronę muzyki, a nie trzyma się kurczowo filmowych realizacji. Niemalże codziennie uczestnicy katowickiego wydarzenia mieli do czynienia z koncertami albo pokazami wideoklipów, a filmy i animacje zostały lekko wyparte z programu.
Cykl dokumentów muzycznych, dawniej znany pod nazwą ,,Głośniej” i skupiający zaskakujące, niezwykłe utwory wybierane przez Anetę Ozorek wspólnie z Andreą Möller, w tym roku zaprezentował się jako ,,Miasto muzyki”. Najprawdopodobniej nazwa została dostosowana do tytułu UNESCO, który Katowice otrzymały w tym roku, ale modyfikacja również godzin projekcji nakładających się na inne wydarzenia, w moim odczuciu, spowodowała, że cykl stracił część swojej renomy kształtowanej na przestrzeni lat.
Niemniej, koncerty takich artystów i zespołów, jak Zdrada Pałki, Subject Lost, Bukowicz, Joanna Szumacher i Paweł Cieślak (Kopyta Zła), w dużej mierze opierających się na sztafażu performance’u, wypełniły lukę i zróżnicowały festiwal poprzez kontrastujące i odmienne poetyki. Najbardziej kontrowersyjne występy poruszały problematykę przekraczania granic świadomości i jej wpływu na kreowanie cielesności. Narracje sięgające po tematykę queerową, w wykonaniu czy to Kopyt Zła, czy Zdrady Pałki, pokazały, że Ars Independent nie boi się politycznie trudnych wątków.
Przestrzeń filmową katowickiego festiwalu można określić jako wariacyjną, zmąconą i niejednorodną sferę, w której trudno byłoby znaleźć rdzeń czy motyw przewodni. To nie zarzut, bo stawianie odbiorcy w obliczu kontrastujących ze sobą dzieł nie stwarzało stagnacji, ale sytuację ciągłego pobudzania uwagi. Po seansie „Maquinaria Panamericana” (reż. Joaquin del Paso, 2016), czyli historii o surrealnej korporacji, kolejnym punktem programu był pełnometrażowy film animowany z 1926 roku ,,Przygody księcia Ahmeda” (reż. Lotte Reiniger) z muzyką zespołu Lód 9, a następnie festiwalowicze mogli udać się na pokaz wideoklipów eksplorujących poetykę grozy. To tylko przykład jednego z wielu dni, w których Ars Independent zaskakiwał, nie pozwalając oswoić się z obrazem i dźwiękiem. W ramach festiwalu uczestnicy mieli okazję zobaczyć sześć pełnometrażowych debiutów młodych twórców, a jeden z nich, „Old Stone” (reż. Johnny Ma) zdobył statuetkę Czarnego Konia.
Jednym z ciekawszych miejsc, które można było eksplorować godzinami, okazał się Gabinet Grozy. Kilka stanowisk z komputerami osadzonych w ciemnym pomieszczeniu w Katowice Miasto Ogrodów tworzyło efekt tym bardziej mroczny i niespokojny, że autorzy dostępnych na nich gier postanowili zaczerpnąć część elementów z realizacji arkadowych, aby następnie dostosować je do współczesnego odbiorcy. W Gabinecie Grozy można było poczuć powiew przeszłości, a siermiężna grafika niektórych rozgrywek nie śmieszyła, lecz dodawała wydarzeniu nuty melancholii.
Festiwal Ars Independent po raz szósty potwierdził szepty i głosy niektórych stałych bywalców: to wydarzenie dziwne i niepokorne. Mimo że jest ono odbierane jako okazja do poznawania sztuki niezależnej oraz trudnej, festiwal można śmiało wpisać w kalendarz imprez, na których warto bywać. Chociaż w tym roku nastąpiło kilka zmian, nie należy się do nich zrażać; pojawiły się kolejne, ciekawe sekcje.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |
![]() |
![]() |