NIEPODZIELNI (SZILÁRD BORBÉLY: 'WYKORZENIENI')
A
A
A
„Wykorzenionych” Szilárda Borbély’ego, zamiast dedykacji lub motta, otwiera spis dwudziestu sześciu liczb pierwszych. Wszystkie one będą wielokrotnie pojawiać się na kartach powieści. Przywoływane z różnym nasileniem (najczęściej na początku i na końcu) liczby będą budować rytm i nadawać ton tej bolesnej i niezapomnianej historii. Otwierające książkę słowa: „Dwadzieścia trzy to liczba niepodzielna. Dzieli się tylko przez siebie. I przez jeden. Taka jest nasza samotność” (s. 7), powracają w następnych akapitach jak refren. Niepodzielne liczby zawsze są wyrazem nieskończonej samotności bohaterów. Próżno tu jednak szukać porównań do „Samotności liczb pierwszych” Paolo Giordano. Rzeczywistość przedstawiona przez Borbély’ego jest znacznie bardziej okrutna. I przerażająco bardziej autentyczna.
„Wykorzenieni” to opowiedziana z perspektywy małego chłopca historia rodziny zamieszkującej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku małą węgierską wieś. Rodziny nieprzystającej do miejscowej społeczności. Przyczyna ich odmienności jest z początku niezrozumiała, zarówno dla czytelnika, jak i bohatera, który z czasem odkrywa tożsamość swoich rodziców i dowiaduje się o istnieniu budzącego lęk słowa „Żyd”. Dziecięca perspektywa jest tu zupełnie różna od tej, którą znamy z innych powieści (np. „Zabić drozda” czy „Alfred i Ginewra”). Borbély pozbawia swojego bohatera niewinności i niewiedzy. Krótkie, dokonane i chłodne zdania nie kojarzą się z pełnym emocji, nieco chaotycznym językiem dzieci. Autor zaburza także chronologię zdarzeń, łącząc ze sobą akapity w których niektórzy z bohaterów już opuścili dom, z tymi, w których jeszcze są obecni. Ostatnie strony pozwalają zrozumieć, że jest to relacja dorosłego już mężczyzny, który wraca do swoich dziecięcych wspomnień. Pamięć jest fragmentaryczna, stąd kolejne części nie są połączone spójną narracją.
Powieść Borbély’ego nie jest lekturą łatwą. Już sam realistyczny opis życia w biednym gospodarstwie stanowi nie lada wyzwanie dla wrażliwości współcześnie żyjącego mieszkańca miasta. Jednak doświadczenie nędzy, ciężkiej pracy, okrutnych dziecięcych zabaw, problemów ojca ze znalezieniem zatrudnienia i braku perspektyw to „jaśniejsze momenty” węgierskiej powieści. Borbély bez litości oddaje piekło życia w zaściankowej wsi. Chłopi są w „Wykorzenionych” obrzydliwi, wulgarni, utaplani po uszy w ohydzie i głupocie. Oraz zwyczajnie źli. Niezdolni do współczucia, miłości i zrozumienia. Z nienawiścią przyglądający się wszelkiej inności. Dyskryminowany jest ojciec narratora, który skończył technikum, co dla jego niewykształconych przełożonych jest wystarczającym powodem, by nie dać mu pracy. Odrzucony przez wieś jest też Żyd Mózsi, który dopiero, gdy traci wszystko, zostaje ponownie zaakceptowany przez jej mieszkańców. Nienawidzeni są tu też. Cyganie. Rumuni. Ci, którzy chcą wyjechać, i ci, którzy marzą o innym życiu.
Matka bohatera pragnie uchronić go przed wszechobecnym złem i zabrania mu zabawy z miejscowymi dziećmi. Jednak sama nasiąkła już wsią. Nieobce są jej wulgarne odzywki, prostacki język i bicie dzieci. Od reszty wsi różni ją świadomość własnej nędzy, główna przyczyna jej depresji. Matka z wyższością patrzy na miejscowych, często przestrzega przed nimi dzieci, nie szczędząc im brutalnych opowieści. Szczególnie dosadna jest historia o oduczaniu śnienia: „Ci tutaj to sami chłopi, nie potrafią trwonić. Ani śnić. Jak przyuważą, że jakieś dziecko śni, dopóty nie pozwalają mu spać, dopóki się tego nie oduczy. (…) I pewnego razu, kiedy dziecko jest bardzo zmęczone i nawet potrząsane nie budzi się ze snu, przynoszą czarnego kota. (…) Potem zaszywają go ciasno w maleńkim woreczku, żeby nie podskakiwał, i tuż przy uchu śpiącego dziecka zamęczają go na śmierć (…). Biją długo, nieśpiesznie. Bo chłopi wszystko robią powoli. Obojętnie. Tak samo tłuką czarnego kota. Ze znudzeniem. Niechętnie, tak jak pracują. Z musu. Nie czują radości. Zadowolenia z dobrze wykonanej pracy. Nie wiedzą, co to. Chcą, żeby utrudzone dziecko się nie obudziło, ale przez sen słyszało męki kota. Żeby spłynęło na nie śmiertelne przerażenie zwierzęcia” (s. 71). Zacytowany fragment jest znacznie dłuższy. Zawiera dokładny opis ciosów zadawanych zwierzęciu, radości z jego powolnej śmierci oraz erekcji, której doznają zgromadzeni przy łóżku dziecka mężczyźni.
Bieda jest u Borbély’ego nieodwracalna. Ubóstwo materialne jest w „Wykorzenionych” niczym wobec nędzy mentalnej i intelektualnej bohaterów. Zaś głupota i bieda są równoznaczne ze złem. Choć w narracji chłopca rzadko pojawia się rozróżnienie na dobro i zło, czasem wyrażone jest zdziwienie, że nikt nikomu nie pomógł i że wszyscy tylko patrzyli, gdy komuś działa się krzywda. Dziecięcy bohater przeczuwa, czy coś jest złe czy dobre, jednak wie, że nie ma to najmniejszego znaczenia. Zdystansowane spojrzenie chłopca na własny i cudzy los czyni z „Wykorzenionych” powieść niezwykle interesującą psychologicznie. Nie ma tu moralizatorstwa i próby pokazania alternatywy wobec zła. Jest jedynie chłodne przedstawienie działania umysłu dziecka wrzuconego w brutalny świat oraz jego asymilacji ze społeczeństwem, o którego niegodziwości jest przekonany.
„Wykorzenieni” to nie tylko historia ludzkiej małości, ale także powieść o potrzebie wspólnoty i budowania tożsamości społecznej. Chłopiec i jego rodzina, mimo całej pogardy dla chłopów, starają się dopasować do pozostałych mieszkańców. Nie tylko akceptują reguły panujące we wsi, ale także używają języka, którym posługują się pozostali. Obok liczb pierwszych, w powieści jest jeszcze jedna powracająca strofa – „my mówimy”. „Wszędzie leżą bryły błota. My mówimy: bryle” (s. 11), „Bardzo lubię małe kaczki. My mówimy: gadziny” (s. 85), „Wisiała, bujała się w powietrzu. My mówimy: bujtała się” (s. 206). Ten prosty zabieg szczególnie mocno akcentuje dwoistość bohaterów, którzy rezygnując z poprawnego języka i przyjmując formy używane przez chłopów, starają się zjednoczyć ze wspólnotą, której jednocześnie nienawidzą.
Szilárd Borbély, jak dowiadujemy się z opisu wydawcy, był jednym z najważniejszych węgierskich poetów po 1989 roku. „Wykorzenieni” to jedyna powieść autora. Ukazała się na Węgrzech w 2013 roku i cieszyła się bardzo dobrym przyjęciem. Pisarz popełnił samobójstwo rok później. Piszę o tym nie tylko po to, by przybliżyć czytelnikowi biografię nieznanego w Polsce autora. Poetyckie zaplecze Borbély’ego jest bardzo wyczuwalne w jego prozie. Przede wszystkim w jej rytmie, powtarzalności, o której już wspominałam. Wśród krótkich zdań wypowiadanych przez chłopca czasami pojawiają się cytaty. Skontrastowane ze stylem bohatera są pełne metafor, rozbudowane, niemal poetyckie. Tak, by wyróżniały się na tle chłodnej relacji i zwiastowały obecność czegoś ważniejszego niż marna egzystencja we wsi, jak w jednym z fragmentów: „»Wiekuistym nazywają Boga«, mówi. »Ten, który nigdy nie przemija. Nieskończony. Jeden jedyny Bóg«. Nieskończoność nie dzieli się przez nic. Jest Jedna Jedyna. »Bóg jest samotny, ponieważ z nikim nie może się niczym podzielić. Sam musi to wszystko dźwigać. Cały wszechświat«, mówi mama.” (s. 197).
Przeczytanie „Wykorzenionych” jednym tchem jest niemożliwe. To powieść, która wykańcza czytelnika nadmiarem przedstawionego zła i brzydoty. Jednocześnie jest to historia, którą niewątpliwie należy poznać. Realistyczna, pełna motywów i wspomnień, które każdy z nas zakopał gdzieś głęboko we własnej pamięci. Bo „Wykorzenieni” to nie tylko werystyczny opis danego czasu i miejsca, lecz uniwersalna opowieść o wsi i jej mieszkańcach. Choć Borbély przedstawia ten świat bardzo jednowymiarowo, bez żadnego pozytywnego kontrastu, nie sposób nie wierzyć opowiadanej przez niego historii. Nie sposób też, niestety, o niej zapomnieć.
„Wykorzenieni” to opowiedziana z perspektywy małego chłopca historia rodziny zamieszkującej w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku małą węgierską wieś. Rodziny nieprzystającej do miejscowej społeczności. Przyczyna ich odmienności jest z początku niezrozumiała, zarówno dla czytelnika, jak i bohatera, który z czasem odkrywa tożsamość swoich rodziców i dowiaduje się o istnieniu budzącego lęk słowa „Żyd”. Dziecięca perspektywa jest tu zupełnie różna od tej, którą znamy z innych powieści (np. „Zabić drozda” czy „Alfred i Ginewra”). Borbély pozbawia swojego bohatera niewinności i niewiedzy. Krótkie, dokonane i chłodne zdania nie kojarzą się z pełnym emocji, nieco chaotycznym językiem dzieci. Autor zaburza także chronologię zdarzeń, łącząc ze sobą akapity w których niektórzy z bohaterów już opuścili dom, z tymi, w których jeszcze są obecni. Ostatnie strony pozwalają zrozumieć, że jest to relacja dorosłego już mężczyzny, który wraca do swoich dziecięcych wspomnień. Pamięć jest fragmentaryczna, stąd kolejne części nie są połączone spójną narracją.
Powieść Borbély’ego nie jest lekturą łatwą. Już sam realistyczny opis życia w biednym gospodarstwie stanowi nie lada wyzwanie dla wrażliwości współcześnie żyjącego mieszkańca miasta. Jednak doświadczenie nędzy, ciężkiej pracy, okrutnych dziecięcych zabaw, problemów ojca ze znalezieniem zatrudnienia i braku perspektyw to „jaśniejsze momenty” węgierskiej powieści. Borbély bez litości oddaje piekło życia w zaściankowej wsi. Chłopi są w „Wykorzenionych” obrzydliwi, wulgarni, utaplani po uszy w ohydzie i głupocie. Oraz zwyczajnie źli. Niezdolni do współczucia, miłości i zrozumienia. Z nienawiścią przyglądający się wszelkiej inności. Dyskryminowany jest ojciec narratora, który skończył technikum, co dla jego niewykształconych przełożonych jest wystarczającym powodem, by nie dać mu pracy. Odrzucony przez wieś jest też Żyd Mózsi, który dopiero, gdy traci wszystko, zostaje ponownie zaakceptowany przez jej mieszkańców. Nienawidzeni są tu też. Cyganie. Rumuni. Ci, którzy chcą wyjechać, i ci, którzy marzą o innym życiu.
Matka bohatera pragnie uchronić go przed wszechobecnym złem i zabrania mu zabawy z miejscowymi dziećmi. Jednak sama nasiąkła już wsią. Nieobce są jej wulgarne odzywki, prostacki język i bicie dzieci. Od reszty wsi różni ją świadomość własnej nędzy, główna przyczyna jej depresji. Matka z wyższością patrzy na miejscowych, często przestrzega przed nimi dzieci, nie szczędząc im brutalnych opowieści. Szczególnie dosadna jest historia o oduczaniu śnienia: „Ci tutaj to sami chłopi, nie potrafią trwonić. Ani śnić. Jak przyuważą, że jakieś dziecko śni, dopóty nie pozwalają mu spać, dopóki się tego nie oduczy. (…) I pewnego razu, kiedy dziecko jest bardzo zmęczone i nawet potrząsane nie budzi się ze snu, przynoszą czarnego kota. (…) Potem zaszywają go ciasno w maleńkim woreczku, żeby nie podskakiwał, i tuż przy uchu śpiącego dziecka zamęczają go na śmierć (…). Biją długo, nieśpiesznie. Bo chłopi wszystko robią powoli. Obojętnie. Tak samo tłuką czarnego kota. Ze znudzeniem. Niechętnie, tak jak pracują. Z musu. Nie czują radości. Zadowolenia z dobrze wykonanej pracy. Nie wiedzą, co to. Chcą, żeby utrudzone dziecko się nie obudziło, ale przez sen słyszało męki kota. Żeby spłynęło na nie śmiertelne przerażenie zwierzęcia” (s. 71). Zacytowany fragment jest znacznie dłuższy. Zawiera dokładny opis ciosów zadawanych zwierzęciu, radości z jego powolnej śmierci oraz erekcji, której doznają zgromadzeni przy łóżku dziecka mężczyźni.
Bieda jest u Borbély’ego nieodwracalna. Ubóstwo materialne jest w „Wykorzenionych” niczym wobec nędzy mentalnej i intelektualnej bohaterów. Zaś głupota i bieda są równoznaczne ze złem. Choć w narracji chłopca rzadko pojawia się rozróżnienie na dobro i zło, czasem wyrażone jest zdziwienie, że nikt nikomu nie pomógł i że wszyscy tylko patrzyli, gdy komuś działa się krzywda. Dziecięcy bohater przeczuwa, czy coś jest złe czy dobre, jednak wie, że nie ma to najmniejszego znaczenia. Zdystansowane spojrzenie chłopca na własny i cudzy los czyni z „Wykorzenionych” powieść niezwykle interesującą psychologicznie. Nie ma tu moralizatorstwa i próby pokazania alternatywy wobec zła. Jest jedynie chłodne przedstawienie działania umysłu dziecka wrzuconego w brutalny świat oraz jego asymilacji ze społeczeństwem, o którego niegodziwości jest przekonany.
„Wykorzenieni” to nie tylko historia ludzkiej małości, ale także powieść o potrzebie wspólnoty i budowania tożsamości społecznej. Chłopiec i jego rodzina, mimo całej pogardy dla chłopów, starają się dopasować do pozostałych mieszkańców. Nie tylko akceptują reguły panujące we wsi, ale także używają języka, którym posługują się pozostali. Obok liczb pierwszych, w powieści jest jeszcze jedna powracająca strofa – „my mówimy”. „Wszędzie leżą bryły błota. My mówimy: bryle” (s. 11), „Bardzo lubię małe kaczki. My mówimy: gadziny” (s. 85), „Wisiała, bujała się w powietrzu. My mówimy: bujtała się” (s. 206). Ten prosty zabieg szczególnie mocno akcentuje dwoistość bohaterów, którzy rezygnując z poprawnego języka i przyjmując formy używane przez chłopów, starają się zjednoczyć ze wspólnotą, której jednocześnie nienawidzą.
Szilárd Borbély, jak dowiadujemy się z opisu wydawcy, był jednym z najważniejszych węgierskich poetów po 1989 roku. „Wykorzenieni” to jedyna powieść autora. Ukazała się na Węgrzech w 2013 roku i cieszyła się bardzo dobrym przyjęciem. Pisarz popełnił samobójstwo rok później. Piszę o tym nie tylko po to, by przybliżyć czytelnikowi biografię nieznanego w Polsce autora. Poetyckie zaplecze Borbély’ego jest bardzo wyczuwalne w jego prozie. Przede wszystkim w jej rytmie, powtarzalności, o której już wspominałam. Wśród krótkich zdań wypowiadanych przez chłopca czasami pojawiają się cytaty. Skontrastowane ze stylem bohatera są pełne metafor, rozbudowane, niemal poetyckie. Tak, by wyróżniały się na tle chłodnej relacji i zwiastowały obecność czegoś ważniejszego niż marna egzystencja we wsi, jak w jednym z fragmentów: „»Wiekuistym nazywają Boga«, mówi. »Ten, który nigdy nie przemija. Nieskończony. Jeden jedyny Bóg«. Nieskończoność nie dzieli się przez nic. Jest Jedna Jedyna. »Bóg jest samotny, ponieważ z nikim nie może się niczym podzielić. Sam musi to wszystko dźwigać. Cały wszechświat«, mówi mama.” (s. 197).
Przeczytanie „Wykorzenionych” jednym tchem jest niemożliwe. To powieść, która wykańcza czytelnika nadmiarem przedstawionego zła i brzydoty. Jednocześnie jest to historia, którą niewątpliwie należy poznać. Realistyczna, pełna motywów i wspomnień, które każdy z nas zakopał gdzieś głęboko we własnej pamięci. Bo „Wykorzenieni” to nie tylko werystyczny opis danego czasu i miejsca, lecz uniwersalna opowieść o wsi i jej mieszkańcach. Choć Borbély przedstawia ten świat bardzo jednowymiarowo, bez żadnego pozytywnego kontrastu, nie sposób nie wierzyć opowiadanej przez niego historii. Nie sposób też, niestety, o niej zapomnieć.
Szilárd Borbély: „Wykorzenieni”. Przeł. Karolina Wilamowska. Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kraków 2016.
„artPapier” objął książkę patronatem medialnym.
„artPapier” objął książkę patronatem medialnym.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |