NORD VEGEN. FOTOGRAFIE, PAMIĘTNIKI, LISTY ('DROGA NA PÓŁNOC')
A
A
A
Na czarno-białej fotografii z 1905 roku widać dwie ludzkie sylwetki, w tle budynek i majaczące gałęzie drzew. Obaj mężczyźni odziani są w ciemne ubrania, czerń ich płaszczy, spodni i butów żywo kontrastuje z jasnym śniegiem, tworzącym zwartą, zbitą pokrywę. Postać po prawej stronie, ukazana en face, ma na głowie kapelusz z napisem ja, podaje kawałek kartki drugiemu człowiekowi. Wyciągnięcie ręki, przekazanie świstka, mrugnięcie okiem i kartka zaraz znajdzie się w dłoni drugiego mężczyzny. Powaga, pewna sztywność, skupienie, utrzymujący się kontakt wzrokowy między jedną i drugą postacią.
Zdjęcie zostało wykonane w twierdzy Akershus w Kristianii (dzisiejsze Oslo), 12 lub 13 sierpnia 1905 roku, mężczyzna w kapeluszu z wielkim napisem ja zbierał podpisy podczas referendum, które dotyczyło rozwiązania Unii ze Szwecją. Norwegowie, od dobrych kilku stuleci mieli niewielkie możliwości do samostanowienia (Bąk 2015: 17-41). Norwegia najpierw uzależniona była od Danii (konsekwencje postanowień z roku 1450 oraz wyłamania się Szwecji z unii kalmarskiej w 1523 roku), następnie od Szwecji (unia personalna w 1814 roku). Brak suwerenności oznaczał utratę instytucji państwowych, zmianę struktury społecznej, miał również niemały wpływ na przekształcanie języka.
Bokmål i nynorsk, język książkowy i nowonorweski, dwa warianty języka literackiego, dwa oficjalne języki Norwegii. Bokmål, powstały na bazie duńskiego, stanowiący połączenie duńskiego i norweskiego, oraz nynorsk, opracowany przez poetę i językoznawcę – Ivara Aasena, na podstawie gwar ludowych, tzw. landsmålu (języka krajowego); posługuje się nim współcześnie około 20 procent ludności norweskiej, głównie w południowej części kraju. Od końca XIX wieku trwał tzw. norweski konflikt językowy, podejmowano liczne próby zunifikowania języka, nadania mu jednolitej formy. Oficjalne zakończenie tych zabiegów miało miejsce 13 grudnia 2002 roku, rząd norweski uznał, że nie przyniosły one wymiernych rezultatów. W związku z tym mieszkańcy każdej gminy mogą wybrać język, którym chcą się posługiwać.
Fotografia przedstawiająca referendum to jedno z ponad stu zdjęć, które dzięki kwerendzie Agaty Bujnowskiej pojawiły się w monumentalnej publikacji „Droga na Północ. Antologia norweskiej literatury faktu”, opracowanej przez Pawła Urbanika oraz Agnieszkę Knyt. Książka została wydana dzięki staraniom Ośrodka KARTA, którego głównym przedmiotem zainteresowania była do tej pory Europa Środkowo-Wschodnia. Staronordyckie nord vegen, od którego pochodzi nazwa kraju (w bokmål Norge, w nynorsk Noreg), oznacza dosłownie właśnie tytułową drogę na północ.
Jedna spójna lub dwie wzajemnie uzupełniające się narracje: zdjęcia oraz tekst, pejzaże, sceny rodzajowe, portrety i dokumenty, pamiętniki, listy. Część literacka podzielona została na sześć obszarów ułożonych chronologicznie i problemowo zarazem. Na początku każdego z nich znajduje się wyjaśniający wstęp, dwu-, trzystronicowe omówienie konkretnej kwestii, następnie kilka świadectw różnego rodzaju. Kolejne działy dotyczą: sytuacji sprzed rozpadu Unii oraz zalążków niepodległego państwa („Nowe Państwo, 1900-1905”), „trudnych lat 1905-1940”, „wojny 1940-1945” oraz „rozliczeń 1945-1959”, utworzenia państwa socjalnego („Ku dobrobytowi, 1960-1979”). Ostatnie eseje stanowią komentarz do kwestii najnowszych, najświeższych i obejmują lata 1980-2000 („Nowe wyzwania”). Fotografie ułożone w trzy rozdziały nie stanowią jedynie ilustracji tekstu, tj. nie są ilustracjami przypisanymi do konkretnych tekstów. Obie części zostały skomponowane paralelnie względem siebie, występują podobne postaci i motywy, np. pracujący robotnicy, urlopy, mniejszości romskie i samskie, sylwetka Sigrid Undset, Knuta Hamsuna. Sposób ułożenia fotografii wydaje się być zbliżony do bergerowskich esejów wizualnych. Kilka, kilkanaście obrazów, tworzących kompozycję w oku patrzącego, obraz Norwegii.
„Spełnione marzenie europejskiej lewicy o wolności, równości i bogactwie, wszystko byłoby w porządku, gdyby od czasu do czasu nagle nie pojawiał się jakiś jednooki troll” (s. 8). Ogromne, włochate, opisywane przez Petera Christena Asbjørnsena i Jørgena Moe. Jeden z nich, sportretowany przez Theodora Kittelsena, siedzi na skale, zwalista sylwetka, zbyt wielki, garbaty nos, nieforemne palce i stopy, postać, która wydawałaby się być może melancholijna, ale czy trolle mogą odczuwać melancholię? Jednak bardziej prawdopodobne byłoby, że śpi, a wstające powoli słońce zamieni nieszczęśnika w kamień.
Takim trollem przez wiele lat pozostawał w oczach Norwegów Knut Hamsun, z którym nie do końca wiadomo było, co zrobić, gdzie przyporządkować, jak sklasyfikować, wreszcie: czy przyporządkowywać i czy klasyfikować. Twórca „Błogosławieństwa ziemi”, „Głodu”, laureat Nagrody Nobla (a tych Norwegia nie ma aż tak wielu). To wszystko bardzo piękne, ale co zrobić z jego faszyzującymi sympatiami oraz zaangażowaniem politycznym w czasie drugiej wojny światowej? W 1934 roku pisał do Alberta Engströma, szwedzkiego artysty, autora karykatur Führera: „(…) czuję się mniej ramolowaty, bo rozbawiony Twoimi śmiesznymi opowieściami i w sercu zgadzam się z Twoim zdaniem na temat sztuki. Natomiast nie wiem, czy zgadzamy się we wszystkim, jestem jednak stary, więc milczę. Czyż jednak nie zachowujecie się zbyt protekcjonalnie, siedząc w tej swojej Szwecji i wyśmiewając ruch Hitlera gromadzący wokół siebie 65-milionowy naród, który mimo wszystkich błędów prowadzi teraz walkę w imieniu całego świata? Nie wiem. Zwykłem zwieszać głowę i nie upierać się w pewności. Już nie. Bycie stuprocentowo pewnym jest ryzykowne” (s. 127). Hamsun, zafascynowany ideami nazistowskimi, jednoznacznie popierał okupację hitlerowską, namawiał do tego również rodaków. Wierzył, że Niemcy pomogą Norwegom w odzyskaniu Grenlandii, o czym świadczą listy do Gustava Smedala, Josefa Terbovena i Joachima von Ribbentropa (s. 131-132). Chętnie okazywał swoje przywiązanie do Rzeszy, m.in. w 1943 roku przekazał medal noblowski Josephowi Goebbelsowi. Pisarza, oskarżonego i sądzonego za zdradę ojczyzny, skazano i skierowano do ośrodka psychiatrycznego, nałożono też karę pieniężną, która z pisarza uczyniła bankruta. W „Antologii norweskiej literatury faktu” jeden z podrozdziałów poświęcony jest postaci Hamsuna, który przedstawiony zostaje jako niejednoznaczna figura, jawi się jako przeciwnik komunizmu, demokracji i liberalizacji społeczeństwa oraz skrajny nacjonalista. Podkreślona zostaje jednak również inna strona jego działalności, m.in. ujmowanie się za więźniami norweskimi (s. 122-123). Listy, które znalazły się w publikacji, to listy do dzieci, do dziennikarzy i redaktorów gazet, do Josepha Terbovena, Joachima von Ribbentropa oraz do króla Haakona VII, przebywającego wówczas na uchodźstwie (s.124-132). Twórcy antologii unikają wyciągania prostych wniosków i jeszcze łatwiejszego oskarżania. Czy też starają się unikać, z różnym skutkiem. Tuż po notatkach Hamsuna umieszczono esej Sigrid Undset („Niemi świadkowie” [s. 136-157]), autorki której jednoznaczne stanowisko odnośnie nazizmu to rzecz powszechnie znana.
Mniejsze, większe trolle, niekiedy coś mroczniejszego podpływało do brzegu i wówczas wywoływało najprawdziwsze przerażenie. Dziwny stwór o bezkształtnym ciele zamieszkujący akweny wodne i będący uosobieniem największego zła. Nøkken. Dla społeczeństwa norweskiego takim cieniem były kobiety, które miały kontakty romantyczne lub erotyczne z Niemcami podczas wojny. Sigurd Senje, autor „Szwabskich dziwek”, opisuje z jakim traktowaniem spotykały się nie tylko kochanki nazistów, ale i dziewczęta, na które padło podobne podejrzenie. Wystarczył donos, aby rozpoczęły się prześladowania: utrata pracy, golenie głowy, rozebranie do naga. Internowanie 12-14 tysięcy kobiet było tłumaczone kwestią zdrowotną i koniecznością przeprowadzenia badań pod kątem chorób wenerycznych. Osadzone w około 40 jednostkach więziennych, często diagnozowane jako niespełna władz intelektualnych. Część kobiet, tych, które poślubiły Niemców, utraciła prawa obywatelskie poprzez odesłanie do Niemiec (s. 282-283). Senje, historyk i pisarz, zebrał świadectwa, wspomnienia i opublikował je w 1986 roku, wzbudzając tym samym dyskusję społeczną. Nie mogły jej nie wzbudzić, kiedy jedno ze zdań brzmiało: „Były z mojego pokolenia, miałem ich trochę w gronie znajomych. Nie różniły się niczym szczególnym od innych dziewcząt” (s. 283). Nie były to więc przypadki anonimowe, prawdopodobnie wielu Norwegów znało dziewczynę zakochaną czy też romansującą z Niemcem albo przynajmniej pielęgniarkę oskarżoną o pomoc naziście lub słyszało niepotwierdzone informacje odnośnie tej czy innej panny. Dzięki Senje część z nich odzyskała głos, Gro mówiła: „Mój ty świecie, jaki ty byłeś piękny Heinrichu (…). Nie było to nic innego jak bezrozumna miłość od pierwszego wejrzenia (…). To wszystko trwało. Mijały miesiące lata. I nagle przyszła kapitulacja i odebrała nam szansę. Heinrich poszedł do obozu i miał wyjechać do Niemiec. Mnie nie mógł zabrać ze sobą. Kilku chłopaków przyszło, żeby obciąć mi włosy. Uciekłam z miasta (…). Dowiedziałam się wtedy, że Heinrich to szczególna osoba, oficer SS, nie miał czystej kartoteki, oskarżano go o zbrodnie popełnione w Norwegii, takie jak podpalenie synagogi (…). Zaraz po jego zniknięciu odkryłam, że jestem w ciąży” (Senje 2016: 284).
Opowieść, przewodnictwo podczas tej drogi na północ, przejmują również inni wykluczeni, nazywani wciąż Lapończykami. Określenie to w ich odczuciu jest bardzo obelżywe, lapp oznacza łatę. Budzi skojarzenia z niechlujnością, brudem, ubóstwem, połatanymi ubraniami. Lapończycy, Lapper, Finn, Lapps, Laplanders. Nazywają siebie Samami. Zamieszkują cztery państwa: Norwegię, Szwecję, Finlandię i Rosję. Jednak tylko Norwegia ratyfikowała konwencję 169 MOP, konwencję Ludów Tubylczych i Plemiennych (Magiera 2011: 23-53). W związku z dokumentem uchwalonym w 2005 roku, tzw. Finnmark Act, dziewięćdziesiąt pięć procent największego okręgu administracyjnego Norwegii – Finnmarku miało zostać przekazane mieszkańcom tego regionu (Magiera 2011: 36). Dla porównania, mimo samskich interwencji, w Szwecji nadal ta kwestia pozostaje nieuregulowana; najprawdopodobniej przyczyną są cenne surowce naturalne, zwłaszcza rudy żelaza (Magiera 2011: 42; Magiera 2014: 191-192).
Jednak do lat 80. sytuacja w Norwegii wyglądała nieco inaczej. Najgłośniejszą sprawą była kwestia Alty. W 1968 roku rozpisano projekt wykorzystania sieci rzecznej wzdłuż Alta – Kautokeino, a ziemie te tradycyjnie zamieszkiwane były i są przez Samów. Protestowano m.in. ze względu na niemożność wypasania renów, jednym z ubocznych efektów miało być również zatopienie wioski Masi (s. 467). W 1979 roku, w związku z rozpoczęciem prac, Samowie urządzają głodówkę pod Stortingiem (s. 468). Brita Gaup, jedna z protestujących, zapytana o spotkanie, opisała je następującymi słowami: „Nie rozumiem norweskiego. Rozumiem tylko kilka słów, ale ta pani [premier, Gro Harlem Brundland] nie sprawiała wrażenia, że się nami przejmuje. O ile nam wiadomo, jak słyszeliśmy od naszych rodziców, to jest tak cenne, że aż nie do pojęcia. Ci, którzy głodują, zrozumieli to. Jako matki i ojcowie widzimy teraz, że to rozumieją i gotowi są zaryzykować dla tej sprawy życiem. (…) Oni [Norwegowie] nic nie wiedzą o Samach, tylko o sobie (…). Starsi ludzie mówili nam o tym. Przybywało coraz więcej [Norwegów], aby spychać Samów coraz bardziej w stronę gór (…)” (s. 478). Pod wpływem strajków i konsultacji projekt został zawieszony, jednak od 1981 roku prace ruszyły pełną parą, Sąd Najwyższy stwierdził, że nie doszło do przekroczenia prawa. To data symboliczna, od tego momentu zachodzą realne zmiany w życiu Samów, ich wykluczenie staje się sprawą narodową (s. 470).
Wykluczeni tu i ówdzie „odzyskują” głos. Relacje, wizerunki wydają się być autentyczne, nabierają charakteru dokumentu. Ponowne przyjrzenie się tekstom Susan Sontag i twórczości Marthy Rosler pozwala wątpić we wszystko, zwłaszcza w autentyczność fotografii oraz uczciwość w prezentowaniu wykluczonych. Rosler uważała, że jakakolwiek próba wyręczenia, mówienia za kogoś jest opresyjna, a zarazem ustawiająca artystę w roli osoby uprzywilejowanej, tej, która kreuje rzeczywistość. O „widoku cudzego cierpienia” pisała również Susan Sontag. Podkreślała fakt, że prezentowanie historii drugiego człowieka nigdy nie jest pozbawione elementów etycznie dwuznacznych. Oczywiście, „Antologia norweskiej literatury faktu” to również konstrukt. Zwłaszcza że został wytworzony na potrzeby widza, dla którego skandynawski pejzaż nie stanowi czegoś zbadanego i przetrawionego. I chociaż przewijają się niekiedy elementy czułostkowe, tkliwe, być może przeestetyzowane, to jednak dużo bliżej tym obrazom do koncepcji Krystyny Gryczełowskiej, twórczyni filmów interwencyjnych, należącej do tzw. szkoły Karabasza. Naświetlenie problemu mogło mieć realny wpływ na wprowadzenie zmian.
Ostatni esej wizualny to kilkanaście migawek, kilkanaście scen. Einar Gerhardsen, „twórca państwa socjalnego”, trzykrotny premier Norwegii, narciarze na Holmenkollen, rybacy z Havoysund, dzieci podczas zabaw z okazji obchodów rocznicy uchwalenia konstytucji, biegi narciarskie, ślub w Kautokeino (Samowie w swych tradycyjnych strojach), demonstracja przeciwko wejściu Norwegii do NATO, pochód członków Partii Komunistycznej, Enerhaugen w 1963 roku (kiedyś najbiedniejsza dzielnica), Ulica Karla Johana, policja usuwająca protestujących przeciwko budowie elektrowni wodnej w Eikesdal, mieszkańcy Oslo przypatrujący się Romom, których osiedlono we wschodniej części miasta, Morze Północne: budowa platformy oraz wyciek ropy (Ekofisk 2/4 Bravo). Ostatnia fotografia i zarazem ostatnia strona antologii to scena z 26 kwietnia 1995 roku, wówczas na wzór akcji duńskiej i szwedzkiej Norweski Instytut Badań Etnologicznych zorganizował projekt „pamiętnik jednego dnia”. Uzyskano dzięki temu relacje szesnastu tysięcy ludzi, szesnaście tysięcy opowieści o jednym dniu. I chociaż retrospektywa dnia nie była jedynym tematem, to niewątpliwie przeważała. Powszedniość, zwyczajność, zrytualizowanie (s. 620-651).
Gdyby wyciąć kolejne obrazy i poukładać je obok siebie, gdyby stworzyć trzy tablice pełne zdjęć, gdyby przykleić je, przyszpilić, jak to się czyni z owadami, te mieniące się, kolorowe obok szarobłękitnych, większe obok mniejszych. Jak tablice biologiczne lub witraże Damiena Hirsta („Doorways to the Kingdom of Heaven”). Owe fotografie, ale i listy, pamiętniki, relacje ułożone starannie bądź mniej starannie budziłyby wówczas skojarzenia z „Atlasem” Gerharda Richtera. Zdjęcia prywatne, sesje pornograficzne, zdjęcia z gazet, fotografie z obozów koncentracyjnych, afrykańskie safari, jeziora, góry, wreszcie autoportrety. Monumentalne dzieło niemieckiego artysty to ponad 700 plansz, które powstawały od 1962 roku, zbierane i osadzane w probówkach, konstrukcja delikatna i krucha. Autor wprowadza odbiorcę do własnego laboratorium. Rozglądając się dookoła, oglądający mógłby dostać zawrotu głowy. Wyrywkowość, ujęcie, chwila, migawka, ale i próba ujęcia jak najwięcej, uchwycenia, zatrzymania, posiadania. Z jednoczesnym przeczuciem, że niemożliwym jest ujęcie pełne, całościowe, stworzenie kreacji jednolitej, linearnej. Podobnie „Antologia…”, która ma bardziej uporządkowaną i klarowną strukturę, jednak ze względu na wielość perspektyw, rozmaite świadectwa, przytoczenie słów i Norwegów, i Samów, polityków oraz robotnic, gazeciarzy czy sekretarek, noblistów i tych, którzy pióra używali mniej chętnie, i tak dalej, i tak dalej, przypomina kalejdoskop, mozaikę z różnobarwnych elementów, wielobarwnych szkiełek, kamieni. Jedne w oku patrzącego mogą mieć większą wartość, inne mniejszą, tworzą pewien układ, nie jest on jednak układem stałym i niezmiennym.
Niemożliwością staje się również zapoznanie się z całością od razu, z całą antologią, wszystkimi tekstami naraz. To raczej kilka bądź kilkanaście wędrówek na północ, od Drammen do Oslo, dalej na północny-zachód w stronę Bergen, odpoczynek, kilkudniowy postój. I dalej: Lilehammer, przez Dovre, w góry, na północ, Trondheim, Bodø, Narvik, Tromsø i cały Finnmark. Ten kraj, który, jak pisała Sigrid Undset, „leży na obrzeżach Europy, jest nieproporcjonalnie duży i długi, ale jedynie jego dziesięć procent nadaje się pod uprawę, reszta to jałowa skała” (s. 137). „Duży i długi” – diagnozuje noblistka. Ale chciałoby się powiedzieć: „długi i długi”. Droga na północ jawi się jako podróż pociągiem przez kraj długi i długi. Nord vegen, tam, „gdzie zima trwa dziewięć miesięcy, a lato niekiedy nawet nie trzy, tam, gdzie bywało, że przymrozek przychodził już w sierpniu, więc niedojrzałe zboże gniło na polach, które leżały potem pod śniegiem aż do świętego Jana następnego lata, przez co siać można było dopiero późnym latem” (s. 137).
LITERATURA:
Bąk H.: „Legalność tzw. paragrafu norweskiego 1536 roku w świetle postanowień norwesko-duńskiego traktatu unijnego z 1450 roku”. „Studia Iuridica Toruniensa” t. 17, 2015.
Magiera J.: „Analiza sytuacji prawno-politycznej Samów w czterech państwach Półwyspu Fennoskandzkiego”. „Zeszyty Skandynawistyczne Naukowe” 2011, nr 1.
Magiera J.: „Parlament Samów w Szwecji. Forma przejściowa czy ostateczna?”. „Poliarchia” 2014, nr 1.
Owens C.: „Dyskurs Innych. Feministki i postmodernizm”. Przeł. M. Sugiera. W: „Postmodernizm”. Red. R. Nycz. Kraków 1998.
Sontag S.: „Widok cudzego cierpienia”. Przeł. S. Magala. Kraków 2010.
Strękowski J.: „Krystyna Gryczełowska”. http://culture.pl/pl/tworca/krystyna-gryczelowska
Zdjęcie zostało wykonane w twierdzy Akershus w Kristianii (dzisiejsze Oslo), 12 lub 13 sierpnia 1905 roku, mężczyzna w kapeluszu z wielkim napisem ja zbierał podpisy podczas referendum, które dotyczyło rozwiązania Unii ze Szwecją. Norwegowie, od dobrych kilku stuleci mieli niewielkie możliwości do samostanowienia (Bąk 2015: 17-41). Norwegia najpierw uzależniona była od Danii (konsekwencje postanowień z roku 1450 oraz wyłamania się Szwecji z unii kalmarskiej w 1523 roku), następnie od Szwecji (unia personalna w 1814 roku). Brak suwerenności oznaczał utratę instytucji państwowych, zmianę struktury społecznej, miał również niemały wpływ na przekształcanie języka.
Bokmål i nynorsk, język książkowy i nowonorweski, dwa warianty języka literackiego, dwa oficjalne języki Norwegii. Bokmål, powstały na bazie duńskiego, stanowiący połączenie duńskiego i norweskiego, oraz nynorsk, opracowany przez poetę i językoznawcę – Ivara Aasena, na podstawie gwar ludowych, tzw. landsmålu (języka krajowego); posługuje się nim współcześnie około 20 procent ludności norweskiej, głównie w południowej części kraju. Od końca XIX wieku trwał tzw. norweski konflikt językowy, podejmowano liczne próby zunifikowania języka, nadania mu jednolitej formy. Oficjalne zakończenie tych zabiegów miało miejsce 13 grudnia 2002 roku, rząd norweski uznał, że nie przyniosły one wymiernych rezultatów. W związku z tym mieszkańcy każdej gminy mogą wybrać język, którym chcą się posługiwać.
Fotografia przedstawiająca referendum to jedno z ponad stu zdjęć, które dzięki kwerendzie Agaty Bujnowskiej pojawiły się w monumentalnej publikacji „Droga na Północ. Antologia norweskiej literatury faktu”, opracowanej przez Pawła Urbanika oraz Agnieszkę Knyt. Książka została wydana dzięki staraniom Ośrodka KARTA, którego głównym przedmiotem zainteresowania była do tej pory Europa Środkowo-Wschodnia. Staronordyckie nord vegen, od którego pochodzi nazwa kraju (w bokmål Norge, w nynorsk Noreg), oznacza dosłownie właśnie tytułową drogę na północ.
Jedna spójna lub dwie wzajemnie uzupełniające się narracje: zdjęcia oraz tekst, pejzaże, sceny rodzajowe, portrety i dokumenty, pamiętniki, listy. Część literacka podzielona została na sześć obszarów ułożonych chronologicznie i problemowo zarazem. Na początku każdego z nich znajduje się wyjaśniający wstęp, dwu-, trzystronicowe omówienie konkretnej kwestii, następnie kilka świadectw różnego rodzaju. Kolejne działy dotyczą: sytuacji sprzed rozpadu Unii oraz zalążków niepodległego państwa („Nowe Państwo, 1900-1905”), „trudnych lat 1905-1940”, „wojny 1940-1945” oraz „rozliczeń 1945-1959”, utworzenia państwa socjalnego („Ku dobrobytowi, 1960-1979”). Ostatnie eseje stanowią komentarz do kwestii najnowszych, najświeższych i obejmują lata 1980-2000 („Nowe wyzwania”). Fotografie ułożone w trzy rozdziały nie stanowią jedynie ilustracji tekstu, tj. nie są ilustracjami przypisanymi do konkretnych tekstów. Obie części zostały skomponowane paralelnie względem siebie, występują podobne postaci i motywy, np. pracujący robotnicy, urlopy, mniejszości romskie i samskie, sylwetka Sigrid Undset, Knuta Hamsuna. Sposób ułożenia fotografii wydaje się być zbliżony do bergerowskich esejów wizualnych. Kilka, kilkanaście obrazów, tworzących kompozycję w oku patrzącego, obraz Norwegii.
„Spełnione marzenie europejskiej lewicy o wolności, równości i bogactwie, wszystko byłoby w porządku, gdyby od czasu do czasu nagle nie pojawiał się jakiś jednooki troll” (s. 8). Ogromne, włochate, opisywane przez Petera Christena Asbjørnsena i Jørgena Moe. Jeden z nich, sportretowany przez Theodora Kittelsena, siedzi na skale, zwalista sylwetka, zbyt wielki, garbaty nos, nieforemne palce i stopy, postać, która wydawałaby się być może melancholijna, ale czy trolle mogą odczuwać melancholię? Jednak bardziej prawdopodobne byłoby, że śpi, a wstające powoli słońce zamieni nieszczęśnika w kamień.
Takim trollem przez wiele lat pozostawał w oczach Norwegów Knut Hamsun, z którym nie do końca wiadomo było, co zrobić, gdzie przyporządkować, jak sklasyfikować, wreszcie: czy przyporządkowywać i czy klasyfikować. Twórca „Błogosławieństwa ziemi”, „Głodu”, laureat Nagrody Nobla (a tych Norwegia nie ma aż tak wielu). To wszystko bardzo piękne, ale co zrobić z jego faszyzującymi sympatiami oraz zaangażowaniem politycznym w czasie drugiej wojny światowej? W 1934 roku pisał do Alberta Engströma, szwedzkiego artysty, autora karykatur Führera: „(…) czuję się mniej ramolowaty, bo rozbawiony Twoimi śmiesznymi opowieściami i w sercu zgadzam się z Twoim zdaniem na temat sztuki. Natomiast nie wiem, czy zgadzamy się we wszystkim, jestem jednak stary, więc milczę. Czyż jednak nie zachowujecie się zbyt protekcjonalnie, siedząc w tej swojej Szwecji i wyśmiewając ruch Hitlera gromadzący wokół siebie 65-milionowy naród, który mimo wszystkich błędów prowadzi teraz walkę w imieniu całego świata? Nie wiem. Zwykłem zwieszać głowę i nie upierać się w pewności. Już nie. Bycie stuprocentowo pewnym jest ryzykowne” (s. 127). Hamsun, zafascynowany ideami nazistowskimi, jednoznacznie popierał okupację hitlerowską, namawiał do tego również rodaków. Wierzył, że Niemcy pomogą Norwegom w odzyskaniu Grenlandii, o czym świadczą listy do Gustava Smedala, Josefa Terbovena i Joachima von Ribbentropa (s. 131-132). Chętnie okazywał swoje przywiązanie do Rzeszy, m.in. w 1943 roku przekazał medal noblowski Josephowi Goebbelsowi. Pisarza, oskarżonego i sądzonego za zdradę ojczyzny, skazano i skierowano do ośrodka psychiatrycznego, nałożono też karę pieniężną, która z pisarza uczyniła bankruta. W „Antologii norweskiej literatury faktu” jeden z podrozdziałów poświęcony jest postaci Hamsuna, który przedstawiony zostaje jako niejednoznaczna figura, jawi się jako przeciwnik komunizmu, demokracji i liberalizacji społeczeństwa oraz skrajny nacjonalista. Podkreślona zostaje jednak również inna strona jego działalności, m.in. ujmowanie się za więźniami norweskimi (s. 122-123). Listy, które znalazły się w publikacji, to listy do dzieci, do dziennikarzy i redaktorów gazet, do Josepha Terbovena, Joachima von Ribbentropa oraz do króla Haakona VII, przebywającego wówczas na uchodźstwie (s.124-132). Twórcy antologii unikają wyciągania prostych wniosków i jeszcze łatwiejszego oskarżania. Czy też starają się unikać, z różnym skutkiem. Tuż po notatkach Hamsuna umieszczono esej Sigrid Undset („Niemi świadkowie” [s. 136-157]), autorki której jednoznaczne stanowisko odnośnie nazizmu to rzecz powszechnie znana.
Mniejsze, większe trolle, niekiedy coś mroczniejszego podpływało do brzegu i wówczas wywoływało najprawdziwsze przerażenie. Dziwny stwór o bezkształtnym ciele zamieszkujący akweny wodne i będący uosobieniem największego zła. Nøkken. Dla społeczeństwa norweskiego takim cieniem były kobiety, które miały kontakty romantyczne lub erotyczne z Niemcami podczas wojny. Sigurd Senje, autor „Szwabskich dziwek”, opisuje z jakim traktowaniem spotykały się nie tylko kochanki nazistów, ale i dziewczęta, na które padło podobne podejrzenie. Wystarczył donos, aby rozpoczęły się prześladowania: utrata pracy, golenie głowy, rozebranie do naga. Internowanie 12-14 tysięcy kobiet było tłumaczone kwestią zdrowotną i koniecznością przeprowadzenia badań pod kątem chorób wenerycznych. Osadzone w około 40 jednostkach więziennych, często diagnozowane jako niespełna władz intelektualnych. Część kobiet, tych, które poślubiły Niemców, utraciła prawa obywatelskie poprzez odesłanie do Niemiec (s. 282-283). Senje, historyk i pisarz, zebrał świadectwa, wspomnienia i opublikował je w 1986 roku, wzbudzając tym samym dyskusję społeczną. Nie mogły jej nie wzbudzić, kiedy jedno ze zdań brzmiało: „Były z mojego pokolenia, miałem ich trochę w gronie znajomych. Nie różniły się niczym szczególnym od innych dziewcząt” (s. 283). Nie były to więc przypadki anonimowe, prawdopodobnie wielu Norwegów znało dziewczynę zakochaną czy też romansującą z Niemcem albo przynajmniej pielęgniarkę oskarżoną o pomoc naziście lub słyszało niepotwierdzone informacje odnośnie tej czy innej panny. Dzięki Senje część z nich odzyskała głos, Gro mówiła: „Mój ty świecie, jaki ty byłeś piękny Heinrichu (…). Nie było to nic innego jak bezrozumna miłość od pierwszego wejrzenia (…). To wszystko trwało. Mijały miesiące lata. I nagle przyszła kapitulacja i odebrała nam szansę. Heinrich poszedł do obozu i miał wyjechać do Niemiec. Mnie nie mógł zabrać ze sobą. Kilku chłopaków przyszło, żeby obciąć mi włosy. Uciekłam z miasta (…). Dowiedziałam się wtedy, że Heinrich to szczególna osoba, oficer SS, nie miał czystej kartoteki, oskarżano go o zbrodnie popełnione w Norwegii, takie jak podpalenie synagogi (…). Zaraz po jego zniknięciu odkryłam, że jestem w ciąży” (Senje 2016: 284).
Opowieść, przewodnictwo podczas tej drogi na północ, przejmują również inni wykluczeni, nazywani wciąż Lapończykami. Określenie to w ich odczuciu jest bardzo obelżywe, lapp oznacza łatę. Budzi skojarzenia z niechlujnością, brudem, ubóstwem, połatanymi ubraniami. Lapończycy, Lapper, Finn, Lapps, Laplanders. Nazywają siebie Samami. Zamieszkują cztery państwa: Norwegię, Szwecję, Finlandię i Rosję. Jednak tylko Norwegia ratyfikowała konwencję 169 MOP, konwencję Ludów Tubylczych i Plemiennych (Magiera 2011: 23-53). W związku z dokumentem uchwalonym w 2005 roku, tzw. Finnmark Act, dziewięćdziesiąt pięć procent największego okręgu administracyjnego Norwegii – Finnmarku miało zostać przekazane mieszkańcom tego regionu (Magiera 2011: 36). Dla porównania, mimo samskich interwencji, w Szwecji nadal ta kwestia pozostaje nieuregulowana; najprawdopodobniej przyczyną są cenne surowce naturalne, zwłaszcza rudy żelaza (Magiera 2011: 42; Magiera 2014: 191-192).
Jednak do lat 80. sytuacja w Norwegii wyglądała nieco inaczej. Najgłośniejszą sprawą była kwestia Alty. W 1968 roku rozpisano projekt wykorzystania sieci rzecznej wzdłuż Alta – Kautokeino, a ziemie te tradycyjnie zamieszkiwane były i są przez Samów. Protestowano m.in. ze względu na niemożność wypasania renów, jednym z ubocznych efektów miało być również zatopienie wioski Masi (s. 467). W 1979 roku, w związku z rozpoczęciem prac, Samowie urządzają głodówkę pod Stortingiem (s. 468). Brita Gaup, jedna z protestujących, zapytana o spotkanie, opisała je następującymi słowami: „Nie rozumiem norweskiego. Rozumiem tylko kilka słów, ale ta pani [premier, Gro Harlem Brundland] nie sprawiała wrażenia, że się nami przejmuje. O ile nam wiadomo, jak słyszeliśmy od naszych rodziców, to jest tak cenne, że aż nie do pojęcia. Ci, którzy głodują, zrozumieli to. Jako matki i ojcowie widzimy teraz, że to rozumieją i gotowi są zaryzykować dla tej sprawy życiem. (…) Oni [Norwegowie] nic nie wiedzą o Samach, tylko o sobie (…). Starsi ludzie mówili nam o tym. Przybywało coraz więcej [Norwegów], aby spychać Samów coraz bardziej w stronę gór (…)” (s. 478). Pod wpływem strajków i konsultacji projekt został zawieszony, jednak od 1981 roku prace ruszyły pełną parą, Sąd Najwyższy stwierdził, że nie doszło do przekroczenia prawa. To data symboliczna, od tego momentu zachodzą realne zmiany w życiu Samów, ich wykluczenie staje się sprawą narodową (s. 470).
Wykluczeni tu i ówdzie „odzyskują” głos. Relacje, wizerunki wydają się być autentyczne, nabierają charakteru dokumentu. Ponowne przyjrzenie się tekstom Susan Sontag i twórczości Marthy Rosler pozwala wątpić we wszystko, zwłaszcza w autentyczność fotografii oraz uczciwość w prezentowaniu wykluczonych. Rosler uważała, że jakakolwiek próba wyręczenia, mówienia za kogoś jest opresyjna, a zarazem ustawiająca artystę w roli osoby uprzywilejowanej, tej, która kreuje rzeczywistość. O „widoku cudzego cierpienia” pisała również Susan Sontag. Podkreślała fakt, że prezentowanie historii drugiego człowieka nigdy nie jest pozbawione elementów etycznie dwuznacznych. Oczywiście, „Antologia norweskiej literatury faktu” to również konstrukt. Zwłaszcza że został wytworzony na potrzeby widza, dla którego skandynawski pejzaż nie stanowi czegoś zbadanego i przetrawionego. I chociaż przewijają się niekiedy elementy czułostkowe, tkliwe, być może przeestetyzowane, to jednak dużo bliżej tym obrazom do koncepcji Krystyny Gryczełowskiej, twórczyni filmów interwencyjnych, należącej do tzw. szkoły Karabasza. Naświetlenie problemu mogło mieć realny wpływ na wprowadzenie zmian.
Ostatni esej wizualny to kilkanaście migawek, kilkanaście scen. Einar Gerhardsen, „twórca państwa socjalnego”, trzykrotny premier Norwegii, narciarze na Holmenkollen, rybacy z Havoysund, dzieci podczas zabaw z okazji obchodów rocznicy uchwalenia konstytucji, biegi narciarskie, ślub w Kautokeino (Samowie w swych tradycyjnych strojach), demonstracja przeciwko wejściu Norwegii do NATO, pochód członków Partii Komunistycznej, Enerhaugen w 1963 roku (kiedyś najbiedniejsza dzielnica), Ulica Karla Johana, policja usuwająca protestujących przeciwko budowie elektrowni wodnej w Eikesdal, mieszkańcy Oslo przypatrujący się Romom, których osiedlono we wschodniej części miasta, Morze Północne: budowa platformy oraz wyciek ropy (Ekofisk 2/4 Bravo). Ostatnia fotografia i zarazem ostatnia strona antologii to scena z 26 kwietnia 1995 roku, wówczas na wzór akcji duńskiej i szwedzkiej Norweski Instytut Badań Etnologicznych zorganizował projekt „pamiętnik jednego dnia”. Uzyskano dzięki temu relacje szesnastu tysięcy ludzi, szesnaście tysięcy opowieści o jednym dniu. I chociaż retrospektywa dnia nie była jedynym tematem, to niewątpliwie przeważała. Powszedniość, zwyczajność, zrytualizowanie (s. 620-651).
Gdyby wyciąć kolejne obrazy i poukładać je obok siebie, gdyby stworzyć trzy tablice pełne zdjęć, gdyby przykleić je, przyszpilić, jak to się czyni z owadami, te mieniące się, kolorowe obok szarobłękitnych, większe obok mniejszych. Jak tablice biologiczne lub witraże Damiena Hirsta („Doorways to the Kingdom of Heaven”). Owe fotografie, ale i listy, pamiętniki, relacje ułożone starannie bądź mniej starannie budziłyby wówczas skojarzenia z „Atlasem” Gerharda Richtera. Zdjęcia prywatne, sesje pornograficzne, zdjęcia z gazet, fotografie z obozów koncentracyjnych, afrykańskie safari, jeziora, góry, wreszcie autoportrety. Monumentalne dzieło niemieckiego artysty to ponad 700 plansz, które powstawały od 1962 roku, zbierane i osadzane w probówkach, konstrukcja delikatna i krucha. Autor wprowadza odbiorcę do własnego laboratorium. Rozglądając się dookoła, oglądający mógłby dostać zawrotu głowy. Wyrywkowość, ujęcie, chwila, migawka, ale i próba ujęcia jak najwięcej, uchwycenia, zatrzymania, posiadania. Z jednoczesnym przeczuciem, że niemożliwym jest ujęcie pełne, całościowe, stworzenie kreacji jednolitej, linearnej. Podobnie „Antologia…”, która ma bardziej uporządkowaną i klarowną strukturę, jednak ze względu na wielość perspektyw, rozmaite świadectwa, przytoczenie słów i Norwegów, i Samów, polityków oraz robotnic, gazeciarzy czy sekretarek, noblistów i tych, którzy pióra używali mniej chętnie, i tak dalej, i tak dalej, przypomina kalejdoskop, mozaikę z różnobarwnych elementów, wielobarwnych szkiełek, kamieni. Jedne w oku patrzącego mogą mieć większą wartość, inne mniejszą, tworzą pewien układ, nie jest on jednak układem stałym i niezmiennym.
Niemożliwością staje się również zapoznanie się z całością od razu, z całą antologią, wszystkimi tekstami naraz. To raczej kilka bądź kilkanaście wędrówek na północ, od Drammen do Oslo, dalej na północny-zachód w stronę Bergen, odpoczynek, kilkudniowy postój. I dalej: Lilehammer, przez Dovre, w góry, na północ, Trondheim, Bodø, Narvik, Tromsø i cały Finnmark. Ten kraj, który, jak pisała Sigrid Undset, „leży na obrzeżach Europy, jest nieproporcjonalnie duży i długi, ale jedynie jego dziesięć procent nadaje się pod uprawę, reszta to jałowa skała” (s. 137). „Duży i długi” – diagnozuje noblistka. Ale chciałoby się powiedzieć: „długi i długi”. Droga na północ jawi się jako podróż pociągiem przez kraj długi i długi. Nord vegen, tam, „gdzie zima trwa dziewięć miesięcy, a lato niekiedy nawet nie trzy, tam, gdzie bywało, że przymrozek przychodził już w sierpniu, więc niedojrzałe zboże gniło na polach, które leżały potem pod śniegiem aż do świętego Jana następnego lata, przez co siać można było dopiero późnym latem” (s. 137).
LITERATURA:
Bąk H.: „Legalność tzw. paragrafu norweskiego 1536 roku w świetle postanowień norwesko-duńskiego traktatu unijnego z 1450 roku”. „Studia Iuridica Toruniensa” t. 17, 2015.
Magiera J.: „Analiza sytuacji prawno-politycznej Samów w czterech państwach Półwyspu Fennoskandzkiego”. „Zeszyty Skandynawistyczne Naukowe” 2011, nr 1.
Magiera J.: „Parlament Samów w Szwecji. Forma przejściowa czy ostateczna?”. „Poliarchia” 2014, nr 1.
Owens C.: „Dyskurs Innych. Feministki i postmodernizm”. Przeł. M. Sugiera. W: „Postmodernizm”. Red. R. Nycz. Kraków 1998.
Sontag S.: „Widok cudzego cierpienia”. Przeł. S. Magala. Kraków 2010.
Strękowski J.: „Krystyna Gryczełowska”. http://culture.pl/pl/tworca/krystyna-gryczelowska
„Droga na Północ. Antologia norweskiej literatury faktu”. Wybór i komentarze: Paweł Urbanik Opracowanie: Agnieszka Knyt. Ośrodek KARTA. Warszawa 2016 [seria: Świadectwa XX wiek].
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |