APATIA, NIEMOC, MARAZM (PRZEMEK KMIEĆ: MALAISE)
A
A
A
Na wystawie „Malaise” prezentowanej w Nowohuckim Centrum Kultury Przemek Kmieć podejmuje wątki dotyczące ekologii oraz środowiska naturalnego, wpisując je w krąg społeczno-kulturowy opierający się na środkach wyrazu zaczerpniętych z tradycji sztuki zachodnioeuropejskiej, głównie niderlandzkiej oraz francuskiej. Swoje poglądy artysta wyprowadza od Hansa Memlinga, Hieronima Boscha oraz Pietera Bruegla. Nie tyle przy tym inspiruje się kanonami sztuki niderlandzkiej, co cytuje je i zapożycza. Wprowadzając do swoich obrazów element współczesny, który zostaje nasycony charakterystyczną dla malarstwa prymitywistycznego kreską, nie nadaje kanonicznym pracom nowych znaczeń, lecz uwypukla sensy już w nich zawarte, czyniąc je tym samym wciąż (a może jeszcze bardziej) aktualnymi. Dzięki Kmieciowi, artystyczne drzewo genealogiczne w dalszym ciągu się rozrasta. Twórca czerpie przecież z Bruegla, inspirującego się Boschem, który z kolei inspirował się Memlingiem… W ten oto sposób możemy dotrzeć do korzeni, zrazu nie zdając sobie sprawy z symbiozy nie tylko treściowej, ale również intelektualnej, a być może nawet moralizatorskiej, łączącej te prace z ich pierwowzorami.
Pokusy, niebezpieczeństwa i wady XV-wiecznego świata, czekające na grzeszników kary oraz nagrody dla cnotliwych, ukazane przez Boscha w „Ogrodzie ziemskich rozkoszy”, w pewnym sensie otwierają dyskusję na temat śmierci albo – co bardziej zasadne – sposobu umierania. Kmieć wpisuje w nią figury rysia i zająca – drapieżnika i ofiary. W tle upada ludzkość, zwycięża grzech, a impreza trwa – leje się wino, splatają się ciała kochanków. Od końca XV wieku tkwimy nadal w tym samym miejscu. Z poszczególnych scen można wyczytać próby nawrócenia, odrzucenie cielesnych uciech, a także powrót do troski o faunę i florę istniejącego świata. Zmierzamy w stronę piekła lub też urządzamy je na ziemi. Naturalny rytm natury już został zakłócony: ryś zabija, by żyć, lecz człowiek zabija bez powodu. Dlatego Kmieć na szezlongu pani Récamier usadowił martwe jagnię, odarte ze skóry tylko częściowo, za to w całości odarte z tego, co posiadało, czyli życia. Na klasycystycznym meblu stworzonym przez Davida, w połowie XX wieku René Magritte umieścił trumnę. W drugiej dekadzie XXI wieku ta trumna już nie jest pusta.
Pustka pojawia się za to w naszych umysłach. W pracy „Obłok niewiedzy”, namalowanej według „Zabaw dziecięcych” Bruegla, dominuje ogromna biała plama. Tak zwany malarz chłopski, doskonale widzący zależność człowieka od świata przyrody oraz świata przyrody od człowieka, traktując dzieci jak dorosłych, przebierając je w stroje ojców i dając twarze matek, nie tyle walczył o prawa dziecka, co przestrzegał dorosłych przed postrzeganiem życia jako zabawy. Ostrzegał przed trwonieniem życia i bolesnym upadkiem z gnającej karuzeli. Kmieć natomiast przestrzega nas przed głupotą i obojętnością na głosy wokoło, szczególnie na niemy krzyk tysięcy zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt. Przestrzega przed zdziwieniem, że na Grenlandii topnieją lodowce, a na świecie pozostało tylko nieco ponad 3 tysiące tygrysów.
Ale Kmieć jest nie tylko wieszczem, moralizatorem i przedstawicielem ekologów. Przestrzega, ale i zarazem pokazuje, bawi się, teatralizuje i zmienia w swoich przedstawieniach role oczywiste. Czego oczy nie widzą… W jego pracach oglądamy panterę pożerającą człowieka oraz małą, nagą, sparaliżowaną strachem ludzką postać skuloną w ciasnej norze, ulokowanej w gęstwinie widmowego lasu, a może w centrum naszego przyszłego świata, całkowicie zniszczonego za kilkadziesiąt (kilkanaście?) dekad. Widzimy również ingerencję w doskonale znane kanony i wyobrażenia: matka karmicielka to tutaj nie Maria z Dzieciątkiem czy żona Stanisława Wyspiańskiego, Teofila Pytko, karmiąca małego Stasia, lecz niedźwiedzica bądź wilczyca karmiąca swoje młode.
Przenikanie ludzkiego ze zwierzęcym widać w „Tańcu kołowym”, gdzie psowate istoty oddają się pląsom niczym w tańcu wolności, radości i zabawy Henriego Mattisa. Do tej pełnej entuzjazmu dynamiki zostaje dodana łyżka dziegciu, bo przyglądając się dokładniej fizjonomiom tańcujących stworzeń, dostrzeżemy w nich niepokojące uczłowieczanie. Oto klimat nie tyle radosnych zabaw, co rytuałów inicjacyjnych rodem z czarnych malowideł Francisco Goi (a może ma tu miejsce nie uczłowieczanie, lecz zezwierzęcanie i tylko owe kwaśne fizjonomie pozostały w owych stworach z człowieka?).
Prace Kmiecia przywołują na myśl twórczość francuskich prymitywistów oraz przedstawicieli sztuki naiwnej, jednak nie ze względu sposób formowania przestrzeni, perspektywę czy kompozycję, lecz za sprawą niezwykle subiektywnego sposobu widzenia, charakterystycznego dla tak zwanych „dzieł nieskażonych przez intelekt”, przy czym fantastyczne wizje nasycone figurami zwierząt i roślin przypominają prace legendarnego Henriego Rousseau. Cytaty z klasyków malarstwa zostają przerysowane, naznaczone żywą kolorystyką i mogą wywoływać wrażenie groteskowości. Ale cóż nam pozostaje, oprócz śmiechu przez łzy, w konfrontacji z ekspozycją zakończoną najbardziej karykaturalnym zderzeniem kultur: Danse macabre Pietera Bruegla z figurą psa Pimpusia? Przecież śmierć dosięgnie każdego – monarchów, hulaków, żołnierzy, starych, młodych i nas.
Pokusy, niebezpieczeństwa i wady XV-wiecznego świata, czekające na grzeszników kary oraz nagrody dla cnotliwych, ukazane przez Boscha w „Ogrodzie ziemskich rozkoszy”, w pewnym sensie otwierają dyskusję na temat śmierci albo – co bardziej zasadne – sposobu umierania. Kmieć wpisuje w nią figury rysia i zająca – drapieżnika i ofiary. W tle upada ludzkość, zwycięża grzech, a impreza trwa – leje się wino, splatają się ciała kochanków. Od końca XV wieku tkwimy nadal w tym samym miejscu. Z poszczególnych scen można wyczytać próby nawrócenia, odrzucenie cielesnych uciech, a także powrót do troski o faunę i florę istniejącego świata. Zmierzamy w stronę piekła lub też urządzamy je na ziemi. Naturalny rytm natury już został zakłócony: ryś zabija, by żyć, lecz człowiek zabija bez powodu. Dlatego Kmieć na szezlongu pani Récamier usadowił martwe jagnię, odarte ze skóry tylko częściowo, za to w całości odarte z tego, co posiadało, czyli życia. Na klasycystycznym meblu stworzonym przez Davida, w połowie XX wieku René Magritte umieścił trumnę. W drugiej dekadzie XXI wieku ta trumna już nie jest pusta.
Pustka pojawia się za to w naszych umysłach. W pracy „Obłok niewiedzy”, namalowanej według „Zabaw dziecięcych” Bruegla, dominuje ogromna biała plama. Tak zwany malarz chłopski, doskonale widzący zależność człowieka od świata przyrody oraz świata przyrody od człowieka, traktując dzieci jak dorosłych, przebierając je w stroje ojców i dając twarze matek, nie tyle walczył o prawa dziecka, co przestrzegał dorosłych przed postrzeganiem życia jako zabawy. Ostrzegał przed trwonieniem życia i bolesnym upadkiem z gnającej karuzeli. Kmieć natomiast przestrzega nas przed głupotą i obojętnością na głosy wokoło, szczególnie na niemy krzyk tysięcy zagrożonych wyginięciem gatunków zwierząt. Przestrzega przed zdziwieniem, że na Grenlandii topnieją lodowce, a na świecie pozostało tylko nieco ponad 3 tysiące tygrysów.
Ale Kmieć jest nie tylko wieszczem, moralizatorem i przedstawicielem ekologów. Przestrzega, ale i zarazem pokazuje, bawi się, teatralizuje i zmienia w swoich przedstawieniach role oczywiste. Czego oczy nie widzą… W jego pracach oglądamy panterę pożerającą człowieka oraz małą, nagą, sparaliżowaną strachem ludzką postać skuloną w ciasnej norze, ulokowanej w gęstwinie widmowego lasu, a może w centrum naszego przyszłego świata, całkowicie zniszczonego za kilkadziesiąt (kilkanaście?) dekad. Widzimy również ingerencję w doskonale znane kanony i wyobrażenia: matka karmicielka to tutaj nie Maria z Dzieciątkiem czy żona Stanisława Wyspiańskiego, Teofila Pytko, karmiąca małego Stasia, lecz niedźwiedzica bądź wilczyca karmiąca swoje młode.
Przenikanie ludzkiego ze zwierzęcym widać w „Tańcu kołowym”, gdzie psowate istoty oddają się pląsom niczym w tańcu wolności, radości i zabawy Henriego Mattisa. Do tej pełnej entuzjazmu dynamiki zostaje dodana łyżka dziegciu, bo przyglądając się dokładniej fizjonomiom tańcujących stworzeń, dostrzeżemy w nich niepokojące uczłowieczanie. Oto klimat nie tyle radosnych zabaw, co rytuałów inicjacyjnych rodem z czarnych malowideł Francisco Goi (a może ma tu miejsce nie uczłowieczanie, lecz zezwierzęcanie i tylko owe kwaśne fizjonomie pozostały w owych stworach z człowieka?).
Prace Kmiecia przywołują na myśl twórczość francuskich prymitywistów oraz przedstawicieli sztuki naiwnej, jednak nie ze względu sposób formowania przestrzeni, perspektywę czy kompozycję, lecz za sprawą niezwykle subiektywnego sposobu widzenia, charakterystycznego dla tak zwanych „dzieł nieskażonych przez intelekt”, przy czym fantastyczne wizje nasycone figurami zwierząt i roślin przypominają prace legendarnego Henriego Rousseau. Cytaty z klasyków malarstwa zostają przerysowane, naznaczone żywą kolorystyką i mogą wywoływać wrażenie groteskowości. Ale cóż nam pozostaje, oprócz śmiechu przez łzy, w konfrontacji z ekspozycją zakończoną najbardziej karykaturalnym zderzeniem kultur: Danse macabre Pietera Bruegla z figurą psa Pimpusia? Przecież śmierć dosięgnie każdego – monarchów, hulaków, żołnierzy, starych, młodych i nas.
„Malaise – wystawa malarska Przemka Kmiecia” Nowohuckie Centrum Kultury, Galeria Centrum. Kraków, 17.02.2017-13.03.2017.
Zadanie dofinansowane ze środków budżetu Województwa Śląskiego. Zrealizowano przy wsparciu Fundacji Otwarty Kod Kultury. |